W wielu miejscach w naszym kraju śnieżne zimowe dni należą do rzadkości. Może właśnie dlatego białe krajobrazy kojarzą się bardziej z bajką niż z rzeczywistością. Tak właśnie nieco nierealnie wspominam weekendowy wyjazd na Kozi Wierch. Choć i w Tatrach globalne ocieplenie rozpędza nawet najpiękniejsze sny.
Tekst i zdjęcia Jan Niedźwiecki
Koziego Wierchu nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. To jeden z bardziej znanych szczytów w polskiej części Tatr i trzeci co do wysokości wierzchołek (2291 m n.p.m.), na który prowadzi szlak turystyczny – po Rysach i Świnicy. Widziany od strony Zakopanego czy Hali Gąsienicowej nie prezentuje się wprawdzie tak okazale, jak choćby wspomniana sąsiednia Świnica (2301 m n.p.m.), ale i tak sprawia wrażenie potężnego i niedostępnego. Lodowiec, który przez tysiące lat mościł się w Koziej Dolince, dobrze się postarał, żeby północna ściana Koziego była stroma i skalista. Latem dotarcie na szczyt od północy to ładny kawałek skalnej przygody, niezależnie czy dojdziemy do Orlej Perci szlakiem na Zawrat, czy na Kozią Przełęcz. W zimowych warunkach przejście tymi trasami jest bardzo niebezpieczne.
Na szczęście Kozi ma też łagodniejsze oblicze. Jak niejeden macho skrywa je przed tymi, którzy patrzą z daleka, ale odsłania tym, którzy wejdą głębiej w góry. Południowy stok nie jest bardzo stromy. Nachylony niemal jednostajnie latem może się wydawać wręcz nudny – szczególnie jeśli ktoś szuka mocniejszych wrażeń. Zimą ta „nuda” okazuje się zbawienna. Dzięki niej, co bardziej doświadczeni turyści mogą się pokusić o wejście na ten zacny szczyt.

Żeby jednak bujać w obłokach, najpierw trzeba stanąć w błocie na parkingu w Palenicy Białczańskiej. Oczywiście wiedzieliśmy ze szwagrem, co tu zastaniemy. Od wielu dni śledziliśmy pogodę i komunikaty lawinowe. Jednak co innego wiedzieć, a co innego zobaczyć na własne oczy. Śnieg tworzył zwartą pokrywę dopiero od wysokości 1400–1500 m n.p.m., a niżej leżały tylko jego złachmaniałe skrawki. To niestety takie delikatne przypomnienie o tym, że klimat się ociepla. Np. luty 2024 roku był najcieplejszy w historii pomiarów nie tylko w Polsce, ale i na świecie.
Błoto na Palenicy rysuje się jednak jeszcze smutniej, gdy spojrzymy na nie z perspektywy czasu geologicznego. Jakieś 20–25 tys. lat temu ten skrawek doliny Białki znajdował się pod lodowcem, który sięgał prawdopodobnie aż za Łysą Polanę. A przecież to miejsce jest oddalone od najwyższych partii gór, z których rozprzestrzeniały się lodowce, o kilka czy nawet kilkanaście kilometrów i leży na wysokości niespełna 1000 m n.p.m.
Pierwszego dnia naszej wycieczki planowaliśmy dojść tylko do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, bo za sobą mieliśmy już kilka godzin podróży samochodem. Początkowo szliśmy więc czerwonym szlakiem, asfaltową drogą w stronę Morskiego Oka. Potem skręciliśmy w prawo na zielony biegnący Doliną Roztoki.

W tym miejscu mijamy słynne wodospady – Wodogrzmoty Mickiewicza (ok. 1100 m n.p.m.). One również przypominają o dawnych lodowych władcach Tatr, bo zawdzięczają im istnienie (a nie Mickiewiczowi). Powstały dlatego, że w Dolinie Białki w plejstocenie znajdował się najpotężniejszy tatrzański lodowiec, który miał około 400 m grubości. Swym ogromnym cielskiem wyżłobił dolinę głębiej niż jego szczuplejszy sąsiad wyciągnięty w Dolinie Roztoki. W rezultacie na zbiegu tych dolin znajduje się obecnie dość stromy próg. Potok Roztoka spływa z niego kilkoma kaskadami, z kolei turyści idący w stronę Pięciu Stawów muszą się na niego wdrapać. Zimą ten kawałek szlaku bywa zlodzony i śliski, jednak my mogliśmy w tym miejscu jedynie zadumać się nad niegdysiejszymi śniegami.
Dalej w dolinie śniegu było coraz więcej, a kolejne bardziej strome fragmenty szlaku także bywały zlodzone. Udało nam się jednak nie zakładać raków aż do podejścia pod próg Doliny Pięciu Stawów. Ostatni fragment zielonego szlaku (ten przebiegający obok Siklawy) jest zimą zamknięty, dlatego trzeba iść szlakiem czarnym. To najbardziej stromy odcinek na trasie do schroniska, więc tu już bez szemrania wyciągnęliśmy raki, czekany i kaski. Śnieg na szczęście nie był ani zmrożony, ani bardzo głęboki, więc szło się stosunkowo wygodnie. Na tym podejściu pokonujemy ponad 200 m deniwelacji.
[paywall]

Kolejna różnica między letnią a zimową trasą jest taka, że szlak w końcówce nie trawersuje Niżniej Kopy, lecz obchodzi ją dookoła, łatwiejszym już terenem. Gdy w końcu otwiera się widok na Dolinę Pięciu Stawów, nie sposób się nią nie zachwycić. Zapewne dlatego, że jej krajobraz bardzo odróżnia się od dotychczasowego. Widok jest rozległy, dolina szeroka, a dzięki znacznej wysokości nie ma w niej drzew, więc wygląda surowo i na swój sposób – nieziemsko.
Zimą jest tu również znacznie mniej ludzi niż latem. Nie ma co się dziwić – schronisko w Dolinie Pięciu Stawów jest uznawane za najtrudniej dostępne w polskich Tatrach. Jest też najwyżej położonym schroniskiem w Polsce. Bo leży na wysokości 1670 m n.p.m. Być może dzięki temu zachowało swój niepowtarzalny klimat, co nie wszystkim tego typu przybytkom się udało. W jadalni przyjemnie jest posiedzieć i powspominać, że kiedyś też się tu siedziało i że też było przyjemnie. Ze starych czasów pozostał również nocleg na podłodze. I całe szczęście, bo inaczej by nas tu nie było.
Prognozy na dzień ataku szczytowego były nie najgorsze, ale lepsze na ranek niż na popołudnie. Wobec tego wstaliśmy bladym świtem. Na niebie nie było ani jednej chmury, ale wiał silny wiatr, który niósł płożące się po ziemi serpentyny śniegu i rzeźbił na jego powierzchni fantazyjne kształty. Oczywiście miotał nim również po zapatrzonych gębach. Początkowo szliśmy niebieskim szlakiem w stronę Zawratu, a dopiero po około pół godzinie marszu mieliśmy skręcić w prawo na czarny szlak prowadzący na Kozi Wierch. Zimą szlaki w takim odsłoniętym terenie są dość umowne – wyznaczają je raczej ślady poprzedników niż znaki. Wiele z nich ma zresztą nieco inny przebieg niż latem, żeby omijać zimowe niebezpieczeństwa, takie jak miejsca najbardziej zagrożone lawinami.
Z okolic Wielkiego Stawu nasz „nudny” stok widać było jak na dłoni. Dostępność tego przejścia – prowadzącego akurat na jeden z najwyższych szczytów – to wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności. Całą rozległą Dolinę Pięciu Stawów lód wypełniał kiedyś niemal po brzegi – jak ogromną wannę. Dookoła lodowce wyrzeźbiły w skałach kotły lodowcowe, jakby to miały być siedziska dla olbrzymów w gigantycznym jacuzzi. Kotły znajdują się m.in. pod Świnicą, Zamarłą Turnią, Szpiglasowym Wierchem i Miedzianem, których stoki są teraz strome i skaliste. Wyjątkowy jest tylko stok Koziego Wierchu, który – wygięty w łuk skierowany na południe – nie przypadł lodowcom do gustu. Dzięki temu nie tylko jest łatwiejszy technicznie, ale i odrobinę mniej zagrożony lawinami (co oczywiście nie oznacza, że lawiny z niego nie schodzą).

Podchodziliśmy zakosami fragmentem stoku znajdującym się na zachód od Szerokiego Żlebu. Wraz z mozolnym zdobywaniem wysokości widoki stawały się coraz rozleglejsze i ciekawsze. Szczególnie okazale prezentował się Lodowy Szczyt, znajdujący się już na Słowacji. Po dojściu do grani musieliśmy skierować się na zachód (w lewo) i przejść jeszcze krótki odcinek grzbietem. Nie jest to na szczęście jeden z tych fragmentów Orlej Perci, które mrożą krew w żyłach od samego patrzenia, ale i tak trzeba być na nim bardzo czujnym. Ścieżka omija fragmenty skał, jest eksponowana i dodatkowo mijamy innych szczęśliwców, którym udało się dotrzeć aż tutaj.
Gdy spojrzeliśmy w dół na przebytą trasę, okazało się, że chyba nie my jedni zgłębiliśmy dzieje zlodowacenia Tatr, by wytypować to wyjątkowe miejsce na cel podróży. Do góry pięły się całe wycieczki, a szlak wyglądał jak główna trasa do mrowiska.
Nie wiadomo kiedy zrobiło się pochmurno. Na szczycie zakręciliśmy więc tylko dwa piruety z aparatami – bo ze wszystkich stron było pięknie – i rozpoczęliśmy odwrót. Zejście (tą samą drogą) poszło już szybko. Gdy dochodziliśmy do schroniska, prószył delikatny śnieg.

Następnego dnia mieliśmy jeszcze zarezerwowany czas na ewentualny kolejny spacer po górach, ale niestety prognozy się sprawdziły i pogoda się zepsuła. Gdy wyszliśmy rano przed schronisko, mżyło. Człapaliśmy więc w dół, do Doliny Roztoki – w kapturach ledwo naciągniętych na kaski, z plecakami osłoniętymi ochraniaczami przeciwdeszczowymi i z nosami na kwintę. Im niżej, tym mocniej deszcz padał. Tym razem szliśmy jak najdalej w rakach, bo w niektórych miejscach było bardzo ślisko. Maszerowaliśmy w całym rynsztunku do momentu, gdy pod rakami skończył się zupełnie śnieg, co nastąpiło niedaleko przed zejściem na drogę do Morskiego Oka. Stamtąd do Palenicy i do samochodu było już na tyle blisko, że nie opłacało się w tym deszczu zatrzymywać i przepakowywać.
Szliśmy więc w kaskach, z czekanami i zaśnieżonymi rakami w rękach. Ludzie, którzy spacerowali asfaltową drogą do Morskiego Oka, mijali nas z szeroko otwartymi oczami. Może dlatego, że na nasz widok nabierali wątpliwości, czy podołają dalszej trasie. A może dlatego, że wyglądaliśmy jakbyśmy przed chwilą spadli z Księżyca. W tamtym momencie przysiągłbym, że tak właśnie było.
Geograf, redaktor publikacji do nauki geografii. Lubi podziwiać góry nie tylko gołym okiem, lecz także przez pryzmat nauki i przez obiektyw aparatu.
Wejście zimą na Kozi Wierch wymaga odpowiedniego wyposażenia – to kask oraz raki i czekan oraz umiejętność posługiwania się nimi! Także na dojściu do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich ten zestaw często okazuje się niezbędny.
Lawinowe ABC można wypożyczyć w schronisku, ale jeśli poniżej niego jest dużo śniegu, warto to zrobić w Zakopanem. Adresy wypożyczalni: https://lawinoweabc.pl/adresy-wypozyczalni.
Aktualne zagrożenie lawinowe sprawdzimy na stronie TOPR: https://lawiny.topr.pl/
Wycieczkę do Doliny Roztoki i Pięciu Stawów Polskich rozpoczynamy w Palenicy Białczańskiej. Parking – tylko rezerwacja przez internet (od 36 zł za dobę, www.tpn.gov.pl). Kursy busów poza sezonem letnim są ograniczone: odjazdy z Zakopanego co 10-20 min od godz. 7.40 do 19.30; powrót z Palenicy od godz. 7.30 do 19). Szczegóły na stronie: transit.poidhale.pl.
Schronisko PTTK w Dolinie Roztoki
tel. 609 001 760, 600 443 733
e-mail: [email protected]
www.schroniskoroztoka.pl
Ceny: od 85 zł/os. w pokoju wieloosobowym, do 125 zł/os. w pokoju dwuosobowym
Schronisko Górskie PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich
tel. +48 781 055 555
e-mail: [email protected]
www.piecstawow.pl - na stronie formularz rezerwacji pobytu
Ceny: od 65 zł/os. w pokoju wieloosobowym (15-os.), do 120 zł/os. w pokoju dwuosobowym
czerwony: Palenica Białczańska – Wodogrzmoty Mickiewicza 45 min ↑ 40 min ↓
zielony, czarny: Wodogrzmoty Mickiewicza – Schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich 2 h 10 min ↑ 1 h 40 min ↓
niebieski, czarny: Schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich – Kozi Wierch 2 h 10 min ↑ 1 h 40 min ↓
Czasy przejść letnich. Zimą trudne warunki wydłużają wędrówkę!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie