Reklama

Gospodyni słynnej Piątki w Tatrach: Nas zima nie zaskakuje

Z Martą Krzeptowską, gospodynią schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, rozmawia Kuba Terakowski.

 

Poniższy tekst ukazał się w Wydaniu Specjalnym nr 1/2023 (Wiosna).

 

Dolina Pięciu Stawów Polskich. Zdjęcie Karol Nienartowicz

 

Rozmawiamy w momencie, gdy z powodu zamknięcia szlaków, w Twoim schronisku utknęło kilku turystów.

Już ich tu nie ma, zeszli na własną odpowiedzialność. Wyposażyliśmy ich w sprzęt na drogę. Wszyscy są bezpiecznie w domach.

 

Jaki sprzęt?

Lawinowe ABC, zostawili je na dole.

 

Często zdarzają się Wam takie sytuacje?

Niemal co roku, w zależności od zimy. I niekiedy trwają znacznie dłużej, niż tym razem. To nie stanowi dla nas problemu, zawsze wspieramy tych niezaplanowanych gości. Musimy być przygotowani na takie sytuacje. Nas zima nie zaskakuje... (śmiech). Cała nasza infrastruktura jest przygotowana do funkcjonowania w trudnych i nieprzewidywalnych warunkach. Systemy bazowe są maksymalnie niezawodne, począwszy od wody.

 

Nigdy nie zamarza?

Nigdy. Mamy ujęcie lewarowe, którym woda cały czas przepływa. Następnie pompowana jest do zbiorników przez taran - wspaniałe, proste urządzenie przepompowujące wodę dzięki energii, którą czerpie bezpośrednio od niej. Dzięki temu mamy ciepło i kuchnia może funkcjonować normalnie. A na wypadek awarii jest w rezerwie agregat i piec, wszystkie systemy mają układy alternatywne. To daje nam poczucie bezpieczeństwa.

 

Turyści w Piątce muszą być gotowi na wszystko

 

Ile osób teraz u Was utknęło?

Dziewięć.

 

A rekordowo? Ilu turystów? Na jak długo?

Kilkunastu, na około dwa tygodnie. Dokładniej nie wiem, nie liczymy takich rekordów, bo to zawsze jest dla nas sytuacja kłopotliwa. Nie lubimy tego zamknięcia, gdyż nie możemy normalnie funkcjonować. Taka przerwa dezorganizuje nam pracę, nie traktujemy jej jako przygody. Turyści odbierają to jako romantyczną historię, każdy chciałby dać się uwięzić w Pięciu Stawach, ale nam to przysparza obowiązków. Po otwarciu trzeba bowiem na nowo udrożnić drogę i uzupełnić zapasy.

 

Jak duże macie zapasy? Spiżarnie w schronisku sięgają dna doliny?

Nie mamy dużych magazynów i piwnic, gdyż schronisko opiera się na morenie bocznej. A to lity granit, w którym nie można wykuć dodatkowych pomieszczeń. Ale i tak zapasy mogą wystarczyć nam na długo.

 

Na jak długo?

To zależy od liczby turystów. Przypuszczam, że sama załoga mogłaby przetrwać w schronisku całą zimę.

 

Charakterystyczny budynek Piątki w zimowej scenerii. Zdjęcie Albin Marciniak

 

Pan Mietek pracuje w Piątce od ponad 50 lat

 

Jak duża jest Wasza załoga?

Na stałe pracuje kilka osób. To Mietek, którego zatrudniła jeszcze moja babcia ponad 50 lat temu i jego syn Darek, szef kuchni. Wychowywaliśmy się razem w Pięciu Stawach, to absolutny filar schroniska. Dalej Krysia, która jest tu od ponad 20 lat. Bardzo charakterystyczna, wpisana w pejzaż schroniska, tworzy jego klimat i zawsze można ją spotkać. Jeżeli jej nie widać, to zapewne słychać śmiech. Na pewno więcej turystów zna Krysię, niż mnie... (śmiech) Poza tym Natalia, Krzysztof z pionu technicznego, a teraz także Ania i Aneta oraz Marta i Paweł. Ale nie wszyscy są równocześnie w schronisku, bo pracujemy rotacyjnie. Ekipa jest zżyta, lubią się. To ważne, bo dobre relacje i atmosfera są podstawą funkcjonowania schroniska, zarówno na co dzień, jak i w sytuacjach ekstremalnych. Jesteśmy tu jak na statku. Zespół wspiera się, świetnie ze sobą współpracuje. Oni nawet po pracy chętnie razem filmy oglądają. To banalne, lecz niebywale istotne, gdyż w takich miejscach nawet drobne antypatie kumulują się i urastają do rangi problemów.

 

Czy robicie specjalnie jakieś większe zapasy na zimę, licząc się z utrudnieniami lub zamknięciem?

Teraz już nie. Dawniej, w czasach gdy służyły nam konie, wywoziliśmy jesienią do schroniska dwie tony kapusty, mnóstwo ziemniaków, cebuli, cukru, mąki, kaszy, ryżu, makaronu, aż trudno wyliczyć... Teraz mamy tak świetny transport, że nie musimy fortyfikować się na zimę. Od kilku lat dysponujemy "czołgiem", czyli transportową amfibią na gąsienicach, która bez trudu wozi towar Doliną Roztoki. To zresztą w tym samym stopniu zasługa znakomitego sprzętu, co Wojtka Obrochty, naszego nieustraszonego transportowca. Z kolei latem używamy traktora, specjalnie dostosowanego do drogi... Ale może nie będę epatować walorami technicznymi naszego Lamborghini... (śmiech)

 

Zima w Dolinie Pięciu Stawów Polskich jest sroga

 

Gdy tak patrzę na zdjęcia schroniska zasypanego po dach, to zastanawiam się, kiedy cały ten śnieg stopnieje?

Mam nadzieję, że tradycyjnie w maju.

 

Krokusy zatem też pojawią się dopiero w maju?

Tak, i to pod koniec. Ale krokusy kwitną tu pojedynczo, Pięć Stawów to nie Chochołowska. Cieszymy się tu z każdego kwiatka i chodzimy oglądać. Łatwiej cieszyć się z kilku, niż z miliona. Szczególnie po zimie, która trwa tu dłużej i daje w kość bardziej, niż gdzie indziej. Gdy schodzę stąd w maju w zimowym rynsztunku i staję na kawę na stacji paliw, to wszyscy patrzą na mnie, jakbym jechała na bal dla przebierańców... (śmiech). Nie narzekam, a wręcz przeciwnie, bardzo lubię zimę w Pięciu Stawach. Jest piękna, szczególnie wtedy, gdy można się nią cieszyć, a nie obawiać, tak jak teraz.

 

Czyli jak nie widać schroniska spod śniegu to norma?

Tak, niekiedy nawet śniegu jest mniej, lecz wiatr potrafi spiętrzyć takie zaspy, że zasłaniają budynek po dach. Z pewnością sprzyja temu lokalizacja schroniska na morenie.

 

Powiedziałaś, że "masz nadzieję, iż śnieg poleży do maja". Czy to znaczy, że może stopić się szybciej? Zauważyłaś w Pięciu Stawach ocieplenie klimatu?

Nie to miałam na myśli. Owszem bardzo martwią mnie zmiany klimatu, lecz w tym kontekście moja myśl była prostsza: chodziło mi o fajną, śnieżną, narciarską zimę, do której jesteśmy przyzwyczajeni i która ułatwia nam życie.

 

Zima? Ułatwia życie?

Kto w Polsce używa nart jako środka transportu? A my przez pół roku chodzimy na nartach do pracy, bo tak jest najwygodniej. Narty nie służą nam zatem tylko do rekreacji, którą zresztą też lubimy.

 

Śmieci w Tatrach jest coraz mniej

 

Zauważyłaś zmiany klimatu w Pięciu Stawach?

Traktuję ten temat bardzo poważnie, więc nie chciałabym przywoływać tu moich nieprofesjonalnych obserwacji. Nie jestem naukowcem, lecz praktykiem. A szczęśliwie są naukowcy, którzy badają to również w Tatrach, na przykład od lat mierząc temperaturę w dolinie. Niech więc oni się wypowiadają. Natomiast niezależnie od tego, czy zauważam, czy nie, to w Pięciu Stawach robimy wszystko, by zachować maksymalną neutralność ekologiczną schroniska.

 

Co na przykład?

Najważniejsza jest nasza elektrownia wodna, dzięki której mamy czystą energię. Nie palimy węglem, ropą, czy drewnem. Ogromną wagę przywiązujemy też do segregacji śmieci. Bardzo wspierają nas w tym turyści, naprawdę muszę ich pochwalić. Widzę, że się starają. Czuję, że gramy do jednej bramki. Zmieniliśmy także naszą politykę dystrybucji napojów. Owszem, mamy napoje w butelkach, lecz są wyraźnie droższe niż lane, których oferujemy dużo. Sprzedajemy je w plastikowych kubkach wielorazowych, za które pobieramy kaucję. Turyści są super, więc zapewne i bez niej większość zwracałaby nam kubki z powrotem, lecz kaucja motywuje mniejszość...

 

Kaucja nie jest dla Was dodatkowym obciążeniem? Najpierw trzeba ją pobrać, potem zwrócić...

Oczywiście, że jest. Dużo prostsza i szybsza jest sprzedaż napojów w butelkach. I prawdę mówiąc także tańsza dla nas, ale świadomie zdecydowaliśmy się na to, aby ograniczyć ilość plastikowych odpadów. I to nam się udało. Napoje sprzedajemy też do naczyń własnych turystów i to nie tylko kubków, czy bidonów, które mają nieliczni, lecz także do zwyczajnych butelek typu pet, po wodzie mineralnej, izotoniku, czy coli. Przy koszach na śmieci powiesiliśmy apele – „Najlepsza butelka to ta, którą już masz, nie wyrzucaj jej, przyjdź do bufetu i napełnij ponownie!”. Serce mi rośnie, gdy napełniam pustą butelkę. Na początku próbowałam je liczyć, ale błyskawicznie straciłam rachubę, co uzmysłowiło mi skalę... (śmiech).

 

Czyli konkretnie?

Na pewno ograniczyliśmy liczbę śmieci o jedną czwartą, a może nawet jedną trzecią. Dokładniej trudno powiedzieć, bo posługujemy się własną jednostką miary, która nikomu nic nie mówi, a związana jest z używaniem zgniatarki. Nadal jednak latem, gdy ruch jest największy, musimy zwozić śmieci dwa razy w tygodniu.

 

A ścieki?

Mamy oczyszczalnię biologiczną.

 

Nadąża nawet przy największym oblężeniu?

Tak, ma wystarczającą wydajność.

 

Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich jest zawsze otwarte

 

Jakie było największe oblężenie schroniska?

Nie wiem, podczas oblężenia nikt nie ma czasu na liczenie turystów.

 

A te legendarne tłumy nocujące w jadalni, na korytarzach, a nawet schodach?

Czasy się zmieniły i tłumów, które wspominasz, już tu nie widuję. Trudno powiedzieć dlaczego. Może turyści bardziej cenią sobie teraz wygodę? Fakt, że coraz więcej miejsc jest rezerwowanych z wyprzedzeniem. Mało kto ryzykuje przyjście na nocleg w ciemno.

 

To kiedy najdłużej byliście tu bez turystów, kompletnie sami?

Wiele lat temu nawet przez miesiąc nikt tu nie przychodził. Zakładaliśmy wtedy narty i z siostrą Marychną, tatą i Mietkiem szliśmy na Kozi Wierch. Schronisko zostawialiśmy bez obaw otwarte - nota bene dopiero kilka lat temu uświadomiłam sobie, że nigdy tu nie było klucza do drzwi wejściowych. Teraz nawet w środku martwego sezonu nocuje u nas kilka osób. Turystyka zimowa jest obecnie bardzo popularna i zaawansowana. Ludzie się szkolą – choćby w naszej Szkole Górskiej 5+ - są dobrze przygotowani, mają profesjonalny sprzęt, więc przychodzą tu w każdych warunkach.

 

Przeciętnemu turyście przejście od Wodogrzmotów Mickiewicza do Pięciu Stawów zajmuje dwie godziny, a Tobie?

Godzinę. Ale, czasem nawet i cztery, gdy gadam po drodze.

 

Z kim gadasz?

Z turystami.

 

Znajomymi?

Znajomymi i właśnie poznanymi. Bardzo lubię te rozmowy, są niezwykle miłe.

 

Nawet dojście Doliną Roztoki może być niebezpieczne

 

Zdarzyło Ci się iść do Pięciu Stawów i nie dojść?

Nie, ale raz - do dziś to pamiętam – powinnam zawrócić. Teraz tak bym zrobiła, ale wtedy miałam 16 lat i nie zdawałam sobie sprawy z zagrożenia. Szłam sama, zimą, warunki były skrajnie trudne. To nie jest miłe wspomnienie, ale tamta lekcja nauczyła mnie respektu dla gór.

