– Nie możemy jechać w góry, bo mamy dziecko – ręka do góry, kto nigdy nie słyszał tej klasycznej wymówki od znajomych lub sam z niej nie skorzystał. Tymczasem kilkulatek nie jest żadną przeszkodą, by ruszyć na spotkanie ze szczytami.
Dzieci łączą się z górami znacznie lepiej niż z zapałkami, a zabieranie malca na szlak nie jest zarezerwowane dla wybitnych jednostek, których latorośle są reinkarnacją George'a Mallory'ego. Pojawienie się potomka nie oznacza też, że przez długie lata góry można oglądać tylko na Discovery i łamach magazynu „Na Szczycie”.
Na powrót na szlak i górski debiut potomka nie trzeba długo czekać.
– Nie ma dolnej granicy wieku. Są trasy, które można pokonać z wózkiem. Najmłodsze dzieci można też zabierać w góry w chuście – przekonuje Marlena Woch, autorka książki „Góry z dzieckiem”.
Podobnego zdania są inni doświadczeni górsko rodzice.
– Jeśli naprawdę lubimy góry, to nie wolno czekać! Trzeba zacząć wędrować od niemowlaka. Podobnie zresztą jest z podróżowaniem. Tak, by dla kilkulatka wyjście w góry czy weekendowa wycieczka i noc poza domem były czymś zupełnie naturalnym – przekonuje Magda Piotrowicz-Zbieraj, która wspólnie z mężem Jackiem prowadzi bloga Zbierajsie.pl.
[paywall]
Opisują na nim swoje wyjazdy z córeczkami – Sarą i Igą. Według Magdy wyjazdy z dzieckiem umacniają rodzinne więzi, a wspólna pasja łączy.
– Przebywanie na świeżym powietrzu i uwrażliwienie dziecka od maleńkości na piękno przyrody to najlepsze, co możemy mu dać – zapewnia.
Tak samo uważa Mateusz Grzegorzek znany z bloga MyNaSzlaku.pl. Wskazuje on, że jeśli ze zdrowiem dziecka i rodziców wszystko jest w porządku, to pociechę w góry można zabierać niemal od pierwszych dni życia.
– Jest wiele szlaków przeznaczonych na wycieczkę z wózkiem, ale maleństwo można także zabrać do chusty, co bardzo polecamy i rekomendujemy. My rozpoczęliśmy nasze górskie przygody z dzieckiem, jak córeczka miała trzy miesiące. I już w pierwszym roku jej życia udało się nam być na górskim szlaku ponad 70 dni – argumentuje.
Bartek Przygoda z Trójmiasta, który góry przemierza między innymi w towarzystwie córki Julki i syna Piotrka, też uważa, że z dziećmi można przeżyć wspaniałe przygody.
– Polecam, by zacząć podróżowanie z dzieckiem jak najwcześniej. Gdy zaczniemy od pierwszego roku życia, to z każdym kolejnym będzie mniej stresujących sytuacji, które powodują dyskomfort, zarówno u rodziców, jak i dzieci – mówi Przygoda.
Także w redakcji „Na Szczycie” mamy dowody, że powiększenie rodziny nie wymusza odwieszenia butów trekkingowych na kołku. Tomasz Cylka wędruje nie tylko ze swoją żoną Agnieszką, ale i synem Krzysztofem.
- Krzysiek miał dziewięć miesięcy, gdy w chuście spacerował z nami w Beskidzie Sądeckim. Zaczęliśmy od wjazdu kolejką na Jaworzyną Krynicką i wędrówek po okolicy – mówi redaktor prowadzący „Na Szczycie”. - Gdy miał rok, zdobywał pierwsze góry w nosidle. Szrenica, Stóg Izerski w Sudetach czy Równica albo Stożek w Beskidzie Śląskim na początek, a potem i spokojne dwutysięczniki w Alpach. Na czterdzieste urodziny weszliśmy na Barenkopf w alpejskim masywie Karwendel – opowiada.
Michał Parwa, kolejny członek redakcji, wędruje z kolei z synem Leopoldem.
- Jeśli na co dzień nosimy dziecko na przykład w chuście, a wolny czas spędzamy nad poziomem morza, to naturalną konsekwencją będą wspólne rodzinne wypady w góry – uważa. Zaznacza przy tym, że nie należy robić niczego „na hurra” i warto pierwsze wyjazdy skonsultować z pediatrą. – W przypadku nosidła ergonomicznego kierowaliśmy się z żoną zasadą, że ruszamy w trasę dopiero, gdy nasz syn będzie samodzielnie i pewnie siedział. Tym sposobem, jako 7-miesięczny amator górskich eskapad "zdobył" na brzuchu taty schronisko na Śnieżniku. I to bez wspomagania dodatkowym tlenem czy zakładania obozów na trasie – śmieje się Michał.
Na kwestię zdrowia zwraca także uwagę Magda Piotrowicz-Zbieraj.
– Zdrowie i bezpieczeństwo jest najważniejsze. Dlatego mówiąc, że w góry trzeba iść jak najszybciej, nie mam na myśli kilkutygodniowego malucha. Dajmy sobie czas na to, by się poznać, zobaczyć, co lubi dziecko, a czego nie. Dopiero później stopniowo wprowadzajmy go w świat naszych pasji – radzi blogerka.
Również Marlena Woch ostrzega, aby rodzice nie przesadzali.
– Ważne jest, żeby z maluszkami nie wjeżdżać kolejką na szczyty o znacznej wysokości z uwagi na możliwość rozwinięcia choroby wysokościowej – podkreśla.
Zabieranie latorośli w góry od najmłodszych lat zdecydowanie zwiększa szansę, że polubi ono taki sposób spędzania wolnego czasu.
– Jeśli nie pokażemy mu wtedy, że zmęczenie na szlaku to nie zmęczenie, a satysfakcja ze zdobytego szczytu i góry są po prostu piękne, to dużo ciężej będzie nam to zrobić później – ostrzega Magda Piotrowicz-Zbieraj.
Według niej dziecko nie pokocha gór i natury, patrząc na zdjęcie na tablecie czy grając w gry, gdyż trzeba to wszystko zobaczyć i poczuć na własnej skórze.
Kiedy już zdecydujemy się zabrać potomka w góry, należy zadbać o odpowiedni sprzęt, który sprawi, że wędrówka z dziećmi będzie przyjemna dla obu stron.
– Podstawą jest dobre nosidło. Z maluszkami, które nie siedzą samodzielnie, powinniśmy stosować chustę. Z tymi siedzącymi – nosidła ergonomiczne, czyli takie, w których dziecko przyjmuje naturalną pozycję żabki – opisuje Magda Piotrowicz-Zbieraj i dodaje: - Niektórzy noszą też kilkuletnie dzieci w nosidłach turystycznych. My próbowaliśmy raz i jednak wróciliśmy do nosidła ergonomicznego. Jest dla nas poręczniejsze i bardziej praktyczne – dodaje.
Również Mateusz Grzegorzek zaleca używanie nosideł ergonomicznych.
– Uważajcie na nosidełka, które mogą zniszczyć zdrowie dziecka. To są tak zwane wisiadła – przestrzega.
W pewnym momencie dziecko dorośnie do tego, żeby szlak – a przynajmniej jego fragmenty – pokonywać na własnych nogach. Rodzicom będzie lżej, tylko trochę. Owszem na plecach nie będzie żywego bagażu, ale pojawiają się inne atrakcje.
– Im dziecko młodsze, tym o dziwo łatwiej. Podróżowanie i chodzenie po górach z rocznym dzieckiem nie wymagało wielkiego zachodu - jedynie zapewnienia jedzenia i ubioru oraz pleców rodziców. Najtrudniej z dziećmi w wieku od trzech do pięciu lat. Chciałyby dużo, a nie ze wszystkim sobie jeszcze radzą – wyjaśnia Bartek.
Krzysiek Cylka zaczął sam wędrować, gdy miał cztery lata. Początki były klasyczne: Dolina Kościeliska i Morskie Oko, potem Barania Góra, Szczeliniec czy Błędne Skały, a także Śnieżne Kotły w Karkonoszach. W Alpach wchodził na 2500 m n.p.m. z górnych stacji kolejek, ostatnio zdobył Śnieżkę przez Dolinę Łomniczki, zaliczając jeszcze pod wieczór Słonecznik i Pielgrzymy.
Nie ulega jednak wątpliwości, że wychodząc z małym i ciekawym świata „perszingiem”, należy więc uzbroić się w cierpliwość oraz przygotować na to, że wszelkie plany trzeba będzie zmieniać w locie.
– Dziecko czasem będzie chciało biec, a czasem będzie wlokło się niemiłosiernie. A jedyne, co może zrobić rodzic, jeśli nie chce go zrazić do górskich wędrówek, to po prostu się do tego dostosować – radzi Magda Piotrowicz-Zbieraj.
Mały turysta ma też inne zainteresowania niż rodzice. Naturalne jest, że na przykład zapragnie zbierać kwiatki, wrzucać kamyki do strumienia czy patrzeć na motylki albo inne żyjątka. Trzeba więc przygotować się na to, że przejście nawet krótkiego odcinka zajmie zdecydowanie więcej czasu niż zazwyczaj.
– Może się okazać, że na górskiej polanie spędzimy więcej czasu albo wodospad zachwyci nasze dziecko tak bardzo, że nie będzie chciało iść dalej – zauważa Magda Piotrowicz-Zbieraj.
A Tomasz Cylka dodaje: - Ja zawsze do czasów szlakowych doliczam 50 proc. i się nie stresuję. Jak na Śnieżkę były trzy i pół godziny, to ja planowałem około pięciu. Nikt wtedy nikogo nie pogania – mówi zdecydowanie.
Warto też zapewnić malcowi dodatkową rozrywkę, która urozmaici mu wędrówkę. Dobrze sprawdzają się małe niespodzianki, które chowamy po drodze, by w awaryjnych sytuacjach zmotywować dziecko. Rodzice podpowiadają też, że znakomitym pomysłem jest zabawa w chowanego. – Chowamy się nawzajem, idąc cały czas do przodu – opisuje Magda Piotrowicz-Zbieraj.
Warto także działać z wyprzedzeniem i opowiadać dziecku o miejscu, do którego jedziemy, co zobaczymy, jaki jest plan i co ciekawego po drodze spotkamy.
– Później na trasie, możemy się do tego odnieść, odhaczać umowną check-listę, co samo w sobie może być niezłą zabawą – podpowiada Michał Parwa.
To może być także klucz do tego, by malec polubił góry.
– Dzieci zarażają się pasją, którą widzą u rodziców. Dlatego przed wyjazdem warto opowiadać im o swoich wyprawach górskich, pokazywać zdjęcia czy wspólnie oglądać filmy – wyjaśnia Marcin Jaracz, psycholog kliniczny z Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy. Wskazuje on, że dziecko będzie się lepiej bawić, jeśli uczynimy z niego świadomego uczestnika wycieczki. – Zadbajmy o to, żeby dziecko wiedziało, gdzie jedzie, jaki jest plan wyjazdu oraz mogło podjąć jakieś decyzje odnośnie jego celu czy przebiegu. Tam, gdzie jest wybór, pojawia się zaangażowanie – podkreśla psycholog.
Dobrym pomysłem powinno być także połączenie sił z innymi rodzicami. Rówieśnik to dla dziecka duże ułatwienie i recepta na nudę.
– Zazwyczaj dzieci wzajemnie się mobilizują. Biegając i bawiąc się nie czują zmęczenia – mówi Bartek Przygoda.
Dobrą receptą na zły humor są oczywiście zabawki, a ich nie może zabraknąć w bagażu. Ulubiona maskotka to dla malca taka sama podstawa jak dla rodzica dobre buty.
– Bez tego nawet nie wychodźcie na szlak. Ukoi całe zło! No i kto by nie chciał być górskim przewodnikiem dla swojego misia? – zachęca Michał Parwa.
Kluczem do tego, aby wyjazd był udany dla całej rodziny, jest wybór odpowiedniej trasy. Planując przejście, trzeba zapomnieć o osobistych ambicjach i biciu rekordów czasowych, gdyż kilkulatek nie ma imponującego zasięgu. Jest w stanie przejść około 5 km.
