Reklama

Via ferrarty w Tatrach?

Można tylko gdybać, czy turystka, która spadła z początku Grzędy na Rysach, przeżyłaby, gdyby miała na głowie kask? Tego nigdy się nie dowiemy… Być może nie, ale moim zdaniem zwiększyłaby swoje szanse.

 

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 5(32)/2023.

 

Również w tym roku dla wielu wędrujących w naszych najwyższych górach zaskoczeniem było, że koniec wiosny i początek lata na nizinach nijak się ma do wysokich partii Tatr. Płaty śnieżne zalegające na szlakach turystycznych okazały się dużym niebezpieczeństwem i TOPR wielokrotnie musiał interweniować, pomagając amatorom ślizgania się. Znów widoczny był brak umiejętności rozpoznania zagrożenia oraz brak wyposażenia koniecznego do pokonywania niebezpiecznych fragmentów. W wielu miejscach wystarczały niesłusznie wyklęte raczki, ale już w eksponowanym terenie wysoko pod graniami, tam gdzie groził upadek przez próg lub długa podróż kończąca się w piarżysku, obowiązkowo należało mieć raki.

 

Niestety, tragiczne wypadki i dramatyczne akcje po niedoświadczonych turystów i bardzo źle wyposażonych dowodzą bardzo niskiej świadomości ludzi, którzy nie mieli pojęcia, gdzie się znaleźli i jakie umiejętności są niezbędne do poruszania się w takim terenie.

 

Szkoląc w tym czasie na kursach wysokogórskiej turystyki letniej, pomimo mylącej nazwy i daty w kalendarzu, musiałem przed wyjściem w wyższe partie gór, przerobić zimowy materiał z zakresu chodzenia w rakach i używania czekana. Na szczęście nie wszędzie jest źle. Obserwując turystów mogę z zadowoleniem skonstatować, że coraz więcej osób używa kasku. Mam nadzieję, że stanie się to powszechnym nawykiem, tak samo jak w przypadku jazdy na nartach czy na rowerze. W tych aktywnościach widok kogoś bez hełmu ochronnego bardzo słusznie budzi zdziwienie. Kask amortyzuje uderzenie w głowę, chroni jeden z najważniejszych organów i może uratować nie tylko życie, ale też zdrowie. Można tylko gdybać, czy turystka, która spadła z początku Grzędy na Rysach, przeżyłaby, gdyby miała na głowie kask? Tego nigdy się nie dowiemy… Być może nie, ale moim zdaniem zwiększyłaby swoje szanse.

 

Szlak na Rysy oraz Orla Perć cieszą się ogromną popularnością. Niezależnie od doświadczenia są dla turystów wyzwaniem, często marzeniem i w związku z tym bardzo często tworzą się tam korki.

 

 

Wielokrotnie obserwowałem, wspinając się lub szkoląc na Zamarłej Turni, jak na szlaku z Pięciu Stawów na Kozią Przełęcz dzieją się bardzo niedobre rzeczy. Dziesiątki osób stłoczone na małych odległościach, kolejki do użycia kolejnego łańcucha, niebezpieczne mijanki i kamieniopady z wyższych partii Kozich Czub wzbudzały we mnie przerażenie.

 

Często mówiłem kursantom, że czuję się bezpieczniej w pionowej ścianie Zamarłej niż gdybym miał tkwić gdzieś tam, narażony na spadający kamień, termos wystający z zewnętrznej kieszeni plecaka lub na strącenie przez niecierpliwą lub nieporadną osobę. Zwykle wtedy wracaliśmy zjazdami do podstawy ściany, w ten sposób omijając zagrożenie ze strony turystów.

 

Bardzo dużo osób nie wie przy tym, jak korzystać z łańcuchów. Pomijam fakt, że jednocześnie łańcuch może obciążać tylko jedna osoba. Głównym problemem jest zwieszanie się całym ciężarem, zazwyczaj w pełnym odchyleniu do tyłu. Częsty jest obrazek ludzi niemal nie używających nóg i podciągających się na rękach. W takim przypadku zmęczenie następuje o wiele szybciej, a jeżeli dodamy do tego stres, niższą temperaturę, ponaglenia osób czekających na swoją kolej, to do wypadku jest już bardzo blisko.

 

 

Łańcuchy mogą paraliżować. Nie było ich do niedawna na szlaku z Morskiego Oka na Szpiglasową Przełęcz. Teraz są i wiele osób nie potrafi sobie wyobrazić przejścia tego odcinka bez ich użycia. Przypomnę, że ów szlak powstał w 1937 roku i przez ponad 80 lat nie było tam łańcuchów. Nawiasem mówiąc, instalowanie ich w trudniejszych fragmentach szlaków tatrzańskich uważam za archaizm. Nie stanowi to żadnej asekuracji, a jedynie ma pomóc w pokonywaniu trudnych i eksponowanych miejsc. W krajach alpejskich stosuje się via ferraty, gdzie oprócz klamr i innych pomocy wzdłuż szlaków biegną stalowe liny asekuracyjne. Czy takie rozwiązanie zdałoby egzamin w polskiej części Tatr?

 

Już teraz część osób używa zestawów do ferrat i wpina się do łańcuchów. Prawdopodobnie ich likwidacja oraz instalacja stalowych lin asekuracyjnych doprowadziłaby do spowolnienia ruchu. Część szlaków – jednokierunkowa – wymagałaby totalnej przebudowy. Jednak docelowo doprowadziłoby to do poprawy bezpieczeństwa. Obawiam się, że dużo czasu musi minąć, żeby do tej decyzji dojrzała dyrekcja TPN oraz turyści tłumnie odwiedzający Tatry.

 

 

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Łańcuchy mogą paraliżować".

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 21/08/2024 19:01
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do