Z Pawłem Skawińskim, byłym dyrektorem Tatrzańskiego Parku Narodowego, rozmawia Kuba Terakowski.
Poniższy tekst ukazał się w Wydaniu Specjalnym nr 02/2023 (Lato).

W Tatrach ryzyko spotkania z niedźwiedziem jest większe w rejonie Hali Kondratowej i Kopy Kondrackiej. Zdjęcie Filip Zięba
Mówiliśmy o niedźwiedziach na konferencji „Bezpieczeństwo na szczycie” w Katowicach, pisaliśmy w kwietniowym numerze. Wciąż jednak temat nie został wyczerpany... A zatem: czy niedźwiedzie szczególnie lubią góry?
Nie, oczywiście obecnie niedźwiedzia najłatwiej spotkać w górach, lecz nie z powodu szczególnego upodobania do nich, lecz dlatego, że tam zachowały się puszcze. Bo dawniej, gdy lasów było więcej, występowały wszędzie. Niedźwiedź w Łuku Karpat przetrwał presję cywilizacji spowodowaną osadnictwem, wraz z którym znikają lasy. A więc dwa centra występowania niedźwiedzia w Polsce stanowią obecnie Bieszczady i Tatry, lecz spotkać je można także pomiędzy tymi pasmami - w Beskidzie Niskim, np. w Magurskim Parku Narodowym. Jednak coraz częściej zaczynają migrować. Mamy już zimujące niedźwiedzie w rejonie Babiej Góry i w Gorcach, a pojedyncze obserwacje sięgają nawet Miechowa. Tę ekspansję powoduje brak miejsca na zajmowanym już obszarze. Populacja niedźwiedzia ma się bowiem na tyle dobrze, że młode osobniki muszą szukać nowych terytoriów. Zatem chcąc nie chcąc, niedźwiedź stał się wręcz... taternikiem. Kilkanaście lat temu Włodek Cywiński opisywał popisy niedźwiedzia, który wchodził do Małego Kotła Mięguszowieckiego drogą "dwójkową", czyli o trudnościach wymagających dobrych stopni i chwytów.
A ile niedźwiedzi występuje w Tatrach?
Główny Urząd Statystyczny przysyła rokrocznie tabelkę do wypełnienia. Nie ma w niej jednak określenia "kilkanaście", trzeba wpisać konkretną liczbę. Od lat TPN wpisuje więc 17, co mniej więcej odpowiada skali po polskiej stronie Tatr. Niewiele jednak mówi o całej tatrzańskiej populacji, obejmującej także osobniki przebywające po stronie słowackiej i swobodnie migrujące przez granicę. W sumie, w całych Tatrach, niedźwiedzi jest między 70 a 100.
Jak liczy się niedźwiedzie?
Najdokładniejsze są badania genetyczne, gdyż pozwalają na bezbłędną identyfikację każdego osobnika. Takie badania prowadzi się na podstawie próbek sierści lub krwi. Dzięki nim, w 2014 roku, gdy odchodziłem na emeryturę mieliśmy 47 indywidualnych genotypów. Zatem z całą pewnością niedźwiedzi w Tatrach było wówczas tyle, ale - też z całą pewnością - były osobniki, od których nie pobraliśmy materiału genetycznego. Ile? Nie wiadomo. Stąd też ostrożny, orientacyjny szacunek - może w sumie 70, a może 100?

Zdjęcie Filip Zięba
Samców tyle samo co samic?
Trudno powiedzieć, gdyż wizualnie płci określić się nie da. Dopiero na przykład, gdy zakładamy obrożę telemetryczną uśpionemu niedźwiedziowi, możemy rozgarnąć kudły i sprawdzić... Jedyna szansa na określenie płci bez badania istoty sprawy z bliska, to obserwacja kilku niedźwiedzi równocześnie: jeden z nich na pewno jest samicą, matką, a pozostałe to jej młode. Gdy młode są małe, to wiadomo, że samicą jest największy osobnik, gdy są starsze, to wielkością doganiają matkę.
Z badań prowadzonych w polskich Karpatach wynika, że przewagę liczebną mają samice (56 proc.) w stosunku do samców (44 proc.). W Tatrach wśród złapanych i "zaobrączkowanych" niedźwiedzi także jest nieco więcej samic. Rzecz w tym, że większość osobników "problemowych", a więc tych, którym zakładamy obroże, stanowią samice. To one w poszukiwaniu pokarmu dla młodych penetrują szlaki oraz śmietniki i to one uczą swoje dzieci, że turysta na ich widok może rzucić kanapkę... W związku z tym większy problem behawioralny, związany z zaburzeniem obawy przed człowiekiem, występuje u samic. Możemy zatem z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że niedźwiedź, którego spotykamy na szlaku, jest samicą. A skoro tak, to i ryzyko jest większe, gdyż samice mają instynkt obrony potomstwa. No cóż, u niedźwiedzi - podobnie jak u ludzi - samice są bardziej zauważalnymi istotami w naszej przestrzeni... (śmiech)
Ile samic z młodymi jest co roku w Tatrach?
Kilka, a dokładniej? Trudno bezbłędnie zidentyfikować danego osobnika, a nie wszystkie samice mają obroże. Kilkanaście lat temu po Tatrach chodziła z trójką młodych niedźwiedzica, którą nazywaliśmy "siwą", gdyż miała charakterystyczne rozjaśnienie na grzbiecie. Sprawiała nam sporo problemów, podchodziła z maluchami do śmietników, uczyła korzystania z nich. Dlatego staraliśmy się wiedzieć, gdzie akurat jest. I pewnego razu, gdy jeden z pracowników TPN zgłosił przez radio, że właśnie obserwuje "siwą" nad Morskim Okiem, zgłosił się drugi, mówiąc, że to niemożliwe, bo w tym momencie widzi "siwą" na Hali Gąsienicowej. Okazało się, że mamy w TPN dwie podobne niedźwiedzice z trójką młodych. To uświadomiło nam, że nie sposób zidentyfikować niedźwiedzia po wyglądzie, czy wielkości - bo ten sam osobnik jest zupełnie inny jesienią, utuczony przed snem, a inny wiosną - wychudzony, gdy skóra zwisa mu fałdami i wygląda jak w za dużej marynarce... (śmiech)
Czy słusznie odnoszę wrażenie, że spotkania z niedźwiedziami są coraz częstsze?
Również odnoszę takie wrażenie, ale nikt tego nie badał. Wynikać to może zarówno z coraz większego ruchu turystycznego, jak i z sukcesu rozrodczego tatrzańskich niedźwiedzi. A skoro przybywa i turystów, i niedźwiedzi, to łatwiej o żywiołowe spotkania.
Nie prowokują ich sami turyści, dokarmiając niedźwiedzie - celowo lub przypadkiem?
Z pewnością tak, lecz czy teraz tych prowokacji jest więcej, niż dawniej? Nie wiadomo. Natomiast bardzo ważnym zadaniem jest utrzymanie dzikości niedźwiedzi. W optymalnym układzie turyści w ogóle nie powinni spotykać niedźwiedzi, a żeby zobaczyć "misia" należałoby iść do zoo. Rzecz w tym, aby nie było w Tatrach niedźwiadków, czy świstaków, które karmimy przy ścieżce, co widać na głupawych filmikach. Miłość do zwierząt przejawiająca się w ich dokarmianiu, nie powinna mieć miejsca w naturze. Nagranie jelenia karmionego bułką fatalnie świadczy o człowieku, a nie o jeleniu, bo zwierzęta zawsze instynktownie wybierają najłatwiejszą strategię zdobywania pokarmu. Rozum powinien to ludziom podpowiedzieć. Dlatego tak ważna jest edukacja. Dzięki niej i turystów może być w Tatrach coraz więcej i niedźwiedzi.
Ale czy Tatry nie są za małe dla tylu turystów i niedźwiedzi?
No, cóż... Tatry z perspektywy niedźwiedzi są coraz mniej odpowiednie, bo stały się izolowaną wyspą, już niemal dokładnie zabudowaną dookoła. Ostatnie korytarze prowadzą w stronę Magury Spiskiej i Gór Choczańskich. Dlatego, aby zwierzęta i turyści mogli ze sobą "pokojowo współistnieć", niezbędne jest przestrzeganie zasad i trójstopniowa regulacja ruchu turystycznego.
Po pierwsze - jest to regulacja przestrzenna: należy chodzić wyłącznie po szlakach, po drugie - czasowa: nie należy chodzić nocą, a po trzecie - ilościowa: ograniczająca liczbę wejść, dotychczas stosowana była tylko punktowo, gdy na czas sezonu lęgowego TPN zamykał pewne odcinki szlaków. Natomiast na szerszą skalę ta regulacja jest absolutnie najtrudniejsza do ewentualnego wprowadzenia, zarówno ze względu na brak akceptacji społecznej, jak i samo fizyczne wykonanie oraz egzekwowanie. Bo proszę sobie na przykład wyobrazić, że u wylotu Doliny Kościeliskiej stoi kołowrót liczący wejścia i zatrzymuje się po wyczerpaniu limitu w połowie przechodzącej wycieczki lub rodziny z dziećmi. Skoro więc TPN nie wprowadził limitu wejść, to przynajmniej nie schodźmy ze szlaku w dzień, a nocą pozostawmy Tatry w spokoju. Pozwólmy zwierzętom na normalną aktywność chociaż po zmroku.
Jednak żeby uniknąć tłumów, powinniśmy wyjść w góry wcześnie rano - niekiedy nawet przed świtem, gdy ryzyko spotkania niedźwiedzia jest większe.
Tak, to prawda, jest w tym pewien dysonans. Sam od lat zachęcam do wczesnego rozpoczynania wycieczek, bo rano i ludzi na szlakach jest niewielu, i doświadczać przyrodę jest łatwiej, i pogoda bywa lepsza. Ale to oferta dla koneserów, którym i spotkania z niedźwiedziem niestraszne... (śmiech)
Czy są w Tatrach miejsca, gdzie ryzyko spotkania z niedźwiedziem jest większe?
Tak, na przykład w rejonie Hali Kondratowej i Kopy Kondrackiej. Tam, szczególnie jesienią, przy uważnej obserwacji, dość często można zobaczyć niedźwiedzia.
Jak się wówczas należy zachować?
Jeżeli niedźwiedź jest daleko i czując nas nie reaguje lub oddala się, to również możemy nie reagować. Jeżeli jest blisko - umownie przyjmujemy dystans 50 metrów - i nie boi się nas, to powinniśmy zacząć się bać. Szczególnie, gdy zacznie do nas podchodzić.
A po co?
Po kanapkę, którą - jak wie - mamy w plecaku. Skąd wie? Bo dostał już kilka od poprzednio spotkanych turystów. Doskonale to pamięta i wykorzystuje, gdyż łatwiej mu zdobyć kanapkę, niż szukać jagód w kosówce.
I co wtedy zrobić?
Nie dawać mu kanapki, bo po pierwsze - to utwierdzi go w przekonaniu, że tak właśnie należy zdobywać pokarm, a po drugie - będzie domagał się następnych, których możemy już nie mieć, lecz mu tego nie wytłumaczymy... Nie sięgamy do plecaka, nawet po aparat fotograficzny, bo może pomyśleć, że sięgamy po kanapkę. Można spróbować zwrócić na siebie uwagę, niedźwiedź bowiem słabo widzi, więc warto sprawiać wrażenie większego, niż się jest w rzeczywistości. Ja tupię, podnoszę ręce i kijki, aby dać mu się rozpoznać.
O! Pan Dyrektor! Przepraszam, już sobie idę...
Tak, a jeżeli nie pójdzie, to wycofać się powoli i spokojnie, poczekać, aż odejdzie.
A jeśli nie odejdzie, jeżeli zaatakuje?
To należy położyć się twarzą do ziemi, nakryć głowę rękami, podkurczyć nogi, ochronić kark i plecy plecakiem. Pamiętajmy jednak, że niedźwiedź stojący na dwóch łapach nie atakuje nas, lecz próbuje zobaczyć i zwęszyć, bo tak jest mu łatwiej, niż z poziomu ziemi. Jest jeszcze wtedy czas na odwrót. Gorzej, gdy zaskoczymy niedźwiedzia, bo żadna ze stron nie ma chwili i miejsca na spokojną reakcję. Znany fotografik, Rysiek Ziemak wspinał się kiedyś na Bobrowiec, nie wiedząc, że równocześnie, z drugiej strony podchodzi niedźwiedź. Traf chciał, że w tej samej chwili stanęli na grani twarzą w twarz. Przestraszyli się obaj i obaj równocześnie salwowali się ucieczką w przeciwnych kierunkach. Od tamtej chwili Rysiek nosił dzwoneczek, który miał go zawczasu zaanonsować... (śmiech). I nigdy już z tak bliska nie widział niedźwiedzia.
A - tak z ręką na sercu - czy rzeczywiście zdarzyło się w Tatrach, że niedźwiedź zaatakował człowieka?
Raz, naszego pracownika, który idąc po wiatrołomie zaskoczył miśka i oberwał w pośladek.
A turystę? Na szlaku?
Przypominam sobie dwa takie przypadki. Raz, gdy niedźwiedź lekko pogryzł turystkę na Kalatówkach, nie znamy okoliczności tego zdarzenia. I drugi raz, gdy w Dolinie Strążyskiej, powyżej bufetu, turysta zobaczył małego niedźwiadka pod lasem i postanowił zrobić mu zdjęcie. Gdy podchodził z aparatem w wyciągniętej ręce, to z lasu, w obronie młodego wybiegła niedźwiedzica. Zawrócił i uciekając skręcił sobie nogę. Niedźwiedzica nawet go nie drasnęła. Atak był pozorowany - to typowa strategia tego gatunku.
Czyli dwa przypadki na tyle milionów turystów w TPN?
Tak, choć nieco więcej wypadków zdarza się na Słowacji.
Czy w Tatrach więcej jest dzikich niedźwiedzi, czy tych oswojonych z ludźmi?
Dzikich, lecz spotykamy je rzadko i nie sprawiają nam kłopotów. Spotykamy te tak zwane "problemowe". Ale nawet te niesprowokowane raczej na nas nie napadają.
A czym można sprowokować niedźwiedzia?
Dokarmianiem, fotografowaniem, podchodzeniem, zaskoczeniem, stworzeniem zagrożenia dla młodych… Ale i w takich sytuacjach niedźwiedzie nie napadają na nas, lecz starają się odpędzić, przestraszyć. Nie dokarmiajmy więc i nie schodźmy ze szlaku - to żelazna zasada. Bo chociaż owszem, można spotkać niedźwiedzia na ścieżce, to jednak jego ostoja zawsze znajduje się gdzieś w gąszczu. I nie skradajmy się. Bo chociaż oczywiście, nie należy hałasować na szlaku, to jednak warto zaanonsować naszą obecność rozmową, stukaniem kijków, tupaniem. To pozwoli uniknąć zaskoczenia. Niedźwiedź, który usłyszy nas, najprawdopodobniej zejdzie nam z drogi, zanim zdążymy go zobaczyć.
Niektóre niedźwiedzie odkryły zatem w Tatrach korzyść z bliskości człowieka. Sarny, jelenie, lisy - też. A inne zwierzęta? Kozice, wilki, rysie - czy udało im się zachować dzikość?
Tak, wilki i rysie nadal stronią od ludzi, a kozice - cóż, są roślinożercami, więc na szczęście niewiele możemy im zaoferować. Mało kto nosi sałatę w plecaku... (śmiech). Jedyną interakcję obserwowałem na Kasprowym Wierchu, nocując w dyżurce TOPR. Otóż o świcie kozice przychodzą tam na taras widokowy, zapewne w poszukiwaniu pokarmu. Jednak o godzinie siódmej, słysząc, że ruszyła kolejka, oddalają się bez pośpiechu. Zanim pierwsi turyści wysiądą na Kasprowym, kozice są już na Suchej Przełęczy. Ten kierdel z rejonu Kasprowego sprawia jednak wrażenie mniej płochliwego niż pozostałe. Być może nieco oswoił się z ludźmi, a ich bliskość płoszy wilki i rysie, więc kozice czują się pewniej. Absolutnie jednak nie chcę głosić tezy, że fajnie, iż na Kasprowym są tłumy, bo dzięki nim kozice są bezpieczniejsze.
A czy jakieś gatunki zwierząt wyraźnie ucierpiały na bliskości ludzi w Tatrach?
Orły, cietrzewie i głuszce. Smutnym przykładem jest cietrzew. Samiec, tokując w marcu na śniegu, rysuje na nim esy floresy, na widok których samica traci głowę. Jeżeli przejedzie tamtędy narciarz, to będzie kolokwialnie mówiąc "po ptokach"... Cietrzewie nie przystąpią do lęgu.
Czy zdarzyło się panu niebezpieczne spotkanie z niedźwiedziem?
Nie, nigdy nie czułem się zagrożony, nigdy niedźwiedź nie szedł w moim kierunku. Najbliżej widziałem go z odległości około 50 metrów w Dolinie Jaworzynki. Może wynikać to z tego, że w Tatrach nie udaję Winnetou i chodzę dość głośno, przez to mam wprawdzie małe szanse zobaczyć rysia lub wilka, lecz ryzyko spotkania z niedźwiedziem też jest mniejsze. Kiedyś przez długi czas byłem bardzo blisko niedźwiedzia, lecz nie widziałem go.
Otóż penetrowałem wówczas dziki teren pod Giewontem, gdzie przez lornetkę wypatrzył mnie z Sarniej Skały pracownik parku. Zapytał przez radio, czy w Żlebie Warzęcha jest ktoś z TPN - zgłosiłem się. Powiedział, że tuż nade mną w zaroślach widzi niedźwiedzia. Zaproponował, abym poszedł do góry, trzymając przy uchu ściszony radiotelefon, przez który będzie mnie informował o sytuacji. Ruszyłem, niedźwiedź też ruszył. Stanąłem, niedźwiedź też stanął i nasłuchiwał. Ruszyłem sapiąc, potykając się i przedzierając przez chaszcze. On ruszył także. I tak pokonaliśmy około 200 metrów, zachowując dystans 50 metrów i nie widząc się wzajemnie. Skręciłem w Żleb Kirkora, on poszedł na Bacuch i nasze drogi się rozeszły. O tym wszystkim informował mnie na bieżąco przez radio pracownik TPN. A w Żlebie Kirkora trafiłem na mnóstwo charakterystycznych, dużych czarnych i zielonych kup. Ewidentnie wszedłem w jego przestrzeń, ale nie raczył mnie wylegitymować... (śmiech). Takich spotkań jest absolutna większość, turyści zazwyczaj nie wiedzą, że w pobliżu jest niedźwiedź.
Paweł Skawiński
Przewodnik tatrzański, ratownik TOPR, taternik i narciarz wysokogórski. Dyrektor TPN w latach 2001-2014. Współautor książki "Tatry. Przewodnik dla dużych i małych".
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie