W lipcu 1908 roku Helena i Irena nie mają pojęcia o tym, że wdrapując się na stromą tatrzańską grań, przechodzą właśnie do historii. Cieszą się zuchwałym wyczynem. Nie myślą o tym, że są częścią wielkiej historycznej i społecznej zmiany.
To opowieść o Helenie Dłuskiej (1892-1921) i Irenie Pawlewskiej-Szydłowskiej (1892-1982). Ich najważniejszą drogą był Szczyrbski Szczyt od Doliny Hlińskiej w 1908 roku. Pierwsze samodzielne wejście kobiece.
Helena
Wieczorem, 16 października 1921 roku Helena Dłuska zamyka drzwi w swoim mieszkaniu w Chicago. Niewiele się w nim zmieniło, odkąd przypłynęła do Stanów kilkanaście miesięcy wcześniej. Skromne meble, stół, trochę książek. Nie potrafiła się zadomowić. Chyba nawet nie myślała o amerykańskim apartamencie jak o domu. Wszystko, czego jej brakowało, zostało w niewielkim podhalańskim miasteczku, w istniejącej znów od niedawna Polsce, i w tamtych – niezbyt wysokich – a dla niej najwspanialszych, Tatrach.
Za górami tęskni zresztą coraz rozpaczliwiej. W wolne dni, kiedy zostaje w domu, ogląda stare albumy fotograficzne, czasem pisze listy. Trudno jej się pogodzić z tym, że szczyty, które były jeszcze niedawno całym jej światem, są dla niej nieosiągalne.
Szuka namiastek minionego czasu, próbuje oswajać Amerykę. Ale nie jest ciekawa nowych miast, ruchliwych ulic i tych słynnych nieograniczonych możliwości. Jest spragniona przestrzeni, powietrza, przyrody.
Kilka miesięcy wcześniej, w czerwcu 1921 roku wsiada do pociągu i jedzie na zachód, w stronę Denver, a potem do miasteczka Estes Park. Ma nadzieję, że Góry Skaliste choć trochę przypominają Tatry. Nie wraca rozczarowana, raczej z przekonaniem, że nie odnalazła tego, czego najbardziej jej brak. Po powrocie do Chicago napisze obszerną relację z odbytej wyprawy. We wrześniu wysyła tekst do „Dziennika Ludowego”, kilka miesięcy później jego obszerny fragment będą mogli przeczytać również czytelnicy „Taternika”: „Kto się wychował w górach, kto spędzał niejedną noc, śpiąc wśród skał przy szumie górskiego potoku, gdzie za posłanie służyły mu kamienie, a w najlepszym razie ziemia w lesie; kto wśród burzy chodził po wysokich szczytach, włóczył się samotnie po stromych kamienistych ścieżkach lub wspinał się po prostopadłych ścianach nad przepaściami, ten nigdy nie zapomni gór, gdyż stają się mu one czemś najbliższem na świecie”.
Październikowy wieczór jest ciepły i spokojny. Helena zamyka drzwi na zamek. Zasłania okna. Przez chwilę siedzi przy niewielkim biurku, przeglądając pozostawione na nim kilka dni temu papiery i fotografie z Gór Skalistych. Chowa do szuflady kopię reportażu, w którym opisała niedawną wycieczkę w okolice Longs Peak.
Przez story w wysokich oknach wpadają paski światła – biegnące od ulicznej latarni –tną pokój na nierówne linie, kładą się na ścianach i toaletce. Śledzi te tańczące, świetlne kreski. Mrok panujący w pokoju wydaje jej się przyjemny. Po kilkunastu minutach wstaje i przynosi z kuchni gazową lampę i długie zapałki.
Przekręca kurek z gazem, zapala ogień i przez parę chwil wpatruje się w migocący płomień. Nie przykrywa go jak zawsze niewielkim szklanym kloszem. Sprawdza tylko, czy lampa solidnie pracuje. Zdejmuje buty i kładzie się w wygodnym łóżku. Potem jednym dmuchnięciem zdusza płomyk i czeka. Powoli sączący się gaz, sprawia, że czuje się coraz bardziej senna. Nie broni się, zamyka oczy. Po kilku godzinach już nie oddycha.
Irena
W pierwszych dniach lutego 1982 roku w Poznaniu mógłby się odbyć pogrzeb 90-letniej Ireny Pawlewskiej-Szydłowskiej, która umarła kilka dni wcześniej. Tak się jednak nie stało. Tuż przed śmiercią Irena zdecydowała, że nie potrzebuje grobu. Swoje szczątki zapisała Zakładowi Anatomii Człowieka Akademii Medycznej w Poznaniu. Uznała, że jej ciało mniej się zmarnuje, stając się materiałem szkoleniowym dla studentów medycyny, niż spoczywając w ziemi.
Kilka lat wcześniej, w 1974 roku Irena przeniosła się ze Szczecina do Poznania i zamieszkała w Domu Weterana. Ale nie czuła się tam dobrze. Nadal aktywna i energiczna nie zamierzała wieść życia emerytki. Zaraz zaangażowała się w organizowanie czasu pozostałym seniorom. Prowadziła odczyty, podsuwała książki, namawiała na piesze wycieczki. Pobyt w domu starości traktowała jak kolejny etap w swoim długim i skomplikowanym życiu. I jak zawsze pragnęła by czas, który jej pozostał, wykorzystać jak najlepiej. Tęskniła za dawnymi przyjaciółmi, brakowało jej beztroskiej znajomości z Helą. Mniej więcej w tym właśnie czasie dowiedziała się, że pojawiła się szansa na symboliczne pochowanie w rodzinnym grobie ukochanej wspinaczkowej partnerki sprzed lat. Od razu się w tę sprawę zaangażowała.
O tym, że jej prochy wróciły z USA do Warszawy wiedziała od matki Heleny – Bronisławy Dłuskiej. Podobno nawet widziała skrzynkę ze szczątkami, którą rodzina przechowywała wraz z pamiątkami po córce w mieszkaniu przy ul. Żurawiej w Warszawie. W latach 80. kilkoro mieszkańców Zakopanego rozpoczęło starania o postawienie na tamtejszym cmentarzu pomnika upamiętniającego Helenę Dłuską. Pomimo działań i listów pisanych przez Pawlewską, niestety i tym razem nie było zgody nawet na ten symboliczny pochówek.
Temat powrócił kilkadziesiąt lat później za sprawą Ewy Wójcik-Wichrowskiej, łódzkiej aktorki, która przez przypadek, w Paryżu trafia na opowieść o Helenie Dłuskiej i bezinteresownie zaangażowała się najpierw w wyjaśnienie i opisanie jej pogmatwanych losów, potem w starania o pochówek w Zakopanem. Dzięki jej kilkuletnim naciskom udaje się przekonać krakowską Kurię do wydania zgody na symboliczny pochówek samobójczyni na katolickim cmentarzu, a władze miasta - do ufundowania tablicy pamiątkowej. W październiku 2014 roku, w kolejną rocznicę śmierci, na Starym Cmentarzu na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem odbywa się uroczystość, w trakcie której odsłonięta zostaje tablica upamiętniająca Helenę Dłuską. Autorem projektu jest Stanisław Berbeka.
Irena Pawlewska już jej nie zobaczyła.
Pierwsze wejście
To od nich zaczęło się samodzielne, kobiece wspinanie. W 1908 roku dwie 16-latki – Helena Dłuska i Irena Pawlewska wchodzą same na Szczyrbski Szczyt. Wytyczają nową drogę – od północy, z Doliny Hlińskiej, od strony Małego Ogrodu.
