Z Leszkiem Piekło, który ma na koncie wiele przejść Głównego Szlaku Beskidzkiego, rozmawia Kuba Terakowski.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 3(30)/2023.
Dziesięć lat temu, gdy po raz pierwszy przeszedłem cały GSB, wydawałem po 70-80 zł dziennie. Wystarczało mi to na wyżywienie i nocleg w schronisku lub agroturystyce. Teraz trzeba liczyć dwa razy więcej.
No tak, samodzielnie przygotowując posiłki i nocując pod namiotem lub chmurką - regularnie lub od czasu do czasu. Coś jednak za coś i w takim wariancie plecak waży więcej. Ale to nie tylko kwestia ekwipunku biwakowego, lecz także zapasu wody, gdyż jej dostępność - niemal na całym GSB – jest bardzo ograniczona. Tylko w zimie, gdy leży śnieg i wiosną, podczas roztopów, jest jej pod dostatkiem. Warto o tym pamiętać niezależnie od wyboru wariantu wędrówki. A wracając do namiotu: wielu turystów wyrusza z nim na GSB, lecz większość po kilku dniach zostawia go w paczkomacie.

Aby naprawdę doświadczyć GSB, potrzeba ok. 20 dni. Zdjęcie Łukasz Połuboczek
W wielu miejscach. Ich lokalizację można sprawdzić na stronie Stowarzyszenia GSB (www.glowny-szlak-beskidzki.pl), w rozdziale "noclegi". Poza szczegółową informacją o bazie noclegowej (schroniska, agroturystyka, bazy, szałasy) jest tam też wykaz barów, sklepów, aptek, bankomatów i paczkomatów na GSB lub w pobliżu. To wszystko można też oczywiście samodzielnie "wyguglać", lecz zebraliśmy te informacje w tym jednym miejscu, aby turysta nie musiał ich szukać. Dane te są na bieżąco weryfikowane i dostępne non stop, gdy dostępna jest sieć.
Nie, są miejsca "dziurawe" lub - jak w Bieszczadach - tylko z zasięgiem ukraińskim, wielokrotnie droższym od naszego. Nie polecam. Nie ma jednak długich odcinków bez dostępu do sieci, więc zawsze można zawczasu sprawdzić położenie wybranych miejsc oraz dostępności wody. Raz jeszcze podkreślam: w wyższych partiach GSB wody jest mało, najłatwiej naczerpać ją w dolinach, przy zabudowaniach lub w schronisku. I niekoniecznie trzeba tam kupować butelkowaną, gdyż woda dostępna w węzłach sanitarnych jest najczęściej zdatna do picia. Natomiast prysznice w niektórych schroniskach, bywają okresowo zamknięte - szczególnie latem, przy braku opadów. Tak było na przykład w ubiegłym roku na Hali Łabowskiej.
Z jednej strony mamy deficyt wody, lecz z drugiej jej nadmiar potrafi zaskoczyć. Ostatnio pokonanie rzeki Białej było dla Ciebie nie lada wyzwaniem...
Faktycznie, są takie miejsca, na przykład właśnie to, o którym wspomniałeś. Rzeka Biała w Beskidzie Niskim, która latem ma kilka metrów szerokości i można ją przejść po kamieniach, w marcu osiągała 70 metrów...
70?
Tak, gdyż bobry zbudowały tam żeremie, piętrząc nurt i zalewając rozległy teren. Najbezpieczniej jest dołożyć ten kilometr, czy dwa i obejść to miejsce lokalną drogą. Jednak praktycznie jest to jedyna taka przeszkoda na GSB.
Nie ma tam kładek?
Nie ma. Rozważamy ich montaż, ale to nie takie proste, z uwagi na zmienność szerokości koryta. Leży tam natomiast w poprzek pień drzewa, po którym przeprawiłem się ostatnio. Nie ukrywam, że okrakiem... (śmiech)
Wracając do finansów: można też za przejście GSB zapłacić więcej, na przykład rezygnując z noszenia śpiwora...
Owszem, gdyż większość schronisk pobiera dodatkowe opłaty za pościel. A zatem znowu coś za coś: lżejszy plecak lub cięższy portfel. Ale noclegi w schroniskach nie są największym wydatkiem, droższe jest tam wyżywienie. Agroturystyki są zazwyczaj tańsze, lecz nie wszystkie przyjmują turystów na jedną noc. Te jednak, które uwzględniliśmy w naszym wykazie nie wymagają dłuższego pobytu.
Nie wszędzie. Generalnie w agroturystykach płaci się gotówką, a w schroniskach, sklepach i barach można płacić kartą, lecz są od tego pojedyncze wyjątki. Na przykład w Komańczy można wszędzie płacić kartą, gdyż zlikwidowano tam jedyny bankomat pomiędzy Rymanowem a Cisną. Natomiast w schronisku na Hali Krupowej wciąż nie ma terminala. Pamiętam, jak raz zadzwoniła do mnie stamtąd znajoma idąca GSB bez gotówki, prosząc o pomoc w zakwaterowaniu. Gospodarze mnie znają, więc zgodzili się, abym zapłacił za nią przelewem. Na co dzień jednak nie świadczę takich usług...
Czasy są bardzo różne. Od rekordowych, niecałych 94 godzin Romana Ficka (trudno to jednak nazwać przejściem) do 30 dni. Najczęściej jednak od dwóch do trzech tygodni. Moim zdaniem, aby naprawdę doświadczyć GSB i przeżyć tam pełnię szczęścia, potrzeba około 20 dni. A na to przeznaczyć trzeba ok. 3 tys. zł. GSB nie jest tani.
Tym bardziej, że nie wliczamy w to ekwipunku.
Tak, to dodatkowy wydatek. Można jednak przyjąć, że nie kupujemy sprzętu, odzieży, plecaka, czy butów tylko na jedno przejście GSB.
Jedne zdarłem całkowicie, przeszedłem w nich na GSB 7 tys. km. Teraz zdzieram drugie. Myślę, że po najbliższej wyprawie będą wymagały wymiany, ale też "zrobiłem" w nich już kilka tysięcy.
Tylko dwie pary? Nosisz świetne buty...
Dobre buty to podstawa, ale nie mniej ważna od jakości jest troska o nie. O buty trzeba dbać i konserwować starannie - to podstawowa zasada. Śmiem twierdzić, że większość z turystów jej nie przestrzega.
A jak dbasz o swoje obuwie?
Przed wejściem do schroniska myję, a potem zabieram do ciepłego pomieszczenia. Wyjmuję wkładki i staję na głowie, aby rano były suche. Bo w środku wilgotne są zawsze, nawet jeżeli nie przemokły – to od potu. Nigdy nie suszę ich gwałtownie na rozgrzanym kaloryferze czy piecu, lecz w pobliżu źródła ciepła lub na specjalnych suszarkach, w które coraz częściej wyposażone są agroturystyki i schroniska. A po każdej wyprawie myję je w środku ciepłą wodą z mydłem i starannie woskuję, gdyż noszę buty skórzane. Zdecydowanie nie polecam na GSB obuwia z wstawkami z cordury i tym podobnych materiałów, ponieważ tkanina, nawet najlepiej zaimpregnowana, nie wytrzymuje trudnych warunków przez dłuższy czas. Niebagatelne znaczenie mają też dobre wkładki, skarpety oraz "stuptuty". Ważna jest także dbałość o stopy. Moje buty nigdy mnie nie otarły i nigdy nie przemokły.
Nawet w mokrej trawie?
A gdzie na GSB idzie się w mokrej trawie? Już nie ma takich miejsc...
Z Wołosatego do Ustronia. Prowadzi przez Bieszczady Zachodnie, Beskid Niski, Pogórze Bukowskie, ponownie Beskid Niski, Sądecki, Pieniny (symbolicznie, na odcinku 150 metrów), Gorce, Pogórze Orawsko-Jordanowskie, Beskid Żywiecko-Orawski, a na końcu przez Beskid Śląski. Oficjalnie GSB ma 496 km, ale aby przejść cały, schodząc czasem do sklepu, czy na nocleg, to trzeba "zrobić" 550 km.
Historycznie szlak ma chyba przeciwny kierunek...
To prawda, gdyż wyznaczanie tego szlaku rozpoczęto w 1924 roku, właśnie z Ustronia, a pierwszy odcinek prowadził do Węgierskiej Górki. Następnie, przez kolejne lata wydłużano go, aż po 11 latach sięgnął ówczesnej granicy w Czarnohorze. Natomiast wędrować można oczywiście w obu kierunkach, a GSB zaczyna się tam, gdzie go zaczynamy. Ja wskazałem kierunek wschód-zachód, gdyż właśnie tak prowadzi przewodnik, który napisałem.
Dlaczego wybrałeś ten kierunek?
Bo przeciwny opisała Agata Hanula, więc nie było sensu dublować jej pracy.
A który kierunek częściej wybierają turyści?
Nikt nie prowadzi takich statystyk. My – jako stowarzyszenie - postanowiliśmy w tym roku to oszacować. Postawiliśmy na Hali Łabowskiej, czyli w nieformalnej połowie GSB, planszę z apelem "idziesz GSB na zachód - wbij gwoździa na wschodniej stronie planszy, idziesz na wschód - wbij po zachodniej". Młotek będzie przywiązany, a gwoździe dostępne w schronisku. Po zakończeniu sezonu wyjmiemy je i policzymy. Wybierany kierunek można określić też na podstawie przyznanych odznak.
Jakich odznak?
Dwie organizacje przyznają odznaki za przejście GSB: PTT - jedną oraz PTTK - brązową, srebrną, złotą i diamentową, odpowiednio za przejście: jednej czwartej GSB, połowy, całego oraz całego w czasie jednej wyprawy, trwającej nie dłużej niż trzy tygodnie.
Czy słusznie mam wrażenie, że GSB jest coraz popularniejszy?
10 lat temu, wędrując przez 19 dni GSB, spotkałem trzy albo cztery osoby idące "na całość". Teraz spotykam kilkanaście przez jeden dzień. Ostrożnie szacując, w szczycie sezonu, na GSB jest równocześnie 300 osób zamierzających przejść od kropki do kropki. W rekordowym 2020 roku, cały GSB (na raz lub podczas kilku kolejnych wypraw) przeszło 6-7 tys. osób.
Chodzisz czasem po innych szlakach?
Raz, przez jeden dzień byłem w Tatrach i raz w Beskidzie Wyspowym. Jeżeli ktoś spotka mnie w górach, a zabłądził i nie wie, gdzie jest, to może mieć pewność, że jest na GSB... (śmiech).
A zdarzyło Ci się zabłądzić na GSB?
Tak. Raz szedłem zimą z Mochnaczki do Komańczy. Zapadł zmrok, śniegu było sporo, lecz szlakiem przejechał quad, więc dreptałem wygodnie po jego śladach. Wygodnie i bezmyślnie, bo dopiero po trzech kilometrach zorientowałem się, że sprowadziły mnie na manowce. Innym razem, też zimą, wyszliśmy z kolegą z Wołosatego, mróz był siarczysty, śniegu sporo, lecz bez większych problemów dotarliśmy na Halicz. Jednak przy zejściu w kierunku Przełęczy Goprowskiej zerwała się wichura, widoczność spadła do zera, błądziliśmy przez sześć godzin. Wyszliśmy na Siodło pod Tarnicą, lecz tam musieliśmy zmienić plany i zamiast do Ustrzyk, wróciliśmy do Wołosatego. Warunki były jednak wtedy ekstremalne, w normalnych trudno zabłądzić na GSB - jest dobrze oznakowany. Zdarzyło mi się też wycofać, również zimą i w głębokim śniegu, gdy przejście 7 km z Bartnego do Polany Świerzowskiej zajęło mi sześć godzin. Do najbliższej wsi, odległej o 4 km, schodziłem przez cztery godziny.
Co jeszcze poza zabłądzeniem i śniegiem może grozić turyście na GSB?
Nic szczególnego. To, co na każdym innym szlaku: burze, wiatrołomy, wypadki.
A co należy ze sobą zabrać?
Generalnie im lżejszy plecak, tym lepiej. Znam osobę, która przeszła cały GSB z trzykilogramowym, ale znam też kogoś, kto pokonał GSB z 30-kilogramowym dobytkiem. Mój plecak waży około 7 kg.
Masz swoje ulubione miejsce na GSB?
