Równie ważna jak start w zawodach, jest dla mnie sama droga na nie. Zawsze przed startem i tuż po nim, staram się poznać okolicę.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 10/2020.
Start na drugim końcu świata – w Chile czy Kolumbii, Stanach Zjednoczonych lub Japonii, Rosji czy Kirgistanie to doskonała możliwość odkrywania tych miejsc. Tym bardziej, że do większości z nich - gdyby nie aspekt sportowy - zapewne nigdy bym się nie wybrał. Co jednak, gdy ta jakże ważna droga staje się w pewnym momencie tak kluczowa, że decyduje nawet o starcie w zawodach? A dokładniej, gdy przez tę drogę pojawienie się na linii startu staje się mocno wątpliwe?
Najwięcej niespodziewanych sytuacji zaliczyliśmy w Chile przed startem w Patagonia Ultra Fiord. Na niespełna trzy tygodnie przed zawodami na samym południu kraju stwierdziliśmy, że wyruszymy z ekspedycją krajoznawczą na jego północny kraniec. Z tym że w Chile odległość północ-południe jest 10 razy większa niż w Polsce. Tym samym dystans dzielący Puerto Natales, gdzie odbywały się zawody, do najbardziej skrajnego punktu na północy wynosi ponad 5 tys. kilometrów. W międzyczasie zakopaliśmy się naszym autem z napędem na cztery koła na plaży i to na totalnym pustkowiu. Padł reduktor, a ku nam zbliżała się fala przypływu… Bartek, z którym dzieliliśmy trudy podróży wyciągnął tylko gitarę i zaczął grać “już nie wrócę na morze…. nigdy więcej o nie”. Na szczęście w porę zjawiła się pomoc, która wyciągnęła nas z tej patowej sytuacji.
Mało tego, na tym samym wyjeździe niemal się nie otruliśmy. Dojechaliśmy do gorących źródeł Polloquere. Jako że słońce chyliło się już ku zachodowi, stwierdziliśmy, że skorzystamy z kąpieli dopiero następnego dnia. Rozbiliśmy namioty w pobliżu basenów z wodą termalną z myślą, że odgłos bulgotania i przelewania ukoi nas do snu. Tymczasem chilijskie aquas calientes okazały się być cichym zabójcą. Opary siarki, których po 10 minutach już nie czuliśmy, nazajutrz przyprawiły nas o olbrzymi ból głowy i fatalne samopoczucie.
Trzecią i ostatnią przed zawodami “wtopą” było wieczorne wybieganie. Wraz z Piotrkiem Dymusem już pod Cerro Torre wybraliśmy się na godzinny trening “malowniczą ścieżką pod górę”. Było późne popołudnie, ale plan zakładał rychły powrót. Nie braliśmy zatem żadnego źródła światła, czy ciepłej kurtki. Ale ścieżka nas niosła i niosła i z każdym kolejnym krokiem ukazywały się jeszcze piękniejsze widoki na cały masyw. W końcu wbiegliśmy na jakiś szczyt z rozległą panoramą. Słońce zachodzi, godzina złota, niebieska – toż to gratka dla fotografa Dymusa! Wróciliśmy po kolejnych dwóch godzinach, zbiegając dół w totalnej ciemności z jednym tylko źródłem światła na naszą dwójkę. Tym światłem był mój telefon. To było skrajnie nieodpowiedzialne w tym trudnym, górskim terenie.
Cud jakiś czuwał także nad nami, gdy 17-osobową zgrają jechaliśmy Koleją Transsyberyjską do Irkucka na start w Baikal Ice Marathon. W wyjeździe uczestniczyli przyjaciele i znajomi. Część z nich również startowała, część jechała jako support, a część ze sportem nie miała nic wspólnego. I to głównie ta ostatnia grupa, bądź co bądź najbardziej rozrywkowa, była na celowniku wagonowego prowadnika. A cisza nocna w naszej ekipie nie istniała. Zmieniały się strefy czasowe podczas 72-godzinnej podróży, natomiast my żyliśmy w sobie tylko znanym rytmie, który najwidoczniej przeszkadzał podróżującym z nami pasażerom.
Na jednej ze stacji nasz prowadnik wyraźnie wyprowadzony już z równowagi zasugerował, że nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy z pociągu wysiedli już teraz. Groźby były na tyle poważne, że gdyby do tego doszło, to nie wiem, czy wówczas z Nowosybirska zdążylibyśmy dotrzeć na start zawodów w Tankhoy. Takich przygód było naprawdę wiele.
Ale co ciekawe, tylko raz zdarzyła mi się patowa sytuacja w trakcie powrotu do domu. Tylko tu miałem pewność, że dom nigdzie nie ucieknie i będzie na mnie czekać.
W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Tylko dom nigdy nie ucieknie".
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!