Po wielu miesiącach szukania wolnego terminu w naszych kalendarzach, w końcu się udało. Ruszyliśmy. Co prawda tylko na dwa dni, ale mimo wszystko. Dzień pierwszy - aperitif, dzień drugi - danie główne. Wszystko smakowało wyśmienicie, bo w przypadku wypadu w Tatry Słowackie nie może być inaczej.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 5(25)/2022.
[middle1]
Teoretycznie te same góry, co po polskiej stronie, a jednak tak bardzo inne. Przede wszystkim znacznie mniej jest tu ludzi, a powierzchnia o wiele większa. Słowacy też wydają się mieć nieco inne podejście do gospodarowania swoją częścią Tatr, co widoczne jest tu przede wszystkim w podtatrzańskich miasteczkach, ale też i na samych szlakach. Dzięki temu nawet w szczycie sezonu można iść tu długo przed siebie, nie spotykając po drodze nikogo. A czy nie o to w górach chodzi?
Wyjazd z Wrocławia o godz. 3.30. Bolało. Ale świadomość celu dodawała energii. Dwie godziny później przesiadam się w Gliwicach do samochodu Jerza - mojego przyjaciela, z którym po górach chodzimy już od 29 lat – i jedziemy pod Siwy Wierch w Tatrach Zachodnich. Specjalnie na początek wzięliśmy sobie coś lżejszego, przy okazji odwiedzając miejsce, w którym jeszcze nie byliśmy. Siwy Wierch (słow. Sivý vrch, 1805 m n.p.m.) to najbardziej na zachód wysunięty, ostatni wybitny szczyt głównej grani Tatr. Wyjątkowej urody, z partiami lekkiej wspinaczki i kapitalnymi panoramami. Ze szlaku biegnącego z Białej Skały (słow. Biela Skala, 1378 n.p.m.) doskonale widać inne słowackie pasma górskie, jak choćby Małą i Wielką Fatrę, Góry Choczańskie oraz Niżne Tatry. Dzięki czemu możemy się przekonać, jakimi szczęściarzami są nasi sąsiedzi. Choć żeby nie było - uważam, że i polskie góry są wspaniałe!
Zdobycie Siwego Wierchu i powrót do samochodu zajmuje nam pięć godzin - idealna rozgrzewka. Teraz jedziemy już w stronę Tatr Wysokich, które są naszym głównym celem. Szybkie zakupy w Liptowskim Mikulaszu (słow. Liptovský Mikuláš), ogarniamy parking w Starym Smokowcu (słow. Starý Smokovec) i biegniemy do Chaty Zamkowskiego (słow. Zamkovského chata), gdzie zarezerwowaliśmy nocleg. 30 minut przed schroniskiem dopada nas deszcz, więc wpadamy do niego dość mocno przemoczeni.


Jak to w górach, pogoda zmienną jest, więc ustalamy, że wstajemy o piątej i zobaczymy, co dalej. Naszym celem jest Czerwona Ławka (słow. Priečne sedlo, 2352 m n.p.m.), ferratowy szlak w słowackich Tatrach. Szkoda tylko, że noc do spokojnych nie należy - “popis” dali niestety nasi rodacy, awanturując się do późnych godzin.
Rano decyzja nie może być inna, mimo że słońce dość nieśmiało przebija się przez chmury. Ruszamy w stronę popularnej Terinki (słow. Téryho chata). Jak wychodzi mi z szybkich obliczeń, ostatnio byłem tam… 25 lat temu, w czasie wycieczki z ojcem i bratem na Lodową Przełęcz.
Szlak wiodący dnem Doliny Małej Zimnej Wody (słow. Malá Studená dolina) to kwintesencja tatrzańskiego piękna. Potężne ściany grani Łomnicy (słow. Lomnický štít) i odbijające się od nich echo płynącego potoku, do tego urzekająca uroda i roślinność dolnych partii. A wszystko zamyka imponująca ściana - tzw. Złote Spady (słow. Jazerná stena). Trawersujący je szlak przecina w pewnym momencie potok Małej Zimnej Wody, wyprowadzając nad próg wprost przed schronisko. Może narażę się nieco pasjonatom Tatr, ale zaryzykuję tezę, że to najpiękniej położony obiekt w całych Tatrach. Swoje robi też oczywiście wysokość - jesteśmy na 2015 m n.p.m.

Téryho chata to baza wypadowa do wyjścia na Czerwoną Ławkę. Zdjęcie Karol Nienartowicz
...
To jest tylko fragment tekstu - całość przeczytasz w naszej bezpłatnej aplikacji mobilnej.
Pozostało 73% tekstu do przeczytania.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie