Reklama

Pogrzeb Ujka - tatrzańskiej legendy i kuriera podziemia. Zaszczytna manifestacja patriotyczna w Zakopanem, uczestniczyło 12 tys. osób. Najważniejsze wydarzenia z życia i działalności Józefa Krzeptowskiego.

To było 50 lat temu. Nadeszła wiosna 1971 roku. Jak każda u nas na Podhalu, pełna ciepłych powiewów narowistego halnego wiatru. Gdy chowano w Zakopanem jakiegoś przewodnika tatrzańskiego, jego dawnego kolegę, Józef Krzeptowski Ujek ponoć żartował: - Nie póde na jego pogrzeb, bo on nie bedzie na moim. To była jego ostatnia wiosna, odszedł nagle. Miarą wielkości człowieka jest jego życie, ale i.. pogrzeb.

 

Pogrzeb Ujka był wielką manifestacją patriotyczną całego Zakopanego dla człowieka powszechnie lubianego i szanowanego, dla kuriera polskiego państwa podziemnego. Wzięło w nim udział około 12 tysięcy ludzi. Dlatego, z braku miejsca, niektórzy wchodzili na cmentarny mur oraz na drzewa, żeby lepiej wszystko widzieć. Krzeptowski spoczął na Pęksowym Brzyzku, obok legendowych postaci zakopiańskich – Tytusa Chałubińskiego, Jana Sabały, ks. Józefa Stolarczyka, Kornela Makuszyńskiego, przewodników Jędrzeja Wali, Macieja Sieczki i innych. Sam stał się postacią legendarną Zakopanego.

 

- „Nawet śmierć była dla niego łaskawa i powaliła go jednym, ale silnym i celnym uderzeniem” – pisał Wojciech Adamiecki w „Tańcu z nożami”. Zmarł bowiem na rozległy zawał serca.

 

Ale chcę opowiedzieć nie o tym, jak umierał, lecz jak żył. Bo był bardzo zasłużonym człowiekiem. Ten góral, przewodnik i ratownik tatrzański, narciarz, a w czasie II wojny światowej uczestnik polskiego państwa podziemnego, był kurierem tatrzańskim placówki ZWZ- AK, „Zagroda”. Miał pseudonim konspiracyjny „Józek”, a nazywano go „królem kurierów tatrzańskich”. Dokonał ponad 50 przejść kurierskich na trasie z Zakopanego do Budapesztu przez Tatry.

 

Rodzina kierowała schroniskiem

 

Urodził się 9 czerwca 1904 roku i mieszkał w drewnianym domu na Krzeptówkach, które wtedy należały do Kościeliska. Jego matką była Teresa z Tatarów, a ojcem Andrzej Krzeptowski. Bratem stryjecznym naszego bohatera był inny Andrzej Krzeptowski, zawodnik klubu SN PTT 1907 Zakopane, biegacz narciarski i olimpijczyk z 1928 roku, który wraz z żoną Marią przez wiele lat prowadził schronisko górskie w Dolinie Pięciu Stawów Polskich.

 

W dwudziestoleciu międzywojennym Ujek był przewodnikiem tatrzańskim, a od 1934 roku także ratownikiem TOPR. Choć już rok wcześniej wziął udział w trudnej akcji ratunkowej na Galerii Gankowej po ciało znanego taternika, Wincentego Birkenmajera. Przez kolejne lata utrzymywał łączność z przebywającym na terenie ówczesnej Czechosłowacji Wincentym Witosem i przeprowadzał działaczy Stronnictwa Ludowego przez Tatry.

 

Każde przejście mogło być ostatnim

 

W czasie wojny był kurierem bazy konspiracyjnej „Romek” w Budapeszcie i niemal w każdym miesiącu pokonywał Tatry z ludźmi, przenosząc pieniądze, broń, a także pocztę dla ruchu oporu. Niemiecki okupant wyznaczył wysoką nagrodę za jego schwytanie. Już w październiku 1939 roku ruszył, jako żołnierz państwa podziemnego, na kurierski szlak. Każde z przejść było ryzykowne. Każde mogło być ostatnim.

 

- Józek zaczął chodzić od początku, czyli od momentu, kiedy Niemcy zajęli Zakopane i był z pewnością jednym z pierwszych kurierów tatrzańskich – wspominała jego żona, Władysława. Propozycja wyjścia na kurierski szlak przyszła do niego do domu na Krzeptówki od pani Radkiewiczowej.

 

Wójt Kościeliska, Stanisław Szczepaniak-Bańscorz wykreślił nawet Józefa z listy mieszkańców Kościeliska, przez co Niemcy długo nie mogli wpaść na jego trop. Potem wysyłali za nim listy gończe, a jego głowa warta była bardzo dużo. „Za ujęcie lub wskazanie miejsca pobytu groźnego bandyty, Józefa Krzeptowskiego, zostanie wypłacona nagroda w wysokości 50 tysięcy złotych” – ogłosili. Ale on nie dał się złapać.

 

- Mnie, Maryś, psiekrwie nie chycom - powiedział kiedyś Marii Szatkowskiej.

 

Józef Krzeptowski, to prawdziwa tatrzańska legenda, fot. W. Werner / Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem

 

Trzy szlaki na Węgry

 

Trasy kurierskie prowadziły przez Tatry Wysokie i Zachodnie. Józef Krzeptowski, który znał góry doskonale, chodził na Słowację zwykle przez Małą Łąkę, Kopę Kondracką. W dół, na południe, schodził Jaworowym Żlebem, dalej przez Cichą do Podbańskie i Trzech Studni. Tam, w umówionym miejscu, czekał na niego kierowca z Popradu, Lach. Jechał z nim autem do Rożniawy, następnie czekało go przejście przez granicę i pociągiem jechał do Budapesztu. W stolicy Węgier, przy ulicy Donati 12, mieściła się polska placówka dyplomatyczna i baza kurierów.

 

Po drodze na Węgry korzystał między innymi z pomocy kierownika schroniska w Trzech Studniczkach - Józefa Kertesza z pochodzenia Węgra, oraz Antala ze wsi Poloma, gdzie miał schronienie w jego nocleharni. W trakcie jednej z okupacyjnych zim Krzeptowski pokonał trasę Budapeszt – Zakopane na nartach. Przeprowadzał też wysokich rangą oficerów Wojska Polskiego i kurierki rządu emigracyjnego. Przenosił mikrofilmy schowane w chlebie, broń, ulotki i pieniądze przeznaczane na cele państwa podziemnego w kraju.

 

Tylko od jesieni 1939 do stycznia 1940 roku Krzeptowski przeprowadził przez „zieloną granicę” kilkadziesiąt osób, głównie oficerów i wojskowych, którzy musieli zniknąć z terenu okupowanego kraju. Największa grupa, którą przeprowadzał na tej trasie, liczyła 15 osób. Jego służba kurierska trwała do marca 1944 roku, gdy na Węgry wkroczyły wojska niemieckie. Wtedy też Krzeptowski zabrał swoją żonę i przez Rożniawę dotarł do okupowanego kraju, gdzie ukrywali się „latem w Tatrach Zachodnich, zaś zimą u przyjaciół na Orawie”.

 

W 1945 r. powrócił na Krzeptówki. Jednak nie zaznał spokoju. Został aresztowany przez NKWD. Trafił na trzy lata do sowieckiego łagru w górach Ałtaj. Potem zła karta odwróciła się. Wrócił do kraju, do przewodnickiego fachu, na narty i w Tatry. Opowiadał o kurierskich losach Wojciechowi Adamieckiemu do „Tańca z nożami” i Alfonsowi Filarowi do „Opowieści kurierów tatrzańskich”, gdzie opisał szlak kurierski Zakopane – Czerwone Wierchy – Tomanowa Liptowska – Cicha Dolina – Podbańska – Prybilina. Chodził też drugą trasą, znacznie łatwiejszą, przez Polanę Molkówka i Dolinę Chochołowską do wsi Orawice na Słowacji. Pokonywał też granicę pomiędzy Jurgowem na Spiszu a Podspadami.

 

Dobrze zasłużył się Polsce. Zmarł 13 kwietnia 1971 roku. Siedem lat później w Londynie pośmiertnie przyznano mu Krzyż Armii Krajowej, ustanowiony przez dowódcę AK, generała Tadeusza Bora-Komorowskiego.

 

Jak Byrcyn z Krzeptowskim zjeżdżali z Pyszniańskiej Przełęczy...

 

Ale o jeszcze o czymś chciałbym Wam krótko opowiedzieć… Bo Ujek miał niesamowite poczucie humoru. To właśnie na Pyszniańskiej Przełęczy zaczynały się słynne wyrypy narciarskie. To właśnie tu ich uczestnicy robili sobie różne kawały. Kiedyś na przełęcz podchodziło ze Słowacji dwóch znanych zakopiańskich przewodników i ratowników - Józef Krzeptowski i Stanisław Gąsienica Byrcyn, a o ich przygodzie opowiedział mi znany przewodnik tatrzański, Józef Pitoń.

 

Na przełęczy Byrcyn rzekł stanowczo do Józefa Krzeptowskiego. - Kolego! Zdejmiemy tu narty. Zejdziemy dołu, bo tu często jest lód.

 

A Józek Krzeptowski Ujek na to: - Stasku! Nie bedziemy zdejmować nart. Jo mom lepse narty, pojade dołu i jak by był lód, to ci krzykne!

 

Rzeczywiście Byrcyn miał stare narty jesionki, na których po lodzie jeździło się źle. Zgodził się więc, by Józek jechał pierwszy. No i ten pojechał. Skręca raz, drugi, lód na stoku taki, że aż narty kiełzły po śniegu. Ale Ujek postanowił zrobić Byrcynowi dowcip i woła: - Stasku jedźcie śmiało! lodu nima, ino się dobrze pochylcie do stoku!

 

Byrcyn pojechał, szybko nabrał prędkości i stracił kontrolę nad nartami. Wreszcie fiknął na lodzie kozła i ino zesuściało (zaszumiało) i już jechał na plecach dołu. Po kilkuset metrach zatrzymał się. Józek podjechał do niego i mówi: - Stasiu ! Nic ci się nie stało? A Byrcyn nic i bez dwa tyźnie (tygodnie) się do Józka nie odzywał. Ale kawał był przedni.

 

Takich opowieści krąży wiele po Zakopanem. Niesłychana była bowiem nie tylko historia Ujka, ale i niesamowity temperament. 50 lat po śmierci postać Ujka Krzeptowskiego nadal pozostaje w pamięci - zwłaszcza wśród ludzi, którzy o Nim pamiętają. Będąc na Pęksowym Brzyzku warto odwiedzić jego nagrobek, zapalić świeczkę i pomyśleć o nim i innych kurierach tatrzańskich – bohaterach wielkiej wojny.

 

 

Bogata bibliografia o Józefie Krzeptowskim

- Zofia Radwańska-Paryska, Witold Paryski, „Wielka Encyklopedia Tatrzańska”, Alfond Filar, „Opowieści kurierów tatrzańskich” i Wojciech Adamiecki „Taniec z nożami”

- Wywiady dla zbiorów Muzeum Tatrzańskiego nagrał autor tekstu Wojciech Szatkowski. To m.in. dwie rozmowy z ostatnim kurierem tatrzańskim ZWZ-AK, Stanisławem Frączystym z Chochołowa (9 i 15 sierpnia 1994 r.), z żoną Władysławą Krzeptowską (1996 r.), z Wincentym Galicą – łącznikiem kurierskim (2007 r.), z Wojciechem Bobakiem z Zębu (1995 r.).

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Źródło: Materiały źródłowe pochodzą ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego Aktualizacja: 27/07/2024 18:18
Reklama

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do