Wspinaczka w erze cyfryzacji: od pamiętników na papierze toaletowym po eksplorację szlaków z pomocą AI. Jak zmienia się obraz górskich mediów?
Z dr. Pawłem Łuczeczką, socjologiem, instruktorem wspinaczki i wykładowcą akademickim rozmawia Kuba Polanowski
Jesteś instruktorem wspinaczki, górołazem, doświadczonym turystą górskim. Jak to się zaczęło?
W latach 90. przygodę z górami można było zacząć na kilka sposobów - z rodzicami, ze szkołą, w harcerstwie - albo tak jak ja ze starszymi kolegami. Miałem 14 lat i kończyłem szkołę podstawową. Nasz plan był taki, by przejść z Bieszczad, przez Pieniny aż do Tatr. Wymyśliliśmy sobie, że będziemy pisać pamiętnik z tej wyprawy na… papierze toaletowym, przewijając rolkę. Wciąż tę rolkę mam! Mieliśmy też tak zwaną “małpkę” - prosty aparat fotograficzny z kliszą na 36 zdjęć. W tamtych czasach cyzelowało się zatem każde ujęcie, nie chcąc zmarnować żadnej z klatek.
Uderzająco odmienny był także sposób planowania wyjazdu. Teraz zaczyna się najczęściej od internetu. Wtedy kluczową rolę odgrywały papierowe media. Niebagatelną, bo płynącą z doświadczenia, turystyczną wiedzę zdobywało się też podczas rozmów ze starszymi kolegami, doświadczonymi turystami, a w moim przypadku również wspinaczami. Pamiętam te zimowe wieczory, kiedy siedzieliśmy z przyjaciółmi nad mapą lub z przewodnikiem Józefa Nyki w ręku i planowaliśmy wyprawy na najbliższe wakacje.
Początkowo aktywności górskie były bardzo niszowe, potem wszystko przyspieszyło, najpierw przez media tradycyjne, a później internet i social media. W wypowiedziach starszego pokolenia ludzi gór czuć nostalgię za czasami autentyczności w górach. Czy lans, kliknięcie, wyświetlenie motywuje obecnie zbyt wielu?
Bardzo łatwo jest oceniać współczesne czasy jednoznacznie negatywnie. Jednak każde pokolenie ma prawo do innego przeżywania gór. Współczesna młodzież, wchodząca dopiero na górskie szlaki postrzega je przez filtry zupełnie innych, bo własnych, choćby cyfrowych doświadczeń. Jednocześnie chyba każdemu z nas, niezależnie od tego, kiedy zaczynał, towarzyszyło poczucie, że nasi poprzednicy byli bardziej cool, że ich góry były bardziej romantyczne i dzikie. Ale przecież upowszechnianie turystyki i w konsekwencji komercjalizacja gór nie zaczęły się w dobie internetu.
Przed I wojną światową zdobywanie gór miało charakter pionierski i odkrywczy, w dwudziestoleciu międzywojennym pojawiły się pierwsze symptomy popularyzacji turystyki i zarabiania na niej pieniędzy. Pierwsze szczyty zdobywała arystokracja, inteligencja, zamożni mieszczanie, choć oczywiście przy aktywnym udziale lokalnych przewodników. W PRL-u “góry zeszły na niziny”. Postępowały procesy upowszechniania turystyki wśród zwykłych obywateli, powstały nowe instytucje popularyzujące masową turystykę krajową.
Kolejna rewolucja nastąpiła już po upadku komunizmu i była efektem znaczących przemian i stopniowego wzbogacania się wielu warstw społecznych. Te zaczynały dysponować odpowiednimi środkami i czasem wolnym, a wtedy coś musiały przecież robić (śmiech). W latach 90. pojawiło się wiele nowych tytułów czasopism górskich. Nic dziwnego, bo popyt na takie treści stale rósł. W końcu zaczął dominować internet, a wraz z nim możliwość uczestniczenia w tworzeniu treści, nie tylko ich konsumowaniu.

Jakie zmiany zauważasz w mediach górskich na przestrzeni lat?
W ostatnich latach prawdziwej rewolucji dostarczył oczywiście internet. Dynamiczny rozwój portali poświęconych aktywnościom górskim, a także eksplozja social mediów stawia redaktorów tradycyjnych czasopism przed brutalnym dylematem: czy to jeszcze ma sens? Czy papierowe media górskie mogą przetrwać w e-świecie?
Kluczowe są bez wątpienia: szybkość dostępu do informacji oraz szerokość oferty - wszak e-wydania nie muszą ograniczać się do kilkudziesięciu wydrukowanych stron. Media internetowe dostarczają nam treści każdego dnia, a ich bogactwo jest niemal nie do ogarnięcia. Trudno się dziwić, że wiele osób rezygnuje z wydań papierowych na rzecz e-wydań czy treści udostępnianych na innych portalach górskich. Sam zauważam, że coraz rzadziej sięgam po papierowe wydania, mając wrażenie, że już wcześniej wszystko przeczytałem w sieci. Odnoszę jednak wrażenie, że tradycyjne media górskie próbują wygrać jakością swych treści, profesjonalizmem redaktorów i ambitnym pogłębieniem tematów.
Gdzie widzisz szansę dla tradycyjnych mediów górskich na wyróżnienie się w morzu internetowych treści?
Jestem zwolennikiem tezy, że żyjemy w epoce konwergencji mediów. Jest to koncepcja, którą przedstawił Henry Jenkins w książce “Kultura konwergencji. Zderzenie starych i nowych mediów”. Dostrzega on, że media starego i nowego typu przenikają się, czasem żywiołowo i spontanicznie, a czasem w sposób zaplanowany przez ich twórców. Osobiście upatrywałbym wielu szans w przenikaniu się strategii internetowych z analogowym. Na przykład świat cyfrowy daje o wiele większe możliwości zaangażowania czytelników, oddania im części inicjatywy.
Jednocześnie nietrudno dostrzec, że coraz więcej odbiorców internetu sięga po treści według klucza popularności, a nie merytoryczności. Instagramowy influencer, youtube'owy celebryta mogą mieć znaczne zasięgi i liczne rzesze odbiorców, bo choć przedstawione przez nich treści niekoniecznie są merytorycznie wartościowe, to potrafią być atrakcyjnie opakowane. Pytanie kluczowe brzmi: czy tradycyjne górskie tytuły walczą z instagramowymi influencerami o tę samą parę oczu. Trudno rywalizować o wszystkich (śmiech).
Tradycyjne media górskie wydają skłaniać się ku specyficznemu odbiorcy - troszeczkę bardziej merytorycznemu, który chce pogłębiać swoją wiedzę w sposób możliwie profesjonalny i usystematyzowany. To trafny trop - klasyczne tytuły dysponują merytorycznymi redaktorami, rzeszą specjalistów i siecią współpracowników, posiadają dziennikarskie know how. Zarazem wydaje się, że próba walki o masowego odbiorcę skończyłaby się tragedią w relacji z dotychczasowymi czytelnikami.
Wyzwanie polega na tym, jak dobrze czasopisma tradycyjne potrafią zagrać w grę konwergencji. Zachowując swój merytoryczny profil, korzystając ze zwiększonych zasięgów i ogromnych dostępów, zaangażować czytelników, tworząc społeczność. A przecież dziś nasi odbiorcy to nie tylko bierni czytelnicy - są często współtwórcami, propagatorami treści i nośnikami reklamy.

Polskie Badanie Czytelnictwa pokazuje, że większość czytelników prasy (niemal 69 procent), korzysta z wersji cyfrowych. Zaledwie proc. wybiera papier i dotyczy to głównie starszych pokoleń. Czy czasopisma papierowe skazane są na śmierć naturalną?
Obserwujemy historię wielu znanych tytułów polskich i zagranicznych, dzienników i tygodników, i rozumiemy, że odpowiedź jest dość brutalna. Przyszłość wydaje się być smutna dla miłośników papieru. Z drugiej jednak strony, wiele tradycyjnych mediów wciąż istnieje i ma się w miarę dobrze - telewizje istnieją, radio gra, a i gazetę wciąż można poczytać. Czy miłość do papieru w mediach może za jakiś czas powrócić z nową siłą niczym miłość do płyty winylowej, przekonamy się już wkrótce. Wszak kontakt z pachnącą drukarnią kartką papieru to przecież niezwykle przyjemne doznanie. Nie ukrywajmy jednak, że w czasach ultraszybkiego dostępu do informacji, papier będzie tylko miłym dodatkiem dla koneserów.
Od jakiegoś czasu widzimy coraz więcej obrazów i treści generowanych przez AI. Myślisz, że sztuczna inteligencja zastąpi dziennikarzy i fotografów?
W pewnym typie mediów jest to nasza najbliższa przyszłość. Ale jednocześnie uważam, że wiodące media, będą się wyróżniały właśnie contentem tworzonym przez żywych twórców - kreatywnych, mających swój rozpoznawalny styl i zaskakujących czytelnika nieoczywistymi pomysłami. Przyznaję zarazem, że jestem nieco przerażony tempem rozwoju sztucznej inteligencji. Coraz częściej zauważam obrazy i teksty generowane przez AI na Instagramie czy Facebooku. Choć mam wrażenie, że w tym momencie jeszcze bardzo łatwo je odróżnić, to jednak pojawia się myśl, że być może demaskuję tylko niektóre z nich.
Myślę jednak, że wrażliwy fotograf i wyrafinowany pisarz pozostaną niezastąpieni. Moi ulubieni autorzy artykułów czy książek górskich bronią się swoim stylem i unikalnymi przygodami, o których opowiadają tak namacalnie, że jesteśmy tam z nimi. Maszyna, podobnie jak rzemieślnik potrafi poruszać się w obrębie schematów, ale przekraczać je potrafią tylko wrażliwcy obdarzeni nieszablonową wyobraźnią. Nie sądzę, by maszyna, która nie poczuła zapachu skały, nie odczuwała wiatru na twarzy i nie zmarzła w nogi, była w stanie opowiedzieć mi historię, w którą uwierzę i będę chciał przeżyć.

W styczniu media obiegła historia turystów, którzy zaufali AI i utknęli na tatrzańskiej przełęczy Krzyżne. ChatGPT poprowadził ich z Hali Gąsienicowej do Doliny Pięciu Stawów. Nie wzięli jednak poprawki na panujące zimowe warunki i trudność trasy. Czy to odosobniona historia czy zapowiedź nowego trendu?
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kogo nawigacja samochodowa nie wyprowadziła na manowce. Wielu z nas pamięta, że kiedyś nawigacje regularnie się wieszały, popełniały błędy, płatały psikusy. Zauważmy, że mimo to nie zarzuciliśmy ich użytkowania, tylko je udoskonaliliśmy. Podobnie może być z każdą inną nową technologią. Winiłbym raczej turystów, którzy nie umieli potencjału AI odpowiednio wykorzystać i przecenili możliwości zarówno swoje, jak i ChataGPT.
Uważam jednak, że w nieodległej przyszłości używanie sztucznej inteligencji do planowania wycieczek turystycznych będzie standardem. Sądzę, że Chat zaplanuje nam świetną wycieczkę po Paryżu czy po Pieninach, biorąc pod uwagę wszelkie instrukcje, które mu wprowadzimy. Musimy tylko pamiętać, by zweryfikować jego propozycje oraz przede wszystkim dostosować nasze umiejętności. Jednocześnie jestem głęboko przekonany, że możliwości ChataGPT kończą się tam, gdzie kończy się utarty szlak, a zaczyna prawdziwa przygoda i eksploracja. Te wciąż zostaną zarezerwowane dla nas - pragnących odkrywania nowych ścieżek ludzi gór.
Jestem zwolennikiem poglądu Stanisława Lema na temat AI i robotyzacji. Sztuczna inteligencja ma liczne przewagi nad homo sapiens, ale niestandardowość myślenia, obłęd kreacji, przełamywanie utartych schematów jest zarezerwowana tylko dla nas. W miejscach, gdzie potrzeba intuicji, czyli przeczucia wynikającego z doświadczenia, tam ChatGPT się nie przyda, a może nawet narobić bigosu. Sfera eksploracji prawdopodobnie zostanie jeszcze długo domeną górskich wagabundów.
Jak w erze spadającego czasu uwagi, clickbaitu i algorytmów nagradzających sensację wykorzystać zmiany technologiczne w pozytywny sposób? Czy można dotrzeć do odbiorcy z wartościową treścią, nauczyć go czegoś. jeśli musimy to zmieścić w 30-sekundowym filmiku?
Żeby nauczyć czegoś w 30-sekundowym filmiku, trzeba być mistrzem dydaktyki. A kluczowe pytanie i tak brzmi: czy odbiorca w ogóle chce się czegoś nauczyć? Większość z nas na co dzień nie ma włączonego w swojej głowie trybu nauki, tylko tryb rozrywkowy. Ten będzie miał zawsze w mediach przewagę - śmiech, groza, sensacja wygra na ogół z merytoryczną analizą. Na przykład nas górołazów irytuje to, że w mediach mainstreamowych stereotypizuje się i upraszcza góry, sprowadzając je do sensacji, dramatu śmierci w górach, a niemal nie pokazuje się jak inspirujące, oczyszczające i motywujące jest górskie doświadczenie.
Zmieniają się także odbiorcy mediów. Jestem instruktorem wspinania i regularnie spotykam wiele młodych osób, rozpoczynających przygodę. Oni inaczej mówią o górach, a więc domyślam się też, że inaczej o nich myślą. Nowi adepci wspinania wychowują się na filmach z Youtube’a, a nie na książkach Wawrzyńca Żuławskiego. W konsekwencji zmienia się nie tylko socjolekt wspinaczkowy, w którym youtube'owe anglicyzmy wypierają dawny slang wspinaczkowy. Przede wszystkim zmienia się także system wartości, w którym skuteczność i osiągnięcie celu jest znacznie ważniejsze od samego górskiego doświadczenia przestrzeni, przyrody i wolności.
Mówię o tym nie bez powodu w kontekście pytania o wartościowe treści i edukację medialną. Wiele osób, mimo że lubi klikać czy scrollować, bardzo potrzebuje merytoryki. Kiedy chcą, bez trudu przełączają się na tryb nauki i wtedy potrafią być bardzo skuteczni. Błyskawicznie zbierają informacje, żeby wybrać się na trzydniową wycieczkę na Mont Blanc. Ta szybkość działania i nastawienie na cel są porażające. Młode pokolenie jest skuteczne w swojej korporacyjnej pracy i podobnie skuteczne w realizacji górskich planów.
Czy wraz ze wzrostem popularności górskich influencerów spadnie zapotrzebowanie na specjalistów? Po co mi przewodnik, jak wszystko mi wytłumaczyła gadająca głowa na YouTube?
Oczywiście, że influencerzy i celebryci rozsiedli się wygodnie w przestrzeni górskiego internetu - taka ich natura. Pytanie jednak, dlaczego tradycyjne górskie media oraz powołane do szerzenia górskiej wiedzy instytucje ustępują im pola. Jeśli zabraknie prawdziwych autorytetów, szybko pojawią się w ich miejsce postacie dysponujące dużymi zasięgami, lecz niekoniecznie merytoryczną wiedzą. Tak jest również w świecie górskim czy wspinaczkowym - w sieci znajdziemy wiele pseudoinstruktażowych filmików, których pełne błędów treści narażają wspinaczy i turystów na utratę zdrowia lub życia.
Jednocześnie najbardziej merytoryczne instytucje zajmujące się alpinizmem i powołane do szerzenia bezpiecznej wiedzy nie proponują kanału dystrybucji wiedzy poprzez internet, zostawiając go na pastwę celebrytów. Wydaje się, że merytoryczny kanał wiedzy rzetelnej, usystematyzowanej, kompleksowej i zweryfikowanej przez certyfikowanych specjalistów pozwoliłby wielu młodym wspinaczom uniknąć licznych błędów. Uświadomiłby zarazem konieczność szkoleń praktycznych, prowadzonych przez wykwalifikowanych i doświadczonych instruktorów.
Wspina się od 25 lat. Miłośnik włoskich Dolomitów, jurajskiego wapienia i nad wyraz szanujący pomysłowość tatrzańskiej aury. Dorastał nieopodal najwyższego szczytu Żuław Wiślanych (14,6 m n.p.m.) i stąd zapewne wzięła się jego miłość do gór. Instruktor sportu o specjalności wspinaczka, członek KW Trójmiasto, wykładowca akademicki, miłośnik literatury górskiej i właściciel firmy Climb More.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie