Reklama

Sebastian Kawa: Szybowcem nad K2 – Podniebny Triumf

Z Sebastianem Kawą, najwybitniejszym pilotem w historii szybownictwa, rozmawia Kuba Terakowski

 

Radość i zachwyt nad K2

 

Jak wysoko da się wzlecieć szybowcem?

Rekord świata wynosi obecnie 23 tys. 300 metrów. My jednak najczęściej korzystamy z wiatrów związanych z frontami atmosferycznymi, tak zwanych jest streamów, które kończą się około 12 km nad ziemią. Natomiast nocą polarną, w okolicach biegunów, pojawia się zjawisko polar vortex, które pozwala wznieść się wyżej. Jednak od pewnej wysokości temperatura wrzenia wody jest niższa od temperatury ciała człowieka. Z tego powodu szybowiec, który ustanowił rekord świata, musiał mieć ciśnieniową kabinę, czyli był skonstruowany jak statek kosmiczny.

A Tobie, jaką maksymalną wysokość udało się osiągnąć? 

Udało się? Cóż, nie mam w swojej karierze prób bicia rekordu, natomiast nad Himalajami byłem na wysokości 9600 metrów, a nad Kaukazem na równych 10 tysiącach. W Polsce rekord należy do Stanisława Józefczaka, który wzniósł się nad Tatrami na 12 tys. 560 metrów. 

9600 metrów w Himalajach, czyli przelatywałeś nad Mount Everestem?

Niestety, nie polecieliśmy nad Mount Everest, gdyż nie dostaliśmy na to zgody od lokalnych władz. Tamten rejon jest traktowany tak komercyjnie, że opłaty, które musielibyśmy uiścić, uznaliśmy za zbyt wysokie.

A kto po raz pierwszy przeleciał szybowcem nad Mount Everestem?

Oficjalnie? Nikt. Natomiast to, że nie przelatywaliśmy nad Mount Everestem nie oznacza, że nie widzieliśmy tej góry. Byliśmy w odległości około 20 minut lotu, znacznie powyżej wierzchołka, a warunki były sprzyjające. Powstrzymały nas tylko względy formalne. 

 

 

K1 pomogło nam wznieść się nad K2

 

Natomiast nad K2 to Ty latałeś po raz pierwszy. 

Tak, z Sebastianem Lampartem. Oficjalnie i w czystym stylu, bo 130 km z lotniska w Skardu pokonaliśmy bez użycia silnika. Wznosiliśmy się najpierw z wykorzystaniem zjawiska termiki, a potem zjawiska fali, przy wietrze wiejącym z prędkością 105 km/h. Falę wywołała góra K1, czyli Maszerbrum (7821 m n.p.m.). To zjawisko rzeczywiście przypomina falę, która tworzy się za przeszkodą w wodzie. K1 pomogło nam więc wzlecieć nad K2 (8611 m n.p.m.).

Skąd w ogóle pomysł, aby polecieć nad K2?

Bo wszyscy twierdzili, że to niemożliwe... (śmiech). Zwłaszcza nasi koledzy himalaiści.

A co oni mogą wiedzieć o lataniu?

O lataniu? Zapewne niewiele, ale o Karakorum, Pakistanie i formalnościach - o wiele więcej, niż my. W Pakistanie rządzi wojsko, więc można powiedzieć, że zdobycie wszystkich pozwoleń okazało się trudniejsze niż sam przelot nad K2. Dla tamtejszego wojska swoboda przemieszczania się w przestrzeni powietrznej, latanie poza trasami, czy niekontrolowane robienie zdjęć, jest nie do pomyślenia. Musiałem spotkać się z czternastoma urzędnikami, w tym z dowódcą Wojsk Północnych Pakistanu. Udało mi się go przekonać i dopiero jego zgoda otworzyła przed nami niebo. Myślę, że wzięliśmy ich trochę z zaskoczenia, bo mam wrażenie, iż oni w ogóle nie wierzyli, że jesteśmy w stanie polecieć... (śmiech).

 

 

Załatwianie pozwoleń trudniejsze niż lot

 

Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś o przelocie nad K2?

W 2014 roku, latając nad Himalajami. Doszedłem wtedy do wniosku, że Karakorum jest dużo lepszym miejscem do latania, niż Himalaje. W Karakorum bowiem jest mniej opadów i wieją silniejsze wiatry. Natomiast przygotowania do tej wyprawy rozpoczęły się trzy, cztery lata temu. Krzysztof Wielicki i koledzy polecili nam kilka agencji, lecz prędzej czy później okazywało się, że to przerasta ich możliwości. Wyprawa na K2 - proszę bardzo, ale zgody na latanie - to dla nas zbyt trudne. I tak jedna po drugiej wycofały się wszystkie agencje. Pomógł nam dopiero Sławek Makaruk, który nawet jeżeli nie zna właściwej osoby, to zna kogoś, kto zna kogoś, kto zna tę osobę, co trzeba... (śmiech). W ten sposób udało nam się zdobyć wszystkie zgody w ministerstwach, ale z władzami lotniczymi nie było już tak łatwo. No cóż, aby załatwić taki wyjazd należy iść w Polsce na bal lotnika... (śmiech). Poszedłem, poznałem dyrektora Polskich Portów Lotniczych, który stwierdził, że jeżeli jego ludzie tego nie załatwią, to nikt nie załatwi. I załatwili. Formalności trwały jednak tak długo, że wszystkie plany nam się opóźniły i nie udało nam się wysłać szybowca w kontenerze.

[paywall]

Jak zatem dotarłeś do Pakistanu?

Na przyczepie, za samochodem, przez południową Europę, Turcję oraz Iran. Przy bramkach lotniska w Skardu mieliśmy na liczniku - nomen omen - 8611 km, czyli dokładnie tyle, ile w metrach nad poziomem morza wynosi K2.

Niesamowity zbieg okoliczności! Dotarliście do Skardu bez szwanku?

Tak, lecz bardzo martwiłem się o szybowiec, bo na niektórych odcinkach jechaliśmy po strasznych wertepach. Ale moim największym zmartwieniem były opóźnienia. Z prognoz pogody, symulacji i analiz wynikało, że powinniśmy być tam w połowie czerwca, a dotarliśmy miesiąc później. Bolał mnie każdy dzień w drodze, bezsilnie patrzyłem na uciekające nam warunki. I rzeczywiście nie zdążyliśmy przed porą monsunów, ale na szczęście w Skardu jest sucho, góry stanowią tam solidną barierę dla deszczu.

Polecieliście zatem nad K2 jak najprędzej?

Tak, od razu po uzyskaniu ostatniego zezwolenia, czyli dopiero dwa tygodnie(!) po przybyciu do Skardu. Przez ten czas staliśmy przed bramą lotniska, czekając, aż wojsko nas wpuści. Biegaliśmy po kolejnych urzędach, bezsilnie patrząc jak pogoda umyka. Byliśmy przekonani, że skoro mamy zgody ministerstw i władz lotniczych, to nic już nie stoi na przeszkodzie. Jednak okazało się, że wojsko wymaga kolejnych pozwoleń. Powinien to zawczasu załatwić nasz fixer [osoba załatwiająca wszystko], lecz nie dopełnił obowiązków. Miałem o to do niego ogromne pretensje. Bramę lotniska otworzyła nam dopiero moja rozmowa ze wspomnianym generałem. Wystartowaliśmy zatem niezwłocznie. I okazało się, że wlecieliśmy nad K2 w ostatnim(!) dniu, gdy wiał wystarczająco silny wiatr - tak zwany jeat stream, który potem odsunął się na północ. Ten wiatr bardzo przeszkadza himalaistom. Przed naszym lotem nikt w tym sezonie nie zdobył żadnego ośmiotysięcznika w Karakorum, natomiast już dzień później zaczęli wchodzić. Rozmawiałem z Krzysztofem Wielickim o tych wiatrach. Obawiał się, że nie dadzą nam latać, a tymczasem to właśnie one pozwoliły nam się wznieść. 

I to od razu na K2!

Dzień wcześniej przeprowadziliśmy jeszcze próbę techniczną, aby sprawdzić czy wszystko działa. Natomiast nad K2 polecieliśmy 20 lipca 2024 roku. 

 

 

Wojskowi nie wierzyli, że nam się uda

 

Wszystko działało? Jak przebiegał ten historyczny lot?

Tak, wszystko działało, ale musieliśmy szybko przygotować specjalną procedurę startu, bo okazało się, że na tej wysokości (2230 m n.p.m.) i przy tej temperaturze (36 stopni Celsjusza) silnik szybowca nie wystarczy, aby wystartować z lotniska. Silnik bowiem - wraz ze wzrostem wysokości - traci moc, a śmigło w tak rzadkim powietrzu źle działa. Spodziewałem się tego i dlatego jeszcze przed wyprawą, w Bielsku-Białej, przetrenowaliśmy start na linie za samochodem. W Skardu dopiero start z pracującym silnikiem w szybowcu i na holu za samochodem, pozwolił nam oderwać się od ziemi. Nie planowaliśmy od razu tego dnia polecieć nad K2, ale warunki były tak sprzyjające, że postanowiliśmy je wykorzystać. Wznosiliśmy się na termice, czyli wykorzystując wstępujące prądy powietrza ogrzanego nad gruntem. Trwało to długo, gdyż Dolina Skardu jest wychłodzona bryzami. A potem trzeba było od razu wznieść się wyżej, bo lodowiec sięga tam 4500 m n.p.m. Odetchnęliśmy dopiero za Maszerbrumem, nad chmurami, gdzie zabrała nas fala i mogliśmy polecieć w stronę K2. Tam po raz kolejny sprzyjało nam szczęście. Początkowo warstwa chmur była tak gruba, że wystawał nad nimi tylko wierzchołek K2. Wyglądało to niesamowicie, lecz gdyby chmur było więcej, to zasłoniłyby wszystko. Potem zaczęły się przerzedzać, otwierając przed nami wspaniałe widoki, nie mogliśmy jednak zachwycać się nimi spokojnie, gdyż Chińczycy wypatrzyli nas na radarach (mieliśmy legalnie włączony transponder) i zaczęli wypytywać, co tam robimy. Na to włączyło się wojsko pakistańskie, też zaskoczone tym, że tam jesteśmy.

Zaskoczone? Przecież mieliście ich zgodę.

Tak,  ale oni chyba do końca nie wierzyli, że szybowcem można tam dolecieć... (śmiech)

Ile metrów nad wierzchołkiem K2 przeleciałeś?

Pod koniec, gdy poprawiła się widoczność, trzy, cztery metry. Nawet zastanawiałem się, czy czegoś tam nie zrzucić, ale doszedłem do wniosku, że byłoby to chuligaństwo. 

Zaledwie trzy metry?

Tak, kadłubem szybowca można naprawdę bardzo precyzyjnie wycelować, trudniej jest ocenić odległość na końcówce skrzydeł, ale tam nie było już żadnych przeszkód...

Co czułeś przelatując nad K2?

Radość, zachwyt, niedowierzanie, wzruszenie, ale też zaskoczenie. Zaskoczyło nas to jak mało śniegu jest na K2. Zachodnia ściana jest prawie w całości wytopiona. Zaskoczyła nas też temperatura, mieliśmy mnóstwo ubrań puchowych, kalesonów, ciepłych butów, a okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Mróz nie przekroczył 10 stopni. Chociaż zgodnie z prawidłowościami mógł sięgnąć minus 40. 

 

Na 9000 m n.p.m. czas liczony jest w sekundach

 

Kabina szybowca nie ma ogrzewania?

Nie ma. Baterie na tych wysokościach i w tych temperaturach przestają działać. Ogrzewa nas słońce, bo wprawdzie kabina jest wentylowana, aby nie zaparowała, lecz promienie nieco ocieplają wnętrze.

Czy szybowiec został jakoś specjalnie przygotowany do tego lotu?

Nie, ale musieliśmy go trochę usprawnić, bo to leciwy sprzęt, tym samym lataliśmy 10 lat temu w Himalajach. Wymieniliśmy zatem baterie i gumowe elementy. Niestandardowo natomiast zabraliśmy po dwa zestawy tlenu, gdyż na 9000 m n.p.m., w przypadku braku tlenu, czas użytecznej świadomości liczony jest w sekundach. No i - na wszelki wypadek - było nas dwóch.

Ile trwał cały lot?

Cztery godziny. Tam i z powrotem.

Sukcesem wyprawy jest nie tylko zdobycie celu, lecz także szczęśliwy powrót. Skoro zatem w stronę K2 niósł Was tak sprzyjający, silny jet stream, to czy nie było trudno wrócić pod wiatr?

Obawiałem się tego. Pomogła nam znaczna wysokość, którą osiągnęliśmy, ale po drodze musieliśmy przebić się przez kilka wałów chmur z dużą turbulencją.

Co chyba jest niezbyt bezpieczne...

Latanie w ciemno przy zboczach gór to wręcz samobójstwo, lecz Dolina Baltoro jest na tyle szeroka, że skupiając się na nawigacji czułem się dość pewnie. Wylecieliśmy spod chmur w okolicy Askole, na tyle wysoko, że mogliśmy na wprost przelecieć przez pozostałe przełęcze.

