Reklama

Simone Moro i Tamara Lunger. Szlakiem życiowych dokonań i niepowodzeń

Książka „Widziałem otchłań” powstała po nieudanej zimowej wyprawie Simone Moro i Tamary Lunger na Gaszerbrumy. Pisana w trakcie pandemii, w specyficznym czasie zamknięcia, jest pokrzepiającą opowieścią o podnoszeniu się z porażek.

 

To najbardziej osobista książka himalaisty. Góry oczywiście przewijają się na jej stronach, ale równie dużo miejsca Moro poświęca wspomnieniom z dzieciństwa i rozmowom z synem. Można odnieść wrażenie, że to książka rozliczeniowa, spojrzenie wstecz na swoje dokonania: te zarówno udane, jak i zakończone niepowodzeniem. Zwłaszcza porażki mają tu swoją wagę, co zapowiada sam tytuł. Pandemiczne zawieszenie, które wzięło w nawias górskie wyprawy i sportowe przedsięwzięcia himalaisty, dało mu w zamian dużo czasu na rozpamiętywanie.

 

W swoim pisarstwie Moro zawsze miał tendencję do pouczania, widać to we wszystkich jego książkach. W „Widziałem otchłań” pojawia się dodatkowa, tym razem budująco-pozytywna nuta. W wielu fragmentach narracja tchnie, jak to się ładnie mówi, inspirującymi myślami i dobrym przesłaniem. Miejscami jest też refleksyjnie, choć niekoniecznie odkrywczo.

 

Na ile autoportret tworzony przez himalaistę (dodajmy: bardzo pozytywny), odpowiada prawdzie, wie tylko on sam. Trudno jednak nie zauważyć, że spod tej lukrowanej opowieści co i rusz wyziera gorycz. Moro narzeka na niezrozumienie i zawiść górskiego światka, na internetowych kanapowców, którzy ośmielają się komentować jego porażki, na mass media, które nie doceniają odpowiednio jego poczynań. „Przegrana jest niezwykle bolesna w świetle jupiterów” – utyskuje. Nie dodaje jednak, że na co dzień ochoczo korzysta z tej oświetlonej sceny, by marketingowo kreować swój wizerunek.

 

Szczęśliwie „Widziałem otchłań” to książka na tyle starannie napisana (i/albo dobrze przetłumaczona przez Tomasza Kwietnia), że czytelnikowi dość łatwo zignorować zarozumiałość i nadęcie włoskiego himalaisty, które to cechy w innych jego publikacjach wręcz drażnią. Sama „Widziałem otchłań” odczytuję jako pierwszą przymiarkę nowego stroju – himalajskiej emerytury. Próbę pogodzenia się z upływającymi latami i tym, co wiek robi z ciałem. Choć pod koniec książki Moro wyraźnie się od tego odżegnuje, to dopuszcza myśl o coraz częstszych przegranych. „Jesteś już trochę stary, ale wciąż dajesz radę” – z dziecięcą szczerością oznajmia jego syn Jonasz. I Simone, i my wiemy, że za chwilę słowo „wciąż” zostanie zastąpione przez „jeszcze”, a te zamieni się w „już nie”.

 

 

Simone Moro, „Widziałem otchłań”, Wydawnictwo Mova 2022

Cena: 44,90 zł

Ocena: 4/6

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do