Po pierwsze, to odcinek bieszczadzki, do którego mam sentyment jeszcze od czasów harcerskich, widokowo są nie do przebicia, a po drugie, Beskid Niski - Magurski Park Narodowy oraz etap z Wołowca do Banicy, to moje odkrycie z ostatnich lat.
A są takie, których nie lubisz?
To odcinek z Rabki do Jordanowa, bo mnóstwo tam dróg i infrastruktury. Już w 1926 roku Kazimierz Sosnowski napisał: "po dojściu do Osielca wsiądź w pociąg i jedź do Rabki". Chodzę tamtędy tylko, gdy muszę, to znaczy kiedy "zaliczam" cały GSB. Nigdy natomiast nie pokonałem tego fragmentu jako wybranego na krótszą wycieczkę.
Założyłeś z przyjaciółmi Stowarzyszenie Główny Szlak Beskidzki. Po co?
Aby promować GSB i realizować różne pomysły z nim związane. Zarejestrowane zostało nieco ponad rok temu.
I co udało się Wam zrobić przez ten czas?
Oddaliśmy do użytku pierwszy ogólnodostępny i bezobsługowy schron turystyczny (Wędźno - pomiędzy Bystrą Podhalańską a Narożem). To niewielki szałas, wyposażony w piętrowe łóżko, stół, ławy i piec. Jest tam też czajnik, siekiera oraz apteczka. W pobliżu płynie strumień, a przed szałasem jest miejsce na ognisko. Ponadto w Beskidzie Śląskim zamontowaliśmy przy schroniskach kilka tablic informujących o GSB. Zbieramy też materiały (reportaże, opowiadania, wspomnienia, wiersze) do książki "Mój Główny Szlak Beskidzki", którą planujemy wydać w przyszłym roku, na stulecie GSB. A w tym roku planujemy otworzyć dwa kolejne bezobsługowe schrony w Beskidzie Niskim. Wszystko finansujemy z własnych środków.
Kiedy znowu wybierasz się na GSB?
Zanim ten wywiad ukaże się drukiem... (śmiech). Pod koniec kwietnia planuję wyruszyć z Ustronia, dojść do Wołosatego i z powrotem. Towarzyszyć mi zamierza Ryszard Wolski i Marek Szlicht, który GSB pokonał w dwóch etapach, a od ośmiu lat ma przeszczepione serce. Wyprawa będzie odbywać się pod hasłem "Transplantacja daje życie".
Trenujesz przed startem?
Oczywiście. W styczniu przeszedłem 930 tys. kroków (750 km), a w lutym - na klatce schodowej apartamentowca, w którym mieszkam, zrealizowałem projekt "20 dni po 120 pięter". Nikomu nie przeszkadzałem, nikt tam nie chodzi, wszyscy jeżdżą windą... (śmiech). Mam 74 lata, jestem w dobrej formie, ale nie mogę wyruszyć na GSB wprost zza biurka. Młodsi też nie powinni...
Leszek Piekło
Po górach chodzi od połowy lat 60. XX w. Pochodzi z Kańczugi, mieszka w Krakowie. Jest prezesem Stowarzyszenia Główny Szlak Beskidzki (www.glowny-szlak-beskidzki.pl).
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Buty? Skórzane tradycyjne są mocne, trwałe. Wspaniale współpracują ze stopą w upał czy mróz. Niestety nie mają amortyzacji. A to nie pozwala maszerować w nich kilkanaście godzin dzień po dniu. Miętki teren - las, łąki, a także wkładki żelowe, poprawiają to trochę. Ale z ich dużą wagą nic zrobić nie można. Kocham takie buty ale na GSB latem ich nie zabiorę. Obuwie sportowe - najpierw trzeba nogę do niego przyzwyczaić, wytrenować odpowiednio a trwa to około 1,5-2 lat (nie ma dróg na skróty! skróty = urazy) - jest fenomenalne. Ale oczywiście też ma wady. Amortyzacja nie jest wieczna. 800-1000 km i się kończy. Jeśli mamy nadwagę i/lub plecak to amortyzacja skończy się po 500-700 km. Producenci trwałość reszty materiałów dobierają do trwałości amortyzacji. By nie chodzić w obuwiu w którym amortyzacja nie działa bo to niebezpieczne dla stawów. Dlatego się szybko rozpadają w szwach. Chodzenie w nich dzień po dniu przez kilkanaście godzin też wykańcza je szybciej. Amortyzujące pianki nie maja kiedy wrócić do swoich wymiarów, rozprężyć się (potrzeba na to minimum 24 godzin). To buty projektowane do 2-4 treningów w tygodniu. Pamiętajmy o tym! Do tego powinno się mieć 2-3 różne pary butów by stopa pracowała z obuwiem o różnej charakterystyce. To oznacza używanie butów 1, czasem 2x w tygodniu... Na szlaku tak się nie da... Na GSB podpasował mi dopiero 4 zakupiony model który przetestowałem. Namiot jest zły? Nie zgodzę się. Ja budzę się w lesie zawsze o świcie. 30 minut później o wschodzie słońca wyruszam w drogę. Rozbijam go 30-60 minut przed zachodem słońca. Nic nie jem (nie chce mi się, wabi to zwierzęta i jest niezdrowe, najedzony budzę się zmęczony), nic nie piorę (i tak nie wyschnie, bo gdy wilgotność jest powyżej 70% procesy parowania gwałtownie zwalniają bez silnego wiatru, a poza halnym, który przypomnę jest wyjątkowo suchy, w nocy jest +85%, często 100% rano). Tylko podstawowa toaleta i spać. Mam latem około 16-16,5 godziny na marsz i postoje. Na postojach jem posiłki, dosuszam odzież, śpiwór, namiot (w słoneczny dzień wilgotność spada do 35%, pranie schnie w 2-3 godziny), piorę. Takie biwakowanie pozwala bezkarnie sypiać tam gdzie nie wolno czyli praktycznie wszędzie. Polecam namiot w kolorach leśnych. Moim zdaniem optymalny to ciemno brązowy. Ukryje się w każdym lesie i na każdej łące. Mam dobrą kondycję. Nie mam pracy za biurkiem tylko aktywny jestem cały dzień. W weekendy robię spacery 30-55 km z plecakiem 6-11 kg. Od czasu do czasu szybki hiking. W 24-36 godzin, z noclegiem pod namiotem 60-80 km. To mnie nie męczy. Ot, wczoraj. Wracałem, plecak 10 kg. GPS pokazuje 11 km do domu, to się ucieszyłem - za chwilę będę :)) Tak pojmuję obecnie odległości. Raz-dwa razy w tygodniu trening na schodach (ma 3 piętro). W 30 minut robię 60 pięter w górę i w dół. Nie mam w okolicy schodów więc spacer do nich to minimum 3 km w jedną stronę. Jak nie idę najkrótszą trasą, a zwykle nie idę, to droga potrafi rozciągnąć do 7-8 km w jedną stronę. Dlatego GSB zaplanowałem na 11 dni. Potem stwierdziłem, że chyba za szybko. Stanęło na 12 dniach. 3 dodatkowe mam w zapasie. Bo potem muszę wrócić do pracy. Noclegów pod dachem nie mam w planach. Może jakieś będą, nie wykluczam, ale przy moim trybie dnia nie bardzo mają sens. Kłaść się do łóżka o 22 by o 4 być na szlaku? Na pewno nie w schroniskach. Szybciej w agroturystyce. Zycie samo zdecyduje. Wybrałem lipiec bo dni długie, a mi wystarcza mało snu (5-6 godzin). To najbardziej deszczowy statystycznie miesiąc. Liczę się z mocno deszczową pogodą i zapewne zabiorę dwie pary butów sportowych - jedne na asfalt i lekki teren, drugie na ciężki teren (ważą razem tyle co wysokie buty trekkingowe). Bez membrany. Zabiorę też więcej skarpet niż przeciętny piechur i bardzo mało ubrań (jaki problem dokupić? paczkomaty są prawie wszędzie). Niestety mogę trafić z takim samym prawdopodobieństwem na upały. Wodę zawsze muszę mieć. Zasuwam sporo szybciej niż przeciętny piechur. Ale to oznacza sporą utratę wody. Plecaki typu 1 kg wagi odpadają. Zabieram taki około 1,5 kg bo sprzętu mam 8 kg w plecaku (w tym 3 kg to śpiwór, namiot i gruba karimata) a wody będę musiał w czarnych scenariuszach zabrać nawet 7-8 litrów. Czasem nawet to mało. Choć celuję w noszenie maksymalnie 4 litrów. Zabieram oczywiście filtr do wody. Tak samo wybór namiotu, a nie ultralekkiego tarpa (też mam) podyktowany jest logiką. Taki tarp nie sprawdzi się w ekstremalnych warunkach. Nie zatrzyma też owadów. Wolę targać więc ten 1 kg więcej. Nie zabieram żadnej kuchni. Na suchym też da się przeżyć. Mam w tym spore doświadczenie. Ciepłe zjem jak się trafi jakiś bar, jadłodajnia, schronisko... 12 dni w moim tempie oznacza, iż każdego dnia potrzebować będę ok. 6-7,5 tys kcal. 80 tys kcal na całą trasę. Nie jest możliwe tyle zjeść i jednocześnie tyle iść. Przynajmniej ja nie potrafię. Realnie oceniam, że 3,5-4 tys kcal jestem w stanie zjeść na dobę przy dobrym dostępie do sklepów, barów... W najgorsze dni około 2 tys. kcal. Zjem około 35 tys kcal w te 12 dni. Jestem na minusie 45 tys kcal pod koniec. Oznacza to, że stracę około 6-6,5 kg. W trakcie przygotowań do GSB chciałem stracić wszystkie nadwyżki ciała. Czyli schudnąć 15 kg. Zmieniłem zamiar po przemyśleniu. 8 kg wystarczy. Do wyjazdu niecałe 2 miesiące. Do zrzucenia zostało 2 kg ;) Punkt mojego startu to Wołosate. Zdecydowała komunikacja. Akurat do Wołosatego mam najlepszy dojazd. Bezpośredni autokar do Ustrzyk prawie spod domu, niestety jeździ tylko raz na tydzień. A z okolic Ustronia najłatwiej mi wrócić. Nie wiem kiedy tam dotrę. O ile dotrę. Mam zamiar dotrzeć. Sporo czytam o GSB i ponoć z Ustronia łatwiej - szlak lepiej oznakowany, na początku doskonałe zaplecze pozwala wdrożyć się w rutynę marszu, w trudny teren wchodzi się z przyzwyczajonym ciałem do wysiłku, a na koniec piękne widoki. A jako ktoś przeceni swe możliwości to i wycofać się łatwiej w pierwszych dniach. Na całej trasie mam tylko jeden plan. Wschód słońca na Babiej Górze. Będę tak więc celował by spędzić na niej noc, ewentualnie wejść na nią przed świtem czyi start z Przełęczy Krowiarki o północy. Najbardziej obawiam się...misiów. Lata zajmowania się bushcraftem i survivalem sprawiało iż naumiałem się stąpać bezszelestnie. Inaczej już nie potrafię. Sportowe obuwie tylko to ułatwia. Lubię przed świtem wyruszyć. Lubię deszcz, mglistą pogodę. Spotkać, wpaść na misia, mam niestety wtedy dużą szansę. Nie martwi mnie pogoda, kondycja tylko te misie. Tu liczę na moje szczęście. I to, że zwierzęta zazwyczaj mnie tolerują. Nie piję wcale wódki. Lubię czasem 1-3 piwka i dobre jedzenie (stąd te +15 kg). Ale....alkohol wyklucza dobrą kondycję. Wie to każdy poważny sportowiec. Od kilku miesięcy zero alkoholu. Następne piwko po GSB. To też etap przygotowań. Każdy kto był w górach wie o co mi chodzi. Jak mi się GSB spodoba to pewnie za rok powtórka. Ale wiosną lub jesienią. Wtedy start z Ustronia. Aha, koszty. Ja zakładam 12 dni (maksymalnie 15) i planuje wydać do 2 tys. zł. w tym kasa na powrót. Pewnie kilka stów zostanie. Wszystkim czytającym polecam motto: Who Dares Wins
Meindl ma świetne podeszwy :)
Meindl mówisz? kupiłem w eobuwie jersey pro, przeszedłem 200 km w czerwcu i GSB we wrzesniu i podeszwa zaczęła się odklejać, na obu butach części wywinięte z przodu na czubek buta, na szczęście uznali reklamację , kasa z powrotem...