Reklama

Alexander Piegza - Najmłodszy narciarz, który zjechał z Mont Blanc

Młody wspinacz i narciarz, Alexander Piegza, opowiada o swoich przygodach w górach i rekordach, które ustanowił

 

Młody Mistrz: Alexander Piegza na Szczycie Mont Blanc

 

Ile masz lat?

W grudniu skończyłem 13.

 

Miałeś zatem 12, gdy jako najmłodszy człowiek na świecie zjechałeś na skiturach z Mont Blanc?

Tak, to było w czerwcu 2019 roku. Z tym, że lepiej byłoby powiedzieć, że zjechałem na nartach. Skituring bowiem to dyscyplina, w której na tych samych nartach zarówno podchodzi się w górę, jak i zjeżdża. Natomiast ja podchodziłem na nogach, tylko niewielkie odcinki pokonując na nartach.

 

Ustanowiłeś też przy tym inny rekord...

No tak, w 12 godzin weszliśmy z tatą na szczyt i zjechaliśmy do schroniska z powrotem. Ale byłoby szybciej, gdyby tata nie robił tylu zdjęć...

 

Poprawiłeś własny rekord?

Owszem, bo w sierpniu 2018 droga na szczyt i z powrotem zajęła nam 15 godzin. Ale wtedy schodziliśmy na piechotę.

 

Przeciętnemu turyście ta droga ile zajmuje?

Trzy dni.

 

Wow, szacunek. Czyli na szczycie Mont Blanc byłeś już dwukrotnie?

Tak, w odstępie 10 miesięcy, jako 11– i 12-latek i to dwoma różnymi drogami.

 

Ostatnio byłeś tam najmłodszym narciarzem, a poprzednio najmłodszym piechurem, prawda?

Chyba nie. Tata mówił, że podobno kilka lat wcześniej szczyt Mont Blanc zdobył jakiś dziewięciolatek z Anglii.

 

Cieszył mnie deszcz

 

A jak w ogóle zaczęła się Twoja przygoda z górami?

Nie pamiętam. Rodzice zabierali mnie w góry już w beciku. Mam takie zdjęcie znad Morskiego Oka, ale tamtej wycieczki nie mogę sobie przypomnieć. Tata jest wspinaczem, instruktorem narciarstwa, fotografem. Mama też dużo chodzi po górach. Pierwszą wycieczką, którą mgliście pamiętam. było wejście na Kasprowy Wierch. Miałem wtedy trzy, może cztery lata.

 

 

I całą drogę pokonałeś samodzielnie?

Tak, na własnych nogach, tam i z powrotem.

 

Pierwszych kroków na nartach też nie pamiętasz?

Też pamiętam mgliście. To był stok Czarny Groń. Tata zostawiał mnie na najmniejszej z górek i zjeżdżał, obiecując, że wszystko będzie OK, bo wpadnę mu w ramiona na dole, jeżeli po prostu pojadę za nim. Ale nie wpadałem, bo w ostatniej chwili odsuwał się... Musiałem więc hamować i skręcać samodzielnie. A mimo to było OK. Po roku lub dwóch tata zabrał mnie na Kasprowy Wierch. Lepiej pamiętam mój pierwszy skituring. Miałem wtedy sześć lat, był koniec maja. Poszliśmy z tatą na Kopę Kondracką, leżała tam ostatnia „nitka” śniegu. Wszedłem po niej na nartach tuż pod szczyt. Pamiętam, że padał wtedy deszcz i bardzo mnie to cieszyło.

 

Cieszył Cię deszcz? Dlaczego?

Bo naoglądałem się filmów przygodowych, więc wyobrażałem sobie, że – jak ich bohaterowie – walczę o życie w ekstremalnych warunkach. Wprawdzie na Kopie Kondrackiej padał tylko deszcz, ale i tak byłem nim zachwycony... (śmiech). Moja wyobraźnia szalała, sięgając daleko za granice Czerwonych Wierchów. Rok później wszedłem skiturowo na Kasprowy Wierch, potem zjechałem z Breihthornu [Alpy, 4164 m n.p.m. – red.], a w czerwcu 2018 roku z Rysów.

 

Z Rysów? Wow! To musiał być bardzo trudny zjazd...

Nie tak bardzo, trudniej było na Baranich Rogach. Szczególnie obawiałem się tam kilkunastu metrów bardzo stromego żlebu. Na Baranich Rogach było jednak szeroko, a zjeżdżając z Rysów musiałem zmieścić się na wąskim płacie śniegu, co też było wyzwaniem.

 

 

Nigdy nie powiedziałem: "To dla mnie za trudne"

 

Masz też już spore osiągnięcia wspinaczkowe, prawda?

Czy spore, to nie wiem. Ale fakt, że tej zimy „zrobiłem” Żleb Zaruskiego na północnej ścianie Kościelca [trudność: 4+ – red.]. W wieku ośmiu lat przeszedłem Filar Świnicy, a jako sześciolatek zdobyłem Mnicha. Nikt młodszy nie był tam przede mną.

 

Wszedłeś tam od „pleców”, czy wschodnią ścianą?

Przez płytę, wschodnia ściana jest zbyt trudna. Teraz też jeszcze nie odważyłbym się na nią.

 

Nie bałeś się stanąć na szczycie Mnicha? Przecież tam jest tylko platforma wielkości stołu i przepaść dookoła!

Trochę się bałem. Pamiętam, że trzymałem się nóg taty. Ale zakręciło mi się w głowie tylko raz, bo tata miał kamerę GoPro na kijku. I stojąc na szczycie, patrzyliśmy w górę w stronę obiektywu i kiedy spuściłem wzrok, to świat mi zawirował dookoła. Ale chyba i tak najbardziej bałem się, że kamera nam spadnie... (śmiech).

 

 

Nigdy nie zdarzyło Ci się powiedzieć tacie: „to dla mnie za trudne, nie wejdę tam”, albo „nie zjadę stamtąd”?

Nigdy. Tata zna moje umiejętności i nie zabiera mnie na drogi zbyt dla mnie trudne. I zawsze dba o nasze bezpieczeństwo.

 

Nigdy się nie bałeś?

Zawsze trochę się boję. Mam świadomość zagrożenia, ale ten lęk tylko mobilizuje mnie do zachowania ostrożności.

 

Na Breithornie byłem podekscytowany

 

Wspomniałeś, że przed zjazdem z Mont Blanc, zaliczyłeś Breithorn. To był trudny szczyt?

Breithorn jest łatwiejszy niż Rysy i wiele tatrzańskich żlebów, którymi zjechałem wcześniej.

 

Łatwiejszy, lecz wyższy. Nie czułeś tam choroby wysokościowej?

Nie zdążyłem, na szczycie staliśmy przez moment. Pamiętam za to, że byłem bardzo podekscytowany: pierwszy raz w Alpach, pierwszy raz powyżej 4000 metrów n.p.m. i pierwszy raz zjeżdżałem z takiej wysokości. Na dole czułem niedosyt, bo warunki były świetne. Śnieg idealny, więc cały zjazd trwał nie więcej niż kwadrans.

 

Na Mont Blanc byłeś dwukrotnie, pierwszy raz bez nart, czy to był rekonesans przed wyprawą skitourową?

Nie. Pierwszy raz wybraliśmy się tam, bo kilka lat wcześniej, idąc z tatą w góry, rozmawialiśmy o następnych wycieczkach. I wtedy wpadłem na pomysł, aby zdobyć Mont Blanc. Od razu spodobał mu się ten plan, ale musieliśmy trochę poczekać ze względu na mój wiek oraz umiejętności. W 2018 roku, gdy miałem 11 lat, tata stwierdził, że jestem już wystarczająco dobrze przygotowany i zabrał mnie tam. Miałem już wówczas za sobą wiele zjazdów, więc podchodząc pod Mont Blanc, przyglądałem się stokom z perspektywy narciarza. I żaden fragment nie wydawał mi się zbyt trudny. Na szczycie zapytałem więc tatę, co stoi na przeszkodzie, abyśmy zjechali w dół na nartach, skoro pokonywałem już trudniejsze zbocza. Powiedział, że nic, poza tym, iż nie mamy ze sobą nart... (śmiech).

 

I niecały rok później już mieliście...

No, tak.

 

Za drugim razem było łatwiej?

Nie, ponieważ musieliśmy wnieść dodatkowo ekwipunek skiturowy. Sam plecak był lekki, ale narty to trzy kilogramy ekstra. No i kłopot, bo są dość długie.

 

Jak długie?

Powinny być o kilka centymetrów wyższe niż narciarz. Ja z moich obecnych już trochę wyrosłem, bo mam 172 cm, a narty 169.

 

Z ilu par już wyrosłeś?

Chyba z czterech.

 

A ile połamałeś?

Ani jednej.

 

Podchodziłeś na Mont Blanc w butach skiturowych?

Tak, aby nie dźwigać ich w plecaku.

 

 

Wejście na Dach Europy

 

Jak przebiegało wejście?

Wyjechaliśmy kolejką na 2300 m n.p.m.. Tata wybrał trasę skiturową, nieco trudniejszą i mniej uczęszczaną niż klasyczna. Był tam już wcześniej kilkanaście razy, więc ma doświadczenie. Prawie cały czas podchodziliśmy pieszo, bo narty można było założyć tylko na krótkim odcinku. Powyżej lodowca Bionnassay tata wybrał wariant dłuższy, aby ominąć seraki oraz spadające kamienie. Po około 10 godzinach stanęliśmy na szczycie. Spędziliśmy tam tylko kwadrans, gdyż było bardzo zimno, a do tego wiał lodowaty wiatr. Założyliśmy narty i półtorej godziny później byliśmy z powrotem przy górnej stacji kolejki. Podchodziliśmy inną drogą, a zjeżdżaliśmy inną.

 

Kto prowadził na podejściu?

Zwykle ja, aby tata cały czas miał mnie na oku. A zjeżdżaliśmy odwrotnie: tata pierwszy pokonywał kolejne odcinki, podpowiadał mi optymalną trasę i czekał w kluczowych miejscach.

 

Podchodziliście z asekuracją?

Tak, oczywiście. Mieliśmy też sondy i plecaki lawinowe.

 

Co jest trudniejsze – podchodzenie, czy zjazdy?

Zjazdy, bo podchodząc mam więcej czasu, aby zobaczyć co jest za zakrętem...

 

Zdarzył Ci się jakiś poważniejszy wypadek?

Nie, nigdy.

 

Jeździsz jeszcze na normalnych stokach, czy to byłoby dla Ciebie zbyt nudne?

Jeżdżę, jeżdżę z kolegami na przykład na Czarny Groń. Nad techniką można pracować wszędzie.

Ze szkoły, nie należę do żadnego klubu.

 

To koledzy ze szkoły, czy z jakiegoś klubu?

Ze szkoły, nie należę do żadnego klubu.

 

Nie przeszkadza Ci, że jeżdżą słabiej?

Nie. I im to też nie przeszkadza.

 

O autografy nie proszą

 

Chodzisz do szkoły sportowej?

Nie, do zwyczajnej podstawówki, do siódmej klasy.

 

I oczywiście Twoim ulubionym przedmiotem jest WF?

Oczywiście. A poza tym język angielski.

 

A pięta Achillesowa?

Fizyka i matematyka.

 

Nie zaniedbujesz szkoły przez wyjazdy lub treningi?

Nie, zdarzyła mi się tylko jedna taka nieobecność.

 

Jak klasa i nauczyciele reagują na Twoje osiągnięcia?

Spokojnie. Czasem pogratulują, ale o autografy nie proszą... (śmiech).

 

Wszystko przed Tobą, widziałem Ciebie w telewizji...

No tak, kilka stacji zrobiło o nas reportaże, a dwa razy byłem z tatą w Dzień Dobry TVN.

 

Nie czułeś tam tremy?

Nie, kamery są spoko, bardziej onieśmielała mnie żywa publiczność na Festiwalu Filmów Górskich. Ale chyba wypadliśmy nieźle.

 

Słyszałem, że znakomicie. A prelekcji w szkołach – jak wiele gwiazd sportu – jeszcze nie prowadziłeś?

Nie. Taka relacja z rówieśnikami byłaby dla mnie dziwna, bo nie czuję się starszy.

 

I tak jak rówieśnicy masz PlayStation i spędzasz godziny w sieci?

Konsolę mam, ale na godziny w sieci szkoda mi czasu.

 

A na co Ci nie szkoda?

Na koszykówkę i rower, najbardziej lubię downhill, uwielbiam prędkość, podobnie jak na nartach.

 

Ja w ogóle mało jem

 

Masz psa? Chodzisz z nim na spacery?

Nie, nie mam. Mam kota, ale on świata poza jedzeniem i spaniem nie widzi.

 

Czytasz jakieś książki?

Tylko lektury obowiązkowe. Mam sporo książek o górach, ale najchętniej oglądam w nich zdjęcia.

 

A chodzisz czasem na wycieczki po górach?

Czasem, z tatą w Tatry i z mamą, na Leskowiec.

 

To Twoje ulubione schronisko?

Nie, Leskowiec jest po prostu najbliżej domu. Nie mam ulubionego schroniska, byłem w kilku, ale jeszcze nie nocowałem w żadnym.

 

To może masz ulubione danie w schronisku?

Nie mam. Ja w ogóle mało jem.

 

A co jesz najchętniej?

Na co dzień? Pizzę, z pikantnymi dodatkami, papryczka Jalapeño, ostre salami.

 

A na wyprawach?

Im więcej cukru tym lepiej, słodkie napoje, batony, żelki. Energia to podstawa. Nie mam specjalnej diety.

 

To może słuchasz jakiejś specjalnej muzyki?

Nie, słucham tej, co rówieśnicy.

 

Masz swojego idola? Paluch? Rihanna? Szpaku?

Andrzej Bargiel.

 

No tak, powinienem był się domyślić... Znasz go osobiście?

Tak, nawet dostałem od niego na urodziny zdjęcie z autografem.

 

Chciałbyś, podobnie jak on, zjechać na nartach z Manaslu?

Planujemy z tatą wyprawę w Himalaje, ale jeszcze nie czas o niej mówić. Całą swoją przyszłość chciałbym związać z nartami.

 

Nie boisz się, że śniegu dla Ciebie zabraknie? Nie martwią Ciebie zmiany klimatu?

Oczywiście, że martwią. Na Mer de Glace we Francji widziałem tabliczki wskazujące miejsca, w których kiedyś kończył się lodowiec – niemal z roku na rok jęzor był wyżej. Mam nadzieję, że nie urodziłem się za późno... 

 

Alexander Piegza


Ma 13 lat /w 2020 roku/, mieszka w Wadowicach, jest uczniem siódmej klasy szkoły podstawowej. W roku 2019, jako najmłodszy Polak zdobył Mont Blanc, a jako najmłodszy człowiek wszedł na szczyt i zszedł w ciągu jednego dnia (15 godzin z 2300 m na 4810 m n.p.m. i z powrotem). Rok później, jako najmłodszy człowiek, zjechał stamtąd na nartach.

 

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Moim idolem jest Andrzej Bargiel".

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 02/2020

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 10/03/2025 08:25
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do