Z Aliną Michalik, organizatorką pierwszej „dzikiej szkoły” w Polsce, rozmawia Kuba Terakowski.
Gdzie ostatnio byłaś, gdy Ciebie nie było?
W regionie liptowskim Niżnych Tatr.
I co tam robiłaś?
Tropiłam. Uczestniczyłam w spotkaniu pasjonatów tropienia dzikich zwierząt - to zarówno osoby bardzo doświadczone, jak i adepci tej sztuki. Jeździmy tam co roku.
Dlaczego tam?
Bo nie brakuje tam śniegu, tereny są dzikie, a zwierząt jest mnóstwo. Warunki do tropienia i obserwowania są więc znakomite. Spotkania te organizuje najstarsza niemiecka "dzika szkoła" Wildniswissen, która zaangażowana jest w monitoring trzech największych drapieżników: niedźwiedzia, wilka i rysia. Uczestnikami spotkań są głównie Niemcy i Austriacy.
Jesteś w tym gronie mistrzem czy uczniem?
Głównym prowadzącym jest Jörn Kaufhold, znany tropiciel i trener "dzikiej szkoły", mieszkający na Słowacji. Przyjaźnimy się, Jörn od początku wspiera moją "dziką szkołę", należę więc do grona instruktorów, lecz cały czas się uczę.

Na Słowacji dopiero rok temu wprowadzono zakaz odstrzału wilków. Myśliwi podawali bowiem zawyżone dane o ich liczebności,
fot. Adobe Stock
Po co tropić zwierzęta? Czy to im nie przeszkadza? Nie wystarczą drony, fotopułapki, obrączki i nadajniki telemetryczne?
Dla mnie, gdy już poznamy alfabet śladów, które zwierzęta pozostawiają, ich śledzenie jest pasjonującym zajęciem. Pozwala lepiej zrozumieć przyrodę, odczytać epizody z życia nieznanych osobników. O wiele częściej przecież widujemy tropy czy ślady niż same zwierzęta. Warto więc ich się nauczyć. A śledzenie samych śladów nie niepokoi zwierząt, które je zostawiły. Nie poprzestajemy jednak na pogłębianiu wiedzy i zaspokajaniu własnej ciekawości, bo zbieramy też informacje o niedźwiedziach, wilkach i rysiach dla Slovak Wildlife Society.
Jakie to informacje?
Wszelkie dane ilościowe, określane na podstawie tropów i śladów, oraz zebrany materiał genetyczny. Dane te służą przede wszystkim ochronie tych trzech gatunków.
W jaki sposób?
W przypadku wilka te dane sprawiły, że na Słowacji rok temu wprowadzono zakaz ich odstrzału. Dlaczego tak późno? Bo myśliwi podawali zawyżone dane o ich liczebności i dopiero ostatnio udało się udowodnić, że informacje od organizacji ekologicznych są precyzyjniejsze. My jednak jesteśmy tylko praktykami, zbieramy dane w terenie i przekazujemy je naukowcom do analizy.
"Zebrany materiał genetyczny", czyli mówiąc wprost...
Odchody, oraz - w przypadku wilka i rysia, które znakują teren - próbki moczu, a jeżeli się uda to także włosy, lecz znaleźć je to niezwykle trudna sprawa.
A "próbki moczu"?
To - mówiąc kolokwialnie - żółty śnieg. Niekiedy widać bardzo wyraźnie, jak ryś podszedł do kamienia, czy drzewa zatrzymał się i oznakował miejsce. Trzeba jednak przy tym zwracać uwagę na inne ślady, bo lisy lubią przejść za wilkiem, czy rysiem i - przepraszam - siknąć jako ostatnie. Mam dobry węch, więc zazwyczaj to ja sprawdzam, czy miejsce nie "trąci lisem"... (śmiech).
Jesteś pewna, że podążanie za tropem zwierząt nie stresuje?
Wilki są tak szybkie i mają tak świetny węch, że człowiek nie ma szansy ich zaniepokoić, zwłaszcza na tak olbrzymim obszarze jak Niżne Tatry. Zresztą niezmiernie rzadko widujemy świeże tropy, najczęściej (w najlepszym przypadku) pochodzą z nocy, gdy drapieżniki są aktywne, a my nie wychodzimy w teren przed świtem. Zupełnie inaczej sytuacja wyglądałaby w niewielkiej ostoi, otoczonej cywilizacją, tam staralibyśmy się nie zaglądać w ogóle. Poza tym tropiciele nie chodzą stadnie, nie hałasują, nie zostawiają śladów, poza odciskami butów. A ponadto jesteśmy przecież częścią naturalnego świata.
Ilu Was zatem ostatnio było?
Jedenaście osób podzielonych na dwie drużyny.
I jak przebiegało tropienie?
Codziennie rano organizator przekazywał nam informację o trasie, którą mamy podążać i podjeżdżaliśmy na start. W terenie staramy się trzymać szlaków lub ścieżek, ale oczywiście jeżeli zauważymy, że w poprzek naszej drogi przeszły wilki, to idziemy ich tropem. Staramy się ocenić ile ich było, co nie jest łatwe, bo wilki chodzą... gęsiego (śmiech), czyli ślad w ślad. Podążamy za nimi tak długo, na ile pozwolą nam warunki terenowe, siły i czas, obserwując ich zachowanie.
Co na przykład można wyczytać ze śladów?
Na przykład jak wilki meandrują w młodniku, próbując wypłoszyć jelenie, których tropy i legowiska również napotykamy. Zauważamy miejsca spotkań wilków, znakowanie terytorium, określamy ich płeć i wiek, prędkość przemieszczania się, a co za tym idzie także okoliczności oraz nastrój zwierzęcia. Bo wilk galopuje tylko, gdy goni ofiarę, a sarna uciekając przed drapieżnikiem; ich naturalnym tempem jest stęp. Co jeszcze? Ostatnio rozpoznaliśmy wilczycę w rui.
Jak?
Wilk, podobnie jak pies, podnosi łapę, natomiast wilczyca kuca, więc zostawia ślad między nogami, a w czasie rui plami.
Co jeszcze widziałaś ostatnio w Tatrach?
Może najciekawszy był trop rysia, którym podążaliśmy bardzo długo i gdy doprowadził nas do strumienia, to okazało się, że osobniki były dwa, lecz rozdzieliły się dopiero, by pokonać przeszkodę. To absolutnie wyjątkowa obserwacja, gdyż rysie są samotnikami. Ostatnio też znaleźliśmy zwłoki łani rozszarpane przez wilki. Śladów jednak było wokół tak dużo, że nie byliśmy w stanie stwierdzić, czy padła ich ofiarą, bo miejsce było tak karkołomne, że mogła też złamać nogę (sama z siebie, lub uciekając przed wilkami). Na to mógł wskazywać brak śladów wleczenia, lecz mnogość tropów uniemożliwiła odtworzenie sytuacji. Tym bardziej, że po wilkach ucztowały tam lisy i kruki, które skutecznie zatarły ślady. Ale kilka lat temu widzieliśmy w tropach biegnącego jelenia rannego w nogę i podążające za nim wilki, którym w końcu udało się go upolować.
A oprócz wilka, rysia i niedźwiedzia?
Także ślady lisa, sarny i jelenia oraz całe spektrum łasicowatych: kuna leśna, łasica, gronostaj, wydra, do tego mnóstwo gryzoni - w tym wiewiórka, a także cietrzew, głuszec, jarząbek. Ptaków zresztą nie musiałam tropić, bo słyszałam i widziałam ich mnóstwo, również typowo górskie: od orła przedniego, przez dzięcioły trójpalczaste, pliszki górskie i pluszcze, po krzyżodzioby i mysikróliki.
Czym różni się trop od śladu?
Każdy trop jest śladem, lecz nie każdy ślad jest tropem... (śmiech). Śladem jest każdy znak obecności zwierzęcia w danym miejscu, a więc ścieżki, legowiska i nory, kretowiny i dziuple, żeremia oraz zgryzy, a także zadrapania, włosy, poroże, wylinki oraz gniazda, jaja, pióra, odchody, wypluwki, żerowiska, pajęczyny, rozłupane orzeszki czy obrane szyszki pod "kuźniami" dzięciołów, ślady kąpieli błotnych, buchtowania, rycia… długo by można wymieniać. W gruncie rzeczy śladem jest nawet śpiew ptaków. Natomiast tropem jest tylko odcisk stopy, lub kopyta na śniegu, piasku lub błocie.
Zima jest najlepszym okresem dla tropicieli?
Tak, o ile mamy śnieg, w którym tropy odbijają się znakomicie. Ale ślady, które wymieniłam przed chwilą, można zobaczyć we wszystkich porach roku.
Góry są zatem lepszym miejscem do tropienia od nizin?
Mogą okazać się lepsze, bo na nizinach o śnieg coraz trudniej. Poza tym w górach zwierzęta mają o wiele większą swobodę, bo łatwiej tam o rozległe przestrzenie wolne od cywilizacji.
A czy w górach zwierząt jest więcej, więc i tropienie przebiega ciekawiej?
To zależy od gatunku. W przypadku trzech, na które zwracaliśmy szczególną uwagę: wilków i rysi jest więcej, a niedźwiedź na nizinach nie występuje. Natomiast saren w górach jest mniej, dziki pojawiają się rzadko, a łosie praktycznie nigdy. Wyjątki jednak stanowią regułę, bo ostatnio nad Morskim Okiem zamieszkał bóbr, gatunek raczej nizinny.
Czy strategie przetrwania zwierząt są inne w górach niż na nizinach?
Tak, bo w górach - pomijając rejony szlaków turystycznych - zwierzęta mają bardziej ograniczony dostęp do odpadków, muszą więc radzić sobie w sposób naturalny - same. W górach warunki są trudniejsze, klimat bardziej surowy, temperatury niższe, śnieg leży dłużej i jest go więcej, a ukształtowanie terenu może specyficznie wpływać na relację ofiara - drapieżnik. Na przykład wilkom może być łatwiej zapędzić jelenia w pułapkę bez wyjścia. Zawsze wracam z gór z dużym szacunkiem dla zwierząt, bo jestem przekonana, że mają tam trudniej niż w lesie koło mojego domu na Pomorzu. Zastanawiałam się ostatnio, czy gdyby zbadać masę mięśniową tatrzańskiego jelenia, czy wilka, to byłaby inna niż "dolinnego"? Nie mam pojęcia, ale pytanie wydaje się być ciekawe.
Jaki sprzęt jest potrzebny do tropienia?
Przede wszystkim porządne rakiety śnieżne, kijki, dobry plecak, odpowiednia odzież i buty, czasem raki i zawsze spray na niedźwiedzie. Poza tym mapa, kompas, GPS, lornetka, aparat fotograficzny, linijka oraz zestaw - jak to nazywam żartobliwie - "małe laboratorium" do zbierania materiału genetycznego.
Porządne rakiety, czyli jakie?
Odpowiednio duże i z zębami, aby nie zapadać się w śniegu i nie ślizgać się na stromych stokach. Do tego z systemem "up&down" do podchodzenia i schodzenia, z wygodnymi zapięciami, umożliwiającymi szybkie założenie i zdjęcie, lekkie, stanowczo mniejsze, niż te z kolekcji mojego taty: drewniane, w pionie sięgające mi do mostka... (śmiech). To co piękne dla oczu bywa bowiem w górach bolesne dla nóg. Pamiętam, gdy jako dziewczyna z nizin po raz pierwszy zobaczyłam w górach rozległą, zaśnieżoną polanę z mnóstwem śladów. Zachwyciłam się, ruszyłam na przełaj, lecz wtedy nie miałam jeszcze rakiet... Mój entuzjazm więc osłabł, gdy po godzinie byłam prawie w tym samym miejscu... (śmiech).
Twój tata kolekcjonuje rakiety śnieżne?
Nie, mój tata zajmował się - naukowo i z pasji - rdzennymi mieszkańcami Ameryki Północnej. Ma więc sporą kolekcję indiańskich przedmiotów codziennego użytku. Są wśród nich także rakiety śnieżne.
A spray na niedźwiedzie?
To gaz pieprzowy z zasięgiem pięciu metrów. Przed tropieniami w górach zawsze przechodzimy szkolenia z użycia go i zachowania przy spotkaniu z niedźwiedziem.
Zdarzyło Ci się go użyć?
Na szczęście nie.
A spotkałaś niedźwiedzia?
Też nie. Zawsze przestrzegamy zasady, aby niedźwiedzia tropić wstecz, czyli w kierunku odwrotnym niż szedł. Omijamy też - szczególnie wczesną wiosną - miejsca, w których mogą budować gawry (wykroty, załomy skalne) oraz obszary wyraźnie oznakowane (zadrapaniami na drzewach). Poza tym nigdy nie tropimy w pojedynkę, jeżeli ktoś musi odpocząć, lub zawrócić, to zatrzymuje się lub wycofuje cała grupa. I jeszcze jedno - podczas tropienia niedźwiedzia rozmawiamy, aby mógł nas z daleka usłyszeć i spokojnie się oddalić.
Gdzie nauczyłaś się tropić?
Fascynację dzikim światem zawdzięczam rodzicom, całe dzieciństwo spędziłam w lesie. Ta pasja dojrzewała wraz ze mną, więc 10 lat temu zapisałam się na pierwsze szkolenie do "dzikiej szkoły" Wildniswissen. Tam zaczęłam się uczyć i wciąż się tego uczę.
Czego nauczyłaś się zatem ostatnio w Niżnych Tatrach?
Tym razem poświęciłam szczególnie dużo czasu i uwagi tropieniu kun i innych łasicowatych, a ten wyjazd obfitował w takie obserwacje. Widziałam jak polują i poruszają się, nauczyłam się odróżniać dwuskok od trójskoku, na śniegu to wszystko doskonale widać - czarno, a raczej biało na białym... (śmiech). Na śniegu świetnie widać nawet ślady drobnych myszowatych. Ich mnogość uzmysławia, że góry zimą tętnią życiem, latem nie sposób tak tego zauważyć. Warto wędrując po górach podziwiać nie tylko odległe plany i krajobrazy, lecz spojrzeć pod nogi i przekonać się jak niezwykły żywioł można zobaczyć pod stopami. Przestrzegam tylko, że jeżeli chcemy podążać za tropami dzikich zwierząt, to łatwo niepostrzeżenie zboczyć ze szlaku.
Nocujecie w namiotach czy w schronisku?
W rodzinnym pensjonacie. Po całym dniu wędrówki po górach ten komfort jest bezcenny: ciepły posiłek, prysznic i łóżko. Poza tym wieczorem wszyscy spotykamy się, aby omówić wyniki z dnia bieżącego i ustalić plan na jutro. Cały pensjonat jest do naszej dyspozycji, w schronisku nie mielibyśmy tego luksusu.
Ale nocujesz czasem w schroniskach?
Może wstyd się przyznać, lecz nie nocowałam w żadnym.
A w górach bywasz?
Poza Niżnymi Tatrami wędrowałam po Karkonoszach, Bieszczadach i Górach Świętokrzyskich, dwa razy byłam w TPN. Nieczęsto bywam w górach, może zbyt rzadko… Mam jednak ogromny szacunek dla nich. Przecież góry pamiętają czasy, gdy nas tu jeszcze nie było. I uczą pokory.
Alina Michalik
Absolwentka studiów pedagogicznych w Toruniu. Przez kilka lat przebywała w Afryce Północnej. Obecnie mieszka w Sztumie. Pracowała w organizacjach pozarządowych jako edukator przyrodniczy, a od siedmiu lat prowadzi Dzikie Studia - pierwszą "dziką szkołę" w Polsce.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!