Pochodzę z Częstochowy. Pierwsze samodzielne wypady w jaskinie Jury Krakowsko-Częstochowskiej, oczywiście bez wiedzy rodziców, robiliśmy już we wczesnej podstawówce. I na szczęście, wracaliśmy z nich cało. Choć zdarzały się również wpadki i wypadki.
Inspiracji do kolejnych wypraw szukaliśmy w kultowym przewodniku „Jaskinie Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej”. Wymieniono tam większość jaskiń z krótkim opisem tekstowym, mapką dotarcia oraz planem jaskini. Jeśli dziury te znajdowały się w okolicy Olsztyna, wsiadaliśmy w autobus podmiejski. Jeśli jednak były gdzieś dalej, wyprawę zaczynaliśmy podróżą pociągiem do Myszkowa lub Zawiercia. Dalej jechaliśmy autobusem, a później niejednokrotnie kilka godzin maszerowaliśmy do uprzednio wybranego celu.
Feralną jaskinią, którą wybraliśmy jesienią 1988 roku, była Piętrowa Szczelina w gminie Niegowa. Jak sama nazwa wskazuje, ma rozwinięcie pionowe. Zatem do jej eksploracji niezbędny jest specjalistyczny sprzęt, którego - jak wiadomo – jako dzieci w podstawówce, w tamtych czasach nie mieliśmy. Ale z krótkiego opisu wynikało, że studnia zlotowa ma charakter szczelinowy i można spróbować zejść tzw. zapieraczką. Jako że jedynymi dostępnymi wówczas karabinkami były ciężkie stalowe rosyjskie wynalazki, sprzedawane na bazarach, darowaliśmy sobie ich kupno. Nie mieliśmy też liny. Udało nam się – już nie pamiętam nawet skąd – pozyskać zwykłą taśmę. Nawet nie wspinaczkową, ot taką wykorzystywaną w krawiectwie. Zarzuciliśmy ją na skalny głaz i w trójkę zaczęliśmy się na niej opuszczać w czeluść ciemnej jaskini.
W pamiętnej akcji towarzyszył mi zaprawiony w bojach równolatek Marcin oraz o dwa lata starszy kolega, który wybrał się z nami po raz pierwszy. Adepta taternictwa jaskiniowego wziąłem pod swoje skrzydła, natomiast Marcin jako stary wyjadacz chodził swoimi ścieżkami. Nasz czas do jej penetrowania ograniczony był nie tylko ze względu na małe gabaryty jaskini lecz również, a może przede wszystkim, ze względu na liche czołówki. Płaska bateria zasilająca nasze latarki działała maksymalnie cztery godziny. Marcin miał trochę lepszy model. Jego górniczy kaganek był w stanie pracować nawet dziesięć godzin.
Kiedy już odwiedziliśmy każdy możliwy zakątek Piętrowej Szczeliny, stwierdziliśmy, że wracamy. Jednak próżno szukaliśmy i nawoływaliśmy Marcina. Spędziliśmy niemal dwie godziny, próbując się z nim skontaktować albo odnaleźć. Wizja gasnącego światła zmusiła nas do wycofu z pocieszającą myślą, że Marcin jednak wyszedł, nie informując nas o tym.
10-metrowe wyjście w przypadku kolegi adepta okazało się katastrofalnie długie. Nie był w stanie zaprzeć się porządnie o ścianę i podciągnąć na rękach. Był słaby, taśma wyślizgiwała mu się z dłoni. Wiązałem go, wyciągałem, popychałem… aż udało się. Jednak na górze z trwogą stwierdziliśmy, że są tylko rzeczy Marcina… Szybko pobiegliśmy do jedynej osoby, która u schyłku lat 80. ubiegłego stulecia mogła mieć telefon – sołtysa gminy Niegowa. I tu zaczęła się prawdziwa telefoniada.
Sołtys na komisariat w Żarkach, bo w Niegowej o tej godzinie już był zamknięty. Komisariat w Żarkach do Myszkowa. Myszków do Częstochowy, jako że było to wówczas województwo. W Częstochowie z marnym skutkiem próbowano dodzwonić się do kogokolwiek ze speleoklubu. Gdy to nie pomogło, przypomniano sobie, że w Katowicach dwa lata wcześniej powstała specjalna brygada antyterrorystyczna, którą wyposażono w nowoczesny sprzęt i była obyta z technikami linowymi.
Wkrótce pod Piętrową Szczelinę przybył konwój 10 aut z antyterrorystami. Poza strachem o kolegę, z tyłu głowy miałem myśli, co ja właściwie powiem mamie po powrocie…
Na szczęście fachowcy w mig dotarli do naszego kolegi, który odzyskał świadomość. I z ich pomocą wyszedł o własnych siłach. Prawdopodobnie uderzył głową o skałę i stracił chwilowo przytomność.
I tak właśnie wyglądała niegdyś służba ratunkowa na Jurze. Dopiero w 1996 roku powstało stowarzyszenie Jurajskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Działałem już wtedy w speleoklubie, gdy przyszło pismo z zaproszeniem chętnych grotołazów do stawienia się w szeregi pogotowia. A dwa lata później powołano Grupę Jurajską GOPR, jedyną grupę działającą poza terenem stricte górskim. Jednak specyfika naszej Wyżyny Krakowsko–Częstochowskiej z jej licznymi skałkami wspinaczkowymi czy jaskiniami, sprawia, że tutejsi ratownicy mają do dziś ręce pełne roboty.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!