Reklama

No peace, no climb. W bazie w Himalajach Rosjanie i Ukraińcy wzajemnie sobie pomagali

W ubiegłym roku w bazie pod K2 zrobiłam zdjęcie, jak nad obozem powiewały flagi: rosyjska i ukraińska, co dla wszystkich wspinaczy było zupełnie naturalne. Komu by przyszło do głowy, że siedem miesięcy później, za sprawą właściwie jednego nieprzewidywalnego człowieka wszystko nagle się zmieni…

 

Początkowo zamysł był inny. Chciałam napisać o moim ostatnim globtroterskim wypadzie w mało znany rejon Afryki, a konkretnie na Komory (wyspiarskie państewko w pobliżu Madagaskaru). Wątek górski oczywiście na tej wyprawie również zaistniał, bo mają tam całkiem spory, sięgający 2361 m n.p.m. wulkan, na który rzecz jasna sobie weszłam. Radość z wyjazdu szybko mi jednak przeszła, bo właśnie tam, na tych dalekich Komorach, dowiedziałam się o napaści Rosji na Ukrainę, a że zaraz po powrocie wpadłam w wir związanej z tym działalności wolontariackiej, na uporządkowanie wyprawowych zdjęć brakuje mi teraz czasu, ale też chęci. Z racji tej jakby nie było koszmarnej wojny, przypomniały mi się za to moje wyprawy na ośmiotysięczniki.

 

Rosjanie, Ukraińcy, Litwini, Łotysze i Białorusina. W górach wszyscy byli razem

Normą na nich było, że w obozach które nazywaliśmy dla uproszczenia "rosyjskimi" (ze względów językowych) byli owszem, Rosjanie, ale również i inne nacje: Ukraińcy, Litwini, Łotysze, pamiętam także jakiegoś Białorusina. I co ważne, nie było między nimi żadnych animozji. Siadali w mesie przy jednym stole, czekając na okno pogodowe grali w karty lub szachy, a w czasie akcji górskiej działali razem. Mało tego - nikogo nie dziwiły sytuacje, gdy dzielili namioty albo wspinali się na jednej linie.

 

Pamiętam nawet taką sytuację z bazy pod Everestem w 2019 roku. Ukraińcom, którzy przez huragan w obozie II stracili wszystko, co wynieśli w górę, zaproponowałam oddanie części swego sprzętu oraz prowiantu. A oni wtedy odpowiedzieli, że już poratowali ich koledzy z Rosji. Z kolei w ubiegłym roku w bazie pod K2 zrobiłam zdjęcie, jak nad obozem powiewały flagi: rosyjska i ukraińska, co dla wszystkich wspinaczy było zupełnie naturalne. Komu by przyszło do głowy, że siedem miesięcy później, za sprawą właściwie jednego nieprzewidywalnego człowieka, wszystko nagle się zmieni…

 

Część rosyjskich wspinaczy przeciwko wojnie w Ukrainie

Kilka dni po wtargnięciu rosyjskiej armii do Ukrainy, sprawdziłam facebookowe profile swoich górskich znajomych z Rosji. Większość z nich temat wojny postanowiła omijać szerokim łukiem. Ale pozytywne wyjątki się trafiły. Aleksander Abramow, szef agencji Seven Summits Club (nie mylić z nepalskim Seven Summit Treks), Rosjanin z którym poznałam się na wyprawie na Mount Vinson (najwyższy szczyt Antarktydy), w swoim poście napisał: "Zawsze wierzyliśmy że góry są z dala od polityki. (...). To co się stało jest tragedią naszych krajów. To jest polityka, której nie rozumiem. (...) Nie wiem, dlaczego ta wojna się rozpoczęła. Mam nadzieję, że szybko się zakończy". Z kolei Nastya Runova, Rosjanka, z którą tego samego dnia stanęłam na szczycie Lhotse, a rok temu spotkałam się na wyprawie na Broad Peak, napisała: "Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tego co się stało! Jesteśmy przeciwko wojnie. Ukraińcy - trzymajcie się!" i po tych słowach wezwała do podpisania petycji sprzeciwiającej się wojnie, choć na tym się skończyło.

 

Natomiast na profilach ukraińskich wspinaczy jest już wyłącznie temat wojny, pomocy i rozmaitych zbiórek. Julia Zimmermann, mieszkająca w Kalifornii Ukrainka, z którą wspinałam się na Broad Peaku, robi co może, aby razem z innymi emigrantami wspomagać swoich walczących rodaków. W Ukrainie czekany na karabiny zamieniło wielu tamtejszych wspinaczy. Także kobiety, do których należy np. Irina Galay, pierwsza Ukrainka. która zdobyła zarówno Mount Everest, jak i K2, a teraz zamiast przygotowywać się do kolejnej wyprawy, czy szukać bezpiecznego miejsca poza krajem, włączyła się do czynnej walki. "No Peace, No Climb" ("Nie ma pokoju, nie ma wspinania") – napisała.

 

Mijają kolejne wojenne dni, kiedy Ukraina zadziwia świat. Wspieram Ukraińców, jak tylko mogę. Liczę, że wygrają i że znowu będę mogła pojechać w przepiękne ukraińskie Karpaty. Mimowolnie zastanawiam się też, czy będzie mi jeszcze kiedykolwiek dane wpaść na herbatę do obozu, gdzie przy jednym stole siedzieć i cieszyć się życiem, będą Ukraińcy i Rosjanie.

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do