Reklama

Flims i Laax - Rowerowe trasy w szwajcarskich Alpach | Na Szczycie

Flims i Laax to alpejskie miejscowości, które przyciągają rowerzystów z całego świata. Dzięki różnorodnym trasom i wyjątkowym krajobrazom są idealnym miejscem na aktywny wypoczynek zarówno dla fanów MTB, enduro, jak i spokojnego cross country.

 

Flims i Laax - Rowerowy raj w szwajcarskich Alpach

 

Tekst Adam Piotrowski

 

Szwajcarska Gryzonia to popularny kierunek wyjazdów wśród rowerzystów górskich. Miejsca takie jak Davos, St. Moritz, Arosa czy Lenzerheide od wielu lat pracują na swoje marki i co roku inwestują w infrastrukturę przyciągającą tysiące amatorów dwóch kółek. Mając w okolicy taką konkurencję, innym, mniej znanym miejscowościom ciężko się przebić.

 

Jednak niektórym ta sztuka dobrze się udaje. Znakomitym przykładem mogą być dwie sąsiadujące ze sobą miejscowości – Flims i Laax, które wspólnie tworzą niezmiernie urozmaicony kompleks turystyczny.

 

 

Miejsce to zawdzięcza swój obecny kształt największej alpejskiej katastrofie geologicznej, znanej pod nazwą Flimser Bergsturz (obryw skalny Flims), dzięki któremu powstał ten jedyny w swoim rodzaju krajobraz. Koniec sezonu zimowego nie oznacza tu bynajmniej nudy, szczególnie dla miłośników rowerowej przygody. Owszem, ośrodek nie powala na kolana, jeżeli chodzi o całkowitą długość tras. Ale dzięki ich dużemu zróżnicowaniu pod kątem stopnia trudności, prawie każdy znajdzie tu coś dla siebie. Rozczarowani mogą być tylko amatorzy najbardziej ekstremalnych odmian MTB. Nie ma tu bowiem typowych tras DH ani freeride. Ale pozostali, wśród których jest zapewne zdecydowana większość czytelników „Na Szczycie”, będą zadowoleni. Wielbiciele cross country, enduro jak i rowerów elektrycznych znajdą wiele ekscytujących i ciekawych tras.

 

Flow trails idealne dla początkujących

 

Ośrodek Flims/Laax może pochwalić się dwiema, wybudowanymi od zera trasami. Do obu można dotrzeć wyciągami. Jednodniowy karnet dla dorosłej osoby kosztuje
40 franków szwajcarskich (CHF, 5 proc. zniżki dla posiadaczy karty Guest Card, która jest dostępna dla wszystkich, którzy spędzą minimum jedną noc we Flims lub Laax).

 

Pierwszą z nich i prawdopodobnie bardziej znaną jest Runca Trail. Zaczyna się przy stacji wyciągu krzesełkowego w Naraus. W sumie ma prawie 9 km długości, na której opada o 760 m. Zaczyna się od dość szerokiej ścieżki, z kilkoma wariantami w postaci różnych hopek, po czym skręca w lewo i zaczyna mocniej opadać. Pierwsze sekcje to typowy flow trail, a więc trasa idealna dla początkujących, z dużą liczbą wyprofilowanych zakrętów. Na niektórych fragmentach ułożone są z kolei betonowe kratki, które mają przeciwdziałać niszczeniu szlaku. Ścieżka wiedzie wzdłuż strumienia Flembach, raz zieloną łąką, raz niezbyt gęstym lasem. W suchych okresach jest dość sypka, dlatego trzeba uważać na poślizgi przedniego koła.

 

Następnie czeka nas seria stolików, na których w kontrolowanych warunkach można poćwiczyć skakanie. Ostatni fragment, jest według mnie najciekawszy i najbardziej naturalny. Znajdziemy tu sekcje po korzeniach, mostki i kładki oraz kilka dropów. A wszystko to w towarzystwie omszałych drzew i wielkich głazów.

 

Runca ma swoich fanów, ja do nich jednak nie należę. Dla mnie jest zbyt wygładzona i za dużo tu ludzi. Trochę inny, bardziej spartański charakter ma zbudowana przy wyciągu gondolowym Crap Sogn Gion ścieżka o wdzięcznej nazwie Never End. Jest dość szybka i wymagająca oraz pełna różnorodnych trudności technicznych. Poza końcówką wzdłuż elektrycznego pastucha jest naprawdę fajna i potrafi podnieść ciśnienie. Wymaga jednak większych umiejętności technicznych oraz roweru z większym skokiem.

 

Enduro dla bardziej wymagających

 

Dla mnie kwintesencją alpejskich wyjazdów są wysokogórskie wycieczki po naturalnych szlakach. Wolę je znacznie bardziej niż najlepsze bikeparki. Doskonałym miejscem, z którego można wyruszyć na kilka całodziennych wycieczek, a jednocześnie oszczędzając sobie męczącego podjazdu na początek jest Nagens. Do tej położonej na wysokości około 2100 m n.p.m. dojeżdża autobus, który zabiera również rowerzystów. Ilość miejsc jest ograniczona, ale to rozwiązanie znacznie lepsze i tańsze niż wyciąg (bilet kosztuje 15 franków, a dla posiadaczy Guest Card jedynie 8).

 

Pierwsza propozycja to połączenie tras Crap Masegn oraz Cres da Tiarms. Odnotuję tylko w tym miejscu, że te wszystkie dziwne nazwy pochodzą z języka retoromańskiego, który jest czwartym językiem Szwajcarii obok niemieckiego, francuskiego i włoskiego. Mówi nim prawie 15 proc. osób zamieszkujących Gryzonię. Wracając jednak do trasy, z ostatniego przystanku linii r 23 kierujemy się na zachód szutrową drogą, która wiedzie również do lodowca Vorab. Po ponad 5 km podjazdu kierujemy się prosto w stronę szczytu Crap Masegn (2516 m n.p.m.).

 

Krajobraz jest dość surowy, dominują hale, z których wyłaniają się jasne skały. Ścieżka na zmianę opada i wznosi się, miejscami rower trzeba nawet pchać. Trawersujemy Crap Maseng i zjeżdżamy kamienistym, miejscami trudnym technicznie singlem do stacji kolejki o tej samej nazwie. Stamtąd przeskakujemy na ścieżkę Cres da Tiarms, opadającą początkowo wąskim i skalistym, a później rozszerzającym się i łagodnym grzbietem. Miejscami można złapać bardzo przyjemny flow, co nie znaczy, że nie ma tam wymagających fragmentów. Na trasie znajduje się kilka krótkich podjazdów i podejść, jest też jedna kilkumetrowa ścianka ubezpieczona linami, raczej nie do zjechania na rowerze. Po kilku kilometrach ścieżka rozszerza się, przechodząc w końcu w szutrówkę, opadającą na większości swojej długości.

Druga trasa rozpoczyna się identycznie, z tą różnicą, że dojeżdżamy szutrówką do górnej stacji wyciągu Vorab Gletscher, gdzie startujemy na Vorab trail. Pierwszy kilometr poprowadzony jest po gładkiej skale, dlatego nazywana jest również Slick Rock. O ile nie leży tam śnieg, zabawa jest naprawdę przednia. Ścieżka przecina szutrówkę, którą chwilę wcześniej podjeżdżaliśmy i od tego momentu zmienia mocno swój charakter.

 

Górna część to techniczny, kamienisty singiel, opadający początkowo surowym stokiem, przechodzącym w zieloną łąkę z kilkoma ciekawymi ściankami po skalnych płytach. Końcówka, w okolicach stacji Sogn Martin przechodzi przez sosnowy lasek i wypada na szutrówkę w dolinie potoku Ual Draus. Następnie trasa dochodzi do asfaltu, którym wcześniej wyjeżdżał autobus, gdzie warto ściąć serpentyny stromymi odcinkami, a następnie połączyć się ze ścieżką La Siala. Ten fragment to kwintesencja leśnej jazdy z ciasnymi zakrętami, korzeniami i głazami. Po dojechaniu do restauracji Feuerstelle zjazd można kontynuować znaną nam Runca trail.

 

Unikat na skalę światową

 

Trzecia propozycja wycieczki, którą można rozpocząć z Nagens jest niezwykle ciekawa pod względem krajobrazowym i geologicznym. Wiedzie nas do Areny Tektonicznej Sardona, wpisanej na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Można podziwiać tam tzw. Przesunięcie Glarneńskie, które jest unikatem w skali światowej.

 

Podczas ruchów górotwórczych liczące 250 milionów lat skały wsunęły się pod znacznie młodsze (35-50 milionów lat) formacje, tworząc niepowtarzalny landszaft. Dodatkowo, tamtejsza dolina wypełniła się materiałem skalnym z okalających ją szczytów, dzięki czemu powstało charakterystyczne podmokłe plateau poprzecinane wieloma strumieniami.

 

Żeby tam dojechać należy z naszego przystanku, kierować się na wschód w kierunku stacji kolejki Grauberg. Zaraz za prawą serpentyną odbijamy ostro w lewo, w ścieżkę opadającą do dna doliny. Poza widokami czekają nas tam nie lada wyzwania techniczne. Pamiętam moment, kiedy patentując jakiś trudny fragment, jeden z lokalsów wyprzedził nas gładko, przelatując nad kamieniami.

 

 

Plateau można objechać ścieżką trzymającą stałą wysokość. Jest to idealny moment wytchnienia od zmagań z terenem, dzięki czemu można podziwiać otaczające cuda natury. Co ciekawe, z tego miejsca prowadzą aż 24 trasy wspinaczkowe. My tym razem jesteśmy na rowerach, więc ciśniemy dalej.

 

Po dotarciu do schroniska Segneshütte mamy kilka opcji kontynuowania wycieczki. Dla wszystkich poszukujących mocniejszych wrażeń polecam kierować się w stronę tzw. Krete trail. Do niedawna była to oficjalna trasa enduro, w tym momencie jednak ma status „closed”. Nie wiem, czy oznacza to brak rekomendacji, czy też całkowity zakaz jazdy na rowerze. Tak czy inaczej warto wszystko sprawdzić, gdy będziecie na miejscu.

 

Pierwsze kilkaset metrów ścieżki to rockgarden, który następnie mocno się wygładza i dojeżdża do oznaczonego na żółto szlaku, który wymagającym podjazdem wiedzie na szczyt wzniesienia. Następnie jedziemy ostrym grzbietem z rewelacyjnymi widokami w każdą stronę. To zdecydowanie miejsce na fotkę.

 

Od drewnianej ławeczki szlak zaczyna opadać. Jest wąsko, kręto i kamieniście. Ścieżka wije się wśród niskiej alpejskiej roślinności i sporych głazów, dając możliwość wyboru różnych linii. Trzeba być mocno skupionym i precyzyjnym w ruchach, a zarazem rozluźnionym, ponieważ ten szlak szczególnie wymaga pracy całym ciałem. Nie trudno tu uszkodzić dętkę lub oponę.

 

Następnie czeka nas bardzo stromy fragment, po czym wpadamy do niskiego lasku. Szybkie proste kończą się często ostrym zakrętem. Jeżeli się nie wyrobisz, lądujesz w krzakach. Na koniec czeka nas sekcja po korzeniach i przecinamy asfalt. W tym miejscu zaczyna się Green Valey trail. Początek to bardzo szybki singielek po stoku narciarskim bez większych niespodzianek, który po pewnym czasie wpada do lasu. Trudności techniczne nieznacznie rosną co przekłada się również na większą radość z jazdy. Ścieżka wijąc się wśród wielkich paproci i wysokich świerków dochodzi do wspomnianej już wcześniej restauracji Feuerstelle.

 

Cross country, czyli coś łatwego

 

Jeżeli obudzicie się z odciskami na dłoniach od trzymania kierownicy, zmęczonymi plecami od ciągłego pompowania, a Wasza psychika będzie przeładowana wysokogórskimi wrażeniami nie znaczy, że we Flims/Laax musicie w takim dniu rezygnować z roweru. Okolice są pełne łatwiejszych, turystycznych tras cross country. One też idealnie nadają się dla tych, którzy dopiero swoją przygodę z rowerami zaczynają.

 

Jedną z nich może być wycieczka do Ruinaulta, czyli wąwozu Przedniego Renu. To niebywałe miejsce najlepiej jest podziwiać z punktu widokowego Il Spir, czyli platformy widokowej w kształcie jerzyka, który jest często spotykanym ptakiem w tym regionie. Do Il Spir można dojechać kilkoma, główie szutrowymi drogami z możliwością zahaczenia o single track’owe fragmenty. Powrót do miasteczka warto jest zaplanować obok jeziorka Cauma (Caumasee). Jest to doskonałe miejsce na relaks. Można tam zażyć kąpieli, również tej słonecznej, a także za kilka franków wypożyczyć kajak.

 

Okolice Flims i Laax to wybór dla wszystkich, którzy nie przepadają za najbardziej popularnymi i zatłoczonymi kurortami, cenią sobie spokój i ciszę, a także możliwość korzystania z innych atrakcji niż tylko rower. Trasy są tam mocno zróżnicowane, a wyciągi i autobus linii nr 23 ułatwiają do nich dostęp. Dodając do tego niesłychane piękno natury, tereny te stanowią wymarzony kierunek rowerowych wakacji.

 

Warianty dla pieszych

 

Ale jeśli za nic w świecie nie chcecie wsiadać na rower, to spieszę donieść, że wszystkie opisane trasy, poza oczywiście Runca i Never End, są również dostępne dla turystów pieszych. Warta polecenia jest również trasa do Alp Mora. Jest to niezwykle urokliwe miejsce słynące z polodowcowych oczek wodnych, które układają się w jednej linii, przypominając ogromny sznur pereł. Trasa zaczyna się w Berghaus Bargis, gdzie można dojechać autobusem i kończy się przy kościele w Digg. Najwyższy punkt trasy wznosi się na 2143 m n.p.m.

 

Amatorom mocniejszych wrażeń polecam łatwą via ferratę z Fidaz do Flimserstein przez Pinut. Jest ona najstarszą zachowaną tego typu drogą. Czeka Was na niej sporo drabinek, mostów i przejść przez jaskinie. Dostępna od 12. roku życia. Oczywiście należy pamiętać o zabraniu ze sobą uprzęży, lonży oraz kasku.

 

Ostatnią moją propozycją jest nagrodzona Grand Prix Rando droga Trutg dil Flem. W 2014 roku Szwajcarska Federacja Hikingowa doceniła ją za połączenie sztuki, technologii i natury. Droga wiedzie bowiem przez siedem spektakularnie poprowadzonych mostów zawieszonych nad strumieniem Flem. Bez względu czy na rower czy na trekking, ośrodek Flims i Laax na pewno Was pozytywnie zaskoczy.

 

Informacje praktyczne 

 

Dojazd

Do Szwajcarii polecam jazdę przez Niemcy (Drezno, Norymberga), a następnie przez Bregenz (warto zjechać do miasta, by taniej zatankować), Lichtenstein i szwajcarskę autostradą nr 13 (winieta) przez Chur, gdzie odbijamy na autostradę nr  19. Dystans z Warszawy to ok. 1320 km, 1220 km z Krakowa (1160 km jadąc przez Czechy i Austrię), 1400 km z Trójmiasta (przez Poznań, Berlin i Lipsk).

 

Do Zurychu latają samoloty m.in. z Warszawy i Krakowa (cena od 800 zł bez promocji), skąd dojedziemy na miejsce sprawnym transportem kolejowym.


Noclegi

Miejscowości Flims i Laax posiadają dużą bazę apartamentów, hoteli i pensjonatów. Warto odpowiednio wcześniej (pół roku) dokonać rezerwacji, ponieważ najciekawsze obiekty szybko znikają. Ceny zaczynają się od ok. 100 zł/os. Więcej informacji na: https://www.flimslaax.com, www.trailforks.com.


Koszt wyjazdu

Tygodniowy pobyt dla 1-os. latem, z karnetami i biletami na autobus biorąc pod uwagę, że będziemy gotowali sami, to wydatek ok. 2,5 tys. zł.

 

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Zamień nogi na dwa kółka".

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 02/2020

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 18/04/2025 23:12
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do