Często jadąc na urlop albo wyprawę, chcemy zabrać z sobą więcej niż w rzeczywistości jest nam potrzebne. Ot tak, na wszelki wypadek. Ograniczeni do jednego plecaka czy walizki, szybko jednak redukujemy nasze potrzeby. Jest jednak sposób, by chociaż raz zaszaleć.
Poniższy tekst ukazał się w wydaniu specjalnym nr WS 03/2023 (JESIEŃ)
Każdy wyjazd, a zwłaszcza w góry, to ogromne dylematy. Co ze sobą zabrać, a co zostawić? Przed naszym redakcyjnym projektem Głównego Szlaku Beskidzkiego pilnowałem się do tego stopnia, że finalnie zapomniałem nawet kilku t-shirtów. Choć tak naprawdę było to niepotrzebne, bo wsparł nas diler Volkswagena City Motors, udostępniając obszernego Tiguana. Ale to tylko dowodzi, jak siebie pilnujemy, zanim wyruszymy na szlak.
Można jednak zdecydować się na podróż kamperem, by się w niczym nie ograniczać. Dlatego w 2023 roku naszą czteroosobową rodziną wsiedliśmy do takiego legendarnego pojazdu – Californii. Było to moje spełnienie marzeń, aby kultowym samochodem powłóczyć się po Europie. Przed oczami od razu stanęły kadry z „Forresta Gumpa” oraz beztroskich wypraw hipisów. Do tego Woodstock oraz rozległe przestrzenie Stanów Zjednoczonych przemierzane kultowymi busikami volkswagena.
Za cel naszej podróży obraliśmy jeziora we włoskich Dolomitach. Oczywiście słynnej Gardy nigdy pomijać nie można. Ale oprócz tego dotarliśmy jeszcze nad trzy urokliwe akweny: Lago di Ledro (ok. 700 m n.p.m.), Lago di Cavedine (ok. 300 m n.p.m.) i nad to, które skradło nasze serca - Lago di Tenno.
To niewielkie górskie jezioro, położone na wysokości ok. 550 m n.p.m., ukryte jest pomiędzy stromymi ścianami okolicznych szczytów. Spływają do niego bardzo zimne potoki, ale woda jest w nim zaskakująco ciepła. Dlatego w połączeniu z obłędnym, szafirowym kolorem naprawdę robi wrażenie. Okazuje się wręcz niesamowitym tropikalnym zakątkiem. Niedaleko jeziora na małym kameralnym polu namiotowym (Camping Lago di Tenno) rozstawiliśmy nasz mobilny dom, który miał być zapleczem podczas zdobywania Monte Misone (1803 m n.p.m.). Szczyt zatem niższy od Kasprowego Wierchu, choć z przewyższeniem 1200 m.

Lago di Tenno oraz górujący szczyt Monte Misone
Gdy dzień jest długi, to zaplanowane 16 km wędrówki można rozpocząć po spokojnie wypitej kawie. Zwłaszcza we Włoszech trudno odmówić sobie tej przyjemności. Dzień bez kawy zaparzonej w Bialettim, tym razem na kuchence turystycznej, nie byłby wart wspomnień.
Moja rodzina zostaje na dole, a ja ze spokojem ruszam na szlak o godz. 8 rano. Najpierw idę wzdłuż jeziora. Znaki prowadzą mnie do malowniczej średniowiecznej wioski Canale di Tenno, położonej na szczycie wzgórza. Oczy przyciągają tu małe, kamienne domki oddzielone brukowanymi uliczkami. Znajdziemy tu również wiele małych restauracji serwujących lokalne dania. Rześki poranek to nie jest jednak odpowiedni czas na tego typu atrakcje.
Szlak pnie się teraz ostro w górę przez przepiękny las bukowy. Czuję się trochę jak w Bieszczadach. Szybko docieram do podnóża skał, na których wytyczone są drogi wspinaczkowe. Jednak samych wspinaczy brak, wiszą tylko pozostawione liny. Gdy jestem na południowym zboczu, czuję, jak temperatura rośnie. Choć teren jest coraz bardziej odsłonięty, to prawie w ogóle nie wieje. Zastanawiam się więc, czy trzy litry wody w tych warunkach mi wystarczą.
Trasa z każdym metrem robi się coraz bardziej stroma, a osuwające się spod nóg kamienie nie pomagają. Wytchnieniem są tylko buki, graby i pojedyncze sosny, które dają trochę cienia. Przełomowe okazuje się dotarcie na przełęcz Sella di Castiol (1346 m n.p.m.). W końcu czuję podmuch wiatru i robi się przyjemniej.
Teraz podążam leśną ścieżką wzdłuż zbocza. Położone prawie kilometr niżej jezioro ukazuje mi się w jednej z przecinek. Z tej wysokości wygląda jak maleńka kałuża z szafirową wodą. Dość szybko docieram do polany, na której znajduje się lokalna bacówka. Położenie przypomina trochę tę na Rycerzowej w Beskidzie Żywieckim, tylko widoki są bardziej imponujące. Nic dziwnego – w końcu patrzę na lodowce oraz liczne szczyty Dolomitów. Sam budynek też nie jest drewniany, tylko zbudowany z solidnego kamienia. Ostatni odcinek pozwolił mi się trochę zregenerować, więc po krótkim postoju na fotografie ruszam w górę.
Sprzyja mi teraz fakt, że słońce jest po drugiej stronie góry. Jednak ponad 30 stopni Celsjusza i duża wilgotność powietrza szybko mnie spowalniają. Tym bardziej, że drzew jest coraz mniej. Docieram do polany, na której pasą się owce i kozy. Jest ich tu całkiem sporo.
Szczyt Monte Misone (1803 m n.p.m.) zdobywam w pełnym słońcu przy akompaniamencie pasterskich dzwonków. Krajobrazy są obłędne. Niestety, wilgotność jest tak duża, że zdjęcia nie oddają tego wszystkiego. Bezsprzecznie najpiękniejszy widok to ten na oddalone nieco Jezioro Garda. Nawet z tej perspektywy woda i góry budzą respekt.

Widok ze szczytu Monte Misone na Jezioro Garda
Wracam tą samą drogą. Przy bacówce poznaję przesympatyczną parę młodych Włochów, którzy tu mieszkają. Hodują kozy, owce oraz krowy i produkują sery. Nam Polakom jest to bardzo bliskie – przed oczami stają bunc, oscypki, żętyca. O ile jednak u nas bacówki to maleńkie obiekty - dość prymitywne, ale z charakterem, o tyle w Italii to prawdziwa manufaktura.

Chiara Galante oraz Marco w sezonie letnim produkują sery w Bacówce Malaga Misone Tenno
Mamy więc solidne kamienne zabudowania w postaci alpejskiego domu mieszkalnego, bardzo nowoczesnej obory i miejsca, gdzie powstaje ser. Wszystko jest bardzo zadbane i spełnia wymogi sanitarne. Nie ma tu internetu, prąd płynie z paneli, a woda gospodarcza to deszczówka. Niczego tu nie brakuje. Jedynie mi brakuje… gotówki. Kartą nie zapłacę, a z pięć euro, które mam przy sobie, nie mogę sobie na wiele pozwolić. Jak się jednak okazuje, syty ser w połączeniu z Lemon Sodą za 5 euro to aż nadto. Po takim posiłku w dół idzie mi się zdecydowanie łatwiej, choć piargi na kilku fragmentach wymagają skupienia.

Lemon Soda, chipsy i ser, czyli lunch za 5 Euro :)
Po dotarciu do asfaltowej drogi postanawiam odwiedzić jeszcze Rifugio San Pietro (ok. 980 m n.p.m.), czyli schronisko św. Piotra. Spacer po równej drodze to nie jest żadne wyzwanie. Jednak w środku lata we Włoszech, doskonale można zrozumieć, dlaczego ktoś wymyślił sjestę. Jest strasznie gorąco, na szczęście w schronisku nie odpoczywają. Tu działa internet, więc częstuję się drugą dziś Lemon Sodą i chłonę widok Gardy, stojąc nad skalnym urwiskiem. Nawet tylko lemoniada w takim miejscu ma wymiar prawie mistyczny. A co dopiero kolacja przy świecach…
Lekkie wino na koniec dnia
Zanim docieram do naszego domu na kołach, mijam szafirową taflę Lago di Tenno. Jestem tak spragniony kąpieli, że walczę z sobą, czy nie rzucić wszystkiego i wskoczyć do wody nawet w ubraniu. Jednak tę fantazję mam już chyba za sobą. Na finał pozwalam więc sobie na schłodzone w lodówce lekkie białe wino z pobliskiej winnicy Pisoni.
Następnego dnia na ostatni punkt naszej wycieczki obieramy Arco – prawdziwą mekkę wspinaczy. W planach mamy prostą via ferratę. Niestety, w południe żar lejący się z nieba zmienia nasz plan. Duży basen na campingu ZOO wydaje się być zdecydowanie najlepszym pomysłem na ten dzień. Bo życie w kamperze rządzi się swoimi prawami. W każdej chwili można zmienić scenariusz.
Dom na kółkach


Camping Lago di Tenno
tel. +39 0464 502 053
www.campinglagoditenno.it
Camping ZOO Arco
tel. +39 0464 516232
www.campingzoo.it

Camping ZOO w Arco, kultowe miejsce dla wszystkich wspinaczy.
Partner projektu:

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Cały dom ze sobą"
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie