„Gdy miałem siedem lat, wybraliśmy się na pierwsze rodzinne wakacje. Ojciec załatwił żuka ze swojego zakładu pracy, pożyczył skądś wielki namiot z werandą i trzy gumowe dmuchane materace. I wtedy zobaczyłem prawdziwe góry. Z tego wyjazdu zapamiętałem zadziwiająco dużo. Nie mogłem wiedzieć, że Sudety miały się w przyszłości okazać dla mnie celem metafizycznej wyprawy przez życie”.
Tak rozpoczyna się „Sudeckość” Zbigniewa Piotrowicza. Sporo osób czytających te słowa mogłoby przytoczyć podobną, choć oczywiście różniącą się w szczegółach opowieść. Moja zaczynałaby się od szalonego, dziś powiedziałabym nieodpowiedzialnego pomysłu taty, by z dwójką dzieci nigdy wcześniej niechodzących po górach, wyjechać na dwa tygodnie w Tatry, również pod namiot, i na rozgrzewkę wejść z nimi na Rysy. Był rok 1980, a ja zapamiętałam z tej wyprawy wopistę z karabinem spisującym nasze dane, ślizgające się po śniegu pionierki, łańcuchy i to, że na wierzchołku byliśmy sami.
Wspominam o tym dlatego, że „Sudeckość”, która wydaje się książką bardzo osobistą, jest też świadectwem określonego czasu: dorastania w PRL-u i przynależności do studenckiego, kontestującego środowiska, mocno związanego z górami. Wielu z nas, urodzonych w tamtym czasie, przechodziło podobną ścieżkę życiowej inicjacji. Zmianie podlegały ponderabilia – miejsca pierwszych wędrówek, rejony odwiedzanych chatek i bacówek, uczestnictwo w bardziej lub mniej dramatycznych wydarzeniach – ale górskie zauroczenia i zachwyty były podobne.

Sudety nie są moimi górami i niewiele o nich wiem, w „Sudeckości” Piotrowicza miałam więc nadzieję odnaleźć przefiltrowaną przez bibułkę osobistych doświadczeń i dociekań opowieść o przed- i powojennej „tożsamości regionalnej” tych terenów. Książkowa narracja inaczej jednak rozkłada akcenty. To miszmasz wspomnień z czasów młodości (te chatkowanie!), a potem dojrzałości Piotrowicza (wrastanie w te tereny i szukanie miejsca na dom) z wyszperanymi ciekawostkami o regionie. Czy układa się to w głębszą opowieść o tytułowej sudeckości? W planie osobistym – zapewne tak, w ogólnym – niestety nie.
Powód jest prosty: książka Piotrowicza to przede wszystkim opowieść o nim samym. Barwna postać – taternik, podróżnik, działacz samorządowy, ale także menadżer oraz pomysłodawca i organizator Przeglądu Filmów Górskich w Lądku-Zdroju – bez wątpienia ma o czym pisać. Wyjść jednak w swoich wspomnieniach poza jednostkowy los, nie potrafi. Może z winy prostoty zastosowanego języka, a może z braku koncepcyjnego namysłu, „Sudeckość” nie tworzy przemyślanej całości. Ma swój urok i nostalgiczny nastrój, ale zdaje się książką skierowaną bardziej do znajomych niż szerokiego kręgu odbiorców. Przyjemność z lektury wydaje się tu wprost proporcjonalna do tego, jak dobrze znamy autora i na ile czujemy się związani z Sudetami.
Nie wszystko jednak stracone. Rozdział, który znajduje się niemal na samym końcu książki, jest niczym otwarcie nowej opowieści, tym razem nie tyle o sobie, ile o tym, co tworzy odrębność sudeckiej krainy.
Zbigniew Piotrowicz, „Sudeckość”, Wydawnictwo Stapis 2022. Cena: 49,90 zł
Ocena 4
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie