Reklama

Grzegorz Bryniarski - Leśniczy z Morskiego Oka

Z Grzegorzem Bryniarskim, rozmawia Kuba Terakowski

 

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 7(41)/2024

 

Leśniczy z Morskiego Oka

 

Cieszę się, że wreszcie mogę przedstawić Grzegorza Bryniarskiego naszym Czytelnikom i Czytelniczkom, chociaż zapewne część zna już Ciebie z serialu "Patrol Tatry" i filmów na profilu TPN.

A część kojarzy mnie także z terenu. I z pewnością nie wszyscy mnie lubią...

 

Dlaczego?

Bo może kogoś upomniałem lub nawet ukarałem mandatem.

 

Od jak dawna pracujesz w TPN?

Od 1 lipca 1993 roku.

 

Jak tu trafiłeś?

Miałem dwie opcje po skończeniu szkoły podstawowej. Lubiłem pomagać mamie przy gotowaniu, więc myślałem o liceum gastronomicznym. Ale lubiłem też las, często chodziłem z ojcem na grzyby. Zawsze wybieraliśmy się, gdy padał deszcz, więc w końcu zapytałem go, czy zawsze musimy być mokrzy? Odpowiedział, że tak, bo wtedy nikt grzybów nie zbiera. Wyobrażałem sobie wówczas, że zostanę leśnikiem, więc wybrałem Technikum Leśne w Starym Sączu. Umiejętności i wiedza, które tam zdobyłem na niewiele mi się jednak tu przydały, bo nad Morskim Okiem nie prowadzimy typowej gospodarki leśnej.

 

Tak trafiłem do Tatrzańskiego Parku Narodowego

 

A skąd pomysł, aby pracować w TPN?

Bo jestem stąd, pochodzę z Majerczykówki. Dziadek był juhasem na Kondratowej, dorabiał sobie wynosząc turystom narty na Kasprowy Wierch, to było dość rozpowszechnione zajęcie przed wybudowaniem kolejki. Wypasał też krowy na Hali Kopieniec, nasz szałas do dzisiaj tam stoi. Naturalną więc koleją rzeczy, z jeszcze ciepłym świadectwem maturalnym, poszedłem do TPN zapytać o pracę. Skierowano mnie do wicedyrektora Stanisława Mielczarka. Miałem długie włosy i skórzaną kurtkę. Powiedział, żebym złożył podanie i ostrzygł się, bo więcej zwierząt im w Parku nie potrzeba... (śmiech)

 

Od razu skierowano Cię nad Morskie Oko?

Tak i cały czas tutaj pracuję, a od roku 2017 jestem leśniczym Obwodu Ochronnego Morskie Oko.

 

Jak duży to obszar i co obejmuje?

Od mostku na Potoku Waksmundzkim granica wiedzie wzdłuż rzeki Białki, potem Rybim Potokiem, dalej wychodzi na Żabie, a stamtąd prowadzi przez Siedem Granatów, Niższe Rysy, Rysy, Wrota Chałubińskiego, Szpiglasowy Wierch, Liptowskie Mury, Świnicę, Zawrat, Orlą Perć, Krzyżne, Wołoszyn, Turnię Nad Dziadem, Usypisty Żleb, Rówień Waksmundzką, do drogi asfaltowej, przy której zamyka się kółko na mostku. Cały obwód ma powierzchnię 2,7 tys. hektarów i jest prawie w całości objęty strefą ochrony ścisłej.

 

Co należy do Twoich obowiązków?

Nadzór nad pracownikami, rozdzielanie prac i zadań. Kontrola firm wykonujących usługi dla Parku - sprzątającej, obsługującej przenośne toalety, remontującej szlaki. Do tego dochodzi nadzór nad wolontariatem, monitoring przyrodniczy i przede wszystkim szeroko pojęta kontrola ruchu turystycznego.

 

 

Filmiki znad Morskiego Oka

 

Nagrywanie filmów też jest Twoim obowiązkiem?

Nie. Zaczęło się od tego, że podczas lockdownu wszedłem na zamarzniętą taflę Morskiego Oka i zorientowałem się, że nie ma tam żadnych śladów na śniegu poza moimi, co wcześniej było nie do pomyślenia. Pomyślałem, że nagram to oraz panoramę dookoła, ku pokrzepieniu serc ludzi zamkniętych w domach. TPN udostępnił ten film na swoim profilu, odzew był ogromny! Kilka dni później, na drodze, na wytopionym spod śniegu asfalcie poniżej Wodogrzmotów, zauważyłem wygrzewającą się żmiję. Nagrałem ją komentując, że przyroda błyskawicznie adaptuje się do nowych warunków, do braku ludzi. Film miał ponad milion odsłon! I tak to się zaczęło. Teraz nagrywam po 30, 40 filmików rocznie - o warunkach turystycznych, przyrodzie i pogodzie, a także edukacyjne lub po prostu panoramy z miejsc znanych lub niedostępnych dla gości.

 

Co jest największym problemem w Twoim rejonie?

Masowy ruch turystyczny. 30 lat temu, gdy zaczynałem tu pracę, w rejon Morskiego Oka wchodziło 500 tys. osób rocznie, teraz dwa razy więcej. Ludzie są dziś o wiele bardziej roszczeniowi i sfrustrowani, niż kiedyś. Wszystko im się należy, o wszystko mają pretensje. Wszystko nagrywają, publikują, skarżą się i krytykują.

 

Jakie problemy stwarza masowy ruch turystyczny?

Zejścia ze szlaku, hałas, ale przede wszystkim śmieci, mnóstwo śmieci... Opakowania, woreczki, kubki jednorazowe, puszki po napojach, butelki z tworzywa sztucznego i szklane - wniesione oraz kupione na terenie Parku. Drogę do Morskiego Oka sprząta codziennie zewnętrzna firma, ścieżkę dookoła i nad Czarny Staw - wolontariusze, a szlaki prowadzące wyżej - pracownicy TPN, ale wszystko to mało. Chociaż teraz i tak jest już lepiej, niż kiedyś. Spora w tym zasługa schronisk, które wprowadziły kaucje za kufle.

 

Dlaczego tu nie ma koszy na śmieci?

Jak to nie ma? Kosze są w każdym "tojku-tojku" oraz na Palenicy i Włosienicy, a przy schronisku nad Morskim Okiem jest też kontener. Jeżeli więc ktoś już naprawdę nie ma siły nieść pustej butelki, to na tym odcinku ma możliwość ją zostawić. A klasycznych koszy na śmieci nie ma, gdyż działają jak magnes na dzikie zwierzęta, od ryjówek, przez orzechówki i sójki, po lisy oraz niedźwiedzie. Nie możemy na to pozwolić.

 

Toalety na drodze do Morskiego Oka

 

Napiłbyś się wody z Morskiego Oka?

No, cóż... W ubiegłym roku utopiła się w nim kozica, nigdy też nie wiadomo, co kto wrzuci do wody...

 

Lub się do niej załatwi...

Nie, turyści raczej nie załatwiają się do wody, prędzej pójdą do lasu lub w kosówkę. Toalety są wprawdzie w kilku punktach, lecz i tak las wzdłuż drogi jest miejscami "zaminowany".

 

Może toalet powinno być więcej?

Więcej? Przy samych Wodogrzmotach stoi dziesięć "tojków", w sezonie opróżniane są codziennie, to prawie 3 tys. litrów...

 

Koń pociągowy nie służy do rekreacji

 

Mnóstwo emocji wywołuje ostatnio temat koni i fasiągów. Obserwujesz je codziennie, czy dzieje im się tu krzywda?

Sam prowadziłem gospodarstwo, miałem konia, pracą zarabiał na swoje utrzymanie. Dawniej wszystkie konie służyły do pracy, ciągnęły wozy, czy maszyny rolnicze. Nikogo to nie dziwiło, nikogo nie oburzało. Odzwyczailiśmy się od tego. Wydaje nam się, że koń służy tylko do rekreacji. Nie, koń pociągowy nie służy do rekreacji. Żeby zacząć jeździć na drodze do Morskiego Oka koń musi mieć skończone cztery lata, przez ten czas trzeba go utrzymywać. Fajna para koni kosztuje teraz 60-80 tys. złotych, a każdy z fiakrów ma przynajmniej dwie lub nawet cztery pary. Pomijając już nawet względy etyczne, nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie znęcał się nad narzędziem pracy, w które tyle zainwestował. Że koń się potknie? A któż z nas się nie potknie? Że jest spocony? A kto, idąc pod górę, nie jest spocony? Że są spienione? Bo fiakrzy je przekarmiają, wielokrotnie stwierdzaliśmy to podczas badań. Nie, koniom nie dzieje się tu krzywda.

 

Może jednak należałoby jeszcze zmniejszyć limit osób przewożonych na wozie?

Ostatnio znów został zmniejszony, obecnie wynosi 10 osób do góry i 12 na dół. Na wniosek aktywistów wydłużony został też czas odpoczynku konia na Włosienicy, czyli na górnej pętli. Dawniej wynosił 20 minut, teraz godzinę. Tymczasem z mojej praktyki wynika, że konie przez ten czas niepotrzebnie stygną i muszą ponownie się rozgrzewać. To tak, jak gdyby maratończykowi kazać zatrzymać się na godzinę w połowie trasy.

 

 

A ile trwa przerwa na dole?

Na dole zaprzęgana jest świeża para, te same konie nie idą do góry.

 

Mamy osiem niedźwiedzi

...

Płatny dostęp do treści

Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.

Pozostało 42% tekstu do przeczytania.

Wykup dostęp

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 12/09/2024 19:39
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama