Przecinamy kolejne żleby i żebra skalne, trzeba odepchnąć się od skały, bo wystaje z niej głaz w kształcie stołu. To właśnie gdzieś na tym odcinku w styczniu 2022 roku zginęło trzech polskich wspinaczy. Nie jest to ścieżka odpowiednia do zimowych przejść.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 5(32)/2023.
Nie bez zazdrości oglądałem w sieci zdjęcia i czytałem relacje różnych osób z wejścia na najwyższy szczyt Tatr. Tym bardziej, że plan zdobycia tej góry miałem już od dawna. Lubiłem też wracać do XIX-wiecznych relacji literackich w stylu Mieczysława Karłowicza („Wycieczka na Króla Tatrzańskiego”) i Tytusa Chałubińskiego („Sześć dni w Tatrach”). Bardzo je polecam, choć powstały tak dawno.

Zdjęcie Eliasz Gramont
Wbrew różnym opiniom Gerlach (2655 m n.p.m., słow. Gerlachovský štít) nie jest dla wybrańców. Każdy wprawny turysta, który poznał smak szlaku na Rysy, Orlą Perć czy Świnicę, jest w stanie na niego wejść. Najważniejsze elementy przy planowaniu takiej wycieczki to jednak znajomość specyfiki Tatr (topografia, zmienne warunki pogodowe, itp.), dobra kondycja fizyczna i bezwzględna odporność na ekspozycję. I do tego trochę pieniędzy w portfelu, bo za wejście z przewodnikiem – a tylko takie jest możliwe - trzeba zapłacić. Przestrzegam przed samodzielnym wchodzeniem, ponieważ gdy tylko skalny labirynt utonie w chmurach, łatwo się zgubić, a wtedy zdradliwe urwiska nie wybaczą błędu.
Dawniej nazywany Garłuch to nie tylko szczyt, ale cały masyw o dość skomplikowanej topografii. Będąc na Podhalu trudno na pierwszy rzut oka wyodrębnić go spośród innych tatrzańskich wierzchołków. Ciekawie prezentuje się przez chwilę z drogi Oswalda Balzera, czyli popularnej asfaltówki do Morskiego Oka, choć łatwo go przeoczyć. Między Palenicą Białczańską a Wodogrzmotami Mickiewicza można dojrzeć po lewej stronie stromą, granitową piramidę, zamykającą Dolinę Białej Wody.
Z Gęsiej Szyi Gerlach przypomina długi grzbiet olbrzymiego gada, z Przełęczy Krzyżne imituje wygląd Rysów. Natomiast z samych Rysów prezentuje się dość okazale, z wyraźnie zaznaczonym w tym skalnym zgryzie Zadnim Gerlachem (2617 m n.p.m., Zadný Gerlach) i charakterystyczną Przełęczą Tetmajera (Gerlachovské sedlo, 2563 m n.p.m.). Kto nie widział Króla od słowackiej strony może się zdziwić. Od południa Gerlach jawi się jako góra z potężnym kraterem, jakby dawno temu uderzył weń meteoryt. A może przysiadł tam legendarny smok ze Sławkowskiego Szczytu? Ta wielka dziura to Gerlachowski Kocioł, polodowcowy cyrk, jeden z wielu ciekawych, topograficznych elementów całego masywu. Dlatego dawniej Gerlach był nazywany Kotłowym Szczytem (Kotlový štít), to dziś zresztą słowacka nazwa Małego Gerlacha (2601 m n.p.m.).
Z naszym przewodnikiem Edkiem Lichotą, wicenaczelnikiem TOPR, jesteśmy „na łączach” już kilka miesięcy przed umówionym dniem. Wiadomo - trzeba było zarezerwować termin na wejście w sierpniu i dogadać szczegóły:. On weźmie sprzęt, którego nam brakuje, ale nie zabierze więcej jak trzy osoby. Żona oraz brat to sprawdzeni towarzysze w górskich wędrówkach. Na wyprawę umawiamy się w Tatrzańskiej Polance (ok. 990 m n.p.m., Tatranská Polianka) na Słowacji, gdzie o świcie się spotykamy.

Przy odbiciu na zielony szlak do hotelu górskiego Śląski Dom (ok. 1670 m n.p.m., Sliezsky dom) wszystkie umówione grupy pakują się do terenowego busa i tym sposobem pokonujemy pierwszy etap, zachowując siły na dalszą wędrówkę. Auto terenowe nie jest pierwszej młodości, ale śmiało pokonuje kolejne zakręty, pnąc się w górę Gerlachowskiego Grzebienia. Po kwadransie jesteśmy pod hotelem (dawniej było to schronisko). Chętni mogą skorzystać z toalety, ale przewodnik motywuje nas do szybkiego wyjścia w górę.
– Za chwilę ruszą też inni i mogą się zrobić zatory na trudniejszych odcinkach – argumentuje. Mamy szczęście i wyruszamy jako jedni z pierwszych.
Gerlach na razie nie chce się wyłonić zza chmur, ale mamy nadzieję, że kiedy znajdziemy się wyżej, to jednak się przejaśni. Poza kontaktem z przyrodą, w górach najważniejsze są przecież widoki. Ruszamy zatem wzdłuż Wielickiego Stawu i dalej wciąż za znakami zielonymi, które prowadzą piętrami Wielickiej Doliny na Polski Grzebień (2200 m n.p.m., Poľský hrebeň). Śmigamy pod słynnym skalnym okapem, który zyskał określenie Wieczny Deszcz, bo nieustannie ciurka z niego woda.

Zdjęcie Eliasz Gramont
Wciąż zdobywamy wysokość i po kilku minutach znajdujemy się na wypłaszczeniu, które nazywane jest Wielickim Ogrodem (słow. Kvetnica). Żyzna gleba, którą pozostawiło jezioro morenowe, stworzyła dobre warunki dla wielu rosnących tutaj ziół. Kilometr od Śląskiego Domu schodzimy wreszcie ze znakowanego szlaku. Przekraczamy potok i podążamy w stronę majaczących we mgle piarżysk, pod wschodnimi zerwami Gerlacha. Umówiliśmy się z przewodnikiem na klasyczny wariant przejścia: wchodzimy przez Wielicką Próbę, a schodzimy Batyżowiecką Próbą.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 65% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie