Jaką wysokość mają Rysy po polskiej stronie? Zapewne wielu z Was bez zastanowienia odpowiedziało 2499 m. n.p.m. Myślę jednak, że część zatrzymała się na moment i pomyślała, czy nie należy dorzucić dodatkowego metra.
Na pewno widzieliście ostatnie doniesienia o konieczności skorygowania wysokości kilku tatrzańskich szczytów. Szczerze mówiąc, gdy latem zobaczyłem nagłówki typu: „Ratuj się, kto może! Rysy urosły!”, byłem przekonany, że ktoś zaspał i z opóźnieniem opublikował primaaprilisowy żart. W końcu od lat świecką tradycją było, że 1 kwietnia ktoś donosił o sensacyjnych pomiarach, według których najwyższa góra Polski ma mieć w końcu 2500 m n.p.m. Napisał o tym właściciel Wydawnictwa Polkart, powołując się na badania kartograficzne.
Ale autorzy podręczników mogą jednak spać spokojnie, ponieważ oficjalna zmiana wysokości, którą pamiętamy od podstawówki, raczej nam nie grozi. Konkurencyjne badania geodetów z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie wskazują bowiem, że Rysy niezmiennie piętrzą się na 2499 m i ani metra więcej. Podobno te pomiary są precyzyjniejsze.
Przykład, że zmiana wysokości szczytu – i to jeszcze takiego jak Rysy - nie jest rzeczą łatwą, idzie z góry. I to z tej najwyższej, czyli z Mount Everestu. Lata temu skutecznie wbiłem sobie do łepetyny, że dumna Czomolungma wyrasta 8848 metrów nad poziom morza. Tymczasem często spotykam się z wersją dorzucającą do tego jeszcze dwa metry. To efekt pomiaru, którego w latach 90. dokonał amerykański podróżnik Bradford Washburn. Co ciekawe, jego wersja zrobiła karierę, chociaż nie potwierdzał jej żaden z krajów, na terenie którego wznosi się Everest. Nepalczycy obstawali bowiem przy starym, dobrym 8848 m. Jeszcze dalej poszli chińscy badacze i przekonywali, że należy podawać 8844 m, gdyż tyle wynosi wysokość litej skały. Ostatecznie kraje uzgodniły, że wzajemnie uznają swoje pomiary i będą podawać obie wartości z zaznaczeniem, czy mówimy o wysokości z pokrywą śnieżną, czy bez niej. Niezależnie od tego, wiele źródeł wciąż zostaje przy 8850 m n.p.m. Pewnie nikt od tego nie umrze – najwyżej odpadnie z „Jeden z dziesięciu”.
Skoro Ziemianie nie są w stanie porządnie ustalić, ile mierzy ich najwyższa góra, to trudno spodziewać się, że łatwiej pójdzie z Rysami. Chociaż są ludzie, którym bardzo zależy, by nasz popisowy szczyt dostał brakujący metr. Artysta z Krakowa, Adam Rzepecki od prawie 30 lat stara się podwyższyć Rysy, wnosząc kamienie na szczyt. Mam dla niego dobrą wiadomość – Tatry wciąż rosną. Oznacza to, że nastąpi moment, gdy wszyscy będą się zgadzać, że północno-zachodni wierzchołek Rysów jest dumnym dwuipółtysięcznikiem. Niestety, nikt z nas nie będzie tego oglądać. No chyba, że macie pod ręką komorę hibernacyjną albo wehikuł czasu. Wypiętrzanie Tatr to bowiem proces, który zajmuje miliony lat. W dodatku wredna erozja pożera większość tego, co góry urosną.
Na szczęście jest inny sposób, aby najwyższy szczyt Polski miał więcej niż magiczne 2500 m – trzeba znaleźć coś wyższego niż Rysy. Górę taką mieliśmy już na przełomie 1938 i 1939 roku. Polska mogła wtedy pochwalić się wierzchołkiem mającym nawet ponad 2600 m n.p.m. – Lodowym Szczytem. Nie mogła się za to pochwalić sposobem, w jaki weszła w posiadanie tego fragmentu Tatr, albowiem nasi przodkowie zajęli wtedy Zaolzie, część Spisza i Orawy. Ale może jednak dałoby się zdobyć jakąś górę pokojowymi metodami?
Moim zdaniem warto spróbować odkupić Smoczy Szczyt (słow. Dračí štít) w masywie Wysokiej. Jego wysokość to 2523 m n.p.m., więc nie ma obaw, że przy jakichś badaniach spadnie poniżej 2500 m. No i genialnie się nazywa! Miło byłoby móc chwalić się za granicą, że nasza najwyższa góra to Dragon Peak czy może Dragon Mountain. Nie wiem tylko, co Słowacy chcieliby w zamian. Myślę, że warto zaproponować im Mielno.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!