Często wracam w Beskid Śląski. To idealne miejsce, by na przykład rozruszać się po zimie. Zwłaszcza w pandemii wystarczą niewielkie pagóry, by złapać chwile szczęścia.
Z dwoma synami 11-letnim Frankiem i 8-letnim Wojtkiem decyduję się na trzydniowy wyjazd w Beskid Śląski. Zaczniemy wejściem na Skrzyczne, a skończymy na Klimczoku. Planując trasę, przypomniałem sobie pierwszą, samotną wędrówkę w przeciwnym kierunku. Zaczynałem wtedy od schroniska na Błatniej w samym środku zimy. Wówczas odważyłem na spacer na jednośladach, które pozwoliły mi szybko przemierzyć tę drogę. Nie jest to jednak teren przygotowany pod narty biegowe, ale i tak sprawiły mi wiele frajdy.
[middle1]
Rozmawiali o niedźwiedziach, a tu konie
Jako miłośnicy kolei, tym razem przyjeżdżamy w Beskidy pociągiem. Ze stacji w Bielsku-Białej autobusem docieramy do Buczkowic, małej mieściny, gdzie panuje cisza i spokój. Tym razem postanawiamy zdobyć Skrzyczne wariantem nam nieznanym, bo podczas poprzedniej wizyty wchodziliśmy popularną trasą ze Szczyrku. Teraz idziemy szlakiem czerwonym z Buczkowic. Czeka nas ponad trzygodzinny marsz w górę.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 88% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!