Tatry to nie tylko wyrypy, wysokie szczyty i wspinaczka z wywieszonym językiem. Nie zawsze musi być wysoko i ciężko, nie zawsze musi być sportowo. Czasem wystarczy spokojny spacer w "pięknych okolicznościach przyrody".
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 5(25)/2022.
Przyjeżdżamy do Zakopanego nocnym pociągiem w przedziale z miejscami do leżenia. Nie jest to może luksusowy Orient Express (może i dobrze, bo, jak przekonali się choćby James Bond i Hercules Poirot, nie zawsze w luksusie da się porządnie wyspać), ale do dziś pozostaje to mój ulubiony środek transportu w góry. Choć na dolnym łóżku gorąco i duszno, na górnym zaś (pewnie dla urozmaicenia) zimno, to wysiadamy z pociągu o świcie akceptowalnie wyspani, gotowi do tatrzańskich podbojów i zadowoleni, że nie musieliśmy pchać się tu samochodem.
Prosto z dworca ruszamy na Kalatówki. Tam spędzimy kilka najbliższych nocy. Wchodzimy w Kuźnicach na niebieski szlak, zostawiamy plecaki w udostępnionym nam przez obsługę pomieszczeniu i ruszamy na spokojną trasę spacerową z Giewontem w tle. Idealną na przypomnienie przywykłym do płaskiego kończynom, co je czeka przez najbliższych kilka dni; zapewniającą widoki, dla których tu przyjechaliśmy, a jednocześnie nieprzesadnie długą i męczącą, czyli w sam raz po nocy w podróży – czyli na Ścieżkę nad Reglami.
Pierwsze co nas czeka, to trawers południowego zbocza masywu Krokwi (1378 m n.p.m.), od którego nazwę swoją wzięła najsłynniejsza polska skocznia narciarska. A właściwie kompleks skoczni, bo choć w tym przypadku rozmiar ma znaczenie, to nie powinniśmy zapominać, że Wielka Krokiew ma pięć mniejszych koleżanek zrzeszonych w ramach Średniej Krokwi. Na samą Krokiew szlak nie prowadzi, ale po niecałej godzinie marszu znajdujemy się na Przełęczy Białego, tuż pod Małą Krokwią (1365 m n.p.m.), czyli niższym wierzchołkiem masywu. Widoków na razie jak na lekarstwo, ale nie narzekamy, bo lubimy spacery w lesie, a podejście pozwala poczuć, że jesteśmy w górach.
Powyżej przełęczy szlak wychodzi z lasu i daje nam przedsmak tego, co czeka nas później. Tuż ponad Wyżnią Przełęczą Białego (1331 m n.p.m.), oddzielającej masyw Krokwi od masywu Giewont, wznosi się Biała Kopa (1333 m n.p.m.). To nie pomyłka – szczyt naprawdę „góruje” nad przełęczą o zaledwie dwa metry, dlatego bardzo łatwo go nie zauważyć. A warto, bo las się w tym miejscu przerzedza, dzięki czemu znajdziemy najlepszy w tej części trasy punkt widokowy z widokiem na Kasprowy Wierch.
Na szlaku też robi się ciekawiej. Miejscami jest dość wąsko, po prawej stronie otwiera się urwisko, a pod nogami pojawiają się co jakiś czas drewniane kładki. Zbocze, które trawersujemy, jest bowiem zbyt strome na normalną ścieżkę. Po lewej stronie - już w masywie Giewontu - pozują nam do zdjęć ciekawe formacje skalne, z których wyróżniają się turnie i skałki znane pod zbiorczą nazwą Zameczki, a po prawej udaje nam się między drzewami rzucić okiem na Dolinę Białego.

Panorama Tatr – widok z Sarniej Skały. Zdjęcie Michał Sośnicki
Na Polanę Białego (ok. 1200 m n.p.m.) schodzimy dość wygodnym, kamiennym chodnikiem. Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, że Polana to określenie mocno na wyrost. Kiedyś była to część Hali Białe i odbywał się tu regularny wypas, ale w latach 50. między owce a ich pożywienie wkroczyła wielka polityka. Otóż Związek Radziecki bardzo chciał dogonić w wyścigu zbrojeń atomowych USA, ale brakowało mu do tego surowców, w tym podstawowego – uranu.
Radzieccy naukowcy, rozesłani po „demoludach” na poszukiwania uznali, że szanse na sukces daje im Dolina Białego, więc rozgościwszy się w niej w towarzystwie Armii Czerwonej, zaczęli kopać i łupać. A że projekt był oczywiście ściśle tajny zamknęli całą dolinę razem z halą, a pasterze i owce musieli sobie radzić inaczej. Szczęśliwie złóż uranu w Tatrach nie znaleziono, polana zaczęła jednak zarastać lasem i dziś ledwo można poznać, że kiedykolwiek tam była.
Na tej byłej polanie nasza Ścieżka nad Reglami krzyżuje się z żółtym szlakiem, który prowadzi z Zakopanego Doliną Białego. Od tego momentu znacząco zwiększa się natężenie ruchu turystycznego. Wchodzimy bowiem na niezwykle popularną - ze względu na swoją atrakcyjność, niski poziom trudności i dostępność - trasę spacerową.
W ciągu kilkunastu minut docieramy do Czerwonej Przełęczy (1301 m n.p.m.). Nazwa może budzić skojarzenie z Czerwonymi Wierchami, ale niesłusznie. Po pierwsze, Wierchy, choć nie bardzo odległe, to jednak leżą kilka kilometrów na południowy zachód, a od naszej przełęczy oddziela je masyw Giewontu. Po drugie, Wierchy zawdzięczają swoją nazwę porastającej je roślinności, a przełęcz – występującym w okolicy czerwonym łupkom.
Wchodzimy na polankę z ławeczkami, gdzie można zebrać siły przed krótkim, ale momentami stromym podejściem na Sarnią Skałę (1377 m n.p.m.) lub odpocząć po zejściu ze szczytu. Jest to miejsce wyjątkowe, bo chociaż jesteśmy ok. 1300 m n.p.m., to nagle znaleźliśmy się ponad górną granicą lasu. Ze względu bowiem na specyficzne położenie Sarniej Skały, obniżają się tu piętra roślinności. Las ustępuje tu miejsca kosodrzewinie ok. 200 m niżej niż powinien i nie zasłania nam widoków.
Wejście na szczyt (1377 m n.p.m.) jest krótkie, ale przedłużyć potrafi je tłum ludzi, bowiem ścieżka momentami zwęża się tak bardzo, że mieści się na niej tylko jedna osoba. Szczęśliwie grań szczytowa jest dość rozległa, płaska i pomieści nas wielu, bo warto tu spędzić trochę czasu i nacieszyć oczy. Przede wszystkim uwagę przyciąga widoczna w całej okazałości ogromna i prawie pionowa północna ściana Giewontu. Niby Śpiącego Rycerza każdy widział z każdej strony, ale z tak bliska (niewiele ponad kilometr w linii prostej) i z tej wysokości widok ten robi dużo większe wrażenie. Kto na Sarniej nie był, musi wierzyć na słowo, a najlepiej niech wdrapie się tam przy najbliższej okazji.
Kiedy udaje nam się w końcu odwrócić wzrok od Giewontu, kierujemy oczy w stronę Zakopanego, które widać jak na dłoni. Mało tego, przy dobrej widoczności, jeśli wytężyć wzrok, widać sąsiednie pasma górskie. Najpierw odnajdujemy na północnym zachodzie Babią Górę, która przez swoją wysokość i wybitność rzuca się w oczy. Potem dostrzegamy Gorce na północy i na koniec majaczące na północnym wschodzie Pieniny. Odwracamy się jeszcze w stronę Tatr i, bezwstydnie podsłuchując przewodnika stojącej obok grupy, dzięki jego wskazówkom identyfikujemy jeszcze Kasprowy Wierch, Granaty i Kościelec na wschodzie oraz Kominiarski Wierch na zachodzie.
Kiedy byłem tu pierwszy raz, a było to już bardzo dawno temu, Sarnia Skała kojarzyła mi się jako „mały Giewont”. To było dla miejsce, w którym można poczuć się prawie jak na Giewoncie, ale bez konieczności deptania Śpiącemu Rycerzowi po nosie z wszystkimi tego nieprzyjemnymi konsekwencjami. Gdybym miał wtedy świadomość istnienia prawdziwego Małego Giewontu kilkaset metrów na zachód od głównego wierzchołka, pewnie sformułowałbym to porównanie inaczej, ale mleko się wylało i Sarnia Skała jako „mały Giewont” utrwaliła się w mojej świadomości.
Pierwsze, co kojarzyło mi się w Sarniej z większym sąsiadem to panorama Zakopanego - mimo znacznej różnicy wysokości (ponad 500 m), widok jest prawie ten sam. Po drugie, przez obniżone piętra roślinności oraz fakt, że nic nie zasłania widoku, na Sarniej Skale mamy złudzenie, że jesteśmy wyżej niż niecałe 1400 m n.p.m. Mamy też wąskie gardła i kolejki, tłum ludzi na szczycie, z czego część w klapkach – brzmi znajomo?
Być może należę do mniejszości, ale uznaję masyw Giewontu za tak atrakcyjny wizualnie, że zdecydowanie wolę na niego patrzeć niż wchodzić… Tym razem jednak już się napatrzyłem, więc wracamy tą samą drogą na Czerwoną Przełęcz i dalej, w stronę Doliny Strążyskiej.
Teraz trasa prowadzi jednostajnie w dół spacerową ścieżką, przechodzącą momentami w kamienne schody. Na Polanie Strążyskiej (ok. 1050 m n.p.m.) znowu możemy podziwiać tę samą północną ścianę Giewontu, ale z innej perspektywy, bo jesteśmy jednak ok. 350 m niżej. Ściana wydaje się przez to jeszcze większa, ale już bardziej odległa. Tutaj robi się też bardzo tłoczno. W kolejce do bufetu w drewnianej chatce nawet nie próbujemy się ustawiać, chociaż przyjemnie byłoby usiąść przy jednym z drewnianych stołów i napić się czegoś zimnego. Słońce mocno grzeje, cienia znikąd, więc rezygnujemy z postoju i odbijamy od razu w lewo na żółty szlak prowadzący do Siklawicy.
Wodospad składa się z dwóch ścian, prawie równych i pionowych. Podchodzimy pod samą dolną ścianę, siadamy w jej cieniu i chłodzimy się nad potokiem. Strumień wody nie jest może szeroki, ale i tak woda spadająca z kilkunastu metrów robi wrażenie. Tym bardziej, że znad wodospadu znowu łypie na nas wszechobecny Giewont dominujący nad okolicą. Pół godziny później wracamy na polanę, skąd Ścieżka nad Reglami prowadzi dalej na zachód - na Przełęcz w Grzybowcu.
I choć nasza dzisiejsza wycieczka nie była specjalnie wymagająca, to jesteśmy już trochę zmęczeni – podróżą, upałem i tłumem, więc odwracamy się Giewontu plecami i ruszamy czerwonym szlakiem prosto do Zakopanego. Drepczemy wzdłuż Potoku Strążyskiego do parkingu, podziwiając po drodze Kominy Strążyskie i doceniając żelazną konsekwencję tatrzańskiego nazewnictwa. Szlak jest wybitnie spacerowy, a dolina urokliwa, ale dużo większe wrażenie robi, kiedy się nią podchodzi, a nie schodzi plecami do gór.
Wracamy do Kuźnic zadowoleni, z rozbudzonymi tatrzańskimi apetytami i gotowi na wycieczki w wyższe partie gór. Cel spaceru rozbiegowego uznajemy za zrealizowany. I coś czuję, że przy następnym wyjeździe w te okolice, też tu przyjdę na pierwszą wycieczkę.
Dojazd
Do Kuźnic, gdzie rozpoczyna się wiele szlaków górskich (m.in. na Giewont, Nosal czy Halę Gąsienicową) można dojechać tylko busami. Auto musimy zostawić na jednym z parkingów w Zakopanem, np. w okolicach ronda i kompleksu skoczni.
Noclegi
Hotel Górski na Kalatówkach
tel. 18 206 36 44, 608 326 030
www.kalatowki.pl
Szlaki
niebieski: Kuźnice – Polana Kalatówki – Hotel Górski Kalatówki – skrzyżowanie przy Kalatówkach 1 h ↑ 50 min ↓
czarny: skrzyżowanie przy Kalatówkach – Dolina Białego (górne piętro) 1 h ↑↓
czarny: Dolina Białego (górne piętro) – Sarnia Skała 30 min ↑ 20 min ↓
czarny: Sarnia Skała – Polana Strążyska 40 min ↓ 50 min ↑
czerwony: Polana Strążyska – Dolina Strążyska (parking) 35 min ↓ 45 min ↑
W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "W cieniu Giewontu".
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie