Reklama

Jak zostać ratownikiem TOPR? Rozmowa z Janem Krzysztofem, naczelnikiem TOPR

Z Janem Krzysztofem, naczelnikiem TOPR, rozmawia Kuba Terakowski.

 

Poniższy tekst ukazał się w wydaniu nr 5(32)/2023.

 

To pytanie nurtuje wielu młodych chłopaków. Jak zostać ratownikiem TOPR?

 

Jak został Pan ratownikiem TOPR?

No cóż, istnieją dwie główne drogi prowadzące do ratownictwa. Po pierwsze, miejscowi wraz z rozpoczęciem aktywnej działalności górskiej, już w młodym wieku naturalną koleją rzeczy trafiają do TOPR, gdyż to lokalne środowisko jest niewielkie. A po drugie, ludzie "z Polski", którzy intensywnie działają w górach, po jakimś czasie, bazując na osobistych kontaktach, decydują się wstąpić w nasze szeregi, aby swoje umiejętności wykorzystać do niesienia pomocy innym.

 

Ale konkretnie Pan - jak i dlaczego został ratownikiem?

Należę do tej pierwszej grupy. Jestem góralem, moje zainteresowanie górami bardzo wcześnie związałem z ratownictwem. Poprzednia siedziba TOPR znajdowała się w Dworcu Tatrzańskim, przy Krupówkach, a szkołę - Technikum Budownictwa Regionalnego - miałem po sąsiedzku. Z kolegami z klasy wpadałem więc często do pogotowia, w którym służyli ich wujkowie, ojcowie, bracia czy znajomi. Równocześnie byłem już wtedy członkiem Klubu Wysokogórskiego, działałem w Klubie Speleologicznym, więc ratownictwo wciągnęło mnie w sposób naturalny - szybko i niepostrzeżenie. Nie miałem jeszcze 19 lat, gdy zostałem kandydatem, zacząłem działać i brałem udział w coraz trudniejszych akcjach. Zaczęło mi to sprawiać satysfakcję i w ten sposób utknąłem w tym środowisku na kolejnych 40 lat. Utknąłem w najlepszym tego słowa znaczeniu.

 

Chętnych do TOPR mamy w nadmiarze

 

A dlaczego zostaje się ratownikiem? Czy to bardziej kwestia misji czy przygody, adrenaliny albo środowiska?

Motywacji jest tyle, ilu mamy ratowników. Osobiście nie lubię słowa "adrenalina", nigdy nie uczestniczyłem w akcjach, aby poczuć jej przypływ. Dla mnie najważniejsza jest satysfakcja. Cieszę się, że mogę wykorzystać swoje umiejętności w ratownictwie, niesienie pomocy sprawia mi przyjemność.

 

 

"Motywacji jest tyle, ilu mamy ratowników..." Czyli ile?

TOPR jest stowarzyszeniem, w którego szeregach mamy około 300 członków, w tym seniorów oraz nieaktywnych. Natomiast ratowników czynnych, z aktualnymi uprawnieniami, mamy około 180 – w tym 44 zawodowych, czyli zatrudnionych na umowę o pracę.

 

Większość stanowią mieszkańcy Zakopanego i okolic?

Tak, to większość, ale nie wszyscy. Już w 1909 roku, w pierwszej, 11-osobowej drużynie TOPR byli zarówno górale, jak i przyjezdni z Mariuszem Zaruskim na czele.

 

Czy chętnych do wstępowania w szeregi TOPR jest wystarczająco dużo?

Chętnych wciąż mamy w nadmiarze. Inna sprawa, ilu jest w stanie sprostać wymaganiom, które stawiamy kandydatom.

 

Ilu?

Wciąż mniej więcej tyle samo. Liczba członków stowarzyszenia od kilkudziesięciu lat utrzymuje się na niezmiennym poziomie około 300.

 

A średnia wieku ratowników?

Niestety, wzrasta. W czasach gdy wstępowałem do TOPR, w naszych szeregach dominowali dwudziestokilkulatkowie, teraz jest ich mniejszość. Młodych ludzi najbardziej ograniczają obecnie możliwości czasowe, coraz więcej czasu przeznaczają na pracę.

 

 

Najważniejsi są ludzie

 

Czy teraz łatwiej jest być ratownikiem niż dawniej?

Łatwiej? W jakim sensie?

 

Na przykład dzięki doskonałemu ekwipunkowi i sprzętowi: śmigłowce, drony, samochody terenowe, quady, skutery śnieżne, łączność, telefony komórkowe, aplikacje...

To są tylko środki do realizacji naszych celów. Medialnie świetnie sprzedają się informacje, że w akcji uczestniczyły drony, psy i tak dalej, ale to są tylko elementy pomocnicze, jak lina, karabinek, czekan czy raki. Najważniejsi jednak byli i są ludzie - ich umiejętności, chęć działania, zaangażowanie - to się nie zmieniło. Oczywiście sprzęt bardzo nam pomaga i ułatwia, lecz nie zastępuje człowieka. Poza tym coraz lepszy sprzęt i bardziej zaawansowane technologie wymagają większych umiejętności posługiwania się nimi. Coraz więcej trzeba teraz wiedzieć i więcej czasu należy przeznaczać na szkolenia. To też nie lada wyzwanie, zarówno dla ratowników zawodowych, jak i ochotników. Nie ulega jednak wątpliwości, że dysponujemy najwyższej klasy sprzętem, bez którego trudniej byłoby nam nieść pomoc.

 

Z pewnością łatwiej też teraz być turystą.

Tak, łatwiej teraz dojechać w góry, mieć dobry ubiór, prowiant, ekwipunek i sprzęt oraz - jeżeli ktoś chce - zdobywać umiejętności na kursach. Łatwiej też tylko wyglądać, jak kwalifikowany turysta i robić wrażenie na szlaku lub w mieście... Jednak turystów świadomych swoich możliwości, znających zagrożenia i potrafiących prawidłowo ocenić warunki jest chyba tylu, co dawniej. A przecież np. prosta sprawa: prognozy pogody, dawniej nieosiągalne i nieprecyzyjne, a teraz doskonałe i ogólnodostępne. Możemy na bieżąco śledzić przesuwające się fronty burzowe i - jeżeli tylko zechcemy - nie dać się zaskoczyć nawałnicy. Ważne jednak, aby chcieć te decyzje podejmować.

 

Na szczęście łatwiej też - w razie potrzeby - wezwać pomoc...

Owszem, nie trzeba wołać o pomoc, biec do schroniska, czekać godzinami. Są telefony komórkowe, aplikacje, chociaż... Nie wszędzie w górach jest zasięg i baterie rozładowują się szybciej niż w mieście, co potrafi nieprzyjemnie zaskoczyć.

 

112 działa praktycznie wszędzie

 

Gdzie w Tatrach nie ma zasięgu?

Na dnie większości głębokich dolin, na przykład w Starorobociańskiej czy w Pięciu Stawach. Natomiast w wyższych partiach polskich Tatr, czyli tam, gdzie poważnych wypadków jest najwięcej, przynajmniej numer 112 działa praktycznie wszędzie. Ta łatwość wezwania pomocy może jednak sprawiać, że turyści ulegają fałszywemu poczuciu bezpieczeństwa lub stają się mniej ostrożni i decydują na ryzyko, bo przecież - w razie potrzeby - zawsze mogą zadzwonić. Jest to też wyzwanie dla ratowników, gdyż musimy reagować o wiele szybciej. Z drugiej jednak strony, możemy na bieżąco być w kontakcie z poszkodowanym lub osobą mu towarzyszącą oraz precyzyjnie określić miejsce wypadku, co niezwykle pomaga nam w niesieniu pomocy.

 

Skoro już mówimy o zmianach, to czy zauważył Pan w Tatrach zmiany klimatu zwiększające zagrożenie dla turystów? Gwałtowniejsze burze, częstsze lawiny?

Nie prowadzę badań, nie jestem specjalistą, ale mam wrażenie, że gwałtownych zjawisk jest więcej. Dawniej szczyt sezonu burzowego przypadał na czerwiec i lipiec, teraz zdarzają się one przez niemal cały rok. Wydaje mi się też, że są częstsze i intensywniejsze. Zimy natomiast przesunęły się - zaczynają się później i później się kończą, duże opady śniegu odnotowujemy nawet pod koniec maja, co powoduje - nietypowe dotychczas dla Tatr - późnowiosenne zagrożenie lawinowe, które może zaskoczyć turystów.

 

 

Ile wypadków zdarza się rocznie w polskich Tatrach?

Około tysiąc, nie licząc narciarskich.

 

Czy na przestrzeni lat ich liczba rośnie proporcjonalnie do liczby turystów?

Tak, ta zależność jest dość prosta: im więcej turystów, tym więcej wypadków. Natomiast sama struktura wypadków nie jest już tak skorelowana z frekwencją, bo na przykład liczba wypadków i zachorowań ze skutkiem śmiertelnym nie rośnie, pomimo wzrostu liczby osób, którym udzielamy pomocy.

 

Z czego to może wynikać?

Zapewne zarówno z możliwości szybkiego zgłoszenia wypadku, jak i skuteczności TOPR - możliwości użycia śmigłowca, łączności czy zaawansowanego sprzętu medycznego. Ratujemy obecnie wiele osób z pełnym zatrzymaniem krążenia, co dawniej nie zdarzało się niemal w ogóle. Wśród ratowanych są też osoby, którym kiedyś praktycznie nie mogliśmy udzielić pomocy, czyli turyści, którzy utknęli w trudnym terenie. Dawniej nie mieli możliwości błyskawicznego wezwania pomocy, a my nie mogliśmy tak szybko do nich dotrzeć. Przed laty stanowili więc znacznie większą część ofiar, niż teraz. Obecnie około 90 proc wypadków śmiertelnych stanowią tak zwane upadki z wysokości.

 

Lawiny i pioruny to margines

 

A co jest najczęstszą przyczyną wypadków?

W nomenklaturze TOPR nazywamy to potknięciem lub upadkiem, co w łatwym terenie może spowodować tylko skręcenie nogi, natomiast w eksponowanym i trudnym może zakończyć się śmiercią. TOPR najczęściej udziela pomocy w tych prostych przypadkach, bo jest ich oczywiście najwięcej. Najtrudniejsze jednak stanowią dla nas - rzecz jasna - największe wyzwanie. Najczęściej też trafiają do mediów, gdyż są spektakularne. Lawiny, pioruny - to margines, w śmiertelnych statystykach dominują upadki z wysokości w rejonie Rysów, Przełęczy Pod Chłopkiem i Orlej Perci.

 

Czy przyczyną wypadków jest najczęściej ignorancja, brawura, lekkomyślność, czy po prostu pech?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, nie mam stosownych danych. Chciałbym jednak podkreślić, że obraz przedstawiany przez media jest fałszywy. Stwierdza się w nich bowiem, że ktoś uległ wypadkowi z powodu brawury, głupoty, czy nieodpowiedzialności. I oczywiście często tak jest. Jednak często, ale nie zawsze. Nie trzeba być durniem, aby zginąć w Tatrach. Możemy spełnić wszystkie wymagania, znakomicie przygotować się, mieć najlepszy sprzęt i... pecha. Nieszczęśliwe wypadki też chodzą po Tatrach. Odpowiednio przygotowując się i zachowując, możemy oczywiście zmniejszyć ryzyko, ale w stu procentach bezpieczni nie będziemy nigdy.

 

Z jakimi urazami TOPR ma do czynienia najczęściej?

To po pierwsze, stłuczenia, skręcenia, zwichnięcia, złamania rąk i nóg. Po drugie, zachorowania spowodowane przez dolegliwości, które ujawniają się przy szczególnie intensywnym wysiłku. A po trzecie, przeciążenie, przeforsowanie, osłabienie i odwodnienie.

 

Najwięcej wypadków jest na Rysach

 

Gdzie zdarza się najwięcej wypadków?

Na Rysach. Wynika to stąd, że pojawiają się tam ludzie kompletnie nieprzygotowani, zdobywający takie, czy inne "korony", przyciągani magią najwyższego szczytu w Polsce. Warunki panujące na Rysach potrafią zresztą zaskoczyć nawet doświadczonych turystów, którzy w niższych górach zdarli niejedną parę butów. Mnóstwo wypadków zdarza się też na Giewoncie, obleganym przez tłumy często zupełnie przypadkowych wczasowiczów, dla których ten szczyt jest urlopowym "must have".

 

Jakie błędy najczęściej popełniają turyści?

Źle oceniają warunki lub własne umiejętności, tudzież formę. Ponosi ich brawura, fantazja, ambicja. O ile w ogólnej liczbie osób, którym udzielamy pomocy, liczba kobiet i mężczyzn jest podobna, o tyle wśród ofiar wypadków śmiertelnych aż 90 proc. stanowią mężczyźni. Bo to zapewne oni są bardziej skłonni podejmować większe ryzyko, nie potrafią wycofać się, zrezygnować, zmienić plany. A ostatnio, szczególnie po słowackiej stronie, wśród śmiertelnych ofiar, jest wielu samotnych turystów, którzy, być może, nie zginęliby, gdyby ktoś im towarzyszył.

 

 

Aplikacja „Ratunek” lub numer 112

 

Kiedy i jak wezwać TOPR?

Wezwać? Powiedziałbym raczej skontaktować się z TOPR. Kiedy? Wtedy, gdy będąc w górach, mamy wątpliwości co do swoich kwalifikacji, gdy czujemy się zagrożeni albo jesteśmy świadkami lub ofiarami wypadku. Jak? Najprościej: dzwoniąc na numer alarmowy TOPR (985 lub 601 100 300) albo przez aplikację "Ratunek", która pozwala na precyzyjne zlokalizowanie miejsca wypadku (nie działa jednak przy braku zasięgu sieci macierzystej). Reszta należy do ratownika przyjmującego zgłoszenie, on nami pokieruje i podejmie stosowne decyzje.

 

A po słowackiej stronie Tatr?

Horská Záchranná Služba ma swoją analogiczną aplikację. Można też zadzwonić na numer 18 300, lub - zarówno po stronie słowackiej, jak i polskiej - 112. Natomiast wybierając się w inne góry warto zawczasu sprawdzić, jak wzywa się tam pomoc. Wprawdzie aplikacja "Ratunek" działa - w miarę zasięgu - na całym świecie, lecz dobrze znać alternatywne metody.

 

Warto pamiętać, że akcje ratunkowe Horskiej Záchrannej Služby są odpłatne...

Tak, dlatego zachęcamy do wykupienia ubezpieczenia. Wprawdzie akcje HZS nie są komercyjne, płacimy tylko za pokrycie kosztów, lecz użycie śmigłowca może zrujnować nam kieszeń.

 

Szpilki nie stanowią problemu

 

Pamięta Pan jakieś szczególnie kuriozalne wezwania?

Pamiętam, lecz jestem zdecydowanym przeciwnikiem prezentowania kuriozalnych przypadków, które są absolutnym marginesem, a stwarzają fałszywy obraz sytuacji. Jeżeli wierzyć memom, to połowa turystów zdobywa Rysy w szpilkach. Skoro zatem nie idę w szpilkach, to jestem już absolutnie bezpieczny. To bardzo ryzykowne przeświadczenie. Tymczasem w rzeczywistości szpilki najczęściej widujemy w kolejce na Kasprowy, a japonki na drodze do Morskiego Oka, gdzie w zupełności wystarczą. Dajmy więc spokój szpilkom, nie stanowią problemu.

 

A co stanowi?

Nadużywanie alkoholu. Coraz częściej spotykamy pijanych turystów i to na najtrudniejszych szlakach. Kilka lat temu zdarzało się to sporadycznie.

 

Czy - jako naczelnik - ma Pan jeszcze czas na udział w akcjach, czy sprawy organizacyjne, administracyjne i udzielanie wywiadów absorbują Pana bez reszty?

Wywiadów nie udzielam, nie mam na nie czasu. Na udział w akcjach - niestety też nie. Moja praca ma charakter administracyjno-zarządczy, nad czym ubolewam, lecz nie ma innej możliwości. Ktoś musi kierować pogotowiem, aby ratować mógł ktoś... Nie sprawia mi to szczególnej satysfakcji.

 

A co sprawia?

Udział w skomplikowanej, trudnej technicznie akcji zakończonej uratowaniem życia.

 

W ilu akcjach brał Pan udział?

W blisko 500.

 

Zdarzyło się, że śmierć zajrzała Panu w oczy?

Tak. Najbliżej była pod Szpiglasową Przełęczą podczas akcji ratowniczej, w której zginęło dwóch naszych kolegów. Mnie również zasypała ta lawina. [30 grudnia 2001 r. zginęło dwóch młodych ratowników TOPR - Bartek Olszański i Marek Łabunowicz]. Ryzyko jest wpisane w pracę ratownika. Musi je dobrze ocenić, brawura nie może go ponieść.

 

 

Jan Krzysztof

Od ponad 40 lat jest ratownikiem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, a od 25 pełni funkcję naczelnika. Góral z pochodzenia, mieszka w Zakopanem.

 

 

W wydaniu drukowanym ten artykuł znajdziesz pod tytułem "Nie trzeba być durniem, by zginąć w Tatrach".

 

Aplikacja magazynnaszczycie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Źródło: TATRZAŃSKIE OCHOTNICZE POGOTOWIE RATUNKOWE Aktualizacja: 05/11/2024 15:54
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo magazynnaszczycie.pl




Reklama
Wróć do