Reklama

Cerro Tres Kandú – najwyższy szczyt Paragwaju. Dach Paragwaju w górach Ybytyruzú


Cerro Tres Kandú (842 m n.p.m.) to najwyższy szczyt Paragwaju, zwany „dachem kraju”. Choć nie imponuje wysokością, wędrówka przez selwę Ybytyruzú to egzotyczna przygoda.


Cerro Tres Kandú – najwyższy szczyt Paragwaju i egzotyczna wędrówka przez Ybytyruzú

Zaczyna się naprawdę stromo. Choć Tres Kandú nie imponuje wysokością – w Koronie Gór Polski byłby piąty od końca – ścieżka rwie prosto w górę, nie tracąc czasu na zakosy. Posapując miarowo, pniemy się naprzód, odprowadzani litościwym spojrzeniem strzegącej źródełka figurki Matki Boskiej. Nie mija kwadrans, gdy Pamela, nasza paragwajska znajoma, przystaje, wyrównuje oddech i wyciąga z torby telefon.

Zobacz także:

– Halo? Cześć, mamo! Nie uwierzysz, co właśnie robię! Wspinam się na szczyt! – opowiada podekscytowana. Gdy kończy rozmawiać i widzi nasze nieco uniesione brwi, wyjaśnia: – No co? Pierwszy raz w życiu maszeruję pod górę.

Brzmi absurdalnie? Nie w Paragwaju. Leżący w sercu Ameryki Południowej kraj o powierzchni o połowę większej od Polski jest płaski jak naleśnik. Na zachodzie rozciągają się pustkowia Gran Chaco – podmokłe, z rozsianymi tu i tam palmami, albo bardziej suche, porośnięte kolczastym buszem. Na wschodzie rolnicze równiny lekko falują, ale tak łagodnie, że trudno owe garby nazwać choćby wzgórzami. Środkiem płynie potężna rzeka Paragwaj, a na jej wschodnim brzegu rozłożyło się miasto Asunción.

Pamela, która mieszka w stolicy od dziecka, pod górę mogła iść co najwyżej jedną z uliczek z nabrzeża do centrum albo po schodach wieżowca. Tych jednak też wiele nie ma. Większość zabudowy i w Asunción, i w innych paragwajskich miastach, mocno trzyma się ziemi.

Villarrica – kolonialne miasteczko na szlaku do Cerro Tres Kandú

Na wycieczkę w ciągnącą się długim na około 40 km wałem Cordillera de Ybytyruzú, co w języku guarani oznacza „Wielka Góra”, wyruszamy z miasta Villarica. Jest ono bardziej kameralne i przyjemne od Asunción za sprawą nieco staroświeckiego klimatu. Place ocieniają rozłożyste drzewa, o asfalt stukają kopyta koników ciągnących nieduże powozy, które dzielnie dotrzymują tu kroku taksówkom.

Początki Villariki wiążą się z franciszkanami, założycielami wielu miasteczek w środkowej części kraju. Zakonnicy przybyli wkrótce po hiszpańskim podboju, by szerzyć chrześcijaństwo wśród Guaran, rdzennych mieszkańców tych stron. W podręcznikach historii więcej miejsca poświęca się misjom jezuickim. Stały się one na wpół autonomicznym państwem, z imponującą architekturą, sztuką i muzyką, łączącą europejski barok z wpływami guarańskimi.

Yerba mate i tereré – napój Paragwaju w drodze na Tres Kandú

Zakonnicy czerpali z Nowego Świata nie tylko estetyczne inspiracje. Od Guaran przejęli też zamiłowanie do yerba mate. Napar z rośliny zwanej przez miejscowych ca-á (ostrokrzewu paragwajskiego) początkowo budził ich nieufność. Pewien jezuita mówił o nim „yerba del diablo”, a amatorom napoju groził ekskomuniką. Ale Hiszpanie szybko polubili go tak bardzo, że niespełna sto lat po konkwiście susz stał się głównym towarem eksportowym Paragwaju. Liście zbierano wówczas z dziko rosnących drzew, a puszcze regionu Guairá, którego stolicą jest Villarica, były istną kopalnią zielonego złota.

Paragwajczycy uwielbiają yerba mate po dziś dzień – choć to chyba mało powiedziane. Niemal nikt – ani sklepikarki, ani kierowcy, ani fryzjerzy czy nawet policjanci na służbie – nie rusza się z domu bez pękatego termosu guampy, czyli wąskiego kubka oraz bombilli, metalowej rurki z siteczkiem do filtrowania fusów. W przeciwieństwie do sąsiadów z Argentyny i Urugwaju, Paragwajczycy piją tereré, czyli mate na zimno, zalewając susz wodą z lodem. Chętnie dodają też zioła, a wielu doskonale zna się na ich właściwościach. Javier, z którym przemierzamy paragwajskie szosy, co i rusz zatrzymuje pikapa na poboczu, zrywa garść liści i wrzuca do termosu.

- Oczyszcza nerki, dobre na krążenie – mówi, nalewając nam kolejno po kubku.

Bo tereré to bardzo towarzyski napój. Pije się je z jednej guampy, która krąży wśród zebranych, napełniana przez właściciela. Niemal za każdym razem, gdy wdajemy się w pogawędkę z przypadkowo napotkaną osobą, po chwili zgodnie siorbiemy yerbę przekazywaną niczym fajka pokoju. Dziś ostrokrzew rośnie na plantacjach.

– To bardzo kapryśna roślina. Uprawia się ją wyłącznie w Paragwaju, Argentynie, Urugwaju i na południu Brazylii – wylicza pracownik plantacji Selecta w Bella Vista, oprowadzając nas po szkółce, gdzie w ażurowym półcieniu wzrastają w rzędach sadzonki. Przechadzamy się też wśród dorosłych krzewów, zaglądamy do hal, gdzie liście suszy się i mieli.

Imigranci w Paragwaju i okolice Bella Visty

Wizyta na plantacji ostrokrzewu to dla nas egzotyczne przeżycie, za to pejzaż okolic Bella Visty robi swojskie wrażenie. Gdzie okiem sięgnąć, pola zbóż i kukurydzy. Gdyby nie rdzawy odcień ziemi, można by pomyśleć, że jesteśmy w Polsce, a nie po drugiej stronie globusa. Imigranci mogli się tu poczuć jak u siebie – bo też Paragwaj, zwłaszcza rolnicze południe i wschód, zamieszkują dziś głównie potomkowie europejskich osadników z przełomu XIX i XX w.

Niektórzy pielęgnują pamięć o przodkach. W sąsiadującym z Bella Vistą miasteczku Hohenau oglądamy czarno-białe fotografie niemieckich pionierów i archiwalne dokumenty w Centrum Historyczno-Kulturalnym im. Edwina Kruga. W Yegros słuchamy opowieści Fabia Rubena Dietricha. Jego pradziadkowie przybyli z okolic Sankt Gallen, a on kultywuje ich dawny fach i wyrabia wino z lokalnych owoców níspero czy pacurí. Są jednak i tacy, którzy o ojczyźnie przodków pojęcie mają mgliste.

– Pradziadek przyjechał z Włoch, chyba z północy – drapie się w głowę traktorzysta, którego zagadujemy pod sklepem w Trinidadzie. – Ale nazwy miasteczka nie pamiętam.

Trudno wyobrazić sobie, w jak wielką podróż wyruszali. Najpierw do Hamburga, Genui albo innego portu. Potem parowcami przez Atlantyk i mniejszymi w górę Parany i Paragwaju. Z Asunción pionierzy parli w interior szlakiem wytyczanym przez budowaną wówczas linię kolejową – do Villariki i dalej na południe.

Trekking w selwie – droga na Cerro Tres Kandú

Sto lat później zamiast parowozów telepią się tu po wyboistych drogach autobusy, a stacyjki zlikwidowanej linii, niczym paciorki z zerwanego sznura korali, stoją porzucone pośród pustki. Jest to jednak pustka inna niż w czasach polskiego podróżnika Stefana Barszczewskiego, który odkrywał okolicę na początku XX w. Wtedy osadnicy konsekwentnie czynili sobie ziemię poddaną. Drzewa padały pod ciosami siekier, płomienie trawiły busz. Paragwaj, niegdyś porośnięty lasem, dziś jest krajem bezkresnych pól i rancz bydła. Z dawnej puszczy ostały się resztki, między innymi w górach Ybytyruzú.

- „Selwasy mało przypominają zjawisko natury, które znamy pod nazwą lasu” – pisał Mieczysław Lepecki, który wędrował tu w latach 20. - „Przedstawiają one skłębioną, poplątaną masę trzcin, bambusów i pnączy, wśród której drzewa-olbrzymy trafiają się rzadko” – wspominał w tomie „W selwasach Paragwaju”.

My też wspinamy się w milczeniu. Niemal sto lat później puszcza wciąż onieśmiela. Nie musimy już co prawda wycinać przejścia maczetą, ale ścieżka jest wąska, śliska, nakryta sklepieniem zieleni. Najtrudniej idzie się Pameli, która maszeruje w zwykłych tenisówkach - niby skąd miałaby mieć porządne górskie obuwie?

Wreszcie podejście nieco łagodnieje. Ale tylko dlatego, że ścieżka trawersuje skalisty fragment zbocza, przechodząc w wąską grzędę. Obchodzimy nią skalny garb, chwytając się pni niewysokich drzewek. Na stromiźnie nie ma już opisywanych przez Lepeckiego olbrzymów.

Po chwili docieramy do kolejnego garbu, potem do jeszcze jednego. Wspinamy się po skałkach, pomagając sobie rękami i wystawiamy twarze na niewidziane od godziny czy dwóch słońce. Busz jest niższy, pojawia się sporo kaktusów, a pomiędzy nimi otwierają się widoki na krajobrazy Guairy: mozaikę jaśniejszych i ciemniejszych plam zieleni. Przez chwilę sycimy wzrok, wyrównujemy oddechy, pijemy wodę (aż dziw, że nikt nie zadbał o tereré!) i ruszamy dalej.

Znów wspinamy się po skałkach, chwytając się pnączy i korzeni. Do grzbietu już niedaleko, ale zaczynamy się niepokoić, czy to aby właściwa droga. Na Tres Kandú miał prowadzić wyraźny szlak, tymczasem nasza ścieżka coraz bardziej zanika wśród kolczastej roślinności. Gdy tuż pod wierzchołkiem zielona gęstwina zamyka się przed nami na dobre, jesteśmy prawie pewni – musieliśmy pobłądzić!

Cofamy się do miejsca, skąd widać obrywający się stromo grzbiet Ybytyruzú. Nie ma wątpliwości: nieco dalej po lewej widać wyższy szczycik, ani chybi kulminację całego łańcucha. Wygląda na to, że nie zdobędziemy dziś najwyższego szczytu Paragwaju, tylko bezimienną górę w selwie. Ale może właśnie to lepiej wpisuje się w klimat podróży po najrzadziej odwiedzanym kraju Ameryki Południowej. A Pameli da pretekst, by wybrać się w góry po raz drugi.

Język guarani – żywe dziedzictwo Paragwaju

- Drugim – obok hiszpańskiego – oficjalnym językiem Paragwaju posługuje się aż 90 proc. mieszkańców kraju. To w Ameryce Łacińskiej sytuacja wyjątkowa, by język rdzenny był używany także przez Metysów i potomków imigrantów z Europy.

- Stało się tak m.in. za sprawą redukcji (misji) jezuickich, w których guarani był językiem urzędowym na równi z łaciną. Uzyskał formę pisaną nie tylko na potrzeby przekładu tekstów liturgicznych. - Żyjący w misjach Guaranie tworzyli w nim wyrafinowaną poezję.

- Dziś wielu Paragwajczyków wtrąca w zdania po hiszpańsku słowa z guarani, np. nazwy większości owoców i warzyw. A my zawdzięczamy temu językowi choćby „tukana” czy „piranię”.

Cerro Tres Kandú – Dach Paragwaju i trekking w górach Ybytyruzú

- Na Cerro Tres Kandú (842 m n.p.m.) najlepiej wyruszyć z miasta Villarica. To ok. 13 km i cztery godziny wędrówki.

- Poza trasą na najwyższy szczyt Paragwaju polecamy m.in. szlaki na widokowy Cerro Akatí czy do Salto Suizo, najwyższego wodospadu w kraju, gdzie najłatwiej dostaniemy się z miasteczka Independencia.

 

Informacje praktyczne

Dojazd

Bezpośrednie loty z Europy do Paragwaju (z Madrytu do Asunción) oferuje tylko Air Europa (od 550 euro w dwie strony) - oczywiście poza ograniczeniami związanymi z pandemią. Warto szukać też okazyjnych cen na loty do Buenos Aires lub Sao Paulo, skąd do Paragwaju dotrzecie autobusem (ok. 20 godz., ok. 250 zł w jedną stronę). Wizy nie są wymagane.

Po samym Paragwaju najwygodniej podróżuje się autobusami. Z Asunción do Villariki i dalej do Caazapy, Yegros i Yutý, kursuje linia Yuteña.

Noclegi

Rekomendujemy posadas turísticas, czyli sieć kwater prywatnych. To dobry sposób na poznanie Paragwajczyków i spróbowanie domowej kuchni. Pełną listę posadas znajdziecie na stronie Ministerstwa Turystyki: www.senatur.gov.py.

Koszt

Trzytygodniowy pobyt w Paragwaju to wydatek ok. 6-7 tys. zł/os.

Tekst ukazał się w wydaniu nr 09/2020

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 02/10/2025 21:45
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do