Reklama

Dorota Szparaga - biegi ultra, szlaki długodystansowe i podróże solo

Z Dorotą Szparagą, nie tylko o długodystansowych szlakach, rozmawia Paulina Grzesiok.

 

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 07(34)/2023.

 

Mało tego, że pokonujesz długodystansowe szlaki, to jeszcze robisz je solo. Jak to się właściwie zaczęło?

Wszystko się zaczęło w 2005 roku, kiedy to w moim życiu pojawiła przestrzeń, by zacząć myśleć o realizacji pasji. Zaczęłam dość nietypowo, bo od łyżwiarstwa figurowego. Po sześciu latach uprawiania tego sportu amatorsko – ale bardzo na poważnie – zaczęłam poszukiwać innych form ruchu. Zaczęło się bieganie, narty, rower, ćwiczenia siłowe, pływanie... W góry trafiłam w 2010 roku. Stanęłam wówczas na starcie biegu na Kasprowy Wierch. Po jego ukończeniu stwierdziłam, że był zdecydowanie za krótki i to był moment, kiedy wkręciłam się w biegi ultra.

 

Gruzja, Przełęcz Lagem Pass, 3022 m n.p.m. Zdjęcie z archiwum Doroty Szparagi

 

Co jednak okazało się tym właściwym przełomem?

Cztery lata później wystartowałam w biegu Transvulcania na Wyspach Kanaryjskich. Trasę biegu poprowadzono długodystansowym szlakiem GR131. To właśnie wtedy stwierdziłam, że bez sensu jest biegać w tak pięknych miejscach, bo ten pośpiech odbiera nam możliwość zachwytu nad widokami i nie ma czasu na refleksję. Wpadłam zatem na plan, że oprócz dotychczasowych startów zamierzam też pokonywać szlaki długodystansowe wraz z moim znajomym, również biegaczem. W 2015 ruszyliśmy na pirenejski szlak GR11. Po ośmiu dniach okazało się, że ja się czuję doskonale, a on beznadziejnie. Mieliśmy kompletnie inne odczucia i poziom zmęczenia. Wiedziałam, że się nie dogadamy. Ta wyprawa nie zakończyła się dobrze. Nie zrealizowaliśmy planu, co mnie strasznie zirytowało. I właśnie wtedy stwierdziłam, że nie będę się oglądać na innych i rok później ruszyłam solo. Zrobiłam samodzielnie ten szlak i nigdy nie zapomnę tego poczucia szczęścia i spełnienia. Wiedziałam już, że to jest to, co chcę robić i w czym chce się realizować!

 

 

Każdy się czegoś obawia

 

Nie do wiary! Przecież człowiek jest istotą stadną! Jak to jest wędrować solo takie dystanse? Nie obawiasz się?

Ten rok 2016 okazał się dla mnie przełomowy. Wyprawa w Pireneje była moją pierwszą podróżą solo. Paradoksalnie wcześniej nie chodziłam samodzielnie po polskich górach. Od razu rzuciłam się na głęboką wodę i przyznam szczerze, że praktycznie cały czas czegoś się tam bałam. Choćby spania pod namiotem, a właściwie braku snu, bo każdy szum wiatru, czy inny dźwięk powodował, iż automatycznie się budziłam. Jednak później nastąpiło przełamanie. Oczywiście wciąż mam pewne obawy. Ale ten strach nie jest na tyle duży, by mnie blokować. Kiedy chcesz się rozwijać, naturalnym jest, że pojawia się jakiś dyskomfort, a nawet lęk. Ale bez tego nie pójdziesz do przodu.

 

Rekord czasowy czy raczej chłodna kalkulacja i obcowanie z kulturą i ludźmi? Co jest dla Ciebie ważne na trasie?

Na ten moment to przeżycia i poznawanie danego miejsca, eksplorowanie go. Owszem, wcześniej liczyło się, by szlak zrealizować w określonym czasie. Ale to bezpośrednio wiązało się z moją pracą na etacie i wymiarem urlopu, który mnie skutecznie ponaglał. Jak to wyglądało, pokażę choćby na przykładzie Alp. Via Alpina Red Trail wyliczono na cztery miesiące. Ja przeszłam go w trzy, bo na tyle pozwalał mi urlop. Nie chciałam zmieniać wariantu, iść inną trasą, bo nie satysfakcjonowałoby mnie to. Z Kaukazem miałam już ten komfort, że rzuciłam etat, by zrealizować ten projekt. Czasu miałam pod dostatkiem, by móc nim delektować. W 2023 roku zrobiłam świadomie tylko jedno przejście na czas - zimowy wariant Głównego Szlaku Beskidzkiego, gdzie ustanowiłam kobiecy rekord [187 godz.]. Robiłam go ze wsparciem, nie samodzielnie i było to ciekawe doświadczenie. Dużo się nauczyłam, bo fajna jest współpraca w grupie, ale czasówki to nie mój świat. Nie dostarczają mi tylu wrażeń, co moje samodzielne wędrówki.

 

Przemierzając szlak Via Alpina Red Trail, liczący ponad 2,6 tys. km, wysyłałaś depozyty w określone miejsca. Czy to jest częsta Twoja praktyka?

Faktycznie robiłam tak w Alpach, a w 2023 roku także na Kaukazie. Depozyty są o tyle fajne, że mogę wziąć dużo zdrowego i sprawdzonego jedzenia, które na miejscu jest po prostu niedostępne. Ale jest z tym sporo zamieszania i wiem już, że na następnym szlaku nie będę ich robić. Po prostu wolę nosić ze sobą trochę więcej jedzenia niż przejmować się logistyką. Wiem też, że muszę zadbać o buty. Znalazłam na rynku markę, która wystarcza mi na 900 km, ale jeżeli będę chciała robić dłuższy dystans, to koniecznie muszę po drodze zdeponować nowe buty.

 

Źle dobierałam kierunki

 

Ciekawi mnie w jaki sposób dobierasz szlaki i… kierunek ich przejścia!

Muszę przyznać, że z kierunkami nie trafiam... Po przejściu każdego szlaku mówię: jak ja na to wpadłam, żeby iść od tej strony?! I w Alpach i na Kaukazie wybrałam totalnie niekorzystny kierunek.

 

Dlaczego?

Moje przejścia trwają długo i zawsze zahaczają o jesień, a niekiedy warunki są nawet zimowe, zwłaszcza w wyższych partiach. Jako że w Gruzji ostatni odcinek był już zaśnieżony, to podczas końcówki trekkingu musiałam zmodyfikować trasę, bo robiło się niebezpiecznie. Lepiej byłoby, gdybym kończyła w Armenii, gdzie jesienią, szczególnie na południu, jest 30 stopni Celsjusza. Wtedy na początku robiłabym wyższe partie górskie na północy i przeszła je w warunkach dalekich od zimowych. Z kolei w Alpach trafiłam w wyższe partie gór, kiedy było już poza sezonem. Plusem był brak ludzi, ale miałam poważny problem z dostępnością jedzenia i energii. Jaką lekcję z tego wyciągnęłam? Warto patrzeć na klimat, temperaturę i zaczynać od najtrudniejszych elementów szlaku. W moim przypadku – od najwyższych gór i zmierzać ku łatwiejszym.

 

Zaskakujący może wydawać się fakt, że Twój plecak na tak długie wyprawy waży poniżej 10 kg. Ile z tego zajmuje elektronika?

Na ostatniej wyprawie w Kaukaz mój plecak ważył 9 kg, z czego 2,5 kg stanowiła elektronika. To około 2 kg więcej niż na inne wyprawy, bo miałam ze sobą dość sporą apteczkę. Zazwyczaj podstawowa waga mojego plecaka wynosi około 7 kg. Jeśli chodzi o elektronikę, to ze względów bezpieczeństwa najważniejsza jest dla mnie nawigacja. Dziś używam Garmina z wbudowaną funkcją InReach. Działa on na satelitach Iridium i jest niezależny od zasięgu telefonii komórkowej. Dzięki niemu zawsze mogę wysłać sygnał SOS, poprosić o pomoc. Choć szczerze mówiąc, na Kaukazie i tak niewiele by mi to dało, bo brakuje wyspecjalizowanych służb ratowniczych. Prawdopodobieństwo, że po wciśnięciu przycisku przyszłaby jakakolwiek pomoc jest bliskie zeru. Do nawigowania używam również papierowych map oraz kilku sprawdzonych aplikacji telefonicznych. W przypadku Szlaku Zakaukaskiego (TCT) przez Gruzję i Armenię sporo wiedzy czerpałam również z opisu trasy sporządzonego przez pomysłodawców szlaku.

 

 

Najlepiej ruszać latem

 

Jesteś jedyną osobą z Polski, a także jedyną kobietą na świecie, która solo pokonała ten nowo powstały Szlak Zakaukaski (Transcaucasian Trail). Jak wspominasz to doświadczenie?

W zeszłym roku na ten szlak ruszyło dwóch Polaków. Wiem, że jeden z nich przeszedł część armeńską, bez gruzińskiej. O drugim nie mam informacji. W tym roku byłam jedyną osobą z Polski, która ruszyła na TCT i przeszłam go z południa na północny-zachód. Z tego co wiem, w tym roku mało osób przeszło całość, liczącą 1710 km i 55 tys. metrów przewyższenia po górach Małego Kaukazu. Jest kilka osób które pokonały odcinek w Armenii, ale już nie robiły Gruzji. Wynika to z faktu, że Armenia jest stosunkowo dobrze opisana. Mniej więcej wiadomo, gdzie możesz spać, albo gdzie znajdziesz wodę. Tim Allen - Brytyjczyk na stałe mieszkający w Armenii, pomysłodawca tego projektu - napisał przewodnik, który zdecydowanie ułatwia logistykę. Gruzja cały czas się zmienia, a szlak tworzony jest na bieżąco. Tuż przed tym, jak ruszyłam a szlak, wrzucono informację, że jest nowy track i na wariata musiałam się przeorganizowywać. Przypuszczam, że w przyszłym roku ten szlak znowu inaczej będzie wyglądać. W planach jest jeszcze druga nitka, biegnąca ze wschodu na zachód.

 

Widok z Przełęczy Ughviri w Gruzji. Zdjęcie z archiwum Doroty Szparagi

 

O jakiej porze roku najlepiej zaplanować jego przejście?

Najsensowniej robić go w lipcu lub sierpniu, ewentualnie wrześniu. Ja zaczynałam stosunkowo późno, bo dopiero w sierpniu. Wrzesień był jeszcze przyzwoity, ale z początkiem października pojawił się już śnieg.

 

Patrząc na ilość szlaków długodystansowych oraz fakt, że cały czas powstają nowe, widać, że jest spore zainteresowanie tematem. Zgadzasz się?

Zdecydowanie tak. Nawet widzę wśród znajomych, że coraz więcej osób pyta mnie o tego typu szlak. Po pierwsze, jest to dużo tańsza forma turystyki, niż na przykład zdobywanie wysokich szczytów. Trekking sam w sobie jest dużo tańszy. Poza tym w taki sposób doświadczasz miejscowej kultury. W Armenii w wiele z tych miejsc w których byłam, możesz dojechać autem. Ale dopiero poruszając się na piechotę masz szansę poznać, co jest w środku?. Dzięki trekkingowi zobaczyłam prawdziwą Armenię i Gruzję. O zainteresowaniu szlakami długodystansowymi świadczy również boom na GSB.

 

W życiu cały czas się czegoś boimy

 

Skoro już o nim mowa... Pokonałaś go dość nietypowo, bo w obie strony. Do Ciebie też należy zimowy rekord kobiet. Jakie to wrażenie pokonać tę samą trasę tam i z powrotem? Czy to jak dreptanie po przebytych ścieżkach, czy jednak coś innego, choćby z racji odmiennych widoków?

Z jednej strony, podążanie w tę i z powrotem wydaje się nudne, bo idziesz jeszcze raz tą samą drogą. Ale z drugiej strony, jak wspomniałaś, widzisz coś innego. Plusem przechodzenia szlaku w drugą stronę jest fakt, że teoretycznie możesz go pokonać szybciej, bo znasz wszystkie miejsca. Wiesz, jak lepiej zaplanować trekking, by okazał się szybszy i efektywniejszy. Jednak w moim przypadku podczas powrotu praktycznie cały czas goniły mnie ulewy i burze. Była to dla mnie walka o życie. W jedną stronę GSB zrobiłam w 12 dni z hakiem, a w drugą w 13 - przy założeniu że mogę zrobić to nawet w 10 dni. Założony cel okazał się dla mnie nierealny. Przyznam szczerze, że nawet w Pirenejach nie dostałam tak w kość jak na Głównym Szlaku Beskidzkim. Po tym wyzwaniu w Beskid Niski wróciłam dopiero po trzech latach. Ilość błota w błocie, którego wtedy tam doświadczyłam, mnie sterroryzowała.

 

Wulkan Azhadak, 3550 m n.p.m., Armenia. Zdjęcie z archiwum Doroty Szparagi

 

Twoja pasja jest godna podziwu. Tym bardziej, że większość Twoich projektów realizowałaś pracując na etacie. Brałaś bezpłatne urlopy, aż w końcu doszłaś do wniosku, że…

Na dłuższą metę nie da się tak funkcjonować. Nie jest to dobre ani dla mnie, ani dla pracodawcy. Rzuciłam pracę na etacie i obecnie szukam innych form zarobkowania, bliższych mojej pasji. Po wielu latach doszłam do wniosku, że nie realizuję się w korpo… Zrobiłam sobie przerwę. Podejmuję próbę ułożenia mojego życia inaczej. Najbliższe dwa lata będą dla mnie wielkim testem tego, co działa, a co nie. Z tyłu głowy mam, że do korpo zawszę mogę wrócić, a życie mamy tylko jedno.

 

To bardzo odważny krok – niewielu się na niego decyduje, choć wielu czuje podobnie.

Owszem odważny, ale życie jest krótkie. Ja w tym roku kończę 50 lat i zrobiłam sobie rachunek sumienia. Wyszło mi z niego, że my się w życiu cały czas czegoś boimy. Wielokrotnie bałam się mocnych zmian, ale ostatecznie stwierdziłam, że bardziej niepokoi mnie nuda i fakt, że za 10 lat się obudzę z takim przeświadczeniem, że w swoim życiu nic ciekawego nie zrobiłam. To mnie bardziej przeraża, niż obawa przed podjęciem ryzyka.

 

Tego nauczyły Cię podróże?

Nie ma ani krzty przesady w tym, że podróże kształcą. One otwierają umysł. To podróże sprawiły, że zdecydowałam się na zmiany, o których myślałam od wielu lat, ale nie miałam tyle odwagi. Rok temu przeprowadziłam się w góry, a mogłam to zrobić praktycznie już w 2020 roku po przejściu GSB. Pracę powinnam rzucić po zrobieniu Alp, rzuciłam dwa lata później. Każda z podróży sprawia, że myślę o jakiejś istotnej zmianie w swoim życiu. A lawina zdarzeń zaczęła się tak naprawdę od GSB. Poprosiłam o urlop bezpłatny, wcześniej bym się nie odważyła… Teraz zaczynam realizować wszystkie swoje pomysły, które odkładałam od 15 lat. W końcu mam na to przestrzeń.

 

Dorota Szparaga

50 lat, przeszła m.in. Główny Szlak Beskidzki w dwie strony, ustanawiając m.in., kobiecy rekord przejścia w dwie strony 25 dni i 8 godz. Do niej należy też kobiecy rekord zimowego GSB - 187 godz. W 2023 r., jako pierwsza osoba z Polski i pierwsza kobieta na świecie, pokonała solo liczący aż 1710 km szlak Transcaucasian Trail.

 

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Na GSB było trudniej niż w Pirenejach".

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do