To nie jest bajka o weekendowym spacerku po górach. Prędzej coś w stylu Tony`ego Halika wśród dzikich plemion i pierwszej krwi Johna Rambo. Ale może dzięki temu przekonacie się do zejścia z utartych tras, obcowania z leśną głuszą i do smaku beskidzkiego błota, które zrzuca ze stoków największych mocarzy.
Bestia, o której mowa, zwie się Maraton Górski Leśnik. I co do zasady, niewiele ma wspólnego z odpoczynkiem na szlaku. Ojciec Dyrektor (zasłużony przydomek organizatora i pomysłodawcy imprezy) proponuje uczestnikom bieganie, rajd i walkę na trasie (ciężko ocenić, które określenie pasuje tu lepiej) w czterech odsłonach – o każdej porze roku i w różnych beskidzkich pasmach. Tak oto wiosna wypada w Beskidzie Małym. Niepozornym, niedocenianym i traktowanym niepoważnie przez zwolenników gór wyższych.
[middle1]
Przyznaję, też się do nich zaliczałem. Dopóki nie przeczytałem, jak ekipa Leśnika zachwala swoje trasy: „są takie miejsca w Beskidzie Małym, o których wiemy tylko my i ze trzy sarny”. Później jeszcze dodali, że „po szlakach to będziecie sobie chodzić w niedzielę z rodziną” i już totalnie zakochałem się w tym projekcie. Bowiem kiepek – czyli górek, przewyższeń i chaszczowania jest tu więcej niż na alpejskich ścieżkach.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 89% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!