Wiele lat później Irena Pawlewska wspominając tamtą wycieczkę powie, że na Szczyrbski Szczyt weszły w zasadzie przez przypadek. Tak to zapamiętała: „Na drugi dzień wybrałyśmy się na grań Hrubego. Była ona bardzo krucha, i w kilku miejscach niezbyt łatwa, a my nie miałyśmy jeszcze liny. Musiałyśmy więc zejść w kierunku Wielkiego Ogrodu, aby nie wracać tą samą drogą. Widząc moje zmartwienie z powodu nieudanego wejścia na Hruby, który mi się ogromnie spodobał, Lu zaproponowała, aby pójść na Szczyrbski. (…) Ruszyłyśmy w górę, starając się iść jak najkrótszą drogą, co nie zawsze było możliwe, bo trzeba było często trawersować pod podcinanymi miejscami płytami, a szczytu się wcale nie widziało. Po mozolnej i niezbyt planowej, długiej wspinaczce, nagle zobaczyłyśmy z daleka kopczyk. Jeszcze chwila i stanęłyśmy obok niego. Tu znalazłyśmy szczelnie zakrytą butelkę z nazwiskami jakichś Węgrów, którzy przyszli od Szczyrbskiego Jeziora. Natychmiast idąc ich przykładem, wetknęłyśmy do innej znalezionej butelki zwiniętą kartkę: Helena Dłuska, Irena Pawlewska, same. (…) Potem dowiedziałyśmy się od Zygmunta Klemensiewicza, że było to pierwsze wejście na Szczyrbski od północy”. (Irena Pawlewska-Szydłowska, „Lu, Helcia, Głuskula”, oprac. Monika Nyka, Górska Biblioteczka Historyczna, Warszawa 2013, s. 7)
Ale w lipcu 1908 roku Helena i Irena nie mają pojęcia o tym, że wdrapując się na stromą tatrzańską grań przechodzą właśnie do historii. Cieszą się zuchwałym wyczynem, za który w nagrodę zapisano je do nowopowstałej, prestiżowej Sekcji Turystycznej Towarzystwa Tatrzańskiego. Nie myślą o tym, że są częścią wielkiej historycznej i społecznej zmiany.
Szczyrbski Szczyt był jednym z ważniejszych celów pierwszych taterników, zamieszkujących mocarstwo austro-węgierskie. Mierzący 2381 metrów n.p.m. wierzchołek, dziś leżący na terenie Tatr Słowackich, kusił taterników idealnym kształtem przypominającym foremną piramidę oraz stosunkowo łatwym wspinaniem. Pierwsze wejście odnotowano w 1895 roku. Kuzynki Helena Dłuska i Irena Pawlewska stanęły na nim samodzielnie zaledwie 30 lat później.
Kiedy po latach Irena Pawlewska-Szydłowska wspominała tamtą wspinaczkę, nie potrafiła powiedzieć, dlaczego właśnie wycieczkę na Szczyrbski Szczyt, na który weszły z Heleną uznano za przełomową.
– Prawie wszystkie drogi, które wówczas robiłyśmy z Helą były nowe – wspominała po latach. Podobno ich obecność na Szczyrbskim Szczycie zapamiętano przez przypadek. Młode wspinaczki pozostawiły na szczycie karteczkę ze swoimi nazwiskami, ukrytą w butelce po wodzie.
Tekst na podstawie książki Anny Król „Kamienny sufit”,
która ukaże się 19 maja tego roku w Wydawnictwie Znak.
Szczyrbski Szczyt
- Dzisiaj Szczyrbski Szczyt (2381 m n.p.m., słow. Štrbský štít) widzą wszyscy turyści, którzy idą żółtym szlakiem ze Szczyrbskiego Plesa (Štrbské Pleso) na Bystrą Ławkę (2315 m n.p.m., Bystrá lávka). To popularny szlak, który najpierw prowadzi Doliną Młynicką (Mlynická dolina), a potem Furkotną (Furkotská dolina).
- Szczyrbski Szczyt jest charakterystyczną piramidą, najlepiej widoczną, gdy skręcamy w lewo na Bystrą Ławkę koło Capiego Stawu (2072 m n.p.m., Capie pleso).
- Ale Helena Dłuska oraz Irena Pawlewska-Szydłowska wchodziły na szczyt po drugiej stronie grani, od Doliny Hlińskiej. Dzisiaj prowadzi tędy mało popularny, ale bardzo piękny szlak od Trzech Studniczek (Tri studničky) na Wyżnią Koprową Przełęcz (2180 m n.p.m., Vyšné Kôprovské sedlo).
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie