Na początku chodziłem po górach, bo nie miałem innego wyjścia. Ale szybko zacząłem w nie jeździć, bo po prostu chciałem. Dziś, niemal 40 lat po tym, jak pierwszy raz trafiłem w Tatry, historia zatoczyła koło - chodzę, bo muszę. Góry są dziś moim nałogiem, z którego wcale nie zamierzam wychodzić.
Uwielbiam się też w górach zmęczyć. Do tego stopnia, że nie myślę o niczym innym, tylko o odpoczynku. A kiedy już trochę odpocznę, kombinuję, kiedy znowu pojadę. Jeszcze bardziej lubię dostać w kość od aury - albo solidnie zmarznąć, albo jeszcze lepiej, żeby przewiało mi głowę.
Kocham górskie widoki, panoramy i perspektywę, ale również klimatyczna mgła oraz widoczność na wyciągnięcie ręki dają mi to, po co w góry chodzę. Są to przede wszystkim towarzyszące mi na grani emocje, których doświadczam tylko i wyłącznie tam - gdzieś wyżej, nieco dalej, najlepiej w samotności albo w towarzystwie raptem kilku na świecie osób.
[paywall]
Nie ma jak kawa przed Roztoką
Ruszamy po raz kolejny z Jerzem w Tatry. Który to już raz? Musimy to kiedyś policzyć, spisać dla potomnych. Pędzimy, co staje się powoli tradycją, w nocy. Powiedzmy sobie szczerze, ma to swój urok. Z drugiej strony nie wiem, czy kiedyś uda nam się w Tatry wyskoczyć nie jak po ogień, tylko tak spokojnie i na luzie.
Wiosna w górach jeszcze młoda, do tego środek tygodnia, więc liczymy na mniejsze na szlakach tłumy. Jest dobrze po godzinie 23, kiedy wpadamy do schroniska Roztoka. Mamy rezerwację, więc meldujemy się od razu w pokoju, w którym jesteśmy sami. Taki komfort rzadko się tutaj zdarza. Bardzo nam się rano nie spieszy (choć w sumie trochę tak), więc długo w noc rozmawiamy o górach, sztuce, życiu i polityce (niestety). Ale w końcu idziemy spać. Plan na następny dzień to Szpiglasowa Przełęcz – idealny szlak na tę porę roku.
Pisząc o emocjach, tych małych radościach, które w górach urastają do rangi życiodajnego eliksiru, mam na myśli na przykład smak wypitej o poranku przed schroniskiem kawy. Tego naprawdę nie da się z niczym porównać. Czas się zatrzymuje, chwila trwa. Mieszanka porannego chłodu, górskiego powietrza, niezwykłej atmosfery miejsca i smaku kawy jest prawdziwą bombą barw i wrażeń.
Doliną Roztoki do kultowej Piątki
Piękna Dolina Roztoki budzi się do życia. Wiosna, choć nieśmiało, coraz mocniej zaczyna dominować, choć na razie tylko w niższych partiach gór. Na początku czeka nas bardzo długie, mozolne, ale piękne przyrodniczo i widokowo podejście - najpierw zielonym szlakiem do Piątki (pewnie kolejna kawka i drugie śniadanie), a potem przez chyba najpiękniejszą dolinę po polskiej stronie Tatr już w stronę Szpiglasowego Przełęczy i górującego nad nią Wierchu.
Pogodę mamy jak marzenie. Będące już całkiem wysoko słońce przedziera się przez gęsty las. Przy gruncie jeszcze zimno, dzięki czemu bardzo przyjemnie nam się maszeruje. Wspominamy kuriozalną sytuację sprzed lat, kiedy to już schodząc do asfaltu, spotkaliśmy idącego w górę piechura w dresie i przysłowiowych adidasach oraz z… puszką piwa w ręku.
- Daleko do schroniska jeszcze? - zapytał nas wtedy zupełnie serio.
Tuż za “dolną stacją kolejki” (chodzi rzecz jasna o mały wagonik zaopatrzeniowy do schroniska), skręcamy w lewo na czarny szlak. Jest to piękne, choć ciężkie podejście wśród kosówek i magicznych zboczy Niżnej Kopy. Wyjątkowej urody jest szczególnie ostatni fragment tego szlaku przed samym schroniskiem, który jest kapitalnym trawersem. Uwagę przyciąga oczywiście widok na drugą stronę doliny - otoczenie Buczynowej Dolinki, Czarne Ściany i Buczynowe. Można je podziwiać bez końca.
Szczególnie lubię patrzeć z tej perspektywy na biegnący tamtędy szlak na Krzyżne, który uważam za jeden z piękniejszych w Tatrach. Dziś widać, że sporo jest jeszcze śniegu, co oczywiście nie przeszkadza mi w snuciu planów związanych z tą piękną trasą.
Dolina Pięciu Stawów. Polskich!
Dlaczego akurat Polskich, skoro wiadomo, że leżą w granicach naszego kraju? Odpowiedź jest prosta, bo po drugiej stronie granicy jest Dolina Pięciu Stawów Spiskich - nie mniej od naszej efektowna i chyba równie piękna.
Po krótkiej wizycie w ulubionej Piątce (1670 m n.p.m., na wegański bigos przed południem jednak trochę za wcześnie), idziemy dalej w kierunku Szpiglasowej Przełęczy. Śniegu w maju jest jeszcze trochę - im wyżej, tym go więcej. Po pół godzinie spaceru odbijamy z niebieskiego szlaku i pomiędzy stawami - Wielkim i Czarnym nabieramy powoli wysokości. Raki i czekany - mimo kalendarzowo zaawansowanej wiosny - są tutaj obowiązkiem. Teraz otacza nas przejmująca cisza, którą sporadycznie przerywają odgłosy ptaków. Śnieg miękki, i grząski, ale pogoda, a przede wszystkim otoczenie rekompensują wszystkie niedogodności.
Jerz, jak to zwykle, nieco z przodu. To ten fragment w trakcie naszych wypraw, kiedy nie rozmawiamy. Każdy idzie swoim tempem ze swoimi myślami i pokonywaniem własnych słabości. Na rozmowę przyjdzie czas później. Pod nami imponująca Dolina Pięciu Stawów Polskich. Cóż to jest za miejsce…
Dochodzimy do ciągu łańcuchów. Latem trudności w tym miejscu są niewielkie. Dziś jest jednak ślisko, niektóre ciągi jeszcze wkopane w śniegu. Koniecznie trzeba tu uważać, zwłaszcza kiedy pierwsze zmęczenie robi swoje.
- To nie to, co 20 lat temu - rzucam zdawkowo do Jerza, wspominając naszą największą, tatrzańską wyprawę, czyli przejście całej Orlej Perci i Czerwonych Wierchów z Piątki aż na Ornak w ciągu jednego dnia (kiedy Orla nie była w części jeszcze jednokierunkowa).
- Nie jest tak źle - odpowiada nieco zdyszany.

Tatry Wysokie, widok ze Szpiglasowej Przełęczy na Dolinę Pięciu Stawów, fot. Kuba Witos
Najpiękniejsze są widoki ze Szpiglasowego Wierchu
Po mniej więcej dwóch godzinach od wyjścia z Piątki meldujemy się na Szpiglasowej Przełęczy (2110 m n.p.m.). Ale dłuższą przerwę robimy sobie dopiero na pobliskim szczycie, z którego rozpościera się panorama na tatrzańskie best of the best. Dosłownie. Po kwadransie przybijamy piątkę na wysokości 2172 m n.p.m., czyli na Szpiglasowym Wierchu. Odpalamy kawę, kanapki i… podziwiamy.
Lista szczytów jest tutaj długa, liczy sobie pewnie ponad setkę absolutnych perełek: Krywań, Cubryna, Hruby, Hawrań, Lodowy, Rysy, Wysoka, ba - widać nawet Bystrą - najwyższy szczyt Tatr Zachodnich (2248 m n.p.m.) Do tego stawy - z jednej strony Morskie Oko i Czarny, z drugiej Wielki i również Czarny, tylko ten w Pięciu Stawach. Mało tego - widać również Niżny Ciemnosmerczyński Staw po słowackiej stronie w dolinie o tej samej nazwie. Jak to mówi dziś młodzież - “totalny sztos”.
Pozostaje tylko żałować, że znów w sumie się gdzieś spieszymy. Do Morskiego Oka mamy półtorej godziny, a potem chcemy wrócić do Piątki przez dopiero co otwarty na wiosnę szlak przez Świstówkę. Później trzeba jeszcze zejść na Palenicę do auta, a potem jechać do Gliwic i Wrocławia... Nie ma co jednak narzekać. Cieszmy się tym, co mamy. Przed nami zejście całkiem sympatyczną Ceprostradą z widokiem na Mnicha.
Morski Oko przyciąga, ale tłumy odpychają
Morskie Oko to piękny, cudowny staw w niezwykłym otoczeniu Mięguszowieckich Szczytów. Uważam, że są one o wiele bardziej efektowne niż najwyższe w Polsce Rysy. Z samym Mokiem mam jednak problem. Chodzi oczywiście o tłumy ludzi, które odwiedzają to miejsce chyba już o każdej porze roku. Ale na temat już wszystko powiedziano.
Dlatego też przy schronisku zatrzymujemy się tylko na chwilę - łyk wody, batonik i pędzimy dalej. W szybkim tempie podchodzimy niebieskim szlakiem w stronę Świstowej Czuby (1763 m n.p.m.), by wrócić do Piątki i przez Dolinę Roztoki do auta. Trochę teraz rozmawiamy, nadrabiamy zaległości, snujemy plany na kolejne wycieczki. Czas leci, my, wolno, bo wolno, ale się starzejemy. Całe szczęście Tatry wciąż stoją i czekają na nas za każdym razem, pokazując swe najpiękniejsze oblicze.
Tak, muszę chodzić w góry. Bo w tym chodzeniu jest sens, który nawet nienazwany, i nie do końca określony, jest często jedyną odpowiedzią na najtrudniejsze nawet pytania i rozwiązaniem wielu problemów.
Dwie tatrzańskie doliny z piątką w nazwie
Dolina Pięciu Stawów Polskich - ma 4 km długości, 2 km szerokości i 5,5 km kw. Położona na wysokości ok. 1625–1900 m n.p.m. Znajduje się tu kilka polodowcowych jezior o łącznej powierzchni 61 ha. Największy z nich to Wielki Staw Polski (1665 m n.p.m., 31,14 ha, głębokość 79,3 m). Pozostałe jeziora to: Zadni, Czarny, Mały, Przedni Staw Polski oraz Wole Oko (okresowy).
Dolina Pięciu Stawów Spiskich – Po słowacku Kotlina Piatich Spišských plies wznosi się nad Doliną Małej Zimnej Wody (Malá Studená dolina). Najwyżej położony jest Zadni Staw Spiski (2022 m n.p.m.), a największy zaś to Wielki Staw Spiski (3,480 ha). Pozostałe jeziora to Pośredni, Niżni i Mały Staw Spiski. Okresowo podziwiać można Barani Stawek, będący najwyżej położonym stawem w Tatrach (2207 m). Znajduje się tu Schronisko Téryego (2015 m).
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Dojazd
Dojazd z Krakowa zakopianką zwłaszcza w weekendy wiąże się z korkami. Dlatego lepiej jechać albo wieczorem albo bardzo wcześnie rano). Alternatywą są autobusy, które w ok. dwie godziny dowiozą nas do stolicy Tatr (gdy nie ma korków). Szczegółowe godziny odjazdów na www.mda.malopolska.pl.
Pamiętajcie, że parking na Palenicy trzeba rezerwować ma www.tpn.pl. Od 1 marca cena za dobę w sezonie kosztuje 35 zł.
Noclegi
Schronisko na w Dolinie Roztoki
tel. 609 001 760
www.schroniskoroztoka.pl
Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów
tel. 781 055 555
www.piecstawow.pl
Schronisko nad Morskim Okiem
tel. 18 207 76 09, 602 260 757
www.schroniskomorskieoko.pl
szlaki:
zielony/czarny: Schronisko w Dolinie Roztoki - Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów - 2 h 30 min ↑ 2 h ↓
niebieski/żółty: Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów - Szpiglasowy Wierch - 2 h 30 m ↑ 2 h ↓
żółty: Szpiglasowy Wierch - Schronisko nad Morskim Okiem 2 h ↓ 2 h 45 min ↑
niebieski: Schronisko nad Morskim Okiem – Dolina Pięciu Stawów Polskich 2 h ↑ 1 h 40 min ↓
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie