Reklama

Zimowa Przygoda w Tatrach: Wyprawa na Zawrat

Jakość polskich zim z każdym rokiem jest coraz słabsza. O śniegu na nizinach czy w miastach trzeba zapomnieć. Ale w najwyższych naszych górach na szczęście można jeszcze znaleźć jej ślady. 

 

Na pożegnanie z zimą

 

Znalezienie wolnego terminu na wspólny wyjazd w Tatry nigdy nie przychodzi łatwo. W naszym przypadku były to ponad trzy miesiące planowania. Choć i tak znów wszystko przebiegało na wariackich papierach - jazda po nocy i w środku tygodnia. Najważniejsze jednak, że na południe, i że w ukochane Tatry. 

 

To już 31. sezon wspólnego chodzenia z Jerzem (Jurkiem Połońskim) po górach. Nie robimy tego tak często, jak byśmy chcieli i tak często, jak trzeba. Ale jak już jedziemy, zawsze jest pięknie i emocjonująco. 

 

Kuźnice bez sentymentu

 

Padło na czwartkowy wieczór. Spotykamy się dopiero wieczorem w Gliwicach, skąd o godz. 19 ruszamy do Zakopanego. Mamy zarezerwowany nocleg w Murowańcu, do którego jednak musimy się po nocy dostać. Szybka kalkulacja wskazuje, że w Kuźnicach powinniśmy być około 22.30. Ale jeszcze tankowanie, zakupy i podziwianie niedawno oddanego do użytku, kolejnego odcinka zakopianki (poważnie - to naprawdę robi wrażenie). Czeka więc nas nocna wędrówka Jaworzynką. I pewnie nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie pogoda. Jak to się często mówi - dla koneserów. 

Choć Zakopane swój urok straciło już wiele lat temu, to noc w pustym mieście jest naprawdę przyjemna. Pomijając tylko piekielnie silny wiatr dmuchający świeżo padającym śniegiem prosto w twarz.

– To powyżej Jaworzynki będzie niezła zabawa – mówię do przyjaciela, prognozując to, co czeka nas po wyjściu w góry. Bez reakcji. 


Żeby zaoszczędzić na czasie, zamawiamy taksówkę, która - o dziwo za przyzwoite pieniądze - wiezie nas do Kuźnic (1025 m n.p.m.). Tu czeka nas kolejny szok, bo dawno w tym miejscu nie byliśmy. Nowy dworzec autobusowy pod dolną stacją kolejki na Kasprowy Wierch rujnuje w mojej głowie resztki sentymentu. To się naprawdę w głowie nie mieści, jak postępująca komercjalizacja gór dewastuje to, co mamy najcenniejszego. Jasne, że w Kuźnicach, szczególnie w szczycie sezonu, jest zawsze mnóstwo ludzi i hałasu. Ale teraz potężny, betonowy dworzec pozbawił to miejsce charakterystycznego dla Kuźnic uroku. 

Nad nami Żleb Wściekłych Węży

[paywall] 

Ruszamy. Piekielnie wieje, ale zima piękna. Nawet jeśli jest to tylko marsz do Murowańca. W Dolinie Jaworzynki mamy niezwykły klimat o tej porze nocy. Mimo że znamy tu niemal każdy kamień, poziom adrenaliny jest już całkiem wysoki. Próbujemy to wszystko jakoś oswoić. 

 

– Powiedz Szym, że jakbyś szedł tędy w nocy sam, to byś się bał, prawda?  – pyta mnie Jerzyk. – Oczywiście - odpowiadam świecąc mocniej pod nogi przy coraz gęściej padającym śniegu. 

 

Dochodzimy do końca doliny i rozpoczynamy wolne podejście w stronę Przełęczy między Kopami (1499 m). Tutaj przekonujemy się, jak udany był dzisiejszy zakup gogli. Dzięki nim, mimo trudnych warunków, czerpiemy z marszu ogromną przyjemność. 

 

Śniegu mamy coraz więcej, a wiatr staje się coraz silniejszy. Ale idziemy sukcesywnie zakosami wznoszącymi się ponad żlebami - najpierw Długim, potem Wściekłych Węży (tak, tak, dokładnie tak się nazywa żleb opadający po naszej lewej stronie). Nie sprawdzamy czasu, ale pewnie po półtorej godzinie meldujemy się na przełęczy. Jesteśmy tylko my i tatrzańska otchłań zgłębiona bezkresem nocy. Idealnie. 

 

Czysta karta dla Murowańca

 

Zbiegamy powoli w stronę Murowańca (1500 m n.p.m.). Zastanawiamy się, czy ktoś nam jeszcze otworzy. 

 

- Mailowo zapewniali mnie, że w recepcji dyżurują całą noc - mówię do Jurka. Tym bardziej, że mamy opłaconą rezerwację i uprzedzaliśmy, że będziemy bardzo późno. 


Do schroniska wchodzimy pół godziny po północy. Dawno tu nie byliśmy, a wiemy, że nowy dzierżawca kilka lat temu wprowadził sporo zmian. Choć dochodziły do nas niepokojące sygnały, dajemy schronisku czystą kartę. 

Na pierwszym piętrze w recepcji wita nas pracownik. Jest nieco zaskoczony, że dotarliśmy o tej porze i w taką pogodę. Jak się okazuje, faktycznie siedzi tu całą noc. Dostajemy klucze do 6-osobowego, odremontowanego pokoju, w którym jesteśmy sami. Przed snem szybka dyskusja na temat planów na kolejny dzień. 

 

– Zobaczymy, co będzie rano za oknem - mówi Jerz. Jego dystans jest zrozumiały, bo prognozy są słabe. Ma wiać i padać, a przecież już i tak spadło sporo świeżego śniegu. 

 

Planowaliśmy przez Zawrat przejść do Doliny Pięciu Stawów. Jednak przed taką trasą przestrzegał nas Edek Lichota, wicenaczelnik TOPR i przewodnik wysokogórski: - Warunki w Tatrach są naprawdę trudne - skwitował nasze pytania. 

 

Napoje i toaleta tak, jedzenie już nie

 

Po krótkiej, ale nieźle przespanej nocy idziemy na szybkie śniadanie. Jak oceniamy sam Murowaniec? Sam obiekt po remoncie jest naprawdę sympatyczny. Odświeżenie wnętrz zabrało nieco schroniskowego uroku, ale powiedzmy sobie szczerze - Murowaniec nigdy nim nie grzeszył. 

 

Co bez wątpienia razi, to trudny do zrozumienia brak możliwości płatności kartą za dania przy barze przy jednocześnie stojącym po drugiej stronie bankomacie. Żeby jednak było mało, kartą można zapłacić za napoje i słodycze z automatu oraz za wejście przez bramkę do toalety. 

 

Murowaniec - schronisko trudnych do zrozumienia czasem kontrastów. Ale o tej porze roku, kiedy ludzi dosłownie garstka, a za oknem zima, ten krótki pobyt uznajemy za udany i całkiem sympatyczny. 

 

Karłowicz podciął lawinę

 

Dobrze ubrani i wyekwipowani we wszystko, co w trakcie zimowej wycieczki w Tatry potrzebne, idziemy w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego. Na chwilę przystajemy pod zboczami Zadniego Kościelca, gdzie 8 lutego 1909 roku w lawinie zginął wybitny polski kompozytor, Mieczysław Karłowicz. 

 

– Jak to się mogło stać? - zastanawia się głośno Jerz. -– Chyba miał sporo pecha. Ale wiele wskazuje na to, że zginął w lawinie, którą sam podciął – odpowiadam. 

 

Maszerujemy dalej. Szlak, choć tak popularny, teraz jest niemal zasypany. Chyba ktoś szedł przed nami, ale pewności nie mamy. Pogoda jest naprawdę wymagająca. Zimno, silny wiatr i rozciągające się nad nami chmury ani myślą odpuszczać. 


Nad Czarnym (1628 m n.p.m.) stajemy tylko na chwilę i pędzimy dalej w stronę Zmarzłego Stawu. Po chwili odchodzi szlak na Granaty (ok.1760 m n.p.m.), także kompletnie zasypany. Im wyżej, tym mniej można mówić, że idziemy wytyczoną trasą. Dobrze, że naprawdę świetnie znamy okolice. Nie tracimy więc ani przez moment orientacji w terenie. 

 

Po lewej stronie mijamy dno zamarzniętego Zmarzłego Stawu. Warunki robią się coraz trudniejsze. Śniegu jest naprawdę bardzo dużo. Co gorsze, jest on przeważnie świeży, więc nie ma mowy o rakach. W takich warunkach się nie przydadzą. 

 

Kierunek Zawrat

 

Teraz idziemy w stronę tzw. Starego Zawratu, czyli Zawratowego Żlebu, którym wiedzie zimowa wersja szlaku. Niestety, jest bardzo ciężko, robi się też niebezpiecznie. Spora ilość śniegu nie jest utwardzona. Co jakiś czas zapadamy się przynajmniej po pas. To oznacza zagrożenie, że wpaść można jeszcze głębiej, uszkadzając sobie przy tym np. nogę. Decydujemy się więc wyjść nieco wyżej w kierunku wschodnim pod ścianę, bliżej letniej wersji szlaku. 

 

Idziemy wolno, mozolnie posuwając się w górę. Znów kierunek mamy dobry, ale oznaczenia niebieskiego szlaku już dawno nie widzieliśmy. Jesteśmy na wysokości mniej więcej 2000 m n.p.m., kiedy niestety drastycznie pogarsza się widoczność. Nie wiem, czy są to nawet dwa metry. Teraz problemem nie jest silny wiatr i padający śnieg, ale fakt, że naprawdę nic już nie widać. Stajemy, przecieramy gogle i dyskutujemy. 

 

– Zbyt wiele mamy do stracenia. Jeszcze teraz po śladach jakoś zejdziemy. Ale za chwilę może być już naprawdę bardzo ciężko – słusznie zwraca uwagę Jurek. – To co, odwrót? – pytam retorycznie. 

 

Jedyna właściwa decyzja - zawrócić

 

Z wewnętrznym bólem, ale poczuciem słusznie podjętej decyzji zawracamy. Ryzyko jest jednak zbyt duże. W głowie krążą słowa Edka Lichoty. 

 

- Chłopaki, nie szalejcie. Mam jeszcze w pamięci tragiczny wypadek człowieka, którego znaleźliśmy właśnie w Zawratowym Żlebie… Niestety, nie przeżył  - przestrzegał zaprzyjaźniony z nami ratownik TOPR, z którym 20 lat temu zdobywaliśmy Gerlach. 

 

Mimo odwrotu nie przestajemy się zachwycać górami. Tatry mamy tylko dla siebie w najpiękniejszej wersji - majestatycznej, potężnej i, jak się okazuje, niedostępnej. 

 

Powoli wracamy. Trasa, którą wcześniej przetarliśmy, jest już całkowicie zasypana. Znów procentuje dobra znajomość topografii Tatr. Nie mamy problemu z orientacją, mimo że widoczność i ogólne warunki są fatalne. 

 

Dopiero gdy znów docieramy nad Czarny Staw, niebo nieco się przejaśnia. Ukazują się nam piękne, opadające niemal nad taflę jeziora zbocza Kościelca, który o tej porze roku i w takich warunkach budzi respekt.  

 

Mimo że ostateczna trasa i czas spędzony w górach kompletnie rozjeżdżają się z pierwotnym planem, mam poczucie spełnienia i satysfakcji. Te 20 godzin spędzonych zimą w Tatrach, to najwspanialsza forma aktywności, jaką mogę sobie wyobrazić. Choć nie zdobyliśmy szczytu, ani nawet przełęczy. 

 

Maja Sindalska - przewodnik tatrzański 

 

W Tatrach zimowe warunki w wyższych partiach gór panują nawet do maja. W tym czasie góry są przeznaczone przede wszystkim dla osób rozsądnych. Odpowiednie przygotowanie to kluczowy element, który decyduje o bezpieczeństwie i przyjemności z wędrówki. 

Warto zaznaczyć, że nie wszystkie szlaki w Tatrach są o tej porze roku takie same. Doliny, jak Kościeliska czy Chochołowska, są dostępne dla każdego, kto ma podstawowe wyposażenie, czyli raczki. Te proste trasy można pokonać bez większych trudności, co czyni je idealnymi dla początkujących turystów.

Szlaki takie jak choćby na Zawrat to zupełnie inna historia. To bowiem jeden z najtrudniejszych szlaków w Tatrach, który wymaga nie tylko odpowiedniego sprzętu, ale także przeszkolenia zimowego. Osoby planujące wędrówkę na Zawrat powinny posiadać umiejętności hamowania czekanem, obsługi raków oraz wiedzę na temat lawinowego ABC. To miejsce jest przeznaczone dla tych, którzy mają już doświadczenie w wędrówkach po wyższych partiach Tatr, zwłaszcza w trudniejszych warunkach. 

Ale sprzęt to nie wszystko. Ważnym aspektem jest np. praktyka w używaniu raków. Wiele osób popełnia błąd, stawiając stopy zbyt wąsko, co może prowadzić do zahaczenia zębami raków o spodnie lub inne elementy odzieży. Takie sytuacje bywają niebezpieczne, zwłaszcza na trudnych szlakach, gdzie upadek może prowadzić do poważnych konsekwencji. Dlatego wcześniej warto zdobyć doświadczenie na łatwiejszych trasach, takich jak np. Kopa Kondracka czy Starorobociański Wierch. 

Osobom planującym wędrówki na bardziej strome odcinki, jak właśnie Zawrat czy Świnica, zaleca się też odbycie dłuższego szkolenia, które obejmuje elementy wspinaczki. Umiejętność operowania czekanem oraz rakami jest kluczowa, aby poradzić sobie w trudnych warunkach. Wspinaczka w stylu frontalnym, czyli wbicie przednich zębów raków w śnieg, jest niezbędna, aby bezpiecznie pokonywać strome podejścia.

Pamiętajcie, że zimowe warunki w Tatrach znacząco różnią się od letnich. Wiedza na temat zagrożeń lawinowych, rozpoznawanie rodzajów śniegu oraz analiza historii pogody są kluczowe dla bezpieczeństwa. W przypadku Zawratu istotne jest, aby śnieg był stabilny, co pozwala na bezpieczne poruszanie się żlebem. W przeciwnym razie ryzyko osunięcia się lub upadku znacznie wzrasta.

Informacje praktyczne 

Dojazd 

Z Krakowa zakopianka prowadzi już do samego Nowego Targu. Alternatywą są autobusy, które w ok. dwie godziny dowiozą nas z Krakowa do stolicy - jeśli tylko nie ma korków (szczegółowy rozkład na: https://rozklady.mda.malopolska.pl/). Niezłą opcją jest również pociąg ze stolicy Małopolski. Najszybsze składy pokonują ten odcinek w ok. 2,5 godz. 

Noclegi

Schronisko PTTK Murowaniec

tel. 539 537 910 (numer rezerwacyjny dostępny codziennie od 11 do 17)

e-mail: [email protected]

www.murowaniec.com

cena: od 90 zł

 

Szlaki

żółty, niebieski: Kuźnice - Dolina Jaworzynki - Murowaniec 2 h 15 min 1 h 50 min 

niebieski: Murowaniec - Czarny Staw Gąsienicowy - Zawrat 2 h 30 min 2 h 10 min 

 

Uwaga! Podane czasy obejmą przejścia letnie. W warunkach zimowych czas ulega znacznemu wydłużeniu. Dodatkowo zimowa wersja szlaku w dobrych warunkach śniegowych biegnie dnem Zawratowego Żlebu (tzw. Stary Zawrat). 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 01/04/2025 14:42
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do