Reklama

Lawiny w polskich górach – gdzie jest największe zagrożenie?

Lawina to często tysiące ton śniegu, który rusza ze zbocza i dosłownie zmiata wszystko na swojej drodze. Skala zniszczeń może przybierać apokaliptyczne rozmiary. Na szczęście są sposoby, by nie dać się porwać śnieżnemu monstrum.

 

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 1(11)/2020.

 

Celowo wspominam o apokalipsie, gdyż trudno nie mieć skojarzeń z końcem świata, kiedy czytamy o mieście Yungay (2458 m n.p.m.) w Peru. W 1970 roku uderzyła w nie lawina uchodząca za najstraszniejszą w dziejach świata. Nieszczęście zaczęło się od trzęsienia ziemi, przez które oberwał się fragment zbocza andyjskiego szczytu Huascarán (6768 m n.p.m.). Masy śniegu, lodu i kamieni uderzyły miasto. Zginęło 20 tys. osób. To tak, jakby nagle zniknęli wszyscy mieszkańcy Opoczna albo Hajnówki.

 

Największe prawdopodobieństwo, że śnieg nie usiedzi w miejscu jest na stokach o nachyleniu od 30 do 45 stopni. Zdjęcie Adobe Stock

 

Największe wyzwanie to Rysy

 

I chociaż w Polsce lawiny tak monstrualnych rozmiarów nie grożą, to pozostają poważnym i realnym zagrożeniem. Niestety, wiele osób o tym zapomina.

 

– Ludzie myślą, że to tylko opowieści w mediach. Nawet osoby chodzące po górach dopiero w momencie zetknięcia się z tragedią, zdają sobie sprawę z zagrożenia. Sam jako ratownik i instruktor zimą w górach najbardziej boję się właśnie lawin. Tylko głupiec się ich nie boi – przekonuje Mariusz Grudzień, naczelnik Grupy Sudeckiej GOPR.

 

Najczęściej lawiny schodzą oczywiście w Tatrach. Spore zagrożenie jest także w Karkonoszach - rejonie Białego Jaru, Kotła Łomniczki czy Samotni.

 

– Jeśli wystąpią specyficzne warunki, czyli duże opady śniegu i wiatr, który sprawi, że śnieg odłoży się w lejach, to małe lawiny lub tzw. zsówy śnieżne mogą też wystąpić w Masywie Śnieżnika – ostrzega Grudzień.

 

Ale katalog niebezpiecznych miejsc jest dłuższy. Wyjątkowo ostrożnym trzeba być na Babiej Górze czy w rejonie Wielkiej Rawki w Bieszczadach. Wróćmy jednak w Tatry. Gdzie należy szczególnie uważać na lawiny?

 

– Wypadków statystycznie jest najwięcej na najbardziej uczęszczanych szlakach. Po prostu jest większa szansa, że lawina zostanie wyzwolona tam, gdzie jest więcej ludzi – tłumaczy Edward Lichota, zastępca naczelnika TOPR. Dlatego ratownicy często muszą latać na Rysy, które niezmiennie przyciągają śmiałków. – To bardzo niebezpieczny szlak, szczególnie, że sami możemy to niebezpieczeństwo stworzyć. Trzeba się dobrze zastanowić, czy zimą w ogóle tam iść – apeluje ratownik.

 

Inne bardzo niebezpieczne miejsca to Zawrat na szlaku z Hali Gąsienicowej do Doliny Pięciu Stawów Polskich i rejon Świnicy.

 

 

Skąd się biorą lawiny?

 

Zimą sielskie, górskie widoki mogą w jednej chwili zamienić się w piekło.

 

– Żeby lawina w ogóle zeszła, musi być spełnionych kilka czynników. Przede wszystkim potrzebny jest śnieg i odpowiednie nastromienie. Wiadomo, że na płaskim lawina nie zejdzie – śmieje się Edward Lichota.

 

Największe prawdopodobieństwo, że śnieg nie usiedzi w miejscu jest na stokach o nachyleniu od 30 do 45 stopni, przy czym szczególnie duże ryzyko występuje w środku tego przedziału. Nie jest więc prawdą obiegowa opinia, że lawina to domena bardzo stromych zboczy. Przy dużych stromiznach śnieg się nie utrzymuje i sam spada do podstaw ścian, gdzie się magazynuje. I to tam występuje zagrożenie.

 

Istotne jest także podłoże – im jest gładsze, tym ryzyko jest większe. Natomiast kamienie i kosówka zmniejszają szansę, że śnieg ruszy w dół. Dlatego warto znać teren, w którym przebywamy i pamiętać, jak wyglądał latem. Dużą rolę odgrywa także temperatura. Gdy przyjdzie gwałtowne ocieplenie, śnieg staje się cięższy i jest w nim więcej wody. Gdybyśmy zważyli metr sześcienny, to zwykły puch waży 200-250 kg, a mokry śnieg nawet 800 kg. Jeśli gwałtowne ocieplenie występuje w krótkim czasie, to może spowodować spadanie lawin, nawet samoczynne. W kronikach TOPR są takie przypadki.

 

Pamiętajmy, że są małe szanse, by służby ratunkowe dotarły na miejsce lawiny w ciągu 10-15 minut. Zdjęcie Andrzej Mikler

 

Uważaj na wiatr

 

Nie do przecenienia jest także rola wiatru. On potęguje zagrożenie. Przenosi śnieg w formacje wklęsłe, jak żleby czy depresje. Śnieg jest też wywiewany na stronę zawietrzną grani i tworzą się nawisy. Także wiatr w dużej części przyczynia się do lawin deskowych, które są odpowiedzialne za około 95 proc. wypadków lawinowych w polskich górach.

 

– Wiatr prasuje górną warstwę, która utrzymuje śnieg w miejscu. Gdyby jednak zrobić przekrój, to zobaczylibyśmy, że pod spodem jest luźny, niezwiązany śnieg. Gdy ta górna warstwa pęka, tworzą się tak zwane deski śnieżne – tłumaczy obrazowo Edward Lichota.

 

„Świetną” warstwą poślizgową może być też „beton” (twardy śnieg, który tworzy się po deszczu albo ociepleniu), „piasek pustyni” (cieniutka warstwa jakby brudnego śniegu) lub szron powierzchniowy. Lawina może pędzić również bezpośrednio po gruncie – cały śnieg wówczas wyjeżdża, a zostaje trawa i kamienie. To zdarza się zwłaszcza wiosną. Lawiny gruntowe częściej zdarzają się w Tatrach Zachodnich, gdzie są strome i głównie trawiaste zbocza. I co w tej wyliczance ważne, czasem lawiny schodzą samoczynnie, ale zazwyczaj to sami turyści powodują nieszczęście.

 

-Lawinę można też wywołać na odległość. W dodatku oberwanie nie zawsze występuje tam, gdzie znajduje się pechowy turysta. Śnieg może ruszyć z miejsca położonego kilkadziesiąt lub nawet 100 metrów wyżej - podkreśla wicenaczelnik TOPR.

 

 

Jedynka nie jest bezpieczna

 

Jak więc nie pakować się w kłopoty? Przede wszystkim trzeba zapoznać się ze stopniem zagrożenia lawinowego, który codziennie po godz. 17 publikowany jest przez ratowników. Niestety, już na tym etapie wielu turystów popełnia kardynalny błąd.

 

– Nawet ogłoszenie pierwszego stopnia informuje nas, że w górach występuje zagrożenie. Ludziom wydaje się, że skoro skala jest 5-stopniowa, to pierwsze dwa stopnie są bezpieczne. Tymczasem statystycznie najwięcej ofiar jest przy dwójce i trójce – przestrzega Mariusz Grudzień. Mało tego, w Polsce ogłoszenie najwyższego stopnia jest niemal niemożliwe, bo czwórka u nas odpowiada piątce w Alpach.

 

Przy czwartym stopniu odnotowuje się niewiele wypadków, gdyż zalega wówczas tyle śniegu, że mało kto idzie w góry. Za to tragedie przy jedynce nie są niczym nadzwyczajnym. Śniegu może być wówczas na tyle mało, że nie jest w stanie zasypać człowieka, ale może doprowadzić do śmiertelnego upadku.

 

Niższe stopnie zagrożenia lawinowego nie są przeszkodą, jeśli wybieramy się do Doliny Chochołowskiej czy Kościeliskiej. Ale jeśli myślimy o Rysach, Czerwonych Wierchach czy Zawracie, to już powinniśmy zachować czujność. Niech przestrogą będzie to, że na podejściu z Tomanowej Przełęczy na Ciemniaka w 2008 roku lawina porwała tak doświadczonego himalaistę, jakim był Artur Hajzer (zginął na Gaszerbrumie II w 2013 roku). Wtedy TOPR zdążył z pomocą.

 

- „Usłyszałem głośne bum. (…) Zobaczyłem, że jadę z bardzo dużą i szeroką lawiną. Zaczęło być groźnie i uświadomiłem sobie, że to może być koniec. Jechałem wierzchem, jakby na pontonie, terenem nierównym – góra–dół – niczym na specjalnie do tego zaprojektowanej zjeżdżalni. Wciągało mi nogi, ale zdołałem je wyrwać i utrzymać pozycję na plecach, na pływaka nogami w dół, czyli lekko uniesione i rozpostarte. Wiedziałem, że poza tym jednym, w tej masie śniegu nic innego nie mogę zrobić. Ręce też starałem się mieć szeroko. To trwało 6-8 sekund, maksymalnie może 10” – tak opisał te chwile Hajzer.

 

Pomocne w szukaniu ludzi pod śniegiem są specjalnie przeszkolone psy. Zdjęcie Adobe Stock

 

Lepiej iść po południowych stokach

 

Zimą, wyżej w Tatrach nigdy ryzyka nie wyeliminujemy. Ale z pewnością możemy je ograniczyć.

 

– W miarę możliwości dobierajmy trasę tak, aby rezygnować z wystawy północnej – zaleca Edward Lichota. To dlatego, że na stoki południowe świeci słońce, przez co śnieg przeobraża się szybciej. I jeśli nie ma długotrwałych lub nagłych ociepleń, to jest stabilny. Trzeba też zwracać uwagę na ukształtowanie terenu. Starajmy się więc chodzić granią. Tam w większości śnieg jest wywiany.

 

Ważne jest także minimalizowanie oddziaływania na spodnie warstwy pokrywy śnieżnej. Dlatego wędrówki w zwartej grupie to proszenie się o kłopoty. Jeśli będziemy szli lub jechali na nartach blisko siebie, to jest większa szansa, że spowodujemy pęknięcie. Trzeba więc zachować odstępy odciążające - im są większe, tym jest bezpieczniej.

 

Ważną zasadą jest także pokonywanie szczególnie niebezpiecznych miejsc pojedynczo. Nie wolno też ani na moment tracić czujności, gdyż bezpieczne przejście partnerów nie gwarantuje, że także nam się uda. Czasem lawina zejdzie przy jednej osobie, a czasem przejdzie dziesięć i nic się nie wydarzy.

 

Narty lepsze od buta

 

Nie bez znaczenia jest także to, co mamy na nogach. – Im ciężar jest bardziej rozłożony, tym mniej oddziałujemy. Czyli najbezpieczniejsze będzie poruszanie się na nartach, potem na rakietach, a największe ryzyko niosą ze sobą buty – podkreśla Lichota.

 

Jest też kilka innych rzeczy, które mogą pomóc ocalić życie, jeśli porwie nas lawina. – To na przykład wyjęcie rąk z pasków od kijków i odpięcie pasa biodrowego w plecaku. Oczywiście o ile jest to duży, ciężki plecak, który będzie działał jak kotwica – proponuje Mariusz Grudzień. Zastrzega przy tym, żeby nie odpinać plecaka lawinowego lub takiego, który chroni część kręgosłupa.

 

Trzeba także uważać, co dzieje się dookoła, gdyż czasem góry same dają nam do zrozumienia, że wędrówka nie jest dobrym pomysłem. Jest wiele znaków ostrzegawczych. Jeśli pada śnieg i wieje wiatr, to już wiadomo, że coś się dzieje i stopień zagrożenia wzrasta. Kiedy widzimy świeże lawiny, to też dostajemy sygnał, że mogą schodzić kolejne. Również dudnienie pod nartą czy butem oznacza, że lepiej wycofać się w bezpieczne miejsce.

 

Nasza reakcja jest kluczowa

 

A co robić, jeśli się nie udało i porywają nas masy śniegu?

 

– Mówi się, by łapać wystające krzaki lub próbować płynąć w lawinie, czyli wykonywać ruchy, jakbyśmy byli w wodzie i starać się wydostać spod mas śniegu. A jeżeli zostaniemy zasypani, to powinniśmy być spokojni i czekać na pomoc. To fajnie brzmi w teorii, ale w praktyce wygląda inaczej – przyznaje Mariusz Grudzień. Gdy masy śniegu bawią się nami jak szmacianą lalką, trudno przecież działać spokojnie i racjonalnie.

 

Jeśli jednak widzimy, że lawina porwała kogoś innego, to nie mamy wytłumaczenia – musimy zachować się wzorcowo. To dlatego, że największe szanse na uratowanie zasypanych osób są w ciągu pierwszych 15-18 minut. Wynoszą one wówczas nawet 90 proc., a później spadają diametralnie. Największą realną szansę ocalenia kogoś porwanego przez lawinę mają świadkowie zdarzenia. Prawie niemożliwe jest, aby służby lawinowe dotarły na miejsce w ciągu 10-15 minut.

 

Bez ABC nie wychodź

 

Kluczowe jest więc posiadanie lawinowego ABC, czyli łopaty, detektora i sondy. To absolutne minimum, bez którego zimą nie ruszajmy w wyższe góry.

 

– Jeśli chodzi o detektor lawinowy, to standardem są trzyantenowe, pozwalające na sprawne i szybkie znalezienie zasypanego, bez konieczności stosowania specjalnych technik poszukiwań. Skupmy się na takich właśnie modelach – podpowiada Tomasz Nodzyński, przewodnik i ratownik TOPR.

 

Radzi on, by unikać zakupu używanych detektorów oraz modeli droższych, oferujących zaawansowane funkcje, jeśli i tak nie będziemy z nich korzystać. Także w przypadku sond na rynku jest spory wybór. W praktyce różnią się trzema rzeczami – materiałem, długością i systemem blokowania po rozłożeniu.

 

Zimą na wysokogórskich trasach kluczowe jest posiadanie lawinowego ABC, czyli łopaty, detektora i sondy. Zdjęcie I.M.Józefowicz Multi-Pro

 

Dla turystów najlepszy wyborem będą sondy aluminiowe, gdyż są lekkie i dość wytrzymałe. Ich długość powinna wynosić około 240 cm, natomiast system blokowania być prosty w obsłudze i bezawaryjny. Unikajmy zbyt skomplikowanych blokad, wymyślanych przez niektórych producentów. Dobrze również, jeżeli do rozkładania i blokowania sondy użyto linki stalowej, a nie sznurka z tworzywa.

 

A jaką wybrać łopatę? – Metalową, dedykowaną do tych celów. Najlepiej z teleskopowo rozkładanym styliskiem i w miarę dużą szuflą. Choć oczywiście bez przesady, bo za duża łopata będzie ciężka i niewygodna w transporcie – poleca Nodzyński. Błędem jest kupowanie łopat z marketów budowlanych, nakładki na czekan czy plastikowych jabłuszek.

 

Lawinowa „święta trójca” to nie wszystko. Dostępne są też plecaki wypornościowe (lawinowe). To montowane w plecakach, a ostatnio także w specjalnych kamizelkach balony, które w razie porwania nas przez lawinę napełniają się powietrzem i ułatwiają utrzymanie się na powierzchni śniegu. Takie urządzenia znacząco zwiększają bezpieczeństwo.

 

Popularnym, zwłaszcza w Ameryce Północnej wynalazkiem jest avalung. To z kolei stosunkowo prosty system, mocowany czasami na stałe w plecakach. Usprawnia oddychanie pod lawiną poprzez oddzielenie specjalnymi rurkami miejsc wdychania i wydychania przez nas powietrza. To znacząco przedłuża czas, w którym jesteśmy w stanie przeżyć pod lawiną.

 

Na rynku dostępny jest także system Recco, czyli montowane w ubraniach lub butach płytki odbijające sygnał. – Absolutnie nie może on zastąpić lawinowego ABC. Co prawda ułatwi znalezienie nas przez ratowników, jednak zazwyczaj będzie to już o wiele za późno, byśmy przeżyli wypadek – podsumowuje Nodzyński.

 

Nasze bezpieczeństwo na pewno podniosą plecaki wypornościowe. Zdjęcie Adobe Stock

 

Sprzęt to nie wszystko

 

Ale nie zapominajmy, że oprócz sprzętu potrzebna jest także wiedza, jak go używać. W przypadku lawin metoda powolnego zdobywania doświadczenia i uczenia się na błędach może być bardzo ryzykowna. Dlatego myśląc o zimowej turystyce górskiej, warto zdecydować się na szkolenie. Nie wybierajmy jednak pierwszej z brzegu lub najtańszej oferty.

 

– Szkolenie muszą prowadzić ludzie, którzy zajmują się lawinami lub przebywają bardzo często w terenie i są zaangażowani w tę tematykę. Zasięgajmy wiedzy u ratowników. Na pewno polecą odpowiednią szkołę. – zaleca Mariusz Grudzień.

 

Oczywiście samo odbycie kursu nie zrobi z nas wytrawnych górołazów.

 

– Nawet najlepszy kurs da nam jedynie podstawy wiedzy. Tylko od nas zależy, czy będziemy ją potem wykorzystywali w praktyce i trenowali w terenie, nabierając coraz więcej niezbędnego do bezpiecznych wędrówek doświadczenia – podkreśla Tomasz Nodzyński.

 

Doświadczenia nabieramy przez lata chodzenia po górach. Nie da się więc wszystkiego nauczyć w ciągu jednego sezonu. Dobra wiadomość jest taka, że Polacy coraz lepiej rozumieją zagrożenia, które zimą czają się w górach.

 

– Na kursach szkoli się coraz więcej ludzi. Ze sprzętem też jest coraz lepiej. Ludzie kupują go lub korzystają z wypożyczalni – ocenia Edward Lichota.

 

– Do krajów alpejskich jest jeszcze daleko, ale idziemy w bardzo dobrym kierunku. – potwierdza Mariusz Grudzień.

 

 

NAJGŁOŚNIEJSZE LAWINY W POLSCE

 

  • 28 stycznia 2003 roku z Rysów do Czarnego Stawu zeszła lawina. Porwała uczestników wycieczki Klubu Sportowego „Pion” z I LO w Tychach. Zginęło sześcioro licealistów, brat jednego z nich oraz opiekun. O tragedii głośno było w mediach, nakręcono nawet film „Cisza” z Edytą Olszówką i Pawłem Królikowskim.
     
  • Groźnie jest także w uchodzących za bezpieczniejsze Tatrach Zachodnich. To tam w marcu 1956 roku w schronisko stojące w Dolinie Goryczkowej uderzyła lawina, której siła była tak ogromna, że drewniany budynek zmiotło z powierzchni ziemi. Zginęło wówczas pięć osób, które znajdowały się w budynku.
     
  • Lawiny schodzą nie tylko w Tatrach, ale także w Karkonoszach. 20 marca 1958 roku w Białym Jarze śnieżne masy pędziły z prędkością około 200 km/h a czoło lawiny miało nawet 20 m wysokości. Zginęło 19 osób. Wśród ofiar byli turyści z ZSRR, NRD i Polski.

 

GDY ZESZŁA LAWINA
 

  • Zadbaj o własne bezpieczeństwo, zbierz ocalałych w jednym miejscu i sprawdźcie, czy kogoś brakuje.
     
  • Oceń sytuację – sprawdź, czy coś nie wystaje spod śniegu albo nie słychać jakichś głosów.
     
  • Powiadom ratowników (601 100 300 lub 985). Jeśli nie możesz się dodzwonić, spróbuj wykręcić 112.
     
  • Włącz detektor i rozpocznij poszukiwania zasypanych.

 

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Tylko głupiec się nie boi".

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do