Po raz pierwszy byłem na badaniach koni nad Morskim Okiem w latach 90. ubiegłego wieku, zaraz po tym jak wprowadzono ten rodzaj transportu. Fasiągi w tym zakątku Tatr to wcale nie jest jakaś długa tradycja, a biznes stworzony tuż po przemianach ustrojowych w 1989 roku.
Poniższy tekst ukazał się w letnim Wydaniu Specjalnym nr 6(40)/2024.
Prawo wożenia turystów z Palenicy Białczańskiej (ok. 990 m n.p.m.) nad leżące dziewięć kilometrów dalej Morskie Oko – a dokładnie do Polany Włosienica (1315 m n.p.m.) - ma 60 fiakrów z Bukowiny Tatrzańskiej. Licencję na przewóz przyznaje im Tatrzański Park Narodowy. Na szlaku pracuje około 300 koni.
Wcześniej - w latach PRL - tą trasą jeździł kursowy autobus PKS. A jeśli ktoś miał ochotę na przejażdżkę konnym transportem, to wynajmował o wiele lżejszą od fasiągu dorożkę, w której mogło się pomieścić najwyżej kilka osób.

Zdjęcie Adobe Stock
Po raz pierwszy byłem na badaniach koni nad Morskim Okiem w latach 90. ubiegłego wieku, zaraz po tym jak wprowadzono tutaj ten rodzaj transportu. Nijak nie można porównać tamtych kontroli z obecnymi. Wtedy wozy i zwierzęta były nieraz brudne, a fiakrzy w zdecydowanej większości agresywni wobec każdego, kto śmiał im zwrócić uwagę. Trudno było z nimi porozmawiać.
Od tamtego czasu sporo się zmieniło. Dzisiaj fiakrzy mogą wywieźć wozem jednorazowo najwyżej 10 dorosłych turystów. Jeszcze na początku lat 90. limit wynosił 22 osoby, ale byli też tacy wozacy, którzy dokładając deski do siedzeń fasiągu, przewozili nawet ponad 30 osób. Teraz takie historie już się nie zdarzają, a przynajmniej żadnego z górali na tym ostatnio nie przyłapano. Fiakrzy boją się utraty licencji na wożenie do Morskiego Oka, bo to niezły zarobek. W szczycie sezonu wołają po 90 zł od pasażera.
[paywall]
Może i konie mają lżej niż dwie dekady temu, ale według obrońców praw zwierząt ciągle to jest to dla nich wymagająca trasa. Ich los ma poprawić propozycja dyrekcji TPN, by jeszcze zmniejszyć liczbę turystów na wozach. Czy takie rozwiązanie okaże się skuteczne? Dowiemy się pewnie w te wakacje. Wprowadzono też testy elektrycznego busa na tej trasie, ale na razie nie wiadomo, czy będzie kursował w Tatrach na stałe.
Ale jeśli po kolejnym zaostrzeniu regulaminu znów padnie koń, władze TPN będą musiały się zastanowić, czy nie skończyć z transportem, bardziej przypominającym XIX niż XXI wiek. To decyzja niełatwa i z pewnością doprowadziłaby do konfliktu lokalnej społeczności i samorządowców z dyrekcją Parku. Starosta tatrzański – do którego należy droga do Morskiego Oka – już zapowiedział, że będzie bronił fiakrów.
Dawniej konie ciężko harowały w kopalniach. Dzisiaj nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, by mogły tam wrócić. Czy kiedyś tak samo będziemy wspominać konie znad Morskiego Oka? Fiakrzy nie chcą o tym słyszeć. Są gotowi swoje wozy konne wyposażyć w hybrydowe elektryczne wspomaganie. Tyle, że prace nad taką konstrukcją trwają już 10 lat.
O pomyśle elektrycznego hybrydowego wozu konnego nad Morskim Okiem po raz pierwszy opowiedział dekadę temu ówczesny starosta tatrzański Andrzej Gąsienica-Makowski. Wtedy pomysłowi sprzeciwiły się organizacje prozwierzęce, domagające się wprowadzenia całkowitego zakazu transportu konnego nad Morskie Oko. Ich zdaniem elektryczne wozy jeszcze bardziej obciążą konie, bo będą musiały ciągnąć także ciężkie baterie akumulatorowe.
Ale i tak prezentowano coraz to nowe szczegóły projektu. W 2015 roku plany potwierdziła dyrekcja TPN. Rok później firma Aktiv Elektronik z Poznania ogłosiła chęć wykonania prototypu hybrydowego wozu konnego ze wspomaganiem elektrycznym za 221 tys. zł. Oferta była jedną z pięciu zgłoszonych do przetargu. - - Jako jedyna spełniła wszystkie warunki postawione w przetargu — mówił wówczas Łukasz Janczy z Tatrzańskiego Parku Narodowego. Dyrekcja parku zapowiedziała, że po pomyślnych testach prototypu będzie chciała wdrożyć jego produkcję.
Wóz miał nawiązywać estetyką i konstrukcją do obecnych fasiągów. Planowano montaż konsoli ze wskaźnikami trybu pracy pojazdu, stanu naładowania akumulatorów oraz z informacją o przewidywanej liczbie kursów możliwych do wykonania, pracy hamulców i włączeniu układu wspomagania. Założono, że akumulatory będą bezpieczne dla środowiska, niepowodujące wyziewów szkodliwych gazów i wycieków płynów eksploatacyjnych. W razie awarii wozu system sam miał przesłać SMS do służb parku i pojazd zostałby zatrzymany.
W 2017 roku TPN zapewnił, że testy przebiegły pomyślnie. - Wóz wyjechał do góry, nie wykorzystując nawet 100 procent możliwości silnika, zjechał również bez problemu. Po pewnych sugestiach powożącego dokonano drobnych korekt ustawień silnika i dyszla - relacjonował Szymon Ziobrowski, dyrektor TPN. Test odbywał się przy pełnym załadunku, na wozie siedzieli pracownicy Parku, wozacy i przedstawiciele producenta, który miał wprowadzić korekty konstrukcyjne.
– Myślę, że jeszcze w lipcu 2017 roku wóz wróci na drogę. Mamy już wstępne porozumienie z wozakami, którzy będą prowadzić regularne testy. Wóz będzie regularnie jeździł po drodze do Morskiego Oka, wożąc turystów. Przy okazji będziemy sprawdzać jego parametry – jak się zachowuje czy coś się psuje. Wszystko po to, by go jeszcze udoskonalić i docelowo mieć przetestowany prototyp, który będzie można wdrożyć do produkcji - oświadczył Szymon Ziobrowski.
Po fazie testów obiecano czas na rozmowy i negocjacje dotyczące ceny. Koszt prototypu wyniósł około 200 tys. zł i został w całości pokryty przez TPN. Założono, że wozy z seryjnej produkcji mają być kilkakrotnie tańsze.
W 2018 roku hybrydowy wóz konny spłonął w garażu na Łysej Polanie podczas ładowania. Jako przyczynę straż TPN wskazała zwarcie instalacji elektrycznej. Rok później prace nad maszynerią ruszyły na nowo.
W 2020 roku Zbigniew Kowalski z Tatrzańskiego Parku Narodowego, odpowiedzialny za transport konny, podał, że nowy pojazd opiera się na nowocześniejszych rozwiązaniach technologicznych. Po kilku miesiącach hybrydowy wóz konny znów został przekazany fiakrom. Waży 1200 kg, o pół tony więcej niż tradycyjny. Mierzy 5,3 m długości, o 50 cm więcej niż pojazdy bez wspomagania.
W 2022 roku - tuż przed wakacjami - TPN wydał kolejny komunikat: - Po ubiegłorocznych testach oddaliśmy wóz z naszymi uwagami do producenta, aby dokonał poprawek i przeróbek. Zmiany techniczne, jak skrócenie dyszla, udoskonalenie hamulców oraz zmiana konstrukcji skrzyni na akumulatory, już zostały wykonane. Przeróbki elektroniki są dopracowywane.
Z końcem sierpnia 2023 r. poznaliśmy kolejne stanowisko w sprawie hybrydowego wozu konnego. TPN przyznał, że ostatnie testy zakończyły się niepowodzeniem.
– Problemem stały się akumulatory oraz cała obsługa wspomagania elektrycznego. System ten wymagał stałego monitoringu i ustawiania napędu w zależności od potrzeb. W związku z ruchem, jaki jest na tej drodze, woźnica nie jest w stanie zajmować się powożeniem i ustawianiem tego sprzętu jednocześnie. Mamy rozpracowany problem, natomiast nie ma decyzji co do dalszych działań. Teraz czekamy na odpowiedź producenta wozu co do dalszych kroków i przyszłości prototypu – mówił Zbigniew Kowalski z TPN.
Jak informuje dyrekcja, w ostatnich latach podjęto także inne działania, aby polepszyć warunki pracy koni ciągnących wozy na trasie do Morskiego Oka - zmniejszono maksymalną liczbę pasażerów, wprowadzono częste kontrole wozaków. Jednak zdaniem organizacji obrońców praw zwierząt konie wciąż zbyt ciężko pracują, wożąc turystów nad Morskie Oko. Dlatego - według aktywistów - transport konny na tym szlaku należy zlikwidować. O tym w Tatrzańskim Parku Narodowym nie chcą słyszeć.
Bywa, że mimo pięknej pogody fasiągi nie kursują na trasie nad Morskie Oko. Widziałem jak turyści, którym nie chce się wybrać na pieszą wycieczkę, w desperacji szukają innej możliwości wykupienia transportu. Tak było w Boże Ciało. Mimo rozpoczynającego się długiego weekendu, fiakrzy ogłosili dzień wolny od pracy dla siebie i koni.
Wtedy część turystów, ta nielubiąca zbytnio wysiłku, przypuściła szturm na testowany na tej trasie elektryczny bus. Trzeba było im tłumaczyć, że to nie są regularne kursy, a właśnie testowe. Że pojazd czeka na grupę osób niepełnosprawnych i nie każdy może do niego wejść.
W wakacje czy długie weekendy nad jezioro o powierzchni niespełna 35 ha dociera dziennie 10 tys. ludzi. Taki tłum działa negatywnie na dzikie zwierzęta występujące w okolicy, choćby niedźwiedzie, które przebywają tu często tuż przy szlaku, by z zarośli obserwować turystów. Czekają na chwilę spokoju, by przejść na drugą stronę drogi.
Jeśli elektryczne busy będą stale jeździły nad Morskie Oko, obok konnych zaprzęgów, to ten tłum w tym zakątku Tatr okaże się jeszcze większy. A pieszemu turyście przy takim ruchu kołowym coraz trudniej będzie maszerować. Kiedy dojdzie do uruchomienia stałej linii elektrycznych busów nad Morskie Oko, obok konnych zaprzęgów, to wkrótce nad Morskim Okiem zobaczymy ponad 700 tys. turystów. Tylko jak odpocząć w takim tłumie?
W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Konie, fiakrzy i turyści".
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie