Reklama

Polski Himalaizm Sportowy w natarciu. Rozmowa z Maciejem Kimelem

Ze wspinaczem Maciejem Kimelem, uczestnikiem programu Polski Himalaizm Sportowy, rozmawia Paulina Grzesiok.

 

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 06(26)/2022.

 

Kiedy można usiąść przy stole i porozmawiać o górach i wspinaczce, planach i rozczarowaniach, ale także o marzeniach, to czas mija jak szalony. Z bólem serca trzeba potem skracać zapis wywiadu. Z Maćkiem Kimelem rozmawiamy na naszym rodzimym Śląsku, m.in. o końcu wielkiej idei himalaizmu naznaczonej złotą erą polskich dokonań i wielkimi nazwiskami na rzecz wspinania partnerskiego i mniejszych wypraw, choć z równie ambitnymi celami. Kim jest młode pokolenie wspinaczy i jak zmieni ono charakter tego sportu?

 

Polski Himalaizm Sportowy: Dawać młodym rybę, a nie wędkę

 

Jesteś młodym wspinaczem, ale już ze znaczącym doświadczeniem górskim. Przez dwa lata należałeś do Grupy Młodzieżowej Polskiego Związku Alpinizmu. Czy to był rodzaj trampoliny, by wybić się w świecie wspinaczkowym?

Do Grupy Młodzieżowej PZA trafiłem w 2019 roku, rok po tym jak została powołana. Odpowiedzialni za grupę Wadim Jabłoński, Michał Czech i Kuba Kokowski od początku stawiali na organizację licznych szkoleń oraz partnerskich wyjazdów wspinaczkowych. Ideą było, by młodym wspinaczom dawać nie rybę, a wędkę. Mieliśmy zatem możliwość sprawdzenia się w różnych górach i formacjach skalnych oraz w odmiennych warunkach. Członkowie grupy tworzyli niezależne zespoły działające w górach samodzielnie. Dodatkowo przygotowano sporo szkoleń: medyczne, hakówkowe czy bigwallowe. Dla młodego wspinacza pokazanie tej różnorodności i nauczenie jak wspinać się bezpiecznie przez bardziej doświadczonych kolegów jest niezwykle ważne.

 

A kiedy zaczęła się Twoja przygoda ze wspinaniem?

Miałem 15 lat. Trafiłem do sekcji wspinaczkowej w Młodzieżowym Domu Kultury w Chorzowie prowadzonej przez Darka Wójcickiego, potem przeszedłem do sekcji dla dorosłych. Następnie Klub Wysokogórski w Katowicach, boulderownia Progres w Siemianowicach Śląskich, a w końcu KW Sakwa w Krakowie, która była dla mnie dosłownie wystrzałem z rakiety, jeśli chodzi o poziom wspinania.

 

Zdjęcie z archiwum Macieja Kimela

 

Młodzi polscy wspinacze. Mocny sezon Jaśka Gruby

 

Wychowani w kulcie złotej ery himalaizmu odchodzimy dziś od szczytów najwyższych.. Pojawiło się natomiast młode pokolenie świetnych wspinaczy, których celem są drogi sportowe, cyfra, wspinanie wielkościanowe, trudne przejścia na szczytach kilkutysięcznych. Kto Twoim zdaniem jest najmocniejszym reprezentantem tego młodego pokolenia, które za kilka lub kilkanaście lat będzie wyznaczać nowy kierunek alpinizmu i himalaizmu?

Musi upłynąć trochę czasu, by spojrzeć całościowo na przejścia tych młodych wspinaczy i stwierdzić, które z nich są faktycznie ponadczasowe. Niektórzy są bardzo dobrzy we wspinaniu wielkościanowym, bigwallowym czy sportowym, ale na przykład nic nie robią zimą w Tatrach. Według mnie bardzo mocny sezon w górach – zarówno Tatrach, jak i w Alpach - odnotował w tym roku Jasiek Gruba. Reprezentuje on wysoki poziom sportowy, co przekłada się na góry. Pokonał w tym roku najtrudniejszą drogę w polskich Tatrach – „Golgotę” X/X+.

 

Wspominasz o specjalizacji, a czy istnieje w takim razie takie pojęcie jak wspinacz uniwersalny?

Wydaje mi się, że tak. Z najbliższego otoczenia mogę przywołać Michała Czecha, mojego wspinaczkowego partnera, który ma bardzo dużo cech dobrego wspinacza. Gdybyśmy postawili go koło Jaśka, to sportowo ten drugi byłby mocniejszy. Ale przez to, że Michał potrafi się wspinać w wielu formacjach, w litej i niezwykle niebezpiecznej kruchej skałce, a do tego lodowo, zimowo, mikstowo i boulderowo to wszystkie jego umiejętności pozwalają mu wyciągnąć esencję wspinania w danym miejscu i czasie. I to właśnie świadczy o wszechstronności wspinacza.

 

A Ty w czym czujesz się najlepiej?

To trudne pytanie... Mam dużo cech składających się na wzorzec wspinacza uniwersalnego, ale ciężko mi określić, w czym czuję się najlepiej. Lubię wspinaczkę mikstową i bigwallową. I gdybym miał się poświęcić tylko jednej z nich, to nie wiem, na co bym się zdecydował. Kiedy postawiłbym na bouldering, ciągnęłoby mnie gdzieś wyżej. Jakbym wszedł wyżej i zmarzł, tęskniłbym do rozgrzanych słońcem skał na południu Europy. Tak to działa w moim przypadku.

 

Wyprawa na Trango Nameless Tower w Karakorum. Jeden team, trzy pokolenia

 

Na przełomie lutego i marca 2022 roku uczestniczyłeś w wyprawie na Trango Nameless Tower w Karakorum. Wraz z Michałem Królem oraz Januszem Gołąbem planowaliście powtórzenie drogi wytyczonej przez Brytyjczyków – British Route (VI 5.10 A2, 1100 m). Działacie w teamie trójpokoleniowym, co każdy z Was wnosi do zespołu?

To bardzo ciekawe doświadczenie z socjologicznego punktu widzenia. Mam 24 lata, Misiek jest po czterdziestce, a Janusz (54 lata) zaledwie dwa lata młodszy od mojego ojca. Ale wiek nie ma tu absolutnie znaczenia. Jesteśmy teamem, traktujemy się jak kumple i każdy z nas wnosi do wyprawy jakąś cegiełkę. Zresztą propozycję udziału w niej odebrałem jako wielką nobilitację, bo zarówno Michał jak i Janusz są świetnymi wspinaczami z ogromnym górskim doświadczeniem. Polegałem na Michale, jego doświadczeniu i wizji, którą miał. To on nas zaraził ideą i zajął się logistyką akcji. Ja z kolei postawiłem na aspekty techniczne. Np. na potrzeby naszej wyprawy skonstruowany był specjalny portaledge. Poszycie i podłogę robił dla nas Pajak, a ja zająłem się stelażem i konstrukcją. Z kolei Janusz był na wyprawie głosem rozsądku. Jest osobą, która zjadła zęby w górach wysokich, więc nauczył mnie, jak prawidłowo się aklimatyzować. Podział sił w ścianie był właściwie równy. Spędziliśmy na Trango osiem dni, do czasu gdy doszły nas wiadomości o zbliżającym się załamaniu pogody. Wycofaliśmy się z wysokości 5750 m n.p.m.

 

Łatwo się podejmuje decyzję o wycofie?

W 2019 roku byłem na wyprawie na Lhotse, gdzie de facto nie wyszliśmy nawet z bazy. I to było dla mnie bardzo bolesne. Akcja na Trango Nameless Tower okazała się jedną z najpiękniejszych wspinaczek w życiu. Spędziliśmy wiele dni w ścianie, a każdy z nas oddał część swojego serca, by się tam znaleźć. I nadszedł dzień, kiedy wisieliśmy w ścianie i wiedzieliśmy, że zbliża się załamanie pogody. I nie chodziło bynajmniej o kilkumilimetrowy opad, tylko o nadchodzący armagedon. Prowadzenie dalej akcji w ścianie mijało się z jakimkolwiek celem, a co więcej zagrażało naszemu życiu i zdrowiu. Bo opady śniegu to również większe prawdopodobieństwo lawin na zejściu. Decyzja była bolesna, ale rozsądna. Za dużo moglibyśmy stracić. Ale paradoksalnie ten wycof jest bardziej budujący niż sukces. Mam poczucie, że zrobiliśmy wszystko, co na tamtą chwilę mogliśmy. Taki wycof uruchamia kalkulację – a może innym razem zrobię coś inaczej, lepiej, mniej rzeczy zabiorę, inaczej rozplanuję logistykę. To jest motywujące. Jak zjechaliśmy do podstawy ściany nie czułem się przegrany.

 

Rekord na tatrzańskiej łańcuchówce

 

Chciałam Cię zapytać, jak to jest z tą wspinaczką solo?

Fatalnie, bo moja mama z pewnością będzie to czytać i się przestraszy.

 

Dobrze, zmienię pytanie: jak kalkulować ryzyko we wspinaczce solowej? I co Ty właściwie w niej odnajdujesz?

W górskich książkach, na których większość z nas chyba się wychowała, jest ściśle wyznaczona droga do gór wysokich: skałki, Jura, Tatry latem, Tatry zimą, Alpy latem potem zimą, Kaukaz, na końcu Himalaje i Karakorum. Ale dla mnie oprócz tych aspektów technicznych i fizycznych bardzo istotne są jeszcze te psychiczne. Liczy się świadomość, że jestem zdany sam na siebie, a gdy coś się stanie, nikt nie zadzwoni po pomoc. Nikt nie poda ciepłej herbaty, gdy gorzej się poczuję, z nikim nie podzielę niezbędnego szpeju. Kiedy przygotowywałem się do solowego, zimowego przejścia Filaru Kazalnicy trudno mi było też wyobrazić sobie logistykę. Przyznam, że na początku miałem spore lęki, bo to była pierwsza moja solówka w górach, w życiu i pierwszy raz na Kazalnicy. Trzy razy tak!

 

I pokonujesz drogę, której nikt solo zimą nie zrobił. I co Ci to daje?

To tak jak z chęcią przebiegnięcia maratonu – postanawiasz, że to robisz, przygotowujesz się, startujesz, a potem czujesz ogromną satysfakcję. I tak samo jest w tym przypadku. Na szczycie jestem po prostu spełniony. Taka wspinaczka daje mi większą pewność siebie, czuję się dowartościowany jako wspinacz. Poza tym samo wyznaczenie sobie celu i jego zrealizowanie jest przepiękne. A jeśli jeszcze dodamy do tego góry, samotność i wybitną ścianę, to czego chcieć więcej! Tak czy inaczej wspinaczka solowa to kawał ciężkiej roboty. Wykonujesz trzy razy tyle pracy, co podczas normalnej wspinaczki z partnerem. Przejścia solo uważam za najbardziej wartościowe w moim kajecie.

 

21 lipca 2022 roku w zaledwie 19 godzin i 43 minuty pokonujesz Expandera, czyli kultową tatrzańską łańcuchówkę składającą się z czterech “Sprężyn”, biegnących na czterech różnych tatrzańskich ścianach. Na czym polega fenomen tej łańcuchówki?

Jak wspomniałaś Expander to cztery drogi na czterech różnych ścianach w Tatrach i w czterech różnych dolinach. Oprócz tego, że trzeba dużo „wywspinać” w pionie, to jeszcze sprawnie i szybko przemieścić się między dolinami z całym sprzętem. Zacząłem o godzinie 4 wspinaczką na Małego Młynarza. Potem było przejście przez Przełęcz Białczańską na dół pod Kocioł Kazalnicy - „Sprężyna” i wejście na szczyt Kazalnicy oraz zejście. Następnie męczące podejście w pełnym słońcu pod Mnicha - wspinaczka i na dół. Wreszcie przez Szpiglasową Przełęcz, Dolinę Pięciu Stawów Polskich, Zawrat, Mylną Przełęcz dostałem się pod ścianę Kościelca – to ostatnia już droga, wyczyszczenie ostatniego wyciągu i ogromna radość. Zatrzymałem stoper kilka minut przed godziną 24. Ale pytałaś, na czym polega fenomen Expandera? Nie wiem - można by zrobić mnóstwo piękniejszych łańcuchówek w Tatrach. Tutaj jednak w grę wchodzi historia i to, że ta droga jest po prostu kultowa - to kawał polskiego wspinania.

 

W górach wysokich można robić trudne drogi

 

W 2019 roku uczestniczyłeś w wyprawie na Lhotse. To była przedostatnie przedsięwzięcie w ramach Polskiego Himalaizmu Zimowego. Po zimowym zdobyciu K2 zmieniły się priorytety i powstał program Polski Himalaizm Sportowy. Jak go oceniasz?

Mam wrażenie, że to kamień milowy! Obecnie rośnie w środowisku świadomość, że na wyprawy nie jeżdżą tylko wspinacze przez wielkie W, ci z pierwszych stron gazet i portali internetowych. Także my, młodzi, możemy mierzyć się z trudnymi ścianami w górach wysokich. I taką właśnie możliwość daje nam obecnie program PHS. To, co mnie trochę boli, to fakt, że w Polsce nadal istnieje kult ośmiotysięczników. W latach 70., 80. i 90. podejście społeczne było takie, że najtrudniej to najwyżej. Wielkie nazwiska jak Kukuczka, Rutkiewicz wychowywało społeczeństwo “8000”. A przecież można robić trudne drogi i piękne przejścia na szczytach sześciotysięcznych! Ba, tyle siedmiotysięczników wciąż jest niezdobytych. Liczą się trudne drogi – niższe, ale techniczne szczyty, za które de facto dostaje się teraz Złote Czekany, najważniejszą nagrodę w środowisku wspinaczkowym. We Francji, kraju alpejskim, gdzie ta kultura górska jest wpisana w pokolenia, taka świadomość już jest. A u nas często słyszę – to gdzie byłeś najwyżej? Jedziesz w Karakorum, a na co tam wchodzisz? Eee, taki 6000 m n.p.m. to pewnie łatwy! Mierzi mnie to.

 

Od lewej Janusz Gołąb, Maciej Kimel i Michał Król podczas wyprawy w Karakorum. Zdjęcie z archiwum Macieja Kimela

 

A jak smakuje eksploracja? Mam tu na myśli wyprawę w Karakorum w rejon Shimshal we wrześniu ubiegłego roku, właśnie w ramach Polskiego Himalaizmu Sportowego.

To była wspaniała wyprawa, na której dużo się nauczyłem. Bardzo doceniam to, że byli z nami Adam Bielecki i Janusz Gołąb. Wyjazd w góry z osobami bardziej doświadczonymi, zawsze daje sporo wiedzy. Zrozumiałem, że wszystko co do tej pory robiłem w ramach aklimatyzacji, robiłem źle. Do tego procesu trzeba podchodzić powoli, dawać organizmowi czas na odpoczynek, poruszać się w odpowiednich pułapach tlenowych, mierzyć regularnie saturację krwi. Na tej wyprawie mieliśmy ogromny przywilej, bo wokół siebie mieliśmy mnóstwo dziewiczych szczytów. I mimo że wspólnie mieliśmy spory dorobek górski, to stając na sześciotysięcznym dziewiczym szczycie ja, Michał Czech i Wadim Jabłoński pierwszy raz byliśmy tak wysoko. Natomiast Janusz Gołąb z Adamem Bieleckim weszli na szczyt, niezdobyty do tej pory przez nikogo.

 

Szczególne miejsce w Twoim sercu zajmuje pewne miejsce w Siemianowicach Śląskich. Opowiesz o nim?

To niepowtarzalne miejsce na mapie Śląska, a może i całej Polski. Ścianka absolutnie niekomercyjna, stworzona przez ekipę znajomych wspinaczy, którzy zostawili tu serce. Takie miejsca już umierają – no, może jest jeszcze pakernia przy KW Katowice... Za to jak grzyby po deszczu powstają kolorowe, piękne i nowe ściany, do tego dochodzą multisporty i inne karty lojalnościowe. A nasze miejsce żyje, ma duszę i łączy pewne środowisko – mówię oczywiście o Progresie w Siemianowicach Śląskich. To boulderownia oraz drytoolownia, gdzie można wspinać się również na dziabach. Uwielbiam ten klimat. Gdy trafiłem tam pierwszy raz, to nie odremontowano jeszcze elewacji. Zamontowane były stalowe drzwi, a potrzaskane okna uszczelniały materace. Było tak zimno, że na górnych chwytach zbierał się szron. Materac wykonano ze ścinek polarowych z HiMountainu, chwyty robiono metodą garażową przez Barta i Wojasa. Do tego wszystkiego leciała Paktofonika albo srogie techno. Trenowałem tam przez trzy lata na sekcji, do dnia dzisiejszego tam ładuje i jestem mocno z nim związany. Takie miejsca naprawdę są w odwrocie.

 

Maciej Kimel

24 lata, na stałe związany z KW Sakwa w Krakowie. Należał do grupy młodzieżowej w latach 2019-2021, a obecnie członek programu PHS. Na koncie ma kilka nowych dróg, pierwszych powtórzeń oraz uklasycznień w Tatrach, Alpach, Norwegii, Kaukazie i Karakorum. W 2021 r. dokonał pierwszego zimowego przejścia filara Kazalnicy solo. Rok później brał udział w zimowej wyprawie w Karakorum.

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 11/04/2024 14:55
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do