Kosowo miało być zwieńczeniem naszego tournée po Bałkanach. W ciągu 16 dni przemierzyliśmy Słowenię, Chorwację, Bośnię, Czarnogórę, by na końcu zameldować się w miasteczku Peć. Naszym celem jest Đeravica – najwyższy szczyt kraju i kolejny klejnot w naszej Koronie Europy. Choć o to, czy naprawdę jest dachem Kosowa, toczą się spory.
Tekst i zdjęcia Agnieszka Jastrzębska oraz Michał Jastrzębski
W kategorii baza wypadowa niespełna 50-tysięczny Peć radzi sobie całkiem nieźle. W miasteczku bez trudu można uzupełnić zapasy w jednym z licznych sklepów, znaleźć bardzo przystępne cenowo zakwaterowanie z dala od ulicznego zgiełku i dobrze zjeść. Główna arteria mieni się światłami stojących w korku samochodów i neonami lokali o niezwykle szerokim spektrum oferowanych usług. Co by się nam w drodze do Kosowa nie przytrafiło, w Peć znajdzie się ktoś, kto będzie potrafił temu zaradzić. Chyba, że komuś zamarzy się kupić w weekend kartkę pocztową albo pamiątkowy magnes na lodówkę. Wówczas nie da rady – boleśnie się o tym przekonałam. Ale można za to obciąć włosy za dyszkę naszych polskich. Dlatego długo tych souvenirów nie rozpamiętywaliśmy.
[middle1]
Przeczytaj nowe e-wydanie Magazynu Na Szczycie
Główną atrakcją miasta jest średniowieczny kompleks klasztorny Pećka Patrijaršija. Znajdujący się na Liście Dziedzictwa Światowego UNESCO monastyr postanowiliśmy odwiedzić jeszcze w dniu przyjazdu. Wstęp jest bezpłatny, ale należy się przy wjeździe spodziewać strażnika, który będzie chciał spisać dane z naszych dokumentów, a podczas wyjazdu otwarcie szlabanu może wymagać umiejętności wybudzenia owego dozorcy z drzemki, najlepiej delikatnym szturchnięciem w ramię.
W niedalekiej okolicy znajduje się jezioro Liqenat, Wodospad na Białym Drinie (Ujëvara e Drinit të Bardhë) i oczywiście Kanion Rugove z jedną z niewielu ferrat na Bałkanach. Miłośnicy outdooru nie będą się więc nudzić, ale nas – jak już się rzekło – interesowała przede wszystkim Gjeravica. Trasę na najwyższy szczyt Kosowa rozpoczynamy na krańcu doliny Gropa e Erenikut. Na miejscu znajduje się kilka chat pasterskich i opcji zakwaterowania z hotelem Grand Gjeravica na czele.
Na początek szlaku dotrzeć można 20-kilometrową górską drogą z Junik. Mieliśmy pewne obawy, bo w sieci nie ma informacji, czy jest ona przejezdna dla samochodów osobowych. Przez chwilę zastanawialiśmy się nawet, czy nie podzielić wejścia na Đeravicę na dwa dni i wyruszyć pieszo. Szczęśliwie od poznanego rok wcześniej człowieka gór dowiedzieliśmy się, że droga w większości wyłożona jest asfaltem.
Tak się rzeczywiście okazało, na miejsce w suchych warunkach dotrzeć można zwykłym autem, choć najlepiej... służbowym. Mimo ostrożnej jazdy na niewybrukowanym jeszcze odcinku kilkukrotnie oszlifowaliśmy wystające z ziemi kamienie. W niektórych miejscach budziło też nasze obawy pobliskie zbocze, nastroszone głazami jak sernik z rodzynkami. Całkiem zresztą uzasadnione, gdy jeden z głazów wielkości kineskopowego telewizora urwał się z piaszczystej skarpy, potoczył w dół i spadł nie dalej jak trzy metry przed otwierającym nasz konwój minibusem.
Zrobiło się nerwowo, bowiem głaz skutecznie zatarasował przejazd. Osiem aut zostało uwięzionych pod plującym rodzynkami sernikiem. Szczęśliwie na pomoc ruszyła zaraz minikoparka z ekipy przygotowującej trasę i po krótkiej chwili, która trwała całą wieczność, bujaliśmy się znów na wybojach, a kilka minut później dotarliśmy do celu.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 68% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie