Reklama

Rytuały i przesądy w górach wysokich

Śmiem twierdzić, że na wyprawach podwyższonego ryzyka himalaiści, nawet jeśli się do tego otwarcie nie przyznają, to na ogół są przesądni. W końcu nie na darmo w nepalskich obozach bazowych odprawiana jest pudża.

 

To buddyjska ceremonia, podczas której przeprasza się górskie bóstwa za to, że będziemy im zakłócać spokój, i prosi o szczęśliwy przebieg wyprawy. W międzyczasie są modlitewne mantry, składanie ofiar (na ołtarzu pojawia się m.in. coca-cola i alkohol!) oraz rzucanie ryżem w kierunku góry obranej za wyprawowy cel. Można rzecz jasna tłumaczyć: "to rytuały Szerpów". Jednak wszyscy z nas (mowa o himalaistach), przez nikogo nieprzymuszani, w pudżach uczestniczymy, a zawiązanego przez lamę w ramach błogosławieństwa sznureczka, profilaktycznie do końca wyprawy nie zdejmujemy.

 

Podobnie jest na trekkingu w drodze do bazy, kiedy w intencji zdobycia góry z zapałem kręcimy modlitewnymi młynkami, a wszelkie buddyjskie stupy (chodzi o rodzaj "kapliczki") obchodzimy zgodnie z ruchem wskazówek zegara. A co robi przesądny himalaista, gdy się zagapi i pójdzie "pod prąd"? Ano widząc pomyłkę szybko zawraca, by obejść stupę we właściwym kierunku. "Trzeba szanować lokalne tradycje" - oficjalnie wyjaśni innym, podczas gdy w duchu myśli: "Nie zaszkodzi, a pomóc może…". I nie ma przy tym znaczenia, kto z jakiego jest kraju, jakie ma wykształcenie, jaką wyznaje religię, i że pewnie po powrocie do domu sam z siebie będzie się śmiał.

 

Zostawmy jednak Nepal i przyjrzyjmy się innym, "regionalnym" zwyczajom. W Pakistanie, kraju muzułmańskim, przed wyruszeniem na wyprawę składa się ofiarę z rytualnie zabijanego zwierzęcia (na ogół jest to koza) i prosi o błogosławieństwo imama.

 

Z kolei wśród polskich himalaistów rozpowszechniony jest zakaz fotografowania na początku wyprawy całej ekipy w 100-procentowym składzie. Jeśli gdzieś wszyscy stają do zdjęcia, na ogół ktoś pod jakimś pretekstem odejdzie na bok. Zwyczaj ten wprowadził ponoć Andrzej Zawada i tak zostało.

 

Albo słynne Widmo Brockenu, które sprawia, że na znajdujących się w dole chmurach można zobaczyć cień swojej sylwetki. Owszem, nauka ma na to wytłumaczenie, ale gdzieś tam w głowie kołacze wykuty przez dawnych taterników przesąd, że jeśli ktoś na takie zjawisko trafi, w górach niebawem zginie. Żeby nie wpadać w pesymizm przypomnę tylko, że po trafieniu na owe widmo trzy razy, można się nie przejmować, bo "klątwa" jest skasowana.

 

Inne nacje również mają swoje przesądy. Moja amerykańska koleżanka podczas wyprawy na K2 nakrzyczała na mnie, że nie pierze się na wyprawie rzeczy, w których idzie na atak szczytowy (akurat siedziałam nad wiadrem z praniem). Inny przykład - z tego, co zauważyłam, wiele osób unika chodzenia przed atakiem szczytowym w miejsca, gdzie są tablice upamiętniające tych, co na danej górze zginęli. Równocześnie częste jest - głównie wśród Europejczyków - rezygnowanie w miarę możliwości z trudnego wspinania, gdy w kalendarzu widnieje „trzynasty”, a jeśli jeszcze jest to piątek, no to sami zapewne wiecie... U Azjatów 13-tka jest obojętna, obawy za to wzbudza utożsamiana ze śmiercią cyfra „cztery”. Tak więc Chińczycy o ataku szczytowym 4-go raczej nie marzą.

 

Wspomagaczami szczęścia są amulety. Najpopularniejsze wśród himalaistów są noszone w formie wisiorków słynne kamienie dzi (dżi, zi - różnie się mówi), na ogół ciemnobrązowe z naturalnymi białymi oczkami. Według Tybetańczyków są to klejnoty zgubione przez mieszkające w niebiosach bóstwa. Wiele osób traktuje dzi jako panaceum na wszystko. Mają one ponoć moce uzdrawiające, chronią od nieszczęść, pomagają w biznesach i rzecz jasna strzegą też w górach. Problem w tym, że takie cudo jest dosyć drogie (najlepsze kamienie kosztują tysiące dolarów), a podróbki ze szkła, plastiku czy rogu nie mają już swej magicznej mocy. Wiele osób się pewnie uśmiechnie, ale znam wspinaczy którzy wydali naprawdę duże pieniądze, aby oryginalne dzi jednak posiadać.

 

Mnie wystarczy bransoletka z aniołkiem od mojej przyjaciółki i srebrna czterolistna koniczynka od dobrych znajomych - taki zestaw miałam choćby przy ataku szczytowym na K2. Inna sprawa że słuchać o różnych przesądach lubię - niektóre z nich traktuję z przymrużeniem oka, niektórych przestrzegam. No cóż, gdzieś w podświadomości dźwięczy, że czemu szczęściu nie pomóc?

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do