Reklama

Zimowa Wyprawa na Sokolice: Pieniński Klasyk i Malownicze Widoki

Stara miłość nie rdzewieje. Tatry wciąż kuszą z oddali białymi turniami. Kręta wstęga Dunajca wije się między urwiskami. A tratwy z flisakami płyną tym samym tempem, co sto lat temu. Tylko słynnej sosny na szczycie Sokolicy trochę szkoda.

 

Zimowa Wyprawa po Pienińskim Klasyku

 

Nie jest to wyprawa po złote runo. Nie zaimponujecie tą trasą łojantom. A zdjęcia z wierzchołka nie zawisną w żadnej galerii z trofeami. Tyle, że Sokolicy po prostu nie można się oprzeć. Jest jak mała czarna. Nigdy nie wychodzi z mody i pasuje na każdą okazję. Niezależnie od tego, czy ma być pierwszym zimowym skalpem, szybkim skokiem w bok od zatłoczonego miasta albo mocnym kandydatem na Wasze własne, ulubione miejsce w górach. W naszym przypadku pieniński klasyk stał się receptą na siarczyście mroźny weekend z przyjaciółmi. Bez pola manewru, bez opcji odwrotu. W czasie, gdy na okolicznych szlakach zalega śnieg po pas.

 

 

Śladami pienińskiego Sabały

Nocujemy w szczawnickiej Orlicy. Schronisko z samego topu, telewizor w pokoju, ciepła woda o każdej porze, a do śniadania włoskie espresso i ciepłe bułeczki. To i tak cud, że udało się coś znaleźć, gdy w kalendarzu sam środek ferii. Gorzej z prognozami. Śnieg sypie od czterech dni płatkami wielkości pięści. W ślad za tym internet kipi od informacji na temat zasypanych tras. Na Trzy Korony – nieprzetarte. Polany w Małych Pieniach przyprószone metrem białego puchu. W sąsiednim Paśmie Radziejowej ktoś zatarł skuter przy próbie torowania. Chcąc, nie chcąc, zostaje nam Sokolica, na której dawno nie byliśmy. 

 

– Z Krościenka nad Dunajcem to godzina z kwadransem łatwego podejścia – przekonuję znajomych. Zapomniałem tylko dodać, że w warunkach letnich.

 

Początek nie zwiastuje dramatu. Jeśli rzecz jasna zapomnimy o jezdni skutej lodem i minus 12 stopniach Celsjusza na termometrach. Zwłaszcza, że pierwszy kilometr zielonego szlaku startującego z rynku w Krościenku, prowadzi wzdłuż rzeki. A to oznacza konieczność ubrania drugiej pary rękawiczek, trzeciej kurtki i jeśli ktoś posiada, piątej czapki. Tak tu wieje.

 

Mimo wszystko zakazuję marudzenia. Wzięliśmy przecież na warsztat szlak wyznakowany już w 1907 roku, czyli w naszej skromnej ocenie, niezbyt wymagający. Co więcej, ma on swojego patrona: Józefa Madeję, legendarnego, pierwszego miejscowego przewodnika z legitymacją Towarzystwa Tatrzańskiego, zwanego również „pienińskim Sabałą”. 

 


 

Na prawo most, na lewo most

Trudno dostrzec, kiedy asfalt pod podeszwą przechodzi w żwir. Lecz wystarczy kwadrans marszu, aby trzaskający mróz i podmuchy wiatru zastąpiły odgłosy miasteczka. I właśnie po to opuściliśmy ciepłe, schroniskowe pielesze. Tym chętniej wsłuchujemy się w odgłosy natury, tuż obok kapliczki św. Kingi przy Ociemnym Potoku. Próżno szukać daty jej budowy. Według legendy wystawiono ją w miejscu, gdzie królewna przekroczyła Dunajec, uciekając przed Tatarami do swojej kryjówki na Zamku Pienińskim. Zresztą temat jej kultu w Pieninach, to osobny materiał na grubą książkę. Wystarczy wspomnieć o kamieniu z odciskiem stopy krakowskiej księżnej, czy źródełku leczącym choroby oczu. Tyle, że przy tych temperaturach nawet cudowna woda zamarza.

 

Na smaczek zostają nam wspomnienia starego, drewnianego mostu. Mało kto już pamięta, że przy pobliskim żlebie Żłobina przekraczano Dunajec w bród. Był też prom, podobno przeciekający i odstraszający szczawnickich kuracjuszy. Dlatego w latach 70. XIX wieku przerzucono tutaj most. Kratowy, przykryty dachem z gontem i rzecz jasna za przejazd pobierano myto. Konstrukcja wytrzymała do 1934 roku, kiedy poddała się falom powodzi. Stare dzieje. Możemy się jedynie domyślać, jak gwarno i tłumnie bywało tu przed laty. A dziś? Droga gospodarcza, ani żywego ducha wokół i nasze znaki zielone skręcające w prawo, pod górę. Prosto na polanę Pod Natonia, skąd rozgrzani i zasapani podejściem, podziwiamy panoramę Szczawnicy.

 

 

Wreszcie, mamy to, co tygryski lubią najbardziej. Im dalej w jodłowy las, tym bardziej stromo. Od razu człowiek czuje, że przyjechał w góry. Zwłaszcza, że pod butami mamy wydeptaną ścieżkę. A w zasadzie, to jednoosobowy korytarz śnieżny, z półmetrowymi bandami po bokach. I tylko dzięki niemu, jakoś trzymamy w ryzach tempo wędrówki.

 

Genius loci pozostał

Głębszy oddech łapiemy przy tzw. „Dziurach” czyli zespole skał z 94-metrową jaskinią osuwiskową. Tuż za nią wyłania się skraj polanki Mały Sosnów, czyli zwiastun Sokolej Perci – niebieskiego szlaku poprowadzonego skalistym grzbietem Pieninek (wyodrębniona część pasma Pienin Środkowych). Eksponowany, zabezpieczony poręczami, wijący się po urwistych szczytach. Tyle można o nim powiedzieć w jednym zdaniu. Czy nas to dziwi? W końcu jest on dziełem ks. Walentego Gadowskiego, twórcy tatrzańskiej Orlej Perci. Ale zanim poznamy wszystkie jego trudności, pora na rozbicie ostatniego obozu przed daniem głównym.

 

Kiedy meldujemy się na Przełęczy Sosnów (665 m n.p.m.) nikt już nie narzeka na chłód. Para dymi z ust. Herbata z termosu idzie w obieg, a aparaty same wyskakują z plecaków w poszukiwaniu kadrów. Od Sokolicy (747 m n.p.m.) dzieli nas kilka minut. Dokładnie rzecz ujmując, bardzo długie i śliskie 10 minut. Z pozoru, to tylko kilka zakosów. Ale gdy zbity śnieg zmienia się w lód i szczelnie pokrywa schody, to bez poręczy ani rusz. A skoro nie mamy raków, ani nawet raczków, to wierzchołek zdobywamy dosłownie podciągając się na barierkach.

 

Uwierzcie, warto było. Widoki z galerii szczytowej zapierają dech w piersiach. Przed nami wyrastają przybielone Tatry – od Łomnicy (2634 m n.p.m.) po Płaczliwą Skałę (2142 m n.p.m.) i Hawrań (2152 m n.p.m.). Z drugiej flanki pokazują się Magura Spiska i Małe Pieniny z najwyższą w paśmie Wysoką (1050 m n.p.m.). Zaś pod stopami zieje niemal pionowa, ponad 300-metrowa lufa opadająca do przełomu Dunajca. Dość powiedzieć, że trudną technicznie południową ścianą Sokolicy, wspięli się po raz pierwszy dopiero w 1960 roku krakowscy wspinacze Roman Łazarski i Jerzy Potocki.

 

Nie można też zapomnieć o najsłynniejszej polskiej sośnie reliktowej. Pieniński symbol uwieczniany na pocztówkach i obrazach. Ikona, licząca sobie około 500 lat. Niestety, podczas akcji ratunkowej we wrześniu 2018 roku, została poważnie uszkodzona silnym podmuchem wywołanym przez śmigłowiec. Cóż… widocznie natura nie lubi stagnacji. Tak oto zdjęcia z oryginalną sosną, bez uszkodzonych gałęzi, mają już wymiar nie tylko sentymentalny.

 

 

Jak sokoli lot

Pół godziny, może dłużej? Sam nie wiem, ile czasu skradły nam te pejzaże. Na szczęście to nie koniec atrakcji, bo wspomniana Sokola Perć sprowadza nas ponownie na Przełęcz Sosnów i dalej w stronę Czertezika (772 m n.p.m.) i Czerteża (774 m n.p.m.) – dwóch najwyższych okazów w grani Pieninek. Dla piechurów oznacza to nie lada emocje. Szlak kluczy między kopkami i siodłami, co rusz wspinając się na strome zbocza upstrzone schodami i całą rzeszą stalowych ułatwień. Lecz umówmy się, nie jest to skala tatrzańska. Trasa jest do przejścia przez każdego sprawnego turystę. A w nagrodę, można sobie zerknąć w otchłań i podziwiać piękno przyrody, z Dunajcem w roli głównej. Czasami między drzewami, innym razem z oficjalnego punktu widokowego, czyli zabezpieczonego barierkami urwiska.

 

Jest też alternatywa dla osób stroniących od wysokości. Znaki zielone omijają Czerteż, by ponownie spotkać Sokolą Perć przy przełęczy i polanie Burzana (724 m n.p.m.). Stąd już prosta droga do Krościenka, jeśli tylko szybko uporamy się z torowaniem śniegu. Bilans? Na pewno przemoczone buty i przymrożone policzki. Do tego wspomnienie bukowo-jodłowego zapachu, haust czystego, zmrożonego powietrza i niezapomniana panorama Tatr. Sami powiedzcie, jak tu nie kochać tej małej czarnej?

 

 

Informacje praktyczne

Dojazd

Przez zakopiankę do Nowego Targu, skąd drogą nr 969 kierujemy się na Krościenko nad Dunajcem. Busy odjeżdżają średnio co godzinę (w weekendy od 6.45 do 19.50; powrót od godz. 5.30 do 18.57). Więcej na: rozklady.mda.malopolska.pl.

 

Noclegi

Schronisko PTTK Orlica
ul. Pienińska 12 Szczawnica
www.orlica.com
tel. 18 262 22 45

 

Szlaki

zielony/niebieski: Krościenko nad Dunajcem – Sokolica – 1h 25 min. ↑; 50 min. ↓

niebieski/zielony: Sokolica – Czerteż – 30 min. ↓↑

niebieski/zielony: Czerteż – Krościenko nad Dunajcem – 45 min. ↓; 1h 15 min. ↑

 

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Jak tu nie kochać małej czarnej".

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 01/2020.

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 27/01/2025 04:36
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do