 

 

Szybowiec nam „aresztowano”

 

Miałeś spadochron?

Tak, zgodnie z zasadami, ale nie ma teraz takich szybowców, które rozpadają się w powietrzu. Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, abym użył spadochronu. Pożar? A poza tym nie wiem też, czy po wylądowaniu na środku lodowca, na sześciu tysiącach, można byłoby stwierdzić, że jesteśmy uratowani...

A szybowcem, w razie potrzeby, nigdzie nie dałoby się tam wylądować?

Nigdzie.

Lataliście jeszcze później po okolicy?

Niewiele, gdyż wojsko wciąż miało trudności z zaakceptowaniem naszego latania. Aż wreszcie nasz szybowiec został "aresztowany", pilnowało go czterech żołnierzy z kałasznikowami. Pretekstem był wyczyn Francuzów, którzy weszli na K2 i bez zezwolenia zlecieli na paralotniach. To było ogromne osiągnięcie i gratuluję chłopakom, ale jednak narobili nam mnóstwo kłopotów. I nie tylko nam, bo przypuszczam, że z ich winy, przez długi czas, latanie w Pakistanie będzie niemożliwe. Gdy tylko więc udało nam się odzyskać szybowiec, ruszyliśmy w drogę do Polski. I przypominało to bardziej ucieczkę niż powrót. Atmosfera była bardzo napięta, wojna Iranu z Izraelem wisiała na włosku. W Teheranie zatrzymali nas antyterroryści, kilkunastu uzbrojonych mężczyzn, którzy nigdy nie widzieli szybowca i zastanawiali się, czy to nie Bayraktar. Zabrali nam telefony, sprawdzali, czy nie ma w nich kontaktów z Izraelem, przeglądali zdjęcia. Długo czekaliśmy na glejt, który pozwolił nam jechać dalej. Potem na granicy z Turcją utknęliśmy na trzy dni(!) w strefie buforowej, a na koniec Bułgarzy pokazali, co potrafią... Z ulgą odetchnęliśmy dopiero po przyjeździe do Polski. 

 

Bez silnika można latać nad Tatrami

 

Które jeszcze góry widziałeś z szybowca?

Praktycznie na wszystkich zamieszkałych kontynentach. W Ameryce Południowej, lecąc wzdłuż Andów, ustanowiłem polski rekord długości lotu - 2089 km. Latałem nad górami Sierra Nevada w Ameryce Północnej, nad Górami Smoczymi i Górami Brandberg w Afryce, nad Alpami i nad wieloma innymi. Jako pierwszy zdobyłem też szybowcem Kaukaz.

A nad Tatrami?

Ostatnio przedwczoraj. Bez silnika można bez ograniczeń latać i nad TPN i TANAP.

Startujesz w Tatry z Nowego Targu?

Bardzo często, bo to świetne lotnisko z długim pasem, ale bliżej mi do Bielska-Białej. Tam mój szybowiec parkuje gotowy do lotu. Do Krywania mam dokładnie 100 km, czyli dwie godziny tam i z powrotem.

Chodzisz czasem po górach?

Ależ oczywiście, bardzo to lubię. Najczęściej chodzę w niepogodę, gdyż sprzyjającą aurę wykorzystuję na loty szybowcem. Pierwszym poważnym szczytem, który zdobyłem w Tatrach, był Gerlach, w deszczu ze śniegiem. To jednak był mój świadomy wybór. Dziwię się turystom, których deszcz zaskakuje w górach. Wystarczyłoby korzystać z prognoz pogody dla szybowników - na przykład fcst24.com - aby unikać przykrych niespodzianek. Pamiętam, jak kiedyś znajomy odradzał mi wyjazd w Tatry, bo zapowiadano opady. Sprawdziłem prognozy: po wschodniej stronie Kieżmarskiego Szczytu miała nie spaść ani kropla deszczu. I rzeczywiście nie spadła...

 

Sebastian Kawa 

Najwybitniejszy pilot w historii szybownictwa i najbardziej utytułowany zawodnik Polski. Zdobył 18 złotych, 3 srebrne i 3 brązowe medale mistrzostwa świata oraz 9 złotych mistrzostw Europy. Z wykształcenia lekarz, czynny zawodowo. Ma 52 lata, mieszka w Międzybrodziu.

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 31/12/2024 09:51
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do