Reklama

Społecznicy odnowili ponad 3 tys. obiektów w Beskidzie Niskim i Bieszczadach. To m.in. stare nagrobki, krzyże i pomniki. Stowarzyszenie Magurycz

Z Szymonem Modrzejewskim, kamieniarzem i społecznikiem z Beskidu Niskiego, rozmawia Kuba Terakowski.

 

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 01(35)/2024.

 

Musiałem czekać do zimy na rozmowę z Tobą, wcześniej nie miałeś czasu...

Tak, bo dopiero śnieg zmusza mnie do wstrzymania prac. Teraz jednak to się zmieni, bo właśnie buduję warsztat, o którym marzę od dawna. W nim będę mógł pracować także przy trzaskającym mrozie.

 

To warsztat kamieniarski?

Tak, bowiem wykonuję i naprawiam nagrobki.

 

Wielu z nas, turystów wędrujących przez Bieszczady, czy Beskid Niski, widząc zadbane i odnowione cmentarze przy szlakach, nie ma świadomości, że to Twoja zasługa.

Nasza, czyli moja i tysiąca dwustu wolontariuszy, którzy przez ponad 30 lat uczestniczyli w obozach Stowarzyszenia Magurycz. Odnowiliśmy dotychczas ponad trzy tysiące kamiennych obiektów, z których zdecydowana większość to nagrobki, ale także kapliczki, krzyże i figury przydrożne - z tego w Bieszczadach i Beskidzie Niskim ponad tysiąc. Pracowaliśmy na 84 cmentarzach łemkowskich i 40 bojkowskich. Reszta przypada na Roztocze i Dolny Śląsk, a za granicą to Ukraina, Gruzja oraz Bośnia i Hercegowina.

 

Zdjęcie z archiwum Szymona Modrzejewskiego

 

Góra niedaleko wsi Bartne

 

Co oznacza słowo Magurycz?

Nazwa Stowarzyszenia Magurycz pochodzi od góry nieopodal wsi Bartne, gdzie przez wieki pozyskiwano piaskowiec, będący materiałem na żarna, kamienie młyńskie, nagrobki i krzyże.

 

Ile obozów zorganizowałeś dotychczas?

Dwutygodniowych - prawie sto, a krótszych akcji - drugie tyle.

 

Po co to robisz?

Aby upamiętnić ludzi, którzy odeszli, bowiem atrofia pamięci jest dziś wszechobecna. Ideę Magurycza ujmuje kilka prostych sentencji: „cmentarze są pełne ludzi, bez których świat nie mógłby istnieć; dajemy życie zmarłym oraz na cmentarzu czujesz, że żyjesz”. Ratujemy więc, inwentaryzujemy i dokumentujemy zabytki sztuki sepulkralnej - nagrobki, ale także krzyże, kapliczki oraz inne, pozostające bez opieki obiekty sztuki sakralnej. Chodzi o tereny zamieszkiwane pierwotnie przez Bojków i Łemków, ale także Żydów, Polaków, Cyganów i Niemców. Idea naszej pracy jest apolityczna, nie służy żadnej instytucji, kultowi, nie propaguje żadnej wizji historii, nie wynika z inspiracji religijnej. No, i - co ważne - wszystkie prace wykonywane podczas obozów mają charakter społeczny.

 

Pierwszy „gigant” w Górach Stołowych

 

Skąd ten pomysł?

Wszystko zaczęło się w 1986 roku w Bieszczadach, którymi już w dzieciństwie byłem zafascynowany. Chociaż na pierwszego "giganta", czyli niekontrolowaną ucieczkę z domu, wybrałem się w Góry Stołowe... (śmiech). Bieszczady były następne. Jednak początkowo traktowałem je - używając współczesnych określeń - bardzo sportowo. Przejść jak najszybciej z punktu A do B albo jak najwięcej w krótkim czasie - to był wtedy mój żywioł. Ekstremalne trasy, nocne marsze, zimowe biwaki w namiocie lub bez, to kręciło mnie przez dwa, trzy lata, lecz powoli zaczynało się nudzić. I właśnie wtedy, gdy po raz kolejny zbiegałem z Połoniny Caryńskiej, coś mnie zatrzymało i zaprowadziło na cmentarz w Berehach Horysznich (Brzegach Górnych). Czas stanął, spędziłem tam kilka godzin, odczuwając ogromny, wewnętrzny niepokój. Zastanawiałem się, dlaczego ten cmentarz tak wygląda, przecież nie tak powinno tu być...

 

A jak wyglądał?

Zarośnięty, zapomniany - nie przez potomków - zniszczony.

 

Przez ludzi?

I przez ludzi, i siłami przyrody. Stan większości cmentarzy, na których pracował Magurycz na Łemkowszczyźnie (Beskid Niski) i Bojkowszczyźnie (Bieszczady), wynikał z braku opieki, a nie z intencjonalnego niszczenia, chociaż oczywiście zdarzały się i takie przypadki. Ten w Berehach Górnych był przede wszystkim zaniedbany. Moją szczególną uwagę zwrócił tam jeden nagrobek. Chodziłem do szkoły w czasach, gdy język rosyjski był obowiązkowy. Znałem więc cyrylicę, wprawdzie nie ukraińską, ale różnica jest niewielka. Przeczytałem, że nagrobek należy do niejakiego Hryca Buchwaka. Nie miałem jeszcze wtedy pojęcia, że ów Hryc sam sobie ten nagrobek zrobił. Później dowiedziałem się, że Buchwak był samorodnym kamieniarzem, który wykonał przynajmniej siedem nagrobków, w tym ten dla siebie. Był też osobą wyjątkową. Ludzie we wsi uważali go za dziwaka, lecz darzyli ogromnym szacunkiem. Był piśmienny, co w owych czasach, na tym terenie stanowiło rzadkość.

 

W pobliżu cmentarza stała baza namiotowa Almaturu, prowadzona przez małżeństwo przewodników z warszawskiego SKPB. Przygarnęli mnie w obopólnym interesie. Oni mogli pójść w góry, gdy ich zastępowałem, a ja miałem doskonałą miejscówkę. Całymi tygodniami wycinałem krzaki na cmentarzu, czyściłem kamienie. Rzuciłem szkołę, może nie z powodu cmentarzy, ale nie chciało mi się uczyć, wolałem być w górach. Rok później, latem 1987, wróciłem do Berehów i od prowadzących bazę dowiedziałem się, że ich znajomy, Stanisław Kryciński, organizuje obóz konserwatorski na dwóch cmentarzach bojkowskich w Bieszczadach. To była akcja "Nadsanie".

 

O co w niej chodziło?

Uczestnicy opisywali pozostałości po wsiach: cmentarze, krzyże, piwnice. Stasinek [Stanisław Kryciński - red.] doszedł jednak do wniosku, że sama inwentaryzacja to za mało i zaczął je ratować. Wpadłem w to jak śliwka w kompot... (śmiech). Okazało się, że taki połamany nagrobek można wyczyścić, skleić i postawić. Na pierwszym obozie, w pobliżu Czarnej, poznałem - wówczas magistra - a dzisiaj profesora Janusza Smazę z Wydziału Konserwacji warszawskiej ASP, z którym do dzisiaj jestem zaprzyjaźniony i służy mi radą. Tak to się zaczęło.

 

Wycinamy krzewy, kosimy chaszcze

 

Trzy tysiące odnowionych obiektów, sto obozów. Jak to wygląda? Idziesz szlakiem i patrzysz: o, zaniedbany cmentarz, świetnie, zaraz go uratuję!

(śmiech). Po pierwsze, większość cmentarzy nie leży przy szlakach. A po drugie, w tamtych czasach ich odnajdywanie było o wiele trudniejsze, niż obecnie. Szczegółowe mapy były tajne, a o zdjęciach lotniczych, internecie i nawigacji nikomu się jeszcze nie śniło. Trzeba więc było albo samodzielnie szukać cmentarzy w terenie, albo pytać o nie miejscowych. Natomiast, gdy tylko to było możliwe, wyposażyliśmy się w dokładne mapy WIG [Wojskowego Instytutu Geografii - red.].    A co robimy, gdy już znajdziemy cmentarz? Najczęściej trzeba go najpierw odsłonić, czyli wyciąć krzewy i wykosić chaszcze, którymi jest zarośnięty. Następnie odkopujemy nagrobki, kompletujemy, czyścimy, suszymy, zespalamy i staramy się przywrócić im pierwotną formę. Prace na cmentarzu - w zależności od liczby nagrobków - trwają od kilku dni do kilku tygodni. Gdyby porównać tej samej wielkości nieistniejącą już wieś ukraińską na Roztoczu i bojkowską w Bieszczadach, to w Starej Hucie są 282 nagrobki, a w Berehach 17.

 

Ogromna dysproporcja!

Najwięcej nagrobków jest na łemkowskim cmentarzu w Bartnem - ponad 60, oraz w miejscowości Grab w Beskidzie Niskim - 56. Trzeba jednak pamiętać, że liczba pochówków jest o wiele większa od liczby nagrobków. W tamtych czasach nie każdego było stać na upamiętnienie zmarłego kamiennym nagrobkiem kosztującym krocie, a kultura kamieniarska była słabiej rozwinięta. Do tego kamień był trudniej dostępny, a w końcu - last but not least - w wielu miejscach nie istniał taki zwyczaj. Na Bojkowszczyźnie centralnej i wschodniej kamieniarka ludowa była zdecydowanie bardziej rozwinięta, niż na terenach współczesnych polskich Bieszczad. Natomiast na Łemkowzczyźnie funkcjonowało kilka dużych ośrodków kamieniarskich, między innymi w Bartnem i Krempnej.

 

Jeden nagrobek wykonywaliśmy trzy lata

 

Które z wykonanych przez ten czas prac sprawiły Ci szczególną satysfakcję? Co uważasz za największe osiągnięcie?

Trudno wymienić… Bardzo cieszy mnie nagrobek w Smolniku nad Sanem, który złożyliśmy z blisko 250 fragmentów. Jeździliśmy tam przez trzy lata. Co jeszcze? Odnowienie cmentarzy w Beniowej, Bukowcu, Dźwiniaczu Górnym, odbudowa kaplicy w Balnicy i renowacja muru dzwonnicy w Polanach Surowicznych. Bardzo emocjonalnie jestem związany z cmentarzem w Berehach. Cieszę się, że jest zadbany i turyści go widzą, bo wprawdzie zawsze znajdował się przy szlaku, lecz nie zawsze był widoczny. W tajemnicy jednak trzymam to, gdzie mieszkał Hryc Buchwak, bo nadal stoi tam jego kamień, a nie chcę by zniknął jako pamiątka z Bieszczadów...    Czasem aż żałuję, że nie zostawiamy po sobie informacji, bo widzę w internecie mnóstwo zdjęć zrobionych przez turystów, którzy - jak wynika z komentarzy - są przekonani, że cmentarz sam przetrwał do dzisiaj w takim stanie. Nie wiedzą, ile pracy nas to kosztowało. Nie mam jednak pieniędzy, a także pełnego przekonania do sygnowania naszych prac. Fundusze, które z trudem zdobywam ,ledwie wystarczają na niezbędne wydatki.

 

Lapidarium przy cerkwi w Kotani to też Wasze dzieło?

Nie, bo nie przenosimy nagrobków. To lapidarium - nota bene jedno z dwóch w Beskidzie Niskim - stworzył Olgierd Łotoczko. Jest tam ponad 20 łemkowskich nagrobków, które stały bez krzyży przez 40 lat. Wyremontowaliśmy je w 2005 roku. Wciąż jednak nie daje mi spokoju myśl o ustawieniu ich z powrotem w miejscach pochówków...

 

Nie obawiasz się reakcji? Przyzwyczailiśmy się już do tego, że tam stoją...

Nagrobek wyznacza miejsce pochówku. Nikt z nas nie stawia go po to, aby za jakiś czas został przeniesiony do jakiegoś lapidarium. Szacunek dla zmarłych wymaga, aby dbać o nagrobki, bo przecież w potocznym rozumieniu cmentarz jest tylko tam, gdzie widoczne są groby. Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy z tego, że obszar wokół każdej starszej świątyni...

 

...był cmentarzem?

Właśnie nie… Nie "był" cmentarzem, lecz - moim zdaniem - jest. Ale jeżeli nie widać nagrobków, to już nie jest, chociaż pod ziemią są prochy. Dlatego właśnie dbałość o nagrobki, jako świadectwo i ślad pochówków, jest tak ważna.

 

Najstarsze płyty są z XVIII wieku

 

Ile lat mają najstarsze odnowione przez Was nagrobki?

W Chmielu nas Sanem odkopaliśmy płytę Fieronii z Dubrawskich Orlickiej, która zmarła w 1644 roku. Następne są płyty z połowy XVIII wieku. Natomiast najstarszy znany łemkowski nagrobek, z roku 1805, wykopaliśmy w Wołowcu. Posklejaliśmy go z 63 fragmentów, teraz stoi w prezbiterium cerkwi. Co ciekawe, już sto lat temu został użyty jako podkład pod inny nagrobek. Co świadczy o tym, że dezynwoltura, z jaką traktujemy znaki pamięci, towarzyszy nam nieustannie.

 

Czy opiekujecie się odnowionymi cmentarzami?

Nie zajmujemy się bieżącą opieką nad tymi miejscami. To 156 cmentarzy w czterech krajach. Do tego potrzebna byłaby armia ludzi, sprzętu, samochodów i ogromne fundusze. To pięta Achillesowa tego przedsięwzięcia. Staramy się zachęcić lokalną społeczność do dalszej opieki nad cmentarzem, ale to trudne, gdyż zazwyczaj nikt w pobliżu nie mieszka. Nie istnieje już Beniowa, Bukowiec, Dźwiniacz, Sianki, Caryńskie, a w Berehach stoi jeden dom. Na kilku cmentarzach jednak, po blisko 30 latach, pracowaliśmy ponownie, gdyż znów tego wymagały. Największym zagrożeniem dla cmentarzy jest zapomnienie. Nie ludzie i nie przyroda, lecz zapomnienie lub obojętność. Np. na cmentarzu Bojkowskim w Wetlinie, stoi dom parafialny i tylko mała tabliczka przypomina o historii tego miejsca. A w Baligrodzie, pod asfaltem wokół rynku, są XVIII-wieczne macewy. To najstarsze zabytki w tym miasteczku, cerkiew i kościół pochodzą z XIX w.

 

Na tamtejszym cmentarzu wyremontowaliśmy 167 macew, ale na zrywanie asfaltu nie mamy funduszy. Co znamienne, w filmie "Ogniomistrz Kaleń" można te macewy spod rynku zobaczyć. Dopiero później zalano je asfaltem. Zresztą stare domy też nie cieszą się specjalną atencją. Mój sąsiad, który jest Łemkiem z dziada pradziada, wybudował najbrzydszy dom we wsi. Nie ma w nim nic tradycyjnego, to czysta Castorama. A gdy kupowałem swój dom, czyli oryginalną łemkowską chyżę z 1929 roku, to od znajomego Łemka usłyszałem: „na ch** kupiłeś tę budę?” Użył słowa buda, bo chyża jest dla niego synonimem biedy.

 

Nie jestem Schwarzeneggerem

 

Czy zdarza Ci się chodzić po górach bez misji znalezienia lub odnowienia cmentarza?

Tak, ale niewspółmiernie rzadko do moich potrzeb i oczekiwań. Przeprowadzając się w Beskid Niski myślałem, że stamtąd będę miał w góry znacznie bliżej, niż z Warszawy, lecz codzienność zweryfikowała te wyobrażenia... (śmiech). Ale za to liczba kilometrów, które przemierzyłem z Maguryczem i kilogramów, które przeniosłem, jest trudna do zliczenia. Ekwipunek naszych wypraw dość często pakowany jest w beczki, takie jak podczas wysokogórskich ekspedycji, więc na beskidzkich, czy bieszczadzkich szlakach możemy sprawiać wrażenie, że wędrujemy w Himalaje. Myślę, że osoba, która patrzy na odnowiony przez nas nagrobek, nie zdaje sobie sprawy z tego, ile czasu, pracy i wysiłku kosztowało przywrócenie mu dawnej świetności. Mam 163 cm wzrostu, Schwarzenegerem nie jestem, ale mój dotychczasowy rekord to samodzielne postawienie nagrobka, który ważył siedem ton. Bez użycia współczesnych narzędzi...

 

Kiedy skończysz te prace?

To zbiór otwarty, ta praca nie ma końca. Nie skończę jej nigdy. A ściślej: skończę, gdy umrę.

 

Czy, wzorem Hryca Buchwaka, też wykonałeś kamień dla siebie?

Nie, przesądny nie jestem, ale... Hryc Buchwak wykonał dla siebie kamień w 1926 roku, a zmarł w 1939. Mam wrażenie, że gdybym zrobił dla siebie nagrobek, to zostałoby mi - tak, jak Hrycowi – 13 lat życia, a ja mam jeszcze tyle do zrobienia...

 

Szymon Modrzejewski

Kamieniarz, społecznik. Ma 53 lata, od 1989 roku mieszka w Nowicy w Beskidzie Niskim. Jest przewodniczącym Stowarzyszenia Magurycz, które od 37 lat zajmuje się społecznym ratowaniem zabytków sztuki sepulkralnej, głównie na terenach południowo-wschodniej Polski i zachodniej Ukrainy.

 

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Na cmentarzu czujesz, że żyjesz".

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 29/05/2024 20:47
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do