 

A zdarzyło Ci się zabłądzić?

Tak, też zimą, już całkiem blisko schroniska. Spowiła mnie nagle taka mgła, że zupełnie straciłam orientację. Nie wiedziałam, gdzie jestem, czy idę pod górę, czy po płaskim. Błędnik zaczął mi wariować, zrobiło mi się niedobrze. Myślałam, że to już koniec, czułam się nawet nie jak w mleku, lecz w mące, która otępia wszystkie zmysły. Widoczność była zerowa, trudno to sobie wyobrazić... Szczęśliwie trafiłam na brzeg stawu i dosłownie na czworaka szłam wzdłuż niego jak po nitce do kłębka. Nazajutrz, gdy zobaczyłam swoje ślady, to uwierzyć nie mogłam, że da się tak kluczyć.

 

Lawinę też "zaliczyłaś"?

Tak, na podejściu. Na szczęście tylko musnęła mnie, przeturlała i zdjęła kurtkę. Nie zasypała mnie, ale i tak to wspomnienie nadal jest straszne. Chwilę później otworzyliśmy naszą Szkołę Górską 5+. Myślę, że ta przygoda mogła mieć wpływ na podjęcie decyzji o jej uruchomieniu. Skończyłam jeden z naszych pierwszych kursów lawinowych. Bo niby czuję się tutaj bezpiecznie, przecież to moja droga do domu, ale warto zadbać o wiedzę praktyczną. Przeszkolił się wówczas cały nasz zespół.

 

Tatrzańska Piątka ma być neutralna

 

Nie samym schroniskiem człowiek żyje... Jesteś laureatką nagrody im. Jana Rodowicza "Anody", zorganizowałaś w Zakopanem koncert "Dla Syrii po góralsku"...

No tak, ale sama nie wiem, czy o tym mówić, bo to nie ma nic wspólnego ze schroniskiem.

 

Twój portret byłby niekompletny, gdyby o tym nie wspomnieć...

Cóż, rzeczywiście bardzo współczuję osobom pozbawionym domu...

 

I nie poprzestajesz na współczuciu...

Staram się pomagać na tyle, na ile mogę. Współpracuję z Fundacją Ocalenie, która wspiera migrantów i pomaga cudzoziemcom. Chciałabym jednak wyraźnie podkreślić, że to moja prywatna aktywność, nigdy nie angażuję się w nią jako schronisko. Zależy mi bowiem na neutralności tego miejsca. Chcę, aby dobrze czuli się w nim wszyscy, niezależnie od poglądów. Unikam treści kontrowersyjnych, budzących emocje, wywołujących nieporozumienia i spory. Mój światopogląd jest prywatny i nie chcę, by schronisko było z nim identyfikowane. W kontekście Pięciu Stawów lepiej wspomnieć o moim zaangażowaniu w inicjatywy proekologiczne. Współpracuję z Fundacją ClientEarth, która wykorzystuje siłę prawa do ochrony życia na Ziemi. Natomiast jeżeli zależy Ci na kompletności mojego portretu, to nie możesz pominąć w nim mojego męża i trójki dzieci... (śmiech)

 

A na wakacje wolisz jechać nad morze, czy w góry?

W góry. I może dlatego nie mogę pozbyć się tam zawodowych nawyków. Jakiś czas temu przeszłyśmy z Marychną szlak GR20 na Korsyce. Dzięki naszej dobrej kondycji do schronów, na końcu etapów dziennych, przychodziłyśmy jako pierwsze. Suszyłyśmy więc drewno, paliłyśmy w piecu, gotowałyśmy posiłek i herbatę, a wtedy nadciągali następni turyści. Odruchowo więc obsługiwałyśmy ich... Byli bardzo zadowoleni. Powtórzyło się to przez kolejne trzy dni, dopiero czwartego Marychna powiedziała: „Wyluzujmy, przecież jesteśmy na wakacjach...” (śmiech).

 

Marta Krzeptowska

Wraz z siostrą, jako kolejne pokolenie, prowadzi schronisko w Pięciu Stawach. Skończyła historię sztuki na UKSW i turystykę na AWF. Ma męża, dwie córki i syna, dwa psy oraz dwa konie.

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 29/05/2024 23:37
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do