Mieszkam w Stroniu Śląskim. To, co przeżyliśmy 15 września, zostawiło w nas niezatarte ślady i traumę na lata. Ogrom nieszczęść ludzkich i zniszczenia, których nigdy wcześniej nie widziałem, spowodował, że trudno mi, smutno i okropnie źle. Przez lata będziemy podnosić się po tym kataklizmie.
29. Festiwal Górski im. Andrzeja Zawady był wyjątkowy na wiele sposobów. Po pierwsze, przebiegał pod dyktando dwóch legend - Reinholda Messnera i Wandy Rutkiewicz. Po drugie, trzecie i każde następne, pod względem jakości i liczby punktów programu był wydarzeniem wyjątkowym na skalę światową. I po ostatnie: czy nie macie wrażenia, że organizatorzy, a konkretnie Maciek Sokołowski, mają/ma jakieś gigantyczne chody w niebie, bo pogoda była jak marzenie? Ciepło, słonecznie, bez opadów.
A gdy impreza się już skończyła i przyszło likwidować wszelką infrastrukturę, czyli namioty projekcyjne, stoiska wystawiennicze, etc. to na ziemi kłodzkiej pojawił się niż z jakiegoś miasta we Włoszech i rozpętało się piekło. Strach pomyśleć, co by było, gdyby przyszedł tydzień wcześniej. Mieszkam w Stroniu Śląskim, 7 km od Lądka i to, co przeżyliśmy, zostawiło w nas niezatarte ślady i traumę na lata. Ogrom nieszczęść ludzkich i zniszczenia, których nigdy wcześniej nie widziałem spowodował, że trudno mi, smutno i okropnie źle. Przez lata będziemy podnosić się po tym kataklizmie.
Jednak nie o tym chciałem pisać, tylko o legendach. Co to znaczy być dzisiaj legendą? Definicji może być wiele, ale mam swoją. Człowiek-legenda, bo o takich ludziach mówimy, to ktoś bardzo sławny, charyzmatyczny, twórczy i podziwiany. Ktoś, kto stworzył pewną jakość, która była i jest z nim kojarzona. Można być legendą za życia, a można stać się nią po śmierci.
Czy legendy mają swoje tajemnice? Odpowiedź jest podobna do tej, którą dał synowi ojciec zapytany, czy wąż ma ogon. - Wyłącznie, synu. Tak, legendy mają swoje tajemnice i są one nieodłącznym elementem legendy. Oczywiście bez tajemnicy legenda dalej jest legendą, ale już mniej tajemniczą.
W historii światowego alpinizmu mamy wiele postaci, które zasługują na miano legend. Podejrzewam, że każdy, kto bardziej interesuje się rozwojem tego sportu ma swój zestaw. Ja też mam. Nie jest to pełna lista, raczej wyciąg z niej.
Pierwszą legendarną dla mnie postacią jest Frederick Mummery, XIX-wieczny alpinista brytyjski, który odegrał zapomnianą, acz kluczową rolę w ukształtowaniu nowoczesnego alpinizmu. Był, o czym nie wszyscy wiedzą, jednym z pierwszych samodzielnych alpinistów w historii i – co więcej – okazał się żarliwym propagatorem tej idei. Dzięki niemu całe pokolenie współczesnych wspinaczy ruszyło w góry, głównie w Alpy. Zdobywali je na własnych warunkach, a więc bez wsparcia przewodników, miejscowych górali. To, co teraz wydaje się czymś oczywistym, wtedy było przewrotem na miarę kopernikańskiego. Mummery wspinał się także z wieloma kobietami, zadając kłam ówczesnym seksistowskim przekonaniom, że kobiety nie mogą tego robić. Jak na prawdziwą legendę przystało zaginął w tajemniczych okolicznościach w 1895 roku, gdy usiłował wspiąć się na Nanga Parbat. Nie da się ukryć, że porwał się na cel, który w moim przekonaniu, go przerastał.
Z legendą George'a Mallory'ego spotkałem się w dzieciństwie i jego historia bardzo rozpaliła moją młodzieńczą wyobraźnię. Inteligentny, błyskotliwy, nieustępliwy, wręcz obsesjonat gór wysokich, a zwłaszcza Everestu. Do tego świetny pisarz. Genialny materiał na legendę.
Człowiek, który znalazł drogę na Mount Everest od północy, wchodząc ni z gruchy, ni z pietruchy w boczny, niepozorny lodowiec - zamiast iść, jak wszyscy, prosto ogromnym lodowcem Rongbuk pod północną ścianę. Tam, gdzie wszyscy robili błędy, on znalazł drogę podejścia i ścianę, która potem stała się standardem we wspinaczce na Mount Everest. Co więcej, miał spore umiejętności i ogromną determinację. Jego epicka próba wejścia w roku 1924, podczas której szedł z nim Andrew Sandy Irvine, stała się epizodem założycielskim mitu o jego udanym wejściu na Mount Everest.
Przez lata pokolenia badaczy światowego alpinizmu analizowały i układały hipotezy o dniu, kiedy mniej więcej na wysokości 8600 m n.p.m. zespół Mallory`ego zniknął w mgle lub chmurach i więcej się z nich nie wyłonił. Latami zastanawiano się, czy dali radę przejść drugi uskok skalny (oczywiście w górę i w dół) i dlaczego zniknęli. Myślę, że w 1953 roku Edmund Hillary i Tenzing Norgay do końca nie byli pewni, czy to oni jako pierwsi zdobyli tę górę. Mit i legenda trwały.
W 1999 roku Conrad Anker na stokach północnej ściany, niezbyt daleko od tradycyjnie zakładanych obozów, znalazł ciało - ku zdumieniu wszystkich, świetnie zachowane - Mallory`ego. To zdumiewające znalezisko niczego nie zmieniło, tajemnica wejścia dalej miała się dobrze. Spekulacje trwały, a mitem założycielskim tych spekulacji był… aparat Kodak, który miał przy sobie Irvine. Trzeba było więc szukać Andy`ego. Następna wyprawa poszukiwawcza znalazła but i skarpetkę podpisaną jego nazwiskiem. Stało się to, czego można się było spodziewać. Legenda Mallory`ego odżyła. Za sprawą mediów wstała jak feniks z popiołów już nie tylko w środowisku stricte alpinistycznym. Znowu więc pojawiły się spekulacje, kto był pierwszy na Evereście.
Wróćmy na koniec na nasze podwórko. W Lądku-Zdroju zderzyły się dwie legendy: Reinholda Messnera i Wandy Rutkiewicz. Reinholda za sprawą jego przyjazdu i niezwykle aktywnego udziału w festiwalu oraz Wandy za sprawą filmu Elizy Kubarskiej „Ostatnia wyprawa”.
Fenomen Messnera jest bezsporny. Wybitny wspinacz alpejski i dolomitowy. Autor sporej liczby nowych dróg, wielu przebytych samotnie. Wspinacz kompletny, kroczący prostą drogą od Alp po Himalaje. Człowiek, który wymyślił kolekcję All 14. Przy tym, działacz społeczny i polityczny. Słowem człowiek orkiestra. Przyjechał, opowiedział o swojej rodzinnej tajemnicy na Nanga Parbat. Było uroczyście i dostojnie. Czuło się, że jest legendą. Na dodatek żyjącą i mającą się dobrze.
Z Wandą było trochę inaczej. Historia jej życia, szczególnie ostatnich lat, nie była ciągiem radosnych wydarzeń i szczęśliwych okoliczności. Zresztą jak się czyta jej życiorys, nawet taki dosyć ogólnikowy, można i nawet trzeba odnieść wrażenie, że od wczesnej młodości miała pod górę. I bez wątpienia to ukształtowało jej charakter. Stała się zdeterminowana, uparta, skoncentrowana na własnych celach i na swój sposób egocentryczna. Chciała się wspinać i właśnie temu podporządkowała większość swojego życia. Przeszła drogę od skałek przez Alpy, Pamir w Himalaje, pokazując innym, w tym mnie, jak się wchodzi w świat wielkich gór. Z uporem tworzyła kobiecy alpinizm i ogromna chwała jej za to.
Tu wtrącę wątek osobisty. Byłem i jestem jej wielkim fanem i bardzo żałuję, że nie przyjąłem jej zaproszenia na wyprawę na Kanczendzongę w 1992 roku. Ona oczywiście pojechała i ślad po niej zaginął. Ale czy na pewno? Całe środowisko wie, że jej mama nie przyjęła do wiadomości, że Wanda zginęła. Zresztą trochę słusznie, bo nikt nigdy nie znalazł Wandy na stokach Kanczendzongi. Zatem może nie zginęła, tylko przeniosła się w inny byt? Może, jak mówi legenda, jest tam, gdzie zawsze chciała być, czyli w górach? Wśród tych, którzy ją cenią, szanują i kochają. Gdzieś daleko, gdzie nikt pewnie nigdy nie dotrze i nie naruszy mitu i legendy…
Warto więc postawić pytanie, czy legendy są nam potrzebne? Według mnie, tak. Nie ma znaczenia, czy jest w nich pierwiastek prawdy, czy jest zbudowana tylko ze spekulacji. Dzięki legendom inspirujemy się i wzmacniamy. Legendy bywają zaczynem nowej jakości społecznej, państwowości, narodowości. Wystarczy przypomnieć sobie legendy arturiańskie.
W naszym środowisku legendy są jak gwiazdy na niebie dla żeglarzy. Według nich ustawiamy nasz kompas życiowy. To one pokazują nam, gdzie podążać i kim być. Może więc nie ma sensu drążyć, szukać i sprawdzać, czy coś, co było zdarzeniem inicjującym powstanie legendy, naprawdę miało miejsce? Może lepiej zostawić tego „Titanica”. Niech śpi na dnie oceanu wraz ze swoją tajemnicą.
PS. To tyle o legendach. Może nieco chaotycznie. Mój umysł chyba jeszcze tego nie ogarnia. A może nie musi?
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie