Z Iwoną Górowską, ratowniczką Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, czołową biegaczką ultra, rozmawia Magdalena Przysiwek
Wymieniłaś bardzo dużo i faktycznie bieganie nie jest moją jedyną pasją. Jednak wszystko jest związane z górami. Jakbym miała jeszcze coś dodać w tym sportowym obszarze, to Xtri, czyli ekstremalny triathlon górski oraz swimrun, czyli połączenie biegania z pływaniem, które wykonuje się na zmianę. Ten sport mnie bardzo zauroczył. Co do zasady odbywa się w okolicach jezior lub morza, ale w Polsce tylko nad jeziorami. To mega dziki sport, taki bardzo blisko natury. Często trasy prowadzą całkowicie poza szlakami. Biega się w piance, a pływa w butach, więc wszystko mamy cały czas na sobie. W Polsce to mało popularny sport i też bardzo drogi organizacyjnie, przez co wpisowe również jest wysokie. Dlatego mała grupa osób w nim uczestniczy. Ale to przecudny sport, można się w nim zakochać.

Iwona Górowska podczas treningu. Fot. Ewa Janiec
Muszę zaznaczyć, że nie robię wszystkiego na raz. Był czas, kiedy startowałam więcej w swimrunie. Był też taki, kiedy skupiłam się na górskim triathlonie. Obecnie łączę wspinanie i biegi. I oczywiście dużo czasu poświęcam swojej dwuletniej córce, dlatego nie wróciłam jeszcze do pracy. Macierzyństwo jest jak cały etat. Myślę, że łączenie tego wszystkiego to sztuka kompromisów, ale też wybierania tego, co jest dla mnie ważne i co sprawia mi przyjemność. Dużo przy tym wszystkim myślę o mojej rodzinie.
Mamy to szczęście, że z mężem dzielimy te same pasje, więc rozumiemy swoje potrzeby, a dużo rzeczy robimy razem. Ale z drugiej strony, musimy teraz bardzo kombinować, by na przykład wspinać się we dwoje. Jest to możliwe dzięki moim rodzicom, którzy czasami zostają z naszą córką. Jednak coś za coś, bo np. wyjeżdżamy o drugiej w nocy, wspinamy się cały dzień i wracamy w nocy, kosztem braku snu.
Rzeczywiście, to był drugi tak trudny i wymagający bieg w krótkim czasie. To niesamowite uczucie ścigać się z najlepszymi kobietami z całego świata, bo to całkowicie inny poziom biegania niż u nas. Mnie jednak biegło się bardzo ciężko. Niestety, już na pierwszym kilometrze wpadłam w metalowy słupek, który stał na środku chodnika. Stłukłam sobie mocno udo, co okazało się bardzo uciążliwe podczas całego wyścigu. Miałam problemy ze zbieganiem i każdy krok oznaczał ból. Ale ogólnie było pięknie.

Iwona Górowska podczas treningu. Fot. Ewa Janiec
Dla mnie na tych zawodach dużym stresem była świadomość dość mocno wyśrubowanych limitów czasu. Wiedziałam bowiem, że nie jestem do końca wypoczęta po Biegu Granią Tatr. Jednak nie było czasu na odpuszczanie i większe kryzysy. Ciężko było też określić, jak rozłożyć siły? Ile tak naprawdę zejdzie na przebiegnięcie 70 km, bo teren bardzo zróżnicowany i trudny. Myślę, że 60 proc. dystansu poprowadzono poza szlakami, w tym dużo po skałach. Były bardzo strome zbiegi i podejścia. Czasami trzeba było użyć rąk, a to ograniczało prędkość biegu. Nawet na płaskich odcinkach czy prowadzących lekko pod górę, teren był bardzo wymagający. Trzeba uważać na czym się staje, a to nie pozwalało rozwijać większych prędkości.
...
Dołącz do grona naszych prenumeratorów aby przeczytać tekst w całości.
Pozostało 64% tekstu do przeczytania.
Wykup dostępJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie