Cztery dni, 80 km i 100 procent zabawy – tak w największym skrócie można podsumować projekt Fjällräven Vándortúra. To niezwykła przygoda, która może być inspiracją do wielodniowych podróży z plecakiem.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu specjalnym nr WS 03/2023 (JESIEŃ).
[middle1]
Fjällräven Vándortúra to krótsza i prostsza wersja Fjällräven Classic, odbywającego się w Szwecji wspólnego trekkingu na dystansie 110 km. Nie jest to żaden wyścig, czy rywalizacja, ani bicie rekordów. Główna idea to wspólne podróżowanie i podziwianie przyrody. Jej twórcą był założyciel firmy Ake Nordin, który chciał pokazać innym, jak w czasach swojej młodości podróżował ze swoimi przyjaciółmi.

Zdjęcie Grzegorz Stodolny
Na tegoroczną edycję imprezy wybrano kraj, który bynajmniej z górami się nie kojarzy. Wędrówka po Węgrzech oznaczała więc krótszy dystans, mniejsze przewyższenia i noclegi na kempingach. Ze względu na ochronę przyrody nie były to dzikie noce w lesie i pod chmurką. Jednak główna idea pozostała taka sama - nosimy na plecach cały swój dobytek. Nie ma drogi na skróty czy mrugania okiem do organizatorów.
Trzeba mieć ze sobą namiot, ekwipunek do spania, kuchenkę i gaz oraz naczynia, ubrania, a także zapas wody i jedzenia na cały dzień. Chcesz ekstra buty, albo kamień, który przynosi ci szczęście? Nie ma sprawy, o ile twoje plecy to wytrzymają. Organizatorzy zapewniali jedynie codzienną porcję liofilizatów - śniadanie i lunch, a na koniec trasy na wszystkich czekał solidny obiad, przygotowany przez lokalną społeczność.

Uczestnicy Fjällräven Vándortúra po przekroczeniu mety. Zdjęcie Grzegorz Stodolny
W 2023 roku impreza odbyła się w górach Mecsek (czyt. Meczek), niewielkim paśmie na południu Węgier na wysokości ok. 600 m n.p.m. Niech ta niepozorna liczba was nie zniechęci, bo w większości zbudowane są ze skał wapiennych dolomitu i piaskowca. Mało tego, znajdują się tu do dziś zarówno kopalnie węgla, jak i rudy uranu. Tak czy inaczej przyznam się Wam, że przed wyjazdem na Węgry czułem się dość niepewnie. Decyzja zapadła spontanicznie, bo w ogóle nie trenowałem, a wizja ciężkiego plecaka spędzała mi sen z powiek. Ale odwrotu już nie było.
Przed startem na kempingu Varalja, każdy z uczestników może zważyć swój plecak. Do wagi ustawiają się kolejki, niektórym licznik dobija nawet do 19-20 kg. Mnie udało się zamknąć w równych 15 kg. Wiązało się to jednak z ograniczaniem swojej wygody w podróży. Wybrałem na przykład zwykłą karimatę ważącą raptem 100 g, a nie wygodniejszą matę samopompującą (680 g), a także lżejszy letni śpiwór z odpowiednią taktyką - jak będzie zimno, ubiorę wszystko, co mam, oszczędzając kolejne pół kilograma. Wszystko co mogłem, ograniczyłem do minimum, rozważając nawet odcięcie kawałka rączki od szczoteczki, jak robili niektórzy ultralight trekkerzy, których zdarzyło mi się spotkać. Dlatego z wagi swojego plecaka jestem na starcie zadowolony.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 75% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie