Reklama

Historia i obecność GOPR - jak wygląda działalność i interwencje ratowników górskich, sprzęt, obszar działań, liczba interwencji i wyzwania w działalności GOPR | SEO: GOPR historia, interwencje, sprzęt, obszar działania

Z Jerzym Siodłakiem, naczelnikiem GOPR, rozmawia Kuba Terakowski.

 

Historię TOPR znamy chyba wszyscy, a jak powstało GOPR?

Można powiedzieć, że GOPR powstało z inicjatywy TOPR w 1952 roku. Obchodzimy więc 70-lecie istnienia. Wtedy to utworzono pierwsze poza Tatrami grupy GOPR - Beskidzką, Krynicką i Sudecką.

 

A jak GOPR wygląda obecnie?

Mamy siedem grup regionalnych, poza wymienionymi jeszcze: Bieszczadzką, Podhalańską, Jurajską i Karkonoską.

 

Lepiej wezwać pomoc niepotrzebnie, niż potrzebnie nie wezwać - mówi Jerzy Siodłak, naczelnik GOPR

 

Jaki obszar zabezpieczają?

Ponad 25 tys. km kw. terenu, prawie 10,5 tys. km szlaków turystycznych, 7,2 tys. km szlaków rowerowych i 200 stacji narciarskich.

 

Ilu ratowników działa w GOPR?

1784 - w tym 123 zawodowych i 1661 ochotników.

 

W górach jest coraz więcej wypadków rowerzystów

 

A ile interwencji rocznie ma GOPR?

W roku 2019 GOPR interweniował w górach 2237 razy - w tym: Grupa Karkonoska - 588, Beskidzka - 479, Podhalańska - 323, Sudecka - 309, Bieszczadzka - 245, Krynicka - 163 oraz Jurajska – 130. Udzielono pomocy 2324 osobom. Do tego doliczyć należy 3749 interwencji na zorganizowanych terenach narciarskich.

 

Czy liczba interwencji jest co roku podobna?

Nie, z roku na rok rośnie, a w ciągu ostatnich dwóch lat zwiększyła się gwałtownie - o 20-30 proc. To zapewne skutek pandemii, która ograniczyła możliwości wyjazdów zagranicznych oraz wsparcia finansowego udzielanego części naszego społeczeństwa.

 

A specyfika wypadków?

Też się zmienia. Wraz z pojawieniem się rowerów górskich, do tego z napędem elektrycznym liczba wypadków z ich udziałem wzrasta znacząco. Wiele pasm pokrywa sieć szlaków rowerowych, poza tym amatorzy tego sportu korzystają też ze szlaków pieszych, co dodatkowo zwiększa liczbę incydentów. Dawniej bezwzględnie dominowały wypadki zimowe, związane z narciarstwem przy wyciągach, teraz liczba letnich sięga połowy wszystkich.
 

GOPR ma dobry sprzęt

 

Jakim sprzętem dysponuje GOPR?

Największego kalibru są karetki górskie, czyli pojazdy terenowe na bazie samochodów marki Land Rover i Toyota Hilux, przystosowane do transportu osób poszkodowanych oraz ratowników w warunkach górskich. Mamy też samochody operacyjne, quady z napędem alternatywnym (czyli gąsienicowym), skutery śnieżne. A do tego całe spektrum sprzętu technicznego, alpinistycznego oraz medycznego. Mamy ekwipunek lawinowy i jaskiniowy, systemy do łączności oraz nawigacji. Dysponujemy najnowszym i najlepszym dostępnym wyposażeniem.

 

Śmigłowcem też?

Nie. Mamy podpisane porozumienia z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym oraz policją i wojskiem, co nam w zupełności wystarcza.

 

Gdzie ratownicy GOPR pełnią dyżury?

W siedmiu stacjach centralnych (Sanok, Krynica-Zdrój, Rabka-Zdrój, Podlesice, Szczyrk, Jelenia Góra, Wałbrzych) oraz w 27 stacjach i punktach ratunkowych zlokalizowanych między innymi w schroniskach i przy wyciągach. Połowa z nich jest całoroczna, połowa sezonowa. Większość dyżurów pełnimy przez całą dobę.

 

Jak wyglądają takie dyżury?

Ratownicy zawodowi mają zazwyczaj dyżury kilkudniowe, bo bez sensu byłoby iść do schroniska na osiem godzin. Natomiast ochotnicy najczęściej pełnią dyżury w weekendy, gdy sami mają więcej czasu i ruch turystyczny jest większy. Każdy ratownik musi wypracować określone pensum godzin, w tym 120 rocznie, za które nie otrzymuje wynagrodzenia. Wypracowane godziny stanowią podstawę do przyznania ratownikowi ekwipunku, którego ilość i rodzaj zależą od zaangażowania. Każdy ratownik musi też mieć ukończony kurs KPP (Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy), przejść co trzy lata weryfikację tych uprawnień oraz szkolić się na bieżąco.
 

W górach dzwońmy po pomoc

 

Kiedy wzywać GOPR, a kiedy nie wzywać? W jakich sytuacjach lepiej zdecydować się na samodzielne wyjście z opresji, aby nie angażować Was niepotrzebnie?

Pomoc w górach świadczymy bezpłatnie, więc w przypadku jakichkolwiek wątpliwości należy skontaktować się z GOPR czy TOPR. To nic nie kosztuje, a może uratować zdrowie lub życie. Lepiej wezwać pomoc niepotrzebnie, niż potrzebnie nie wezwać.

 

Czy jednak bezpłatność ratownictwa nie powoduje, że liczba nieprzemyślanych zgłoszeń jest większa?

Zapewne powoduje, lecz nie stanowi to dla nas problemu. Zadaniem ratownika przyjmującego zgłoszenie jest ocena rangi wezwania, dlatego zajmują się tym najbardziej doświadczeni. To od nich zależą pierwsze decyzje. Często sama rozmowa telefoniczna z ratownikiem wystarcza, by pomóc turyście i nie trzeba uruchamiać całej machiny.

 

A jeżeli jednak trzeba, to jak to wygląda?

Wszystko zależy od miejsca i charakteru wypadku. W pierwszej kolejności starają się pomóc ratownicy, którzy są w najbliższej stacji, bo oni mogą najszybciej dotrzeć do poszkodowanego. Jeżeli to nie wystarcza, to w zależności od wielu czynników podejmowane są decyzje o rodzaju i zakresie dalszych działań. Dawniej, szczególnie akcje poszukiwawcze, wymagały zaangażowania całej rzeszy ratowników. Obecnie, dzięki nowoczesnym technologiom opartym o nawigację satelitarną i różnego rodzaju aplikacje, grupy mogą być niewielkie. Teraz też, dzięki skuterom śnieżnym czy quadom, można bez porównania szybciej dotrzeć do poszkodowanych. Ponadto do poszukiwań coraz powszechniej używane są drony.

 

GOPR dysponuje dronami?

Tak, każda grupa ma przynajmniej jednego. GOPR mocno wyspecjalizowało się w prowadzeniu działań poszukiwawczych. Uczymy inne służby, współpracujemy przy poszukiwaniu osób zaginionych również na obszarze całej Polski, a nawet zagranicą.

 

Ratownik górski wybiegł ze ślubu córki

 

Wróćmy do "uruchamiania machiny". Jeżeli jednak okaże się, że potrzebnych będzie wielu ratowników, to…

Przez specjalny system powiadamiania informujemy ratowników, że na danym obszarze są lub będą prowadzone określone działania wymagające ich wsparcia, a oni zwrotnie - jeżeli mogą - zgłaszają swoją gotowość. Koordynacją zgłoszeń zajmuje się ratownik kierujący akcją, który dysponuje nimi stosownie do potrzeb.

 

Czy zgłoszenie gotowości jest dobrowolne?

Oczywiście, zarówno ratownik zawodowy po godzinach pracy, jak i ochotnik może nie przysłać zgłoszenia.

 

Czyli może nie wstać od stołu wigilijnego, jeżeli akurat wtedy zostanie wezwany?

Może, ale jeżeli poważnie traktuje rotę przysięgi, to wstanie...

 

"Na każde wezwanie Naczelnika...

...stawię się o określonej porze i udam w góry, celem niesienia pomocy ludziom jej potrzebującym". To oczywiście jest teoria. Tak to powinno wyglądać i generalnie tak wygląda. Nikt nie wstępuje w szeregi GOPR pod przymusem, chociaż są tacy, którzy twierdzą, że "ochotnicze" oznacza, iż stawią się, gdy im przyjdzie ochota... (śmiech). Ale to żarty, sam byłem świadkiem jak ratownik wybiegł ze ślubu córki, bo został wezwany. Chociaż nie jest łatwo, zwłaszcza młodym, którym zależy na stabilnej pracy. Zarabiają, zakładają rodziny, więc czasu wolnego mają niewiele. Ale i tak potrafią poświęcić się służbie.

 

Na szlakach bateria w telefonie musi być naładowana

 

Spójrzmy teraz na wypadek z drugiej strony. Jak wezwać pomoc? Jak powinna zachować się ofiara wypadku lub świadek?

Najprościej wezwać pomoc przez telefon albo poprzez aplikację "Ratunek". Należy jednak pamiętać, że nie wszędzie w górach jest zasięg, a bateria - zwłaszcza przy niskich temperaturach - może rozładować się zaskakująco szybko. Warto więc chronić telefon przed mrozem, zabrać ze sobą powerbank, ograniczyć liczbę rozmów oraz energochłonnych funkcji i... nie pstrykać smartfonem zdjęć bez opamiętania. Jeżeli zasięgu lub prądu zabraknie, a poszkodowany nie jest sam, to ktoś powinien z nim zostać, a ktoś pójść po pomoc. Ofiarę należy zabezpieczyć przed następnymi kontuzjami oraz wychłodzeniem i wspierać psychicznie. Osoba towarzysząca powinna zadbać też o własne bezpieczeństwo.

 

A jeżeli poszkodowany jest sam i bez telefonu?

To pozostają stare metody, których uczono na przysposobieniu obronnym: zabezpieczenie przed zimnem i wołanie o pomoc lub wysyłanie sygnałów głosowych, świetlnych albo dymnych. Warto też nasłuchiwać głosów, aby nie opaść z sił, krzycząc po próżnicy.

 

Wróćmy do współczesności: na jaki numer telefonu należy zadzwonić?

985 lub 601 100 300 - to dwa numery alarmowe, których nie wolno blokować pytaniami o pogodę lub warunki na szlakach. Bezcenna jest też aplikacja "Ratunek", powinien ją zainstalować sobie w telefonie każdy turysta, a nawet grzybiarz, szukający szczęścia w górach. Ta aplikacja działa w dwie strony - pozwala zarówno osobie zaginionej, jak i ratownikom pokazać precyzyjnie pozycję telefonu na mapie. Dawniej osoba zagubiona nie potrafiła dokładnie powiedzieć ratownikom gdzie jest, a teraz może albo samodzielnie wrócić na szlak, albo na podstawie wskazówek ratownika.
 

GOPR śmigłowca nie potrzebuje

 

Jak finansowany jest GOPR?

Główny strumień pieniędzy dla GOPR płynie z MSWiA. Z tych środków finansujemy bieżącą działalność, wypłacamy pensje ratownikom zawodowym, utrzymujemy i eksploatujemy obiekty. Te pieniądze nie pokrywają jednak całości naszych potrzeb.

 

A ile?

Około 60 proc. Pozostałą część, potrzebną między innymi na zakup sprzętu, środków transportu, czy ekwipunku, otrzymujemy od samorządów lokalnych oraz sponsorów. Pewne kwoty wypracowują też sami ratownicy, dyżurujący przy wyciągach.

 

Przed miesiącem GOPR dostało rekordowe dofinansowanie od MSWiA: blisko 10 milionów złotych. Na co przeznaczone zostaną te środki?

Na siedem nowoczesnych karetek górskich, skutery śnieżne i quady z napędem alternatywnym dla wszystkich siedmiu grup. Na dwa nowoczesne motocykle na gąsienicach dla Grupy Podhalańskiej, 150 kompletów ekwipunku, 100 kompletów sprzętu do skialpinizmu oraz specjalistyczny sprzęt ratunkowy. A także - last but not least - na aplikację pomagającą szukać zaginionych przy pomocy dronów.

 

A czego jeszcze w GOPR brakuje? Śmigłowca?

Nie, bo koszty utrzymania takiego sprzętu są ogromne, a nie używamy go na tyle często, by tak obciążać się finansowo. Współpraca z LPR, policją i wojskiem w zupełności nam wystarcza. A czego najbardziej nam brakuje? Stabilności finansowania. Za dużo mamy niepewności, gonitwy za pieniędzmi, ciągłych kalkulacji, szukania sponsorów.

 

Czy zatem nie byłoby dobrze wprowadzić odpłatności za akcje GOPR lub ubezpieczenia?

Dyskusje na ten temat trwają od 30 lat. To byłaby rewolucja zarówno na rynku ubezpieczeń, jak i w mentalności naszych rodaków, którzy do tej pory mieli to za darmo. Sam, podobnie jak wielu ratowników, obawiam się, że zmiany w systemie finansowania spowodowałyby zamęt, na którym GOPR mógłby stracić. Myślę też, że turyści rezygnowaliby z wzywania pomocy z lęku przed ponoszeniem kosztów, czego skutek mógłby być tragiczny.

 

Ale jadąc za granicę nasi rodacy wykupują ubezpieczenie bez szemrania...

Samo ubezpieczenie i tak by nie wystarczyło, dofinansowanie nadal byłoby potrzebne. W skali budżetu państwa koszty ratownictwa górskiego to jakiś promil, GOPR nie jest obciążeniem. Do osiągnięcia stabilności finansowej wystarczyłoby nam niewiele, kilka milionów złotych. Gdyby nam je dodać, to nikt by na tym nie stracił, a zyskałby GOPR oraz ci, którzy w górach potrzebują naszej pomocy.

 

Naczelnik GOPR jest bardziej urzędnikiem niż ratownikiem

 

Czy Pan, jako naczelnik GOPR, czuje się teraz bardziej urzędnikiem, czy wciąż ratownikiem?

Niestety, coraz bardziej urzędnikiem. Owszem, jestem ratownikiem, swoje godziny w górach wypracowuję, ale gdzie mi tam do dawnej aktywności... Przeszedłem wszystkie szczeble drabiny GOPR - od kandydata po starszego instruktora. Przez 22 lata byłem naczelnikiem Grupy Beskidzkiej GOPR, swoich akcji i wypraw nie zliczę. Latałem śmigłowcem, ściągałem ludzi z dachów podczas powodzi, wyciągałem ofiary spod gruzów po trzęsieniu ziemi w Armenii. A teraz? Brakuje mi czasu nawet na wspomnienia...

 

I nie dostaje Pan już powiadomień o akcjach?

Dostaję, ale rzadko mogę odpowiedzieć, bo wciąż jestem ratownikiem Grupy Beskidzkiej, a mieszkam i pracuję w Zakopanem.

 

No właśnie, dlaczego siedziba GOPR znajduje się w Zakopanem, skoro w Tatrach nie ma goprowców?

To uwarunkowanie historyczne. W statucie zapisana jest siedziba GOPR w Zakopanem. Mamy tam działkę i budynek, w którym znajduje się biuro naczelnika i głównej księgowej GOPR.

 

Jest Pan więc jedynym ratownikiem GOPR w Zakopanem?

Czynnym - tak. Poza mną zatrudniony tu jest jeszcze Maciek Moskwa, szef wyszkolenia GOPR, ale on wciąż przebywa w terenie.

 

Ilu ludziom uratował Pan życie? Tak bezpośrednio, osobiście.

Osobiście? Kilku. To trudno zważyć, bo ratownicy górscy ratują życie zespołowo. Stanowimy drużynę, w której nie ma Lewandowskiego... (śmiech).

 

A zdarzyło się, że śmierć zajrzała Panu w oczy?

W górach? Nie. Chociaż raz zgubiłem się na Babiej Górze w bardzo trudnych warunkach. Towarzyszył mi ratownik doskonale znający teren, a mimo to odnalezienie szlaku zajęło nam dwie godziny, o powrocie do schroniska nie wspominając. To nauczyło mnie pokory.

 

Czyli nigdy nie wzywał Pan GOPR?

Sobie na pomoc? Nigdy.

 

Jerzy Siodłak

Ma 58 lat. Mieszka w Zakopanem i Szczyrku. Jest ratownikiem GOPR, ze stopniem starszego instruktora. Przez 22 lata był naczelnikiem Grupy Beskidzkiej GOPR, a od dwóch lat pełni funkcję naczelnika GOPR.

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 27/07/2024 18:04
Reklama

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do