Reklama

Długodystansowe biegi górskie: Czego można dowiedzieć się spędzając tyle czasu w górach?, Motywacja do dalszego biegu: Jak znaleźć siłę i motywację do dalszego biegu?, Planowanie szlaku: Jak zaplanować wędrówkę szlakiem, którego nie ma?

Z Romanem Fickiem, biegowym rekordzistą Łuku Karpat, rozmawia Paulina Grzesiok.

Zdarł pięć par butów, trzy razy stanął oko w oko z niedźwiedziem. Pokonał 2,3 tys. kilometrów biegiem i zrobił łącznie 110 tysięcy metrów przewyższenia. Zajęło mu to rekordowe 39 dni i 11 godzin. Czego można dowiedzieć się o sobie samym, spędzając tyle czasu w często bezludnych górach? Jak znaleźć siły i motywację do dalszego biegu? W końcu jak zaplanować wędrówkę szlakiem, którego nie ma?

 

Skąd pomysły na długodystansowe szlaki w Twoim, bądź co bądź, krótkim biegowym dorobku?

Swoją przygodę z górami i bieganiem zacząłem sześć lat temu. Mieszkam u podnóża Babiogórskiego Parku Narodowego, więc góry od zawsze towarzyszyły mi w życiu. Najpierw chciałem po nich chodzić i się wspinać. Ukończyłem kurs wspinaczkowy w podkrakowskich skałkach. Marzyłem o robieniu trudnych przejść w Alpach. Zacząłem więc biegać dla podtrzymania formy i jakoś mnie tak bez reszty pochłonęło. Bardzo pociągało mnie od początku zdobywanie i odkrywanie. Chciałem robić rzeczy wyjątkowe. Ale jak wiemy, trudno dzisiaj wymyślić coś oryginalnego. I wtedy wpadłem na pomysł, by biegać długie dystanse i próbować pokonywać górskie łańcuchy. I tak zaczęło się od Korony Gór Polski, czyli 28 szczytów na których ustanowiłem zimowy rekord przejścia, robiąc go w 82 godziny i 50 minut. Następnie były Tatry ze swoimi 55 szczytami powyżej 2000 metrów. I jak się okazało, to było nieświadome przygotowanie do świadomego przebiegnięcia Łuku Karpat. Pomysł zaczerpnąłem po lekturze tekstów Łukasza Supergana, który ukończył dwukrotnie trekking Łukiem Karpat i napisał na ten temat książkę oraz serię artykułów. Na początku wymyśliłem sobie zatem trekking, następnie przejście solowe, a w końcu bieg.

 

Skąd rozbieżności w kilometrażu podawanym w różnych relacjach z Łuku Karpat?

Tak na prawdę przebieg trasy marszu jest umowny i zależy od wariantu, który sobie obierzemy. Jedno jest pewne start i finisz. Południowy kraniec Łuku Karpat to już Bałkany, rejon granicy rumuńsko-serbskiej – a dokładnie miasteczko Orsova. Drugi, północno-zachodni, wyznacza dolina Dunaju koło słowackiej Bratysławy. Łuk Karpat patrząc na mapę narzuca się samoistnie, jednak można go robić na wiele sposobów. Mój plan zakładał przejście Łuku Karpat, zahaczając o najwyższe szczyty poszczególnych masywów. Chciałem od początku do końca trzymać się górskich grzbietów.

 

Zdarzyło mi się cofnąć

 

A czy świadomie ominąłeś jakieś miejsca, choćby ze względu na trudność?

Nie odpuściłem żadnego szlaku ze względu na trudności techniczne. Uważam, iż moje przejście było ambitne. Miałem na swojej drodze na przykład Gerlach, który uznaję, że jest taką wisienką na torcie. Zdobyłem go wspinaczkowo z moim znajomym oraz kolegą kamerzystą. Całość od Batyżowieckiego Stawu i z powrotem zajęła nam tylko pięć godzin. To był jedyny tak mocno techniczny moment na całej trasie, gdzie byliśmy wyposażeni w sprzęt wspinaczkowy. Omijałem tylko nieuczęszczane szlaki, które kaleczyły moje nogi kosówką. Te odcinki mocno mnie spowolniły.

 

Zdarzyło Ci się cofnąć?

Było kilka takich momentów. Zwłaszcza w Rumunii, której szlaki są bardzo dzikie. W górach Fogaraskich dość mocno błądziłem. Raz zdarzyło się nawet, iż mimo korzystania z GPS, trzy razy wracałem w to samo miejsce. Chciało mi się płakać z bezradności. W końcu zboczyłem ze szlaku i wszedłem na pastwisko. Na domiar złego rzuciły się na mnie psy pasterskie. Miałem już serdecznie dość, ale wtedy zjawił się pasterz i wskazał mi gdzie powinienem się kierować.

 

Rozumiem, że z oznaczeniami szlaku różnie bywało?

Najgorzej było w Rumunii, a tamtędy przebiega niemalże połowa Łuku Karpat. I o ile takie turystyczne masywy jak Fogarasze czy Bucegi mają dość dobre oznaczenia, a nawet schroniska, tak mniej uczęszczane Godean i Retezat są już bardzo dzikie. Raz na jakiś czas trafiałem na oznaczenie szlaku na tyczce, ale bez wskazania kierunku, czy koloru szlaku. W wielu miejscach narysowany był na kamieniach, bezpośrednio na ziemi – nocą, w trakcie mgły praktycznie nie do odnalezienia. Podobnie, gdy ścieżkę spowije kołdra śniegu, to prawdopodobieństwo zgubienia szlaku jest gwarantowane. Co więcej, w wielu miejscach nie było nawet ścieżki. W miejscu, gdzie miał biec potencjalnie szlak, roślinność sięgała do kolan, a nieraz nawet do pasa. Zdarzało się też, że przez cały dzień nikogo na trasie nie spotkałem. A jak już na kogoś się natknąłem, to był to obcokrajowiec. Lokalsi nie chodzą po górach. Zupełnie inaczej ze szlakami rzecz się miała na Ukrainie, o którą tak się obawiałem. Tam właściwe przez cały czas prowadzi znakowany na czerwono szlak. Wiedzie on wierzchołkami bezkresnych połonin, takich jakie mamy po naszej stronie w Bieszczadach. Na Ukrainie nie sposób się zgubić. Wielkimi ciężarówkami na same szczyty wjeżdża lokalna ludność i zbiera tu borówki. Stąd też rozjeżdżone koleiny, które niczym tory wiodą po głównym szlaku. Na domiar mnóstwo ludzi, quady, motocykle, auta terenowe. I zdecydowanie więcej turystów.

 

Roman Ficek na trasie wyścigu 6x Babia Góra. Zdjęcie Karolina Krawczyk

 

Zrezygnowałem z nocy

 

Czy robiłeś sobie również nocne etapy?

Pierwszego dnia w górach Retezatu postanowiłem zrobić odcinek około 100-kilometrowy. Miałem dużo siły, w końcu to pierwszy dzień! Wcześniej biegałem takie dystanse, więc wiedziałem, ile może mi to zająć. Jednak mgła, brak oznaczeń i trudności nawigacyjne tak dały mi w kość, że dobiegłem późno w nocy. Biegłem na lekko, nie mając ze sobą ani śpiwora, ani karimaty. Wiedziałem, że muszę dotrzeć do mojego supportu, który w umówionym miejscu nocował w busie. Po 137 kilometrach wiedziony już tylko kreską wyznaczoną przez GPS, dotarłem w końcu do mojej ekipy. Byłem wymęczony i wypruty z emocji. Po tym dniu zrezygnowałem z biegania w nocy. Zwłaszcza po Ukrainie i Rumunii. Później, kiedy czułem się dobrze, biegałem w nocy, ale już w porozumieniu z supportem. Do końca wyjazdu został mi swoisty respekt przed nocą i górami. To całodzienne zmęczenie biegiem powodowało, iż noc napawała mnie swoistym niepokojem.

 

Twój kierunek biegu obrałeś ze wschodu na zachód. Lub raczej z południa na północ jak można również przeczytać w opracowaniach. Czy taki kierunek marszu poleciłbyś innym?

Od razu taki przebieg przyjąłem za logiczny i naturalny. Po pierwsze założyłem, że będę kierował się w stronę domu, a co za tym idzie tego, co znam. To już na samym początku świetnie motywuje, Co więcej, zacznę od gór dla mnie nieznanych. Gdybym w czwartym tygodniu swojego biegu miał trafić na te nieprzetarte odcinki szlaków w Rumunii, to bym się psychicznie załamał. A tak najgorsze przyjąłem na klatę na samym początku.

 

Walka z motywacją

 

Jak utrzymać motywację podczas tak morderczego dystansu?

Muszę przyznać, że wiele zawdzięczam supportowi, który tworzyła moja siostra z chłopakiem oraz znajomi kamerzyści. Dodawali mi sił. Sama myśl, że ktoś tam na mnie czeka, mobilizowały. Czułem na sobie, że nie mogę się złamać! Moja siostra wielokrotnie ratowała mnie dobrym słowem i mocnym uściskiem. Nigdy nie powiedziała: „Odpuść, daj sobie spokój”. Zawsze mówili mi: „Odpocznij Roman, zjedz coś, za chwilę ruszysz dalej!”. Jak robisz to, co kochasz, to czujesz wielką satysfakcję Mimo bólu, schodzących paznokci i problemów ze stopami, przesz dalej!

 

Jakie emocje wiążą się z dotarciem do celu?

Podczas tych samotnych przebiegów targały mną różne myśli i emocje, często dość skrajne – od euforii po płacz. Ostatni odcinek, około 50-kilometrowy pokonałbym choćby na kolanach! Wtedy już nie czuje się bólu. Jest szczęście i ogromna satysfakcja. Finiszowałem w centrum Bratysławy. Wzdłuż deptaku nad Dunajem spacerowali ludzie, pary siedziały na ławeczkach. A ja biegłem te ostatnie metry i uśmiechałem się do nich najszerzej jak potrafiłem. Ostatnie metry mostem przebiegłem i kiedy skończyłem swój projekt Łuku Karpat wsiadłem do busa i… całą drogę do Polski przespałem. Zeszły ze mnie emocje, pojawiło się zmęczenie. Deficyt snu dał się we znaki. Naraz w głowie pojawiła się pustka – co teraz? Ale jako, że natura próżni nie lubi już mam kolejne dwa projekty na ten rok.

 

Dowiedziałeś się czegoś o sobie podczas tej trudnej wędrówki?

Dobiegając do mety, paradoksalnie zacząłem się zastanawiać – ile człowiek jest zdolny z siebie dać. Biegłem i zastanawiałem się, ile mógłbym jeszcze wytrzymać? Jak daleko zajść?

 

Roman Ficek - odpoczynek przed Howerlą, najwyższym szczytem ukraińskiej Czarnohory. Zdjęcie archiwum Romana Ficka

 

Nigdy tak się nie bałem

 

Dzieląc 2 tysiące kilometrów przez 39 dni, statystycznie wychodzi mi, że przemierzałeś 60 kilometrów na dzień. Jak się to ma do tego, co realnie robiłeś?

Pierwszego dnia przebiegłem w 30 godzin 135 kilometrów. Ale każdy następny dzień w Rumunii weryfikował moje plany. Jeśli udawało mi się robić 60 kilometrów dziennie, to już było nieźle. Nieraz to było zaledwie 38 kilometrów. W jeden dzień zrobiłem sobie całkowitą pauzę. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Na dodatek pogoda była fatalna, a mnie czekał bardzo długi odcinek bez supportu. Musiałem się do niego przygotować. Za Karpatami Wschodnimi zacząłem się powoli rozpędzać. Na Ukrainie moje dzienne przeloty wahały się od 60 do 80 kilometrów, a w Polsce już od 80 do 90 kilometrów. Im bliżej byłem końca, tym droga szła mi coraz lepiej. Pierwsze trzy tygodnie były dużo trudniejsze niż ostatnie trzy. Ciągły ruch hartował codziennie moje stopy, które po tylu dniach przyzwyczaiły się do odcisków. Skóra na nich stwardniała. Sam bieg nie był już taki bolesny.

 

A jak statystycznie podliczyłeś swój bieg?

W przeciągu tych 39 dni zdarłem pięć par butów. Wypijałem dziennie od czterech do sześciu litrów wody i napojów. Bardzo dobrze wchodziły mi soki, zwłaszcza pomarańczowy. Jadłem dziennie od pięciu do siedmiu tysięcy kalorii, a o moją zdrową dietę dbała siostra, która codziennie gotowała mi ciepłą strawę. To dzięki niej schudłem zaledwie dwa kilogramy. Codziennie też jadłem z dwa lub trzy batony energetyczne. Pokonałem 110 tysięcy metrów przewyższenia. I całe szczęście pomogły mi w tym kije od mojego partnera firmy „LEKI”.

 

Kiedy zamykasz oczy i przywołujesz sobie Łuk Karpat, to jakie widoki masz pod powiekami?

Jest kilka miejsc, w które chciałbym wrócić albo na zawody, albo na wędrówkę z przyjaciółmi. W Rumunii to z całą pewnością pasmo Bucegi. Góry Fogaraskie również są piękne, ale już popularniejsze. Na uwagę zasługuje jeszcze masyw Harghita, czy grupa Parangu. Na Ukrainie najbardziej podobało mi się pasmo Świdowca. Zapamiętałem obszerne połoniny, pokryte morzem borówek. Równie piękna jest Czarnohora, która przypomina nasze Tatry Zachodnie. W Polsce oczywiście nic nie równa się z naszymi Tatrami oraz Pieninami. To przepiękne góry, a ich uroku nie muszę tu zachwalać. Na Słowacji byłem z kolei pozytywnie zadziwiony Małymi Karpatami. Ich wierzchołki sięgają zaledwie 700 czy 800 metrów n.p.m. Ale są one kwintesencją całych Karpat, stąd pewnie też ich nazwa. Są tu odcinki szlaku wybitnie skalne, z ostrymi graniami, ale są i piękne łąki z niepowtarzalnymi trawami.

To, co urzeka mnie w górach Słowacji, to porządek – brak śmieci, ogólny ład na szlakach i miejscach postoju. Czego niestety nie można powiedzieć na przykład o Rumunii. Pod najwyższym szczytem Gór Fogaraskich – Moldoveanu, pełno jest śmieci: zużytych kartuszy po gazie, butelek, połamanych namiotów. Aż serce się kraje.

 

Spotkało Ciebie coś nieprzyjemnego na szlaku?

Ze strony ludzi absolutnie nic. Natomiast aż trzy razy – i to jednego dnia – stanąłem oko w oko z niedźwiedziem. Pierwszy raz był to młody, a więc gdzieś blisko musiała być również jego matka. Co sił popędziłem do jadącego za mną busa. Był to koniec dnia, więc mój support jechał ostatnie kilometry już za mną po asfaltowej drodze. Nazajutrz rano, gdy tylko wybiegłem na szlak zza krzaków wyskoczył na mnie ryczący niedźwiedź. Był jakieś 100 metrów ode mnie. Pot oblał moje plecy i w jednym momencie, kilkoma susami wskoczyłem na drzewo i z pięciu metrów krzyczałem, ile sił w płucach. Po kilku godzinach zszedłem na dół i z trwogą przyglądałem się odbitym w błocie śladom wielkiej łapy. Tego samego dnia później spotkałem jeszcze niedźwiedzia na łąkach. Spojrzeliśmy tylko na siebie i każde poszło w swoją stronę. Byłem przygotowany na takie spotkania, bowiem w wielu relacjach czytałem, że na zakręcie Karpatów w paśmie Vrancei te zwierzęta mają się nadzwyczaj dobrze. Przyznam, że nigdy tak się nie bałem w górach. Do dziś kiedy wychodzę na treningi, mimo iż las mam dwa kilometry od swojego domu, kiedy zawieje wiatr i poruszy liście, obracam się niespokojnie w poszukiwaniu olbrzyma!

 

Wyjawisz nam w takim razie swoje plany na przyszłość?

Na ten rok planuję przede wszystkim starty w zawodach. A kiedy sezon startowy się zakończy, chcę pokusić się o złamanie rekordu biegowego należącego do Rafała Bielawy na Głównym Szlaku Beskidzkim. To jest plan, który nie angażuje mnie logistycznie ani finansowo w znaczący sposób. Natomiast kolejny mój cel dotyczący łańcuchów górskich, to Góry Skandynawii. Z północy na południe. To jakieś 3 tysiące kilometrów i około 150 tysięcy metrów przewyższenia. Góry Skandynawskie są bardzo zróżnicowane. Na północy pokryte śniegiem właściwie przez okrągły rok. Co ciekawe nie spotkałem się z żadną relacją kogoś, kto pokonałby je biegowo.

 

Roman Ficek

Mieszka w Beskidzie Żywieckim pod Babią Górą. Jego pasją są góry, w nich żyje, biega i jeździ na rowerze MTB. Bieganie zaczął sześć lat temu. Zimą 2017 r. pobił rekord zimowy w zdobyciu Korony Gór Polski, czyli 28 najwyższych szczytów Polski w 83 godziny. Uczestnik wielu ekstremalnych biegów.

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 07/08/2024 20:34
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do