– Dopasuj wyprawę do najmłodszego i najsłabszego podróżnika, ale pamiętaj też o sobie. Bo to ty go będziesz znosił, jeśli kilkuletnim nóżkom zabraknie sił – radzi Mateusz Grzegorzek.
Warto więc wybierać miejsca, w których się już było, dzięki czemu uniknie się przykrych niespodzianek i nieoczekiwanych trudności.
– Jeśli jedziemy z bardzo małym dzieckiem, to dobrze jest przemyśleć szlak tak, aby w ciągu 30-60 minut móc wrócić do cywilizacji. Polecam mieć taki wentyl bezpieczeństwa, chociażby w postaci schroniska – wskazuje Michał Parwa.
Wybierając miejsce, nie można też zapomnieć, że ma ono być atrakcyjne dla malca, a nie górskiego wyjadacza. Kilkulatka nie porwą widoki poszarpanej grani, ani obelisk upamiętniający poległych żołnierzy.
– Dużo większą atrakcją będzie spotkanie kaczki na tatrzańskim stawie, motylek latający koło ucha czy trącanie szyszki patykiem. Pamiętajmy, że idąc z dzieckiem w góry musimy skupić uwagę na kompletnie innych walorach – mówi Michał Parwa.
Bartek Przygoda: – Wybieramy trasy krótsze, szukamy urozmaicenia na szlaku. Schronisko z ciastem jako cel, wodospad, rzeczka, w której można pomoczyć nogi, jaskinia itp. W późniejszym okresie jako zachęta świetnie sprawdza się książeczka GOT i zbieranie do niej pieczątek – podpowiada.
– Dzieci są różne, ale różne są też góry. Znajdzie się w nich coś dla każdego. Jeśli małe dziecko nie lubi długo przebywać w nosidle czy chuście, warto poszukać trasy, którą możemy pokonać z wózkiem – doradza Magda Piotrowicz-Zbieraj.
Jeśli zaś zastanawiamy się, w jakim paśmie powinna zacząć się kariera małego turysty, to wielu rodziców poleca Góry Stołowe.
– Łatwe szlaki, labirynty i formacje skalne, które przyciągają dziecięcą uwagę, do tego dojazd samochodem i wielość okolicznych atrakcji sprawiają, że rodziny chętnie wybierają ten kierunek – wymienia Beata Dutkiewicz-Kosek, kierowniczka schroniska Pasterka.
Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby ruszyć zupełnie gdzie indziej. Mniej wymagające szlaki są w każdym paśmie.
– Nawet w Tatrach znajdziesz bardzo łatwe trasy, które bez problemu przejdziesz z dzieckiem. Dobrym rozwiązaniem będzie, jeśli na górę wjedziesz kolejką i przespacerujesz się po partiach szczytowych. Nie stracisz sił, a widoki zostaną w pamięci – proponuje Mateusz. W grę wchodzi więc choćby spacer z Gubałówki na Butorowy Wierch, a dla nieco starszych Czerwone Wierchy z Kasprowego Wierchu.
Na jakiekolwiek góry się nie zdecydujemy, koniecznie trzeba zadbać o dobry rekonesans. Warto odwiedzić fora i blogi takie jak Zbieramysię czy MyNaSzlaku. Na wszystkie propozycje należy jednak patrzeć przez pryzmat własnych możliwości.
– Nam kiedyś powiedziano, że z wózkiem można dojść do Samotni. I tak… da się, ale nie jest to komfortowe ani dla dziecka, ani dla pchającego wózek. To, że ktoś powie nam, że trasa jest łatwa, nie znaczy, że taka będzie dla nas - zauważa Magda Piotrowicz-Zbieraj.
Redaktor Cylka potwierdza: - Podjęliśmy próbę wjazdu wózkiem od Wangu do Samotni. Zrezygnowaliśmy przy pierwszym zakręcie. Jazda po bruku to męką i dla dzieci i dla rodziców – wspomina.
Także miejsce noclegu należy dobrać z myślą o najmłodszym członku wyprawy. Dla 3-4 latków nie ma większego znaczenia, czy idziemy na najwyższy szczyt, czy małą górkę, ale możliwość zobaczenia zwierząt gospodarskich będzie dla nich ogromną atrakcją. Z punktu widzenia rodzica istotne jest, czy w obiekcie znajdzie łóżeczko turystyczne, nosidełka do wypożyczenia, stopnie do toalet, nocniki, przewijak czy krzesełka do karmienia.
Z kolei dziecko ucieszy się, jeśli znajdzie kącik z zabawkami, grami planszowymi, kolorowankami czy książeczkami. Takie miejsca są choćby w tatrzańskiej Roztoce, Rysiance w Beskidzie Żywieckim, na Jaworzynie Krynickiej w Beskidzie Sądeckim czy na Hali Szrenickiej w Karkonoszach oraz w Pasterce.
Niestety, nawet zadbanie o to wszystko nie gwarantuje, że malec pokocha góry. Zwłaszcza, że dzieci przechodzą różne fazy.
– Nic nie jest dane na zawsze. To, że dziecko jest świetnym kompanem dziś, nie znaczy, że z chęcią będzie wędrować jutro. Czasem jest taki etap w rozwoju dziecka, że trzeba po prostu odpuścić, żeby go nie zrazić. My odpuściliśmy kiedy starsza córka miała 1,5 roku. Była na etapie biegania, nie chciała siedzieć w nosidle, a samodzielnie nie była w stanie pokonać jakiekolwiek dystansu – wspomina Magda Piotrowicz-Zbieraj.
– Któryś z kolei wyjazd, na którym dziecko przejawia wyraźną niechęć do wędrówek po górskich szlakach, może oznaczać, że preferuje ono inną formę aktywnego wypoczynku – zauważa psycholog, Marcin Jaracz.
W takim wypadku pewnie trzeba pogodzić się z faktem, że w domu nie rośnie nam następca Jerzego Kukuczki i czasem wakacje warto spędzić nad morzem. Co nie oznacza, że za rok w góry nie wrócimy.
Patryk Wasiak - sales manager z firmy Thule
Pierwsza sprawa, to sprawdzenie, czy dziecko w ogóle może wygodnie i bezpiecznie podróżować w nosidle. W przypadku typowych modeli noszonych na plecach kluczowe jest to, czy nasza pociecha potrafi już stabilnie i samodzielnie siedzieć oraz czy osiągnęła przewidzianą przez producenta minimalną wagę - dla nosideł Thule jest to 7,3 kg.
Warto również zwrócić uwagę, czy materiały, na których opiera się dziecko są odpowiednio miękkie, wentylowane i przyjemne w dotyku, a także, czy dany model oferuje możliwość regulowania zarówno samego siedziska, jak i systemu nośnego, co ma znaczenie dla rodzica niosącego pociechę.
Jeśli chodzi o funkcje dodatkowe, to moim zdaniem szczególnie przydatne są m.in. osłona przeciwsłoneczna i przeciwdeszczowa, lusterko pozwalające zerkać na dziecko bez zdejmowania nosiła i nogi umożliwiające stabilne postawienie nosidła na ziemi.
Marek Janeczek ze sklepu Camper.pl
Obecnie 3- i 4-latki stawiające pierwsze kroki na ściankach nie są niczym niezwykłym. Wybierając sprzęt dla dziecka, należy jednak kierować się innymi zasadami niż przy zakupach dla dorosłego.
W przypadku butów dorosłym rekomendujemy wybór rozmiaru, gdzie palce są mocno podwinięte, a dzieci powinny mieć zostawiony pewien luz. Zapewni on większą wygodę i pozwoli na dłuższe korzystanie z buta.
Z kolei kupując pierwszą uprząż wspinaczkową, musimy pamiętać o tym, że dzieci - ze względu na większą masę głowy w proporcji do reszty ciała - są bardziej narażone na obrócenie się podczas zjazdu. Z tego względu do około 9-10 roku życia rekomendujemy korzystanie z pełnej uprzęży, gdzie punkt wpięcia umieszczony jest na wysokości klatki piersiowej, a nie pasa. Zazwyczaj tego typu modele przeznaczone są dla wspinaczy o wzroście do ok. 130-140 cm oraz wadze do 40 kg. Nie można zapominać oczywiście o kasku, który musi być dostosowany do mniejszych wymiarów głowy, ale też gwarantować niską wagę i dobrą wentylację.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie