Reklama

Bezpieczeństwo w górach. Ignorancja i fantazja to diabelska mieszanka

Nie chodzi mi o karanie za błędy, bo te niezależnie od doświadczenia popełniamy wszyscy. Skoro jednak ktoś ma w głębokim poważaniu zdrowie i życie ratowników, to powinien ponieść konsekwencje za swoje decyzje.

 

Tekst Bogusław Kowalski, instruktor PZA

 

„Wolność jest najważniejsza, zwłaszcza w górach. Nikt nie może mi zabronić decydowania o tym, co robię. Nawet wtedy, gdy narażam życie innych - ratowników, czyichś ojców, mężów, dzieci. Najważniejsze jest to, żeby nikt nie ograniczał mojego prawa do pójścia w góry. Żaden park narodowy, czy też górskie pogotowie. Tylko ja i nikt inny, mam prawo decydowania o sobie, niezależnie od konsekwencji”.

 

Żeby było jasne - nie zgadzam się z postawą wyrażoną w powyższej wypowiedzi. Niestety, w ostatnich tygodniach wiele razy słyszałem podobne zdanie. A śledząc ostatnie doniesienia z gór można dojść do wniosku, że słynny „gen polski”, którego ilustracją jest liberum veto, dominuje w postawie rodzimego turysty. Ignorancja wymieszana z przekorą oraz ułańską fantazją to diabelska mieszanka.

 

Tragiczny wypadek pod Małym Kościelcem

 

Przykrym na to dowodem jest wypadek pod Małym Kościelcem, podczas którego turysta poruszający się tzw. trawersem Karłowicza spadł z lawiną. Był wówczas trzeci stopień zagrożenia lawinowego, ciągły opad śniegu oraz silny wiatr powodowały tworzenie się depozytów śnieżnych, szczególnie na stokach zawietrznych. Wieczorem ogłoszono lawinową czwórkę. Niestety ten wypadek zakończył się tragicznie, bo po kilkunastu dniach jego ofiara zmarła w szpitalu. Niedługo potem zamknięto Tatry. Sytuacja była wówczas naprawdę trudna, bo warunki stały się ekstremalne. Bardzo silny wiatr podczas dużego opadu spowodował przenoszenie mas śniegu i skrajnie niekorzystne warunki. Zagrożone były szlaki nawet na wysokości 1100 m n.p.m., co stanowiło wielkie niebezpieczeństwo nie tylko dla osób udających się w wysokie partie gór, ale także dla tych turystów, których celem były jedynie schroniska.

 

Kuriozalny przypadek na Pilsku. Gdy turysta nie ma ubezpieczenia

 

Po zamknięciu Tatr ludzie odkryli, że są w Polsce inne góry i masowo ruszyli w Beskidy, Gorce, Sudety. W rejon Pilska udał się pewien skialpinista, który w zadymce śnieżnej zabłądził na słowacką stronę. Tam utknął i wezwał na pomoc Horską záchranną službę. Przypomniał sobie jednak, że nie posiada ubezpieczenia od akcji ratowniczych za granicą, więc umykając przed ratownikami i wizją wystawionego rachunku, ruszył w kierunku Polski. W międzyczasie uruchomiona została akcja GOPR, w rezultacie w nocy i w ciężkich warunkach poszukiwało nieszczęśnika kilkudziesięciu ratowników polskich i słowackich. Nad ranem, po 10 godzinach torowania, przemoczony, wyczerpany i wyziębiony skialpinista został odnaleziony i przekazany służbom medycznym GOPR. Ci mieli jeszcze jedno trudne zadanie – odzyskać pozostawiony w terenie sprzęt.

 

Trudno skomentować zachowanie młodego człowieka, który naraził ratowników na wielogodzinną, ciężką akcję. Jak zwykle w takich sytuacjach pojawiły się głosy osób, które ponowiły apele o wprowadzenie odpłatności za akcje ratunkowe w górach. Warto jednak wsłuchać się w to, co mówią sami ratownicy. Naczelnik TOPR Jan Krzysztof nie jest entuzjastą pomysłu płacenia za akcje przez osoby nieubezpieczone. W obecnej sytuacji prawnej jest to zdecydowanie trudne, o ile zupełnie niemożliwe. Zasadą prawa jest jego powszechność, a to oznacza, że odpłatność za akcje powinna obowiązywać nie tylko w górach, ale także przy wypadkach na akwenach wodnych, czy chociażby na drogach. Gołym okiem widać, że wkraczamy w politykę, od której uciekamy właśnie w góry.

 

Ścigać trzeba z urzędu

 

Mam natomiast inny pomysł, dla wielu pewnie kontrowersyjny. Uważam, że rozwiązaniem nie jest odpłatność, tylko ściganie z urzędu osoby, które ŚWIADOMIE łamią zasady bezpieczeństwa określone w ogłoszonym przez służby stopniu zagrożenia lawinowego*. Jeżeli w górach obowiązuje np. „czwórka”, a ktoś wybiera się w teren zagrożony, ulega wypadkowi i wyrusza po niego akcja ratunkowa, to powinien odpowiadać karnie za narażenie życia ratowników.

 

Nie chodzi mi o karanie za błędy, bo te niezależnie od doświadczenia popełniamy wszyscy. Skoro jednak ktoś ma w głębokim poważaniu zdrowie i życie ratowników, to powinien ponieść konsekwencje za swoje decyzje.

 

*Artykuł 160. Kodeksu Karnego. § Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu podlega karze pozbawienia wolności do lat 4.

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Paweł - niezalogowany 2023-04-22 10:03:32

    No bo w innych górach warun na ogół jest znośny wtedy, gdy w Tatrach jest "alarm lawinowy" :) Zresztą na upartego to i w Gorcach da się spuścić deskę. O nietypowych lawinach już ładne parę lat temu pisał ratownik GOPR Jakub Radliński: "Niestety okazuje się, że właściwie wszędzie tam, gdzie spada śnieg, wieje wiatr i jest odpowiednie nachylenie możemy spodziewać się lawin. Nie są one może zbyt imponujących rozmiarów, ale potrafią być groźne."

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do