Beskid Niski, jaki jest, każdy widzi. Sercu bliski, ale trochę śliski, błotnisty i – niestety – odległy od większych ośrodków. Nie ma tam zbyt wielu widokowych grzbietów, a jednak... Dziś zapraszam Was w jeszcze bardziej niepozorny jego zakątek - to Góry Grybowskie
W Beskidzie Niskim ciężko znaleźć trasę, która pozwoliłaby na wygodną pętelkę czy sensowny dojazd komunikacją publiczną. Często więc traktujemy go tylko jako krótki przystanek na trasie w ciekawsze góry, jak choćby Bieszczady, czy też w drodze do wspaniałych uzdrowisk – Krynicy, Wysowej bądź Iwonicza lub Rymanowa-Zdroju.
Skoro zatem Beskid Niski nie bywa ulubionym pasmem dla wielu wędrowców, to cóż dopiero powiedzieć o jego pograniczu z pogórzem? Będzie jeszcze niżej i mniej ciekawie, a przecież nie tego oczekujemy od wędrówki górskimi duktami. Jest jednak pewien region, zasadniczo jedna grupa górska, która mimo położenia w takiej okolicy, ma naprawdę wiele do zaoferowania.

Rzeczywiście, zazwyczaj tylko się przez nią szybko przejeżdża! I niestety nie ma o niej praktycznie żadnych informacji w internecie oraz dostępnych przewodnikach. Milczy (przynajmniej na razie) nawet wszechwiedząca Wikipedia. Mówię tu o wzniesieniach położnych między Nowym Sączem a Grybowem, w najdalej na zachód wysuniętym spłachetku Beskidu Niskiego: Górach Grybowskich. Brzmi enigmatycznie. Jednak wśród tej internetowej, ale też namacalnej ciszy, można odkryć na nowo górskie i (nie)dzikie piękno.
Skoro bierzemy na tapet Góry Grybowskie, to dobrze byłoby wiedzieć, gdzie one tak właściwie leżą. Cóż, łatwo nie będzie...
Nasi dzisiejsi bohaterowie nie mają jednoznacznie wyznaczonych granic. Pod względem turystyczno-krajoznawczym jest to wręcz terra incognita. Nie lepiej będzie nawet wtedy, gdy spróbujemy posiłkować się regionalizacją polskich Karpat – to pogranicze kilku dużych jednostek: Beskidu Niskiego, Pogórzy Ciężkowickiego i Rożnowskiego oraz Beskidu Sądeckiego.
Ogólnie możemy przyjąć, że w osi wschód-zachód nasze góry rozciągają się między wodami Mostyszy i Ropy oraz bystrym nurtem Kamienicy Nawojowskiej. Wobec takiego podziału, z łatwością zauważymy też pewną regionalną osobliwość, a mianowicie rzekę Białą Dunajcową radośnie przecinającą region na dwie nierówne części. Na południu granicę wyznaczają z kolei głębokie doliny Kamiannej oraz Kotowskiego Potoku: miejsca absolutnie niezwykłe. Kryją się tam dwie miejscowości: Kotów oraz – właśnie – Kamianna. Tkwią zawieszone niby w odmiennej przestrzeni i słyną z wieloletnich tradycji pszczelarskich.
Najtrudniej będzie określić północne rubieże tego uroczego zakątka. Zdecydowanie brakuje tam wyraźnej linii granicznej, np. w postaci większej, charakterystycznej rzeki. Generalnie kraniec gór będzie się opierał o pasmo Jodłowej Góry i Rosochatki – prawdopodobnie najdalej na zachód wysuniętego fragmentu Beskidu Niskiego – oraz ciąg niewysokich wzgórz nad Grybowem. Następnie zahaczy jeszcze o okolice Stróż oraz Szymbarku i kolejne pasmo – Maślanej Góry. Wszystko to będzie jednak tonęło w pogórzańskim klimacie, gdzie na pierwszy plan nie wybijają się już pachnące, górskie lasy, a robią to widokowe, kolorowe pola uprawne. Nie zmienią się jedynie kamienie pod naszymi stopami. To nadal będzie stary, dobry flisz karpacki.
Region Gór Grybowskich nie jest jednak ciekawy tylko ze względu na swoje zawiłości w zakresie opisu topograficznego. To przede wszystkim wyjątkowe miejsce pod względem historycznym i etnograficznym. Wystarczy wspomnieć, że jest to najbardziej zaludnione i cywilizowane pasmo Beskidu Niskiego. Zresztą, nie od dziś...
Dawniej, obok Polaków, teren ten licznie zamieszkiwali Łemkowie. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, poza pewnym istotnym szczegółem: mianowicie, region Gór Grybowskich był ich najbardziej na zachód wysuniętą siedzibą. Dalej się już zwyczajnie nie zapuszczali. Do łemkowskich wsi zaliczyły się m.in. Binczarowa, Florynka oraz Kamianna. Co ciekawe, tuż po upadku Austro-Węgier, Łemkowie założyli tu nawet swoje własne państewko: Ruską Ludową Republikę Łemkowską. Nie przetrwało ono jednak zbyt długo, gdyż do 1920 roku niepodległościowe zapędy lokalnej ludności zostały stłumione przez polskich żołnierzy.

Jednak to nie międzywojnie było kresem łemkowskiego osadnictwa. Jego upadek nadszedł tuż po II światowej, kiedy i w te rejony zawitała niechlubna akcja Wisła. Lokalnych mieszkańców wysiedlono głównie na tereny Dolnego Śląska. Dziś zaś po ich obecności niewiele już niestety zostało. Dumnie prężą się tylko wspaniałe, pozostałe cerkwie, jak choćby w Binczarowej, Florynce czy Królowej Górnej.
Natura horret vacuum – czyli jak mawiali starożytni, natura nie znosi próżni. W przeciwieństwie do wielu miejsc czy to w Bieszczadach, czy we wschodnim Beskidzie Niskim, tutaj wysiedlone wsie nie zostały pozostawione same sobie. Szybko pojawili się Polacy, którzy śmiało czynili sobie ziemię poddaną. Sprzyjało temu dogodne położenie regionu: nieopodal Nowego Sącza, dużego ośrodka oraz wzdłuż ważnych traktów komunikacyjnych z północny na południe. Efekty tego widzimy dzisiaj – doliny Gór Grybowskich pełne są mieszkańców, co pozwala nam na krótką refleksję nad tym, jak wyglądały dawniej całe Beskidy.

Obok tradycji łemkowskiej, warto pamiętać też o atrakcjach Szymbarku i Grybowa. W Szymbarku znajdziemy czołowy w Polsce przykład szlacheckiego kasztelu (zameczku), czyli dworu obronnego, oraz wyjątkowy skansen wsi pogórzańskiej – miejsce przenikania się tradycji z nowoczesnością. W Grybowie, stolicy regionu, znajdziemy z kolei uroczy ryneczek oraz ciekawy, neogotycki kościół z wyjątkowo wysoką wieżą.
W Górach Grybowskich wyróżnić możemy trzy podstawowe pasma: Koziego Żebra, Jaworza oraz Rosochatki i Jodłowej Góry. Wszystkie leżą nieopodal siebie, stanowiąc zasadniczą część całych gór. Najwyższe i największe jest pasmo Koziego Żebra, które osiąga do 888 m n.p.m. Kolejne będzie pasmo Jaworza, z wynikiem do 882 m n.p.m., natomiast następne – Rosochatka i Jodłowa Góra, z kulminacją na poziomie 753 m n.p.m. Nie są to może demony wysokości, ale nie warto ich lekceważyć – lokalne stromizny mają w sobie trochę ognia.
Na wszystkie najważniejsze szczyty prowadzą oznakowane szlaki oraz ścieżki lokalnych mieszkańców: Kozie Żebro z przyległościami można zwiedzić za pomocą szlaku żółtego, zaś Jaworze oraz Jodłową Górę i Rosochatkę – szlakiem niebieskim. Uważam, że najciekawsza będzie ta druga opcja.

Na niebieskim trakcie natkniemy się m.in. na wieżę widokową na Jaworzu, oferującą wspaniałe panoramy m.in. na większość pasm beskidzkich oraz Tatry. Co więcej, nieopodal Jodłowej Góry znajdziemy ciekawy rezerwat, chroniący wiekowe cisy. Najstarszy z nich liczy sobie aż blisko 560 lat! Na żółtym szlaku możemy się natomiast zagłębić w smrekowo-bukową głuszę. Specjalnych widoków może i nie ma, ale czasem każdy potrzebuje się przecież wyciszyć, najlepiej – w dzikim, naturalnym anturażu.
Obrazu gór dopełniają jeszcze dwa elementy: charakterystyczna, kopulasta sylwetka góry Chełm oraz pasmo spędzające sen z powiek niejednemu geografowi – Maślanej Góry. Tylko... dlaczego?
Kiedy mówi się o Jeleniej oraz Zielonej Górze, na myśli mamy zazwyczaj spore miasta na Dolnym Śląsku oraz w Lubuskiem. Tutaj miejsca o takich nazwach znajdziemy za to tuż obok siebie. Wycieczka jednodniowa z Jeleniej na Zieloną Górę? Cóż za problem, i to pieszo! Na dodatek przez Maślaną Górę, która wieńczy ten osobliwy zakątek. Ale czy na pewno?

Na stokach Maślanej Góry kryje się jeszcze jedna perełka, z pozoru trochę jakby tatrzańska. Mowa o Morskim Oku, którego wody skrzą się wśród bukowych lasów. Jeziorko powstało za sprawą największego osuwiska w polskich Karpatach – osuwiska “Szklarki”, aktywnego szczególnie w XX wieku. Bardzo wyraźnie widać tu siłę żywiołu, a w oczy rzuca się nisza osuwiska.
Każdy, kto zapuści się w te strony bez dobrej mapy, może mieć niezłą zagwozdkę. Cóż, krótko mówiąc, lokalne nazwy nie są zbyt intuicyjne. Z wielką łatwością można się zagubić, bynajmniej nie za sprawą zwykłej nieuwagi.
Wśród nazewnictwa zdarzają się bowiem liczne duble, albo nawet całkowite zamiany poszczególnych nazw szczytów. I tak na przykład Czerszla jest czasami Tokarnią, Tokarnia – Terepackiem Wyżnym, a Kozie Żebro, z przyczyn zupełnie niewyjaśnionych, staje się Kocim Żebrem. Jedno jest natomiast pewne: nazwy te zwykle dotyczą czynności lub miejsc związanych z życiem codziennym dawnych gospodarzy.

Często są też pozostałością po kulturze i języku dawnych karpackich pasterzy: Wołochów. W taki sposób możemy tłumaczyć choćby nazwę Czerszli, wywodzącą się najpewniej od cyrhlenia, czyli wypalania lasu pod pastwiska. Nie potrafię natomiast określić etymologii nazwy naszego najwyższego szczytu: Koziego Żebra. Warto jednak uważać, bo góra o identycznej nazwie leży również w zupełnie innej części Beskidów, tuż obok Wysowej-Zdroju. Podobnie jest zresztą z pozostałymi nazwami lokalnymi: natrafimy na nie w naprawdę różnych okolicach. Trzeba się pilnować!
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Chęć rozwikłania wszystkich terenowych zagadek jest świetną okazją dla głębszego poznania regionu i przyczynkiem do planowania kolejnych wędrówek. Przecież jak powszechnie wiadomo, nie ma nic lepszego, niż zarzucić plecak i ruszyć przed siebie, gdzieś w dal.

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie