Reklama

W hołdzie Chołdzie – zapomniany bohater polskiego himalaizmu


Zdobył Tirich Mir, był jednym z najzdolniejszych himalaistów młodego pokolenia i wspinaczkowym partnerem Artura Hajzera. Rafał Chołda odszedł z gór dokładnie 40 lat temu, 25 października 1985 roku – zbyt wcześnie, by spełnić wszystkie swoje marzenia.


 

Szalona góra. W hołdzie Chołdzie - zapomniany bohater polskiego himalaizmu

 

Choć sprawiał niepozorne wrażenie, wydawał się mieć nadprzyrodzoną siłę. Z uśmiechem, niemal zawsze kryjącym się pod charakterystycznym wąsem, pokonał wiele wybitnych dróg. Rafał Chołda był wspinaczkowym partnerem choćby Artura Hajzera. Dziś obaj zdobywają szczyty po drugiej stronie góry. 

Tekst napisany na 35. rocznicę śmierci Rafała - wszak wspomnień nigdy za wiele. Tym bardziej, że dwóch osób opowiadających o Chołdzie również już wśród nas nie ma… (Jana Matuszyńskiego i Walka Nendzy).

Dla wielu młodszych miłośników gór, to niestety postać nieco zapomniana. A szkoda, bo to właśnie on wspólnie ze swym górskim partnerem i przyjacielem, Arturem Hajzerem zdobył w 1983 roku najwyższy szczyt Hindukuszu - Tirich Mir (7706 m n.p.m.). Było to pierwsze polskie i trzeba też przyznać dość szalone i spektakularne wejście. Niestety, jego szybko rozwijająca kariera zatrzymała się już dwa lata później na “ścianie ścian” - południowej Lhotse (8511 m).

- Szalona góra – tak o nie mówiła matka Rafała.

Został na niej na zawsze 40 lat temu – 25 października 1985 roku.

 

Rodzicie chcieli inżyniera

 

Urodził się 15 września 1957 roku w Katowicach. Od dziecka jest aktywny, pełen energii. Zapisuje się do Harcerskiego Klubu Taternickiego i trafia na legendarnego Walka Nendzę, kluczową postać w życiu nie tylko młodego Rafała, ale i Artura Hajzera czy Jurka Kukuczki. Waluś – bo tak był i jest nazywany w górskim środowisku - bardzo ciepło wspomina Rafała:

- Doskonale pamiętam jego pierwsze chwile w klubie. Był pełen obaw, czy przez to, że się nieco jąkał, zostanie dobrze odebrany. Ale nikt na to kompletnie nie zwracał uwagi, z czego Rafał niesamowicie się cieszył - wspomina Ignacy Walenty Nendza i dodaje: - Był niesamowicie zdeterminowany, sprawny. I niemal od samego początku bardzo interesowała go wspinaczka zimą. Pamiętam taką wyjątkowo mroźną zimę, właśnie w Tatrach. W czasie gdy wszyscy wybierali łatwiejsze trasy, on szedł robić cholernie trudną drogę na Szatanie. To w naszym klubie poznał przecież Artura Hajzera, z którym się zaprzyjaźnił i święcił w górach kolejne sukcesy – mówi Nendza.

Jego przygoda z górami rodzi się jednak w wielkiej tajemnicy przed rodzicami. Nina i Tadeusz Chołdowie mieszkali na katowickiej Koszutce. Liczyli, że syn, absolwent Politechniki Śląskiej w Gliwicach, pójdzie w ślady ojca i zostanie inżynierem. Oboje przesympatyczni, pogodni. Uścisk dłoni Tadeusza nie pozostawia wątpliwości, po kim Rafał odziedziczył siłę.

 

Silna przyjaźń z Hajzerem

 

Sprzeciw rodziców nie powstrzymał jednak młodego Chołdy przed pokonywaniem kolejnych schodów, prowadzących w góry najwyższe. Bartek Dobroch w książce „Hajzer. Droga Słonia”, której spora część poświęcona jest również Rafałowi i jego przyjaźni z Arturem, pisze o nim tak: - „Rafał miał archetypiczną twarz polskiego bohatera (…) i wszelkie predyspozycje, aby się nim stać. Był jeszcze wystarczająco młody, by móc osiągnąć niemal wszystko, co chodziło mu po głowie. A chodziła mu po niej głównie wspinaczka, która zaczęła wywłaszczać kolejne dziedziny jego życia”.

Kolejne górskie doświadczenia Rafał zdobywa właśnie z Hajzerem. O tej niezwykle silnej więzi i przyjaźni tak mówi Janusz Majer, kierownik feralnej wyprawy na Lhotse z 1985 roku:

- Mieli wspólne zainteresowania, czytali te same książki, słuchali tych samych płyt – opowiada Majer. - Byli razem na pierwszych wyprawach w Azji kierowanych przez Ryśka Wareckiego. W Karakorum zrobili pierwsze polskie wejście na Tirich Mir, wspinali się razem w Alpach, jeździli w skałki, wspólnie trenowali. Pamiętam, jak Krzysiek Wielicki opowiadał, że raz, jadąc maluchem z Katowic do Tychów, zobaczył biegnących poboczem Rafała i Słonia. Zwolnił i krzyknął przez otwarte okno: „Trenujcie, chłopcy, byście mogli mnie dogonić w górach!”. Jego śmierć nami wszystkimi wstrząsnęła – przyznaje.

 

Facet żyła

 

W 1979 roku 22-letni Chołda w tajemnicy przed rodzicami kończy kurs taternicki. Choć Nina Chołdowa przeczuwa, że coś się święci. Nieżyjąca już dziś mama Rafała nigdy zresztą nie pogodziła się do końca z jego śmiercią.

- Rafał w końcu przyznał się matce, że już od jakiegoś czasu udziela się pasji. „Jak tysiące młodych ludzi chodzimy po skałkach” - uspokaja ją. Pod koniec lat 70. zapisuje się do Harcerskiego Klubu Taternickiego, potem wchodzi w skład katowickiego Klubu Wysokogórskiego. Kroczy szlakiem przetartym przez jego guru, Jerzego Kukuczkę – mówi Jan Matuszyński, dziennikarz, w latach 80. relacjonujący sukcesy Polaków w górach najwyższych, bliski przyjaciel rodziny Chołdów. - Jest niepozorny, szczupły, ma ledwo metr sześćdziesiąt w kasku. Mówią o nim „facet żyła”. Ma wspaniałe predyspozycje do wspinania. I śmiałe dokonania. W Tatrach pokonuje drogę Gryczyńskiego na ścianie Kotła Kazalnicy, filar Ganku, drogę Łapińskiego na Galerii Gankowej, Directe Americaine na Petit Dru w Alpach, nową drogę na Gaurishankar-Go (6126 m n.p.m. ) w Rolwaling Himal – wymienia Jan Matuszyński.

Fizyczne cechy i górskie predyspozycje to jedna strona medalu. Większość znajomych i przyjaciół Rafała wspomina też jego niezwykły charakter i osobowość.

- Jako wielbiciel jazzu, ale niekoniecznie mainstreamowego, muzyki spod znaku The Doors i bluesa, znalazł we mnie swojego sprzymierzeńca. Mogliśmy o tym rozmawiać, spierać się i słuchać. Zapamiętałem go jako niezłego wesołka, gdy popalając to i owo widzieliśmy świat pełen dziwnych ludzi i postaci, z którymi się zaprzyjaźniliśmy – wspomina Dariusz Porada, instruktor wspinaczki, związany z katowickim KW, partner Rafała w trakcie tatrzańskich wspinaczek. - Z Rafałem wspinałem się głównie zimą w Tatrach. Te przejścia trudnych dróg w jego towarzystwie i wspomnienia z nich są dla mnie najcenniejszymi rzeczami, które po nim mi pozostały. Dziś miałby 63 lata. Jaki byłby teraz? Nieważne, byłby na pewno moim przyjacielem – nie ma wątpliwości Porada.

 

Zapomniał złożyć życzeń

 

Jako człowieka zawsze pomocnego i pozytywnie nastawionego do życia wspomina go najbliższa przyjaciółka z czasów szkolnych i licealnych, Anna Adamus-Matuszyńska (matura 1976).

- Rafał był, chyba nadal jest, moim najbliższym przyjacielem – przyznaje. - Pogodny, gotowy do pomocy. Zawsze był - chyba że wyjechał w góry – „pod ręką”, praktycznie na zawołanie. W sumie niewiele nas łączyło, on inżynier, ja – humanistka, on zapatrzony w góry, a ja raczej w życie rodzinne i książki. Muzycznie było nam jednak bliżej, ale ja kochałam „Kabaret” i „Hair”, a on „Jesus Christ Superstar”. Rafał uwielbiał Milesa Davisa, ja wolałam słuchać Roberty Flack. Nie był rozmowny, trochę się zacinał, ale miał zawsze swoje zdanie, które wyrażał tak, by nikogo nie zranić – opowiada przyjaciółka.

Przez 20 lat znajomości nigdy nie było między nimi zatargu, nieporozumienia czy sporu. Tak wspomina ostatnie spotkanie.

- W nocy z 25 na 26 lipca 1985 roku siedzieliśmy i tłumaczyliśmy listę bagażu, który chłopcy zabierali na Lhotse. Jaka ja byłam dumna, że jedzie z Jurkiem Kukuczką na tę wyprawę – opowiada Adamus-Matuszyńska. - Rafał czytał po kolei dziwne dla mnie przedmioty, a ja tłumaczyłam i pisałam na maszynie. Chyba już nad ranem zebrał zapisane kartki, wpakował do jakiejś koperty i wyszedł, machając do mnie ręką na schodach jak Lisa Minelli w jednej z ostatnich scen mojego ulubionego filmu. Zapomniał złożyć mi życzeń imieninowych, chyba pierwszy raz…. – zawiesza głos. - Pewnie kiedyś złoży, jak się gdzieś spotkamy....

Temat muzycznego gustu Rafała przewija się w różnych wspomnieniach. Odniósł się do niego również Artur Hajzer w krótkiej, wspominkowej publikacji w „Taterniku”, gdzie informowano o śmierci Rafała na Lhotse (nr 1/1986): - „Zawsze wesoły, pełen humoru, tylko o górach mówił poważnie, góry były bowiem tym, co wybrał w życiu. Wielbiciel jazzu i Jimiego Morrisona, posiadający dużą wiedzę muzyczną i historyczno-literacką, był dla nas niepowtarzalnym wzorem”. – napisał Hajzer. Zginął na Gaszerbrumie I – prawie 38 lat po Rafale.

 

W czarnej d...

 

Pasję do gór godzi z czasem, który w jak największym stopniu chce spędzać z bliskimi. Gdyby nie jego tragiczna śmierć, z pewnością wiele z tych wyjątkowych przyjaźni przetrwałoby do dziś.

Joanna Jędrusik, artystka plastyk i pedagog, przyjaciółka Rafała z czasów licealnych: - Rok szkolny zaczynał się zawsze imprezą u Rafała. Jego urodziny były zresztą pierwszą poważną “tinejdżerską” imprezą w naszym klasowym życiu. Pierwsze papierosy, kwaśny riesling i smętne hipisowskie kawałki nagrywane z Trójki na magnetofon szpulowy. Led Zeppelin, Deep Purple, “Stairway to Heaven”, “Whiter Shade of Pale”, “Child in Time”, których tekstów wtedy nawet nie rozumieliśmy. Dzisiaj wiem, że w jakimś sensie były antycypacją jego losów. Jego narkotykiem były góry, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedział – nie ma wątpliwości Jędrusik i dodaje: - Rafał był ironiczny i empatyczny, wychowany w tradycjach patriotycznych, co wtedy jeszcze nie było wyświechtanym sloganem. Często o nim myślę, o tym "przejściu", gdy nagle jeden moment życia staje się śmiercią – podkreśla przyjaciółka.

Do dziś krąży wśród znajomych wiele anegdot o Rafale. Jedną z nich opowiada przyjaciel z licealnych czasów, Leszek Wasiak.

- Czwarta klasa liceum. Rafał od roku jest w gazie kursu wspinaczkowego. Szydzi ze mnie, że przecież to ja "wymyśliłem" skałki, a teraz "pitam w tajgę". W końcu mnie dopadł i wybrałem się z nim na trening do Doliny Będkowskiej – wspomina Wasiak. - Kiedy podeszliśmy pod cel naszego „spaceru”, poczułem się „nieswojo”! Rafal wskazał ręką na dwie buły skalne i powiedział: „To Twój debiut... dupa słonia! Tam se wejdziesz!” Przypiął mi swoją uprząż, zapiął linę na karabinku i odszedł ode mnie: „Ciśnij Wasiak!”. W połowie mojej pierwszej drogi, gdy nogi i ręce drżały jak oszalałe, Rafał krzyknął, trzymając mnie na końcu liny: „Wiesz, Długi, gdzie teraz jesteś !?! W czarnej dupie!” – śmieje się przyjaciel z liceum.

 

Jurek zobaczył tylko plecak

 

Nadchodzi późne lato 1985 roku, baza wyprawy pod Lhotse. Rafał mieszka w namiocie wspólnie z Mirkiem Falco Dąsalem, autorem jednej z najpiękniejszych książek o górach “Każdemu jego Everest”. Opisuje w niej również wydarzenia tej tragicznej wyprawy. Falco zginie cztery lata później w Himalajach - w najtragiczniejszej lawinie w historii polskiego himalaizmu na Evereście w 1989 roku.

 

Przeczytaj nowe e-wydanie Magazynu Na Szczycie

 

Z dziennika Falco Dąsala: „25 października. Jest kilka minut przed 15, gdy głos z góry elektryzuje nas wszystkich - Halo, baza, mam bardzo ważną wiadomość, Rafał spadł! Kurwa, tylko tego brakowało. Gdzie? Kiedy? Jurek [Kukuczka] nienaturalnym, nie swoim głosem mówi, że podczas powrotu z poręczowania szedł pierwszy, 20 metrów za nim podążał Rafał. Przy namiocie VI Jurek obejrzał się i zobaczył już tylko spadający 200 metrów niżej plecak, wyżej rękawiczkę, jeszcze wyżej wbity czekan z drugą rękawiczką w pętli. Rafała już nie było”.

Feralny moment tamtej wyprawy wspomina jedyny żyjący dziś uczestnik tamtej akcji górskiej, wybitny polski himalaista, Ryszard Pawłowski:

- Po raz pierwszy spotkaliśmy się właśnie w 1985 roku pod Lhotse. Rafał był niezwykle zdeterminowany do działania, ale też bardzo spokojny, dobrze się dogadywaliśmy. Po przyjściu Jurka [Kukuczki] chodziliśmy wspólnie w górę wynosząc zapasy i poręczując coraz wyższe fragmenty drogi – opowiada. - Podczas jednego z wyjść Rafał z Jurkiem wyszli we dwójkę, aby dokończyć poręczowanie skalnego uskoku na wysokości ok. 8000 m. Ja akurat nie czułem się tego dnia najlepiej i czekałem na chłopaków w namiocie. Jakoś chwilę po południu wrócił tylko Jurek mówiąc, że na nieubezpieczonym śnieżnym trawersie schodzący za nim Rafał nie wiadomo czemu odpadł i prawdopodobnie zginął – wspomina Pawłowski, tegoroczny laureat honorowego Kolosa za wybitne osiągnięcia.

 

Telefon zadzwonił o trzeciej nad ranem

 

Informację o tragicznej śmierci Rafała ktoś musiał przekazać jego rodzicom. Ten niezwykle smutny obowiązek wziął na siebie Walek Nendza.

- O trzeciej nad ranem zadzwonił do mnie Walek Fiut, w Kathmandu była dziewiąta. Musiałem powiadomić rodzinę. Pojechałem pod dom Chołdów i poczekałem, aż w oknie zapali się światło. Podszedłem do drzwi, zadzwoniłem. Nina jakby przeczuwała najgorsze, nie odezwała się słowem. Krzyczała tylko później “szalona góra, szalona góra, szalona góra” – wspomina tamten dzień Nendza i dopowiada coś jeszcze bardzo ważnego. - Przez lata nie mogła się pogodzić ze stratą jedynego syna. Często wydawała się czekać, aż on za chwilę wejdzie przez drzwi. Niewielką ulgę przyniosła wyprawa w Himalaje i przelot pod południową ścianą Lhotse. Przygotowała na tę okazję specjalny “nieśmiertelnik”, który zrzuciła z samolotu. Było to dla niej symboliczne pożegnanie, namiastka pogrzebu. Bardzo tego potrzebowała. Właśnie wtedy coś w niej “odpuściło”. Mówiła potem, że jakby zobaczyła grób ukochanego syna – podsumowuje Nendza.

Zajrzyjmy jeszcze raz do dziennika Mirosława Falco Dąsala z 25 października 1985 roku.

- „Ile lat miał Rafał? Miał! Czyli koniec, więcej mu już nie przybędzie. I potoczyły się słowa… dom, matka, dziewczyna. I znowu matka, dom… Idę do opustoszałego namiotu, otulam się śpiworem. Czuję się rozbity, myśli nachodzą natrętne, niespokojne, rozgonione. Te pytania o cel, o sens, o konieczność, o drogę. Niepotrzebne to wszystko, i tak w jedną stronę idziemy, a ile się zdarzy między otwarciem a zamknięciem drzwi, to Twoje, to nasze. Dość już, dość, wystarczy, co komu sądzone. I tylko żal że tak wszystko nagle, niespodziewanie…”.

 

Tekst ukazał się w wydaniu nr 08/2020.

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 30/10/2025 17:19
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do