Niemal wszyscy mówią o nim „polski Matterhorn”. Bo gdy popatrzymy na Kościelec z dystansu, to rzeczywiście przypomina słynną, alpejską piramidę. I obie góry łączy coś jeszcze – niejeden wspinacz stracił na nich życie.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 1(11)/2021.
[middle1]
Zastanawiacie się, czy Kościelec zimą to idealne przedsięwzięcie na debiut czy wyrypa tylko dla zaawansowanych? Gdy sięgnięcie do internetu, będziecie w punkcie wyjścia. Co opis albo filmik, to sprzeczne wrażenia.
Jak przeczytacie relację z wejścia roześmianej rodziny z dwójką nastolatków, wchodzących w idealnym słońcu przy dobrze zmrożonym śniegu, uznacie, że to jest dla Was. Nawet, jak nie byliście wcześniej choćby na Grzesiu. Gdy obejrzycie filmik zaprawionych w bojach wspinaczy, którzy na Kościelec idą klasyczną drogą, ale przy fatalnej pogodzie i niewielkiej widoczności, pomyślicie, że to polskie K2. Nie wchodząc w szczegółowe dywagacje, sprawa jest prosta.

Odbicie Kościelca i dwoje ludzi podążających po zamarzniętym Czarnym Stawie Gąsienicowym. Zdjęcie Kuba Witos
Kościelec (2155 m n.p.m.) to nie jest góra na zimowy debiut – nawet przy cudownej pogodzie i braku jakiegokolwiek zagrożenia lawinowego. Teren jest stromy z silną ekspozycją, umiejętność chodzenia w rakach jest konieczna. Zanim więc na niego się zdecydujecie, idźcie na przykład na Trzydniowiański Wierch (1765 m n.p.m.), gdzie tę sztukę opanujecie do perfekcji, a przepaście są mniejsze, by nie powiedzieć minimalne. Albo pokonajcie Czerwone Wierchy, wjeżdżając kolejką na Kasprowy Wierch. Taka kilkugodzinna wycieczka granią, przygotuje Was na polski Matterhorn.
Macie te próby już za sobą? To ruszamy. Pogoda sprawdzona, zagrożenie lawinowe też. Można podejmować próbę.
Jednym z mankamentów zimy jest bardzo krótki dzień. Gdy czytacie w lutym ten tekst, średni czas obecności słońca na niebie wynosi między 9 a 10 godzin. Biorąc pod uwagę, że w czasach pandemii nie ogrzejecie się, ani nie doładujecie energii w Murowańcu, musicie tak skalkulować czas, by nie znaleźć się w tarapatach.
To oznacza, że z Kuźnic ruszamy przed świtem. Nie łudźcie się, zimą o tej porze nie przywiezie Was tu żaden rozkładowy bus, a pamiętajcie, że wjazd swoim samochodem jest zabroniony. Zaplanujcie więc logistykę dzień wcześniej i zamówcie taksówkę. Rano każda minuta jest cenna. Nie marnujcie jej na organizowanie transportu.
Z moim kolegą Krzyśkiem meldujemy się na wejściu na szlak o godz. 6.30. Do plecaków przytroczone raki, czekan i kask – obowiązkowe wyposażenie zimowe, na głowach włączone czołówki. Ruszamy niebieskim szlakiem przez Boczań. Zimą ta trasa wydaje nam się minimalnie szybsza.
– Wydaje nam się – podkreślam to bardzo wyraźnie, bo byłem już świadkiem niejednej akademickiej dyskusji o wyższości szlaku przez Jaworzynkę nad tym przez Boczań – lub odwrotnie. Niech więc każdy wybiera to, co mu odpowiada. Przy Betlejemce, a więc kultowej chatce taterników na Hali Gąsienicowej (1509 m n.p.m.), jesteśmy prawie po dwóch godzinach spokojnego marszu.

Na szczycie Kościelca. Zdjęcie Kuba Witos
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 76% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!