Reklama

Młoda pasjonatka gór i jej miłość do Everestu - historia himalajskiego kamyczka

Opowiem Wam historię pewnego kamyka… Małego, ale wyjątkowego, bo zabranego z Everestu. Nie ze szczytu, bo tam kamyków nie było, jedynie przysypane śniegiem solidne skały. Pięć sztuk zniosłam z obozu IV, na Przełęczy Południowej, gdzie na wysokości 7900 m n.p.m. zalega ich całe mnóstwo.

 

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 1(11)/2020.

 

Na Evereście byłam w 2013 roku. Natomiast pewnego dnia roku 2014, napisała do mnie 11-letnia Ania. "Czytałam Pani książkę o Evereście i też chciałabym wejść na szczyt, ale rodzice mówią, że muszę jeszcze parę lat zaczekać. Nawet na wyprawę do base-campu nie chcą się zgodzić. A ja bardzo bym chciała przywieźć mały pamiątkowy kamyczek. Może zna Pani kogoś kto się tam wybiera i mógłby mi ten kamyczek przywieźć?" [pisownia oryginalna, jedynie z poprawieniem błędów]. 

 

Będąc pod dużym wrażeniem, że 11-latce chciało się przeczytać dość trudną jak na ten wiek książkę, odpisałam Ani, że mam pewien kamyczek - nie z bazy, ale z prawie 8000 m n.p.m. i chętnie jej sprezentuję. 

 

Sprawę komplikowało to, że Ania mieszka w Norwegii. Tak więc zrobiła się z tego cała akcja przekazywania cennej - jakby nie było - przesyłki komuś, kto właśnie tam leciał. Oczywiście na tym etapie trzeba było już wciągnąć w temat mamę Ani, co zapoczątkowało znajomość z całą przesympatyczną rodziną. Kamyczek do Ani dotarł. Niedługo potem, wraz ze zdjęciami, jakie również wysłałam, Ania wykorzystała go na szkolnej wystawie. A ja cóż, uznałam że jak to u dzieci, zainteresowanie górami szybko dziewczynce przejdzie. Tymczasem nie…

 

"Dzisiaj od babci dowiedziałam się, że chodziła po górach i nawet miała srebrną odznakę. Rodzice też podobno chodzili po Tatrach. Skoro to już taka tradycja rodzinna, to ja muszę zdobyć najwyższy szczyt świata" - pisała Ania w którymś z kolejnych maili. Za jakiś czas z kolei "skarżyła się": "Koleżanki z mojej klasy chcą zostać piosenkarkami, więc jak mówię, że wejdę na Mount Everest, to nie rozumieją tego. Pewno będzie ciężko, ale jakoś dam sobie radę" - widać było determinację.

 

Rodzice Ani, widząc jej zapał, postanowili zapisać córkę na ściankę, stawiając jednak pewne warunki odnośnie nauki i obowiązków domowych. Niedługo potem dostałam kolejny list od mamy mojej "podopiecznej", bo tak zaczęłam już ją nazywać. Wychodziło na to, że chcąc chodzić na zajęcia: "…Ania zrobiła sie bardziej grzeczna, jeszcze chętniej pomaga, nie wchodzi w konflikty z siostrami…". 

 

 

Mijały miesiące… Górskie marzenia i zapał do ściankowych treningów wcale Ani nie mijały. Któregoś razu doniosła, że znalazła wiersz o Tenzingu (Szerpie który razem z Hillarym zrobił pierwsze w historii wejście na Everest) i że everestowy amulet wszędzie ze sobą nosi. " Tyyo [pewnie jakiś kolega], jak mu pokazałam, nie wierzył, że ma w rękach kawałeczek Everestu" - pisała uradowana. 

 

Następnym etapem w górskim rozwoju Ani było wspinanie już w terenie. "Zimą byłam z Tatą na skałkach i bardzo mi się spodobało" - relacjonowała. A równocześnie zawsze gdzieś w tle pojawiał się kamyczek. "Dziś znowu pokazywałam go w szkole i każdy kto go dotykał przysięgał, że nigdy nie umyje rąk". Szczerze mówiąc wolałam nie wiedzieć, co na to rodzice dzieciaków… Równocześnie wynikało, że Ania systematycznie poszerza swą wiedzę teoretyczną. "Przeczytałam juz każdą górską książkę w szkolnej bibliotece, a jak zostały zakupione nowe książki i jedna była o górach, to miałam zrobioną specjalną rezerwację." Przy okazji pojawiła się też bardzo konkretna deklaracja: "Obiecuje szybko rosnąć, żeby dołączyć do Pani teamu!".


Minęły trzy lata… Któregoś dnia, gdy byłam w Krakowie, a Ania wraz z rodzicami przyjechała do Polski, udało nam się spotkać. Nie wiem, kto był bardziej wzruszony, czy Ania, czy ja, dumna że mam taką młodą, hmm, wychowankę? Trudno tu znaleźć właściwe słowo. Może rzeczywiście kandydatkę do teamu?

 

 

Ania obecnie ma 18 lat, pasję do gór systematycznie rozwija. Czy zostanie kiedyś zdobywczynią Everestu? Nawet jeśli z nim nie wyjdzie i pozostanie w niższych górach, i tak będę się cieszyć, że przez jeden mały kamyczek mogłam zaszczepić jej pasję i miłość do gór.

 

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Magia małego kamyczka".

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do