Reklama

Granaty w Tatrach: Wyjątkowa Przygoda w Górach

Pierwszy raz zwróciłem na nie uwagę 35 lat temu. Wyrastające ponad miasto już wtedy budziły moją ciekawość. Rozbudzały ją dodatkowo opowieści o słynnych tragediach, które się tam rozgrywały. Granaty były obiektem mojej młodzieńczej fascynacji i dzisiaj przybrała ona na sile.

 

Wędrówka przez Granaty w Tatrach – Refleksje z Górskiej Przygody

 

Doskonale pamiętam pierwsze, rodzinne pobyty pod Tatrami w latach 80. i 90. Przyjeżdżaliśmy tu niemal każdego lata. Najpierw tylko z ojcem, mieszkając Pod Lipkami, a potem także z bratem, stacjonując na kultowej dla nas Karpielówce. Piękne to czasy, gdy nie były tak bardzo przepełnione turystami, a Zakopane wydawało się jakieś sympatyczniejsze - mniej skomercjalizowane, a bardziej górskie.

 

Już wtedy z zachwytem spoglądałem w stronę widocznego z centrum miasta, czy najlepiej właśnie z Karpielówki i Wojdyłówki skalistego otoczenia Czarnego Stawu, gdzie na pierwszy plan obok Żółtej Turni wysuwały się właśnie Granaty. Swoje pięć groszy dokładał do tej fascynacji ojciec, znający niemal na pamięć tatrzańską literaturę. Opowiadał o rozgrywających się w rejonie Granatów tragediach, obrazowo opisanych przez Wawrzyńca Żuławskiego, a więc śmierci choćby Jana Drége’a w 1911 roku albo rodzeństwa Bandrowskich i ich towarzyszki Anny Hackbeilówny trzy lata później. Od nazwiska tej pierwszej postaci pochodzi zresztą nazwa słynnego żlebu, w który również i ja mam zamiar się dziś wpakować.

 

Wiosnę na razie odwołano

 

Niechętnie wstaję zatem przed kurami, wsiadam do auta i jadę z Wrocławia w ukochane Tatry. Przy takich okazjach moja wdzięczność za radio i audiobooki przekracza poziom możliwy do opisania słowami. Zanurzając się najczęściej w górskie opowieści udaje mi się nie zasypiać. Dziś jadę w rytm opowieści o Krzyśku Wielickim “Piekło mnie nie chciało”.

 

 

Tuż przed godziną 8 melduję się na parkingu przy rondzie Jana Pawła II. W powietrzu czuć zimę tej wiosny, nawet w mieście jest zimno, lekko wieje. Ruszam więc na rozgrzewkę w stronę Kuźnic, żeby się też nieco rozbudzić. Plecak mam ciężki, ale postanowiłem nie żałować ekwipunku i wałówki - jedzenie, ciuchy i inne, ważne rzeczy - to wszystko musi ważyć. Dalej jak zwykle idę Jaworzynką. Już nie audiobook, a muzyka gra mi w uszach. Chcę jak najszybciej dostać się na Przełęcz między Kopami (1499 m n.p.m.) i nad Czarny Staw Gąsienicowy (1624 m n.p.m.), gdzie planuję pierwszy dłuższy odpoczynek.

 

Przymusowa kąpiel w stawie

 

Tempo siada, kiedy za przełęczą otwiera się przede mną jedna z najpiękniejszych tatrzańskich panoram. Jej stopniowe pojawianie kojarzy mi się z teatralną sceną i z wolna rozsuwającą się kurtyną. To, co widzę na tej scenie, zawsze robi na mnie piorunujące wrażenie. Od lewej Hawrań w Tatrach Bielskich, mur Koszystej, Krzyżne, Żółta Turnia, Granaty, Kozi, Kościelec Świnica… Lista jest długa i za każdym razem zachwycająca. Idę zdecydowanie wolniej, podziwiając ten tatrzański spektakl. I mimo że akcja jest niezbyt wartka, emocji nie brakuje.

 

Kwadrans spędzony nad Czarnym Stawem przywołuje kolejne wspomnienia z dzieciństwa. Miałem niecałe 6 lat i nie potrafiłem jeszcze wtedy pływać. Siedząc na kamieniu, doskonale zresztą wiem którym, ześlizgnąłem się do absurdalnie zimnej wody i zacząłem się topić. Ów kamień był wtedy nieco bardziej zanurzony w wodzie, dziś pewnie tylko bym się poobijał. Wyciągnął mnie oczywiście ojciec, podobno na początku wyglądało to nieciekawie. Nic się jednak nie stało, tego samego dnia poszliśmy jeszcze na Zawrat i do Piątki. Ale przygoda była…

 

Okrążając staw zastanawiam się, którą trasę wybrać. Mój pierwotny plan zakładał wejście Żlebem Kulczyńskiego i odbicie na czerwony szlak. Tam do pokonania jest chyba najpiękniejszy tatrzański komin, który wyprowadza już w nieco łagodniejszy teren w stronę Zadniego Granatu. Moją wątpliwość budzą oczywiście warunki, które łatwe nie są. Trzymam się też zasady, że jak idę w góry sam, to z ryzykiem nie przesadzam.

 

Wreszcie melduję się ponad Zmarzłym Stawem (1788 m n.p.m.). Znów przystaję na chwilę, bo Kozia Dolina i jej otoczenie to jedno z moich ulubionych miejsc w całych Tatrach. Teraz jestem tu sam. Mogę wsłuchać się w jeden z najpiękniejszych dla mnie odgłosów - hulającego po dolinie i odbijającego się od skalnych ścian wiatru. Niezwykłe to miejsce. Właściwie mógłbym już tu zostać, a i tak wycieczkę uznałbym w stu procentach za udaną.

 

Przy wyborze zwycięża rozsądek

 

Ostatecznie postanawiam nie ryzykować więcej niż jest to konieczne. Wybieram łatwiejszy, ale i bezpieczniejszy szlak zielony, który wprowadzi mnie bezpośrednio na Zadni Granat. Gdybym był z Jerzem, moim serdecznym przyjacielem i kompanem górskich wędrówek, na pewno poszlibyśmy czarnym w Żleb Kulczyńskiego. Ale dziś i ta prostsza trasa sprawi mi wielką frajdę, bo charakterem przypomina mozolną, wysokogórską wspinaczkę – wolnym tempem, ale z sukcesywnym zdobywaniem wysokości.

 

Pokonuję pierwszy próg. Zgodnie z moimi przewidywaniami warunki na trasie są dobre - jest stabilnie, choć momentami ślisko. A wraz z kolejnymi krokami wyłaniają się wyższe partie gór. Za moimi plecami rośnie Kościelec, Świnica, po mojej lewej kapitalne wrażenie robi otoczenie Koziej Dolinki - od Czarnych Ścian, przez Turnie aż po Kozie Czuby. Co to jest za potęga!

 

 

Wspinam się powoli, uważnie, a rosnący poziom adrenaliny daje poczucie szczęścia, którego taka forma dotyka mnie wyłącznie w górach. Wychodzę na ostatnią prostą przed szczytem. Napięcie rośnie, bo przecież wiem, jaka czeka mnie stamtąd panorama. Na razie widoki ograniczają się do otoczenia Koziej Dolinki i Czarnego Stawu, nie wliczając niższych partii gór. Jednak ze szczytu otworzy się panorama na resztę Tatr Wysokich. Będzie trzeba przystanąć, odpocząć i podziwiać.

 

Po nieco ponad godzinie od rozstaju szlaków staję na Zadnim Granacie (2240 m n.p.m.). No i pozamiatane. Mam idealną panoramę 360 stopni - widać praktycznie wszystko, od Babiej, przez Lodowy Szczyt, po tatrzańskie tuzy - Rysy i Gerlach. Po prostu kosmos. Jak tu iść dalej? Odpoczywam nieco dłużej. Kolejna kultowa kanapka autorstwa żony, herbatka i coś słodkiego.

 

Granią przez przepaść

 

Ruszam dalej bardzo spokojnie. Z pokonywania kolejnych metrów mam samą frajdę. Szlak zbiega na chwilę niżej, by później wspiąć się na wierzchołek Pośredniego Granatu (2234 m n.p.m.). Tak oto zdobywam kolejny dziś wierzchołek.

 

Po krótkim postoju znów schodzę w trudniejszym terenie, co ułatwia zamontowane tu żelastwo. Ale zmęczenie powoli daje o sobie znać, więc jestem maksymalnie skoncentrowany. Dochodzę do kultowego miejsca - szczerby w Skrajnej Sieczkowej Przełączce. I tu kolejny skok adrenaliny jak zawsze. W dole tafla Czarnego Stawu, wokół widać idących w góry ludzi. - Nie za późno trochę na dalsze eskapady? – pytam sam siebie, dobrze znając odpowiedź.

 

Jeszcze trochę i nieco trudniej w górę, aż wreszcie jestem na ostatnim wierzchołku z Wielkiej Trójki - Skrajnym Granacie (2225 m n.p.m.). Biorąc jednak pod uwagę liczbę kilometrów w nogach, mniejszy poziom energii i coraz większe trudności ze skupieniem, czuję teraz respekt. Dlatego jeszcze chwilę czekam, pakuję w siebie energetyczny batonik i dopiero zaczynam schodzenie.

 

Teoretycznie łatwo, ale…

 

Fragment wiodący żółtym szlakiem do Czarnego Stawu to wymagająca, ale niezbyt skomplikowana technicznie trasa. Dziś jednak wydaje mi się, że jest tu niezwykle stromo, a o poślizgnięcie się, naprawdę łatwo. Siła w nogach już nie ta, co jeszcze kilka godzin temu. Trzy trudniejsze miejsca pokonuję bardzo uważnie. Ale wciąż jest to piękna i niezwykła przygoda. Endorfiny nadal krążą mimo bardzo dużego już zmęczenia.

 

Po ponad godzinie od ostatniego szczytu dochodzę do ścieżki wiodącej wokół Czarnego Stawu. Spoglądam raz jeszcze w górę. Chyba nie doceniałem piękna, ale też trudności tego szlaku. Zmęczył mnie o wiele bardziej niż sama grań, co muszę odnotować i zapamiętać na poczet kolejnych okazji. Chwalę teraz siebie za podjętą decyzję o rezygnacji ze wspinaczki Żlebem Kulczyńskiego. Naprawdę czuję się w stu procentach usatysfakcjonowany tym, co przeszedłem, zobaczyłem i przeżyłem.

 

Teraz już tylko droga do Murowańca, gdzie zamówię kawę i sprawdzę, czy można zjeść coś wegańskiego, oczywiście na wynos. O drodze do Wrocławia samochodem na razie nie myślę, bo czerpię przyjemność i radość z bycia tu, gdzie jestem.

 

Zamknięte szlaki wokół Hali Gąsienicowej

 

- Na początku kwietnia do Tatrzańskiego Parku Narodowego dotarła informacja od turystów, że mały niedźwiadek stoczył się z dość dużej wysokości prosto na szlak. Miał kłopoty z powrotem, a matka – być może powodu obecności ludzi, ale także dlatego, że ma dwoje młodych – nie wychodziła mu na spotkanie.

 

- Żeby zapewnić małemu powrót do gawry i do matki (nie jest w stanie sam przeżyć w tym wieku), TPN podjął decyzję o czasowym zamknięciu szlaków wokół Hali Gąsienicowej. Są to trasy m.in. na Zawrat, Kościelec, Karb oraz opisane w tekście trasy na Granaty i do Żlebu Kulczyńskiego.

 

 

- TPN codziennie monitoruje sytuację. - Czekamy, aż niedźwiedzica zmieni miejsce przebywania. W tych warunkach podobna sytuacja może się powtórzyć. I może być niebezpieczna dla niedźwiedzi i ludzi – tłumaczyli nam przedstawiciele TPN w połowie kwietnia.

 

- Pamiętajmy, że mamy w Tatrach dostępnych 275 km szlaków. Tatry są udostępnione dla różnych form ludzkiej aktywności przez cały rok. Ale są objęte ochroną w formie parku narodowego. To oznacza priorytet ochrony przyrody. Na tego typu zamknięcia decydujemy się w wyjątkowych sytuacjach – tłumaczy TPN.

 

Informacje praktyczne

 

Dojazd

Pamiętajmy, że do Kuźnic nie dojedziemy własnym samochodem, który trzeba zostawić na parkingu – najlepiej w okolicach ronda Jana Pawła II. Autobusy z Krakowa do Zakopanego najlepiej sprawdzać na stronie www.mda.malopolska.pl.

 

Nocleg

 

Schronisko Murowaniec

tel. 539 537 910

www.murowaniec.com

 

Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich

tel. 781 055 555

www.piecstawow.pl

 

 

Szlaki

żółty, niebieski: Kuźnice – Dolina Jaworzynki/Boczań – Hala Gąsienicowa 2 h 15 min. ↑ 1 h 45 min.

niebieski: Hala Gąsienicowa – Czarny Staw Gąsienicowy 40 min. ↑ 30 min. ↓

niebieski: Czarny Staw Gąsienicowy – nad Zmarzłym Stawem 50 min. ↑ 40 min. ↓

żółty, zielony: nad Zmarzłym Stawem – Kozia Dolinka – Zadni Granat 1 h 20 min. ↑ 1 h ↓

czerwony: Zadni Granat – Pośredni Granat – Skrajny Granat 30 min. ↓↑

żółty, niebieski: Skrajny Granat – Czarny Staw Gąsienicowy 2 h 10 min. ↓ 2 h 40 min. ↑

 

Tekst ukazał się w wydaniu nr 04/2021

Załączniki

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 21/04/2025 18:25
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do