Tajemnicze jezioro Ughtasar ukryte w chmurach pośród wulkanicznych stożków jest otoczone niezwykłymi kamieniami. Na ponad dwóch tysiącach z nich znajdują się petroglify z epoki brązu zwane „itsagir”. Po ormiańsku to „kozie litery”. Badacze odkryli je dopiero na początku XX wieku.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 01/2020.
[middle1]
Skrzyżowanie trasy M2 Erywań – Meghri i podrzędnej drogi łączącej wioskę Iszkhanasar z miasteczkiem Sisjan w Armenii. Na głównej drodze od czasu do czasu pojawiają się pojedyncze auta osobowe lub ciężarówki na ormiańskich, rzadziej irańskich blachach. Całe późne popołudnie siedzimy w skromnej knajpce pod blaszanym dachem. Wokół eksponaty mini muzeum, jakie urządził Karen – właściciel baru. Są tutaj akordeon, bębny, stare maszyny do szycia, a także zegary, aparaty telefoniczne, gramofon, lodówka – większość to przedmioty codziennego użytku z czasów sowieckich. Nie mam odwagi zapytać, czy to wyraz sentymentu, czy próba wypełnienia przestrzeni przydrożnego baru.

Nad jezioro jedynie latem zapuszczają się komercyjne wycieczki. Codziennymi bywalcami tych terenów są niedźwiedzie brunatne. Zdjęcie Konrad Tulej
Finisz sączenia wina (przez nas dorosłych) i herbaty (przez syna) określa słońce zbliżające się do granicy horyzontu. Widzę jak pasterze schodzą z łąk. Miło żegnamy gospodarzy, których znamy z wcześniejszych podróży po prowincji Sjunik i rozbijamy namiot nieopodal w rzadkim sosnowym zagajniku. Na północy, spośród chmur odsłania się nasz jutrzejszy cel – góry na granicy Armenii i nieuznawanego państwa Górskiego Karabachu, choć Ormianie wolą starożytną nazwę Arcach.
Natomiast na południu w pomarańczach zachodzącego słońca tonie pasmo gór Zangezurskich. Przez nie przebiega granica z Nachiczewańską Republiką Autonomiczną, czyli eksklawą Azerbejdżanu. Na zachodzie widzimy Karahundż (Zorats Karer) uznane przez ormiańskiego archeologa Onika Khnkikiana i astrofizyka Elma Parsamiana za kamienny krąg sprzed 7,5 tysiąca lat, jako najstarsze obserwatorium astronomiczne na świecie (starsze od Stonehenge). Żeby dopełnić opisu oryginalności naszego miejsca biwakowego, 500 metrów na wschód – czego wówczas nie jesteśmy świadomi – mieści się praktycznie nieużywany wojskowy pas lotniczy o długości 1630 metrów. I tak w kleszczach pasm górskich, w sąsiedztwie megalitycznej budowli oraz militarnego obiektu zasypiamy snem sprawiedliwych.
Startujemy z wysokości 1790 metrów n.p.m. Szutrową drogą docieramy do małej wioski Iszkhanasar. Na centralnym placu znajdują się pozostałości kołchoźniczego klubu imienia Lenina z 1946 roku. Dziś, jak mniemam po zapachu, stałymi bywalcami „domu kultury” są drób i trzoda chlewna. Jeśli chodzi o inne atrakcje, to w wiosce są dwa sklepy, z czego tylko mniejszy, jest otwarty. Pierzynka kurzu na skromnym asortymencie świadczy o niewielu klientach. Nasze pojawienie się staje się chwilową sensacją dla sprzedającej i grupki dzieci, które obserwują każdy nasz ruch.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